Po co ja właściwie to robię? Po co siedzę po nocach i dłubię zlecenia, zamiast leżeć do góry brzuchem i odpoczywać po całym dniu? Po co każdy dzień z ładniejszą pogodą wykorzystuje na sesję „na zapas” na bloga, mimo, że mam wrażenie, że kręgosłup zaraz mi pęknie, gdy kolejny raz schylam się, żeby zrobić zdjęcie z odpowiedniej perspektywy? Czemu siedzę co 2 tygodnie i dłubię ten kolor na paznokciach, skoro wystarczyłoby żeby były w miarę zadbane i czyste? Po co wklepuję w siebie te oliwki i balsamy, brwi reguluję, włosy prostuję, rzęsy tuszem pociągam, mimo, że bywają dni, kiedy naprawdę nie chce mi się nic więcej niż wskoczyć w dres i związać 'cebulę’ na czubku głowy?
Zwłaszcza w przypadku córek, to my – mamy – stanowimy pierwszy autorytet, pierwszy wzór do naśladowania dla naszych dzieci. Ja wiem, że ona patrzy i chłonie jak gąbka każde moje słowo, każdy gest i wszystkie zachowania. Mniej lub bardziej świadomie w każdej wspólnie spędzonej minucie to właśnie ja kształtuję ją jako kobietę, którą będzie w przyszłości… a przecież chcę jak najlepiej. Nie chcę, by było tu miejsce na moje błędy!
Przecież chcę, żeby dbała o siebie…dla siebie. Bez względu na wszystkich dookoła, by dbała tak po prostu o to, by czuć się dobrze we własnej skórze. Nie chcę żeby jadła byle co, nie chcę żeby utwierdziła się w przekonaniu, że będąc mamą i żoną należy siebie spychać na dalszy plan. Chcę żeby wiedziała, że ma być dla siebie ważna bez względu na okoliczności. To właśnie dlatego od zawsze konsekwentnie trzymam się rytuału zjadania posiłków w spokoju i wypicia rano gorącej herbaty, która robi mi dzień. To dlatego od małego pokazuję jej, że te 10 minut rano w łazience na ogarnięcie się, uczesanie, pociągnięcie rzęs tuszem – to jest dla mnie ważne. To ma być ważne dla Ciebie, Córeczko, bo musisz być dla siebie ważna.
boska stylóweczka Wiki – TUTAJ
Chcę, żeby umiała ufać i kochać całym sercem, ale nie chcę, by była zależna od najlepszego nawet męża. Chcę, by decyzje związane z sercem, podejmowała sercem, bez analizy „czy sama dam radę finansowo”… Może dlatego, z brzuchem pod nosem dłubię po nocach zlecenia, smażąc naleśniki odpisuję na maile, a wolne chwile zamiast na oglądaniu seriali spędzam na oglądaniu seminariów, webinarów i robieniu kursów on-line. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której każdego dnia budzę się i zasypiam ze świadomością, że sama nie dałabym rady…
Kilkulatka chłonie otaczający świat jak gąbka – bez dokonywania selekcji moich zachowań, bez rozpatrywania co „dobre”, a co „złe”. Ona patrzy, obserwuje, próbuje zrozumieć i powiela moje zachowania. Tłumaczy sobie świat na swój sposób i to, co jej głowa zakoduje dzisiaj, będzie fundamentem osobowości dorosłej kobiety jutro. Dlatego jeśli otwieram oczy i na widok lejącego za oknem deszczu chcę tylko wskoczyć w dres, zjeść drożdżówkę i z powrotem wrócić do łóżka (czyli od listopada do marca prawie codziennie) zbieram jednak z kanapy te swoje 4 litery, idę się ubrać, uczesać, pociągnąć rzęsy tuszem, robię tę swoją rytualną gorącą herbatę, a gdy ją wypijam odpalam komputer i siadam do pracy.
kombinezon – Ziabaqlu | buty – Gino Rossi | kurtka – H&M | szal i torba – SH
Zastanawiałaś się, jakiego człowieka chcesz wychować? Jakim wzorem kobiety jesteś na co dzień, jakie wartości przekazujesz i co kodujesz w głowie małego człowieka, dla którego jesteś całym światem? Nie wychowamy dorosłych dbających o zdrowie siedząc na kanapie i podjadając ciastka przed telewizorem a na obiad serwując codziennie schabowego z ziemniakami. Nasze córki nie będą o siebie dbać jutro, jeśli my dziś siebie same postawimy na szarym końcu listy priorytetów. Pewnie nie będą dbały o swoją niezależność, jeśli nie damy im dziś przykładu… więc bądźmy dla siebie ważne, dziewczyny! Dbajmy o siebie, o swoje rytuały, o swój wygląd, o swoje poczucie własnej wartości i o swoją niezależność. Bądźmy dobrym przykładem.
Rodzic a dziecko
28 pomysłów, co kupić na prezent dla Niej, dla Niego i dla Dziecka | Prezentownik Wyjątkowości 2020
Wierzę w magię drobnych upominków. Wierzę, że przemyślanym, trafionym prezentem można powiedzieć „jesteś dla mnie ważna/y, myślę o Tobie”. Dlatego dziś, kolejny rok z rzędu mam dla Was świeżutkie zestawienie Wyjątkowości, którymi można obdarować najbliższych. Prezentownik Wyjątkowości ma to do siebie, że są to wyselekcjonowane przeze mnie rzeczy, których na próżno szukać w popularnych sklepach. […]
Wielki Prezentownik Wikilistki – zbiór ponad 2000 pomysłów na prezenty (dla dzieci i nie tylko!) z bloga
Szukasz pomysłu na trafiony prezent? Przedstawiam Ci Wielki Prezentownik Wikilistki, czyli ponad 2000 inspiracji na prezent dla dzieci i nie tylko. Od lat zajmuję się smartshoppingiem i przy okazji wyszukuję prezentowe perełki. W związku z tym, że przez kilka lat na blogu pojawiła się masa, ale to masa wpisów z inspiracjami na różne prezenty, postanowiłam […]
Jak zacząć odgracanie domu i pozbyć się zbędnych rzeczy z mieszkania?
Czujesz, że przytłaczają Cię rzeczy. Rozglądasz się dookoła i widzisz je wszędzie – jest ich za dużo, nie mają swojego miejsca, a bałagan, który tworzą przyprawia Cię o ból głowy. Sprzątasz i za chwilę znów jest to samo – mnóstwo rzeczy na wierzchu. Brzmi znajomo? Chyba każda z nas to kiedyś przechodziła. Nawet ja, trąbiąca […]
Mówmy głośno – bicie zawsze jest złe | #KochamNieBiję
Ja naprawdę bardzo się staram nie wpieprzać w życie innych ludzi, nie oceniać czyjegoś rodzicielstwa i nie wygłaszać swoich teorii na ten temat w tonie „powinniście/nie powinniście” – zwłaszcza, że w kwestii świadomego rodzicielstwa mam dość radykalne poglądy i pewnie większość by uznała, że wymagam od rodziców za dużo, ale są tematy, na które nigdy […]
Rodzicielstwo bliskości, szacunku, zrozumienia, intuicji…? | Podsumowanie pierwszych trzech lat mojego macierzyństwa
Pierwszy raz po kilku miesiącach obudziłam się dziś pierwsza z całej trójki i dane mi było napawać się poranną, niczym nieskażoną beztroską domową ciszą, w której słychać było tylko ich spokojne oddechy, w rytm których najmłodsze, jeszcze z brzucha, również dawało znać o swoim istnieniu. Po ciężkiej, w połowie nieprzespanej nocy, której atrakcjami była niewyjaśniona wysoka temperatura pierworodnej i […]
Rozważania Matki Debiutantki #1
Jestem mamą od niespełna trzech lat. W dodatku matkuję jednej tylko istocie na ziemi, nie śmiem więc nazywać się ekspertem czy też jako specjalistka od wychowywania zabierać głosu na szerszym forum. Jestem też jednak przede wszystkim człowiekiem. Istotą, która naprawdę całkiem niedawno wyrosła z wieku dziecięcego i są pewne kwestie w wychowywaniu dziecka, które przez […]
Mądrze wychowywać, tłumaczyć świat
Wtorek. Jeden spacer z przerywnikiem w postaci pobrania krwi z paluszka. Wczorajszy dzień, który udowodnił mi jak ważne jest rozmawianie z dzieckiem o świecie takim, jakim jest naprawdę, ile znaczy mówienie prawdy…oraz jak często jeszcze nie wierzę wystarczająco w moją córkę. Dzień, który skłonił również do refleksji nad głębszym znaczeniem stwierdzenia „mądrze wychowywać”, bo właściwie… […]
Pięknie napisane 🙂
Monika pięknie wyglądasz na tych zdjęciach, same zdjęcia też zresztą piękne.
Monika pięknie wyglądasz na tych zdjęciach, same zdjęcia też zresztą piękne.
Początki karmienia – o zgrozo. Przy pierwszym dziecku tak jak i Ty przechodzilam ciężkie chwile, poranione sutki, krew, okropny ból nawet podczas kąpieli, która powinna być relaksująca. Ogromna chęć karmienia piersią połączona z brakiem wiedzy, doświadczenia i co najgorsze z brakiem pomocy od osób, które pomóc powinny. W szpitalu położne, które powinny pomóc jako młodej nie doświadczonej matce pocieszały, że nie jest mi pisane karmienie piersią. Nie jest pisane? Napisać można książkę ale na temat tego jak nie poddać się w takiej sytuacji bo przecież jest tyle sposobów i powodow, tyle porad żeby się nie poddać a ja nie ich nie znałam… niestety. Bardzo ciężko było mi się z tym pogodzić, pokarm znikł w mgnieniu oka a ja nie wiedząc, że laktację trzeba „uruchomić” puściłam swoje wielkie marzenia w niepamięć, marzenia o karmieniu piersią i spędzania w ten piękny sposób wielu chwil miłości i bliskości z swoim maluszkiem.
Na szczęście dostałam drugą szansę, po siedmiu latach urodziłam kolejnego syna, przygotowywałam się całą ciążę, edukowałam na temat karmienia piersią, na tenat laktacji oraz znalazlam wiele porad żeby się nie poddawać i oto tym razem udało się. Nie pozwoliłam się zbywać opowieściami, że karmienie naturalne nie jest mi pisane, prosiłam uparcie o pomoc położne i tak dzięki ich pomocy i swojej determinacji doszłam do celu, już w pierwszej dobie życia maluszka karmiłam piersią, syn „wisiał” na piersi non stop a ja cieszyłam się, cieszyłam jak mała dziewczynka na widok nowej zabawki, ta rodząca się więź, ta ogromna bliskość z maleństwem, uczucie ogromnej siły i miłości.
Moj syn niedługo będzie miał 4 miesiące, nadal karmię go piersią i nie zamierzam przestawiać.
Nie poddawajcie się mamusie w karmieniu swoich pociech piersią, to najlepsza rzecz jaką możecie im dać poza swoją miłością.
Początki karmienia – o zgrozo. Przy pierwszym dziecku tak jak i Ty przechodzilam ciężkie chwile, poranione sutki, krew, okropny ból nawet podczas kąpieli, która powinna być relaksująca. Ogromna chęć karmienia piersią połączona z brakiem wiedzy, doświadczenia i co najgorsze z brakiem pomocy od osób, które pomóc powinny. W szpitalu położne, które powinny pomóc jako młodej nie doświadczonej matce pocieszały, że nie jest mi pisane karmienie piersią. Nie jest pisane? Napisać można książkę ale na temat tego jak nie poddać się w takiej sytuacji bo przecież jest tyle sposobów i powodow, tyle porad żeby się nie poddać a ja nie ich nie znałam… niestety. Bardzo ciężko było mi się z tym pogodzić, pokarm znikł w mgnieniu oka a ja nie wiedząc, że laktację trzeba „uruchomić” puściłam swoje wielkie marzenia w niepamięć, marzenia o karmieniu piersią i spędzania w ten piękny sposób wielu chwil miłości i bliskości z swoim maluszkiem.
Na szczęście dostałam drugą szansę, po siedmiu latach urodziłam kolejnego syna, przygotowywałam się całą ciążę, edukowałam na temat karmienia piersią, na tenat laktacji oraz znalazlam wiele porad żeby się nie poddawać i oto tym razem udało się. Nie pozwoliłam się zbywać opowieściami, że karmienie naturalne nie jest mi pisane, prosiłam uparcie o pomoc położne i tak dzięki ich pomocy i swojej determinacji doszłam do celu, już w pierwszej dobie życia maluszka karmiłam piersią, syn „wisiał” na piersi non stop a ja cieszyłam się, cieszyłam jak mała dziewczynka na widok nowej zabawki, ta rodząca się więź, ta ogromna bliskość z maleństwem, uczucie ogromnej siły i miłości.
Moj syn niedługo będzie miał 4 miesiące, nadal karmię go piersią i nie zamierzam przestawiać.
Nie poddawajcie się mamusie w karmieniu swoich pociech piersią, to najlepsza rzecz jaką możecie im dać poza swoją miłością.
Chciałabym też dodać, że bardzo ciężko trzymać się tego typu standardow jak codzienne ogarniecie umalowanie i zrobienie paznokci przy dwójce małych dzieci. Jesteś świetna planręką i pewnie znajdziesz na to czas codziennie, niemniej jednak w większości przypadków gorszych planerek kończy się to frustracją i załamką bo o to już 3 dzień włos nie umyty? been there done that…pierwsze pół roku przedresowalam i mam się całkiem dobrze. Powoli wracają ogarniete poranki.
Paznokcie robię raz na dwa tygodnie ;)) A codzienne ubranie się,ogarnięcie włosów czy zadbanie żeby były czyste i pociagniecie rzęs tuszem (bo nigdzie nie piszę o pełnym makijażu,sama pełen makijaż robię może z 2-3 razy w roku) to nie jest nadludzki wyczyn i ja akurat będę wierna tej zasadzie,że dzieci powinny być od początku uczone tego,że każda osoba w domu ma prawo do tych kilku minut dla siebie rano na ogarnięcie się,że każdy ma prawo do ciepłego posiłku itp. Trzymałam się tego przy Wiki i przy Mii też zamierzam,że jeśli dajmy na to akurat maluję rzęsy,co jest czynnością zajmująca łącznie niecala minute to nie przerywam tylko dlatego,że niemowlę właśnie kwęknęlo. Oczywiście pomijam sytuację kiedy coś się dzieje i się pędzi na gwałtu rety do dziecka ;)) ale to się z kolei nie zdarza codziennie i notorycznie. Piszesz,że po pół roku „wracasz do siebie ” i super, tylko sek w.tym,że wiele mam przyzwyczaja się do takiego stanu 'dres,zimna kawa,resztki na obiad…’ i odstawić siebie w kat na ładnych kilka lat a często później powrót do normalnego funkcjonowania jest bardzo trudny,bo świat się zmienia a my nie nadążamy
Chciałabym też dodać, że bardzo ciężko trzymać się tego typu standardow jak codzienne ogarniecie umalowanie i zrobienie paznokci przy dwójce małych dzieci. Jesteś świetna planręką i pewnie znajdziesz na to czas codziennie, niemniej jednak w większości przypadków gorszych planerek kończy się to frustracją i załamką bo o to już 3 dzień włos nie umyty? been there done that…pierwsze pół roku przedresowalam i mam się całkiem dobrze. Powoli wracają ogarniete poranki.
Paznokcie robię raz na dwa tygodnie ;)) A codzienne ubranie się,ogarnięcie włosów czy zadbanie żeby były czyste i pociagniecie rzęs tuszem (bo nigdzie nie piszę o pełnym makijażu,sama pełen makijaż robię może z 2-3 razy w roku) to nie jest nadludzki wyczyn i ja akurat będę wierna tej zasadzie,że dzieci powinny być od początku uczone tego,że każda osoba w domu ma prawo do tych kilku minut dla siebie rano na ogarnięcie się,że każdy ma prawo do ciepłego posiłku itp. Trzymałam się tego przy Wiki i przy Mii też zamierzam,że jeśli dajmy na to akurat maluję rzęsy,co jest czynnością zajmująca łącznie niecala minute to nie przerywam tylko dlatego,że niemowlę właśnie kwęknęlo. Oczywiście pomijam sytuację kiedy coś się dzieje i się pędzi na gwałtu rety do dziecka ;)) ale to się z kolei nie zdarza codziennie i notorycznie. Piszesz,że po pół roku „wracasz do siebie ” i super, tylko sek w.tym,że wiele mam przyzwyczaja się do takiego stanu 'dres,zimna kawa,resztki na obiad…’ i odstawić siebie w kat na ładnych kilka lat a często później powrót do normalnego funkcjonowania jest bardzo trudny,bo świat się zmienia a my nie nadążamy
Widzisz a ja miałam przykład odwrotny w swoim domu. Mama nie dbała o siebie ani dom w sensie porządku i czystości. Wstyd mi do dziś kiedy tam wracam i kiedy czuję kiepski zapach brudnych ciuchów czy włosów mojej mamy. Próbowałam wielokrotnie jakos zmienić to ale to dla mnie nie do niej jest problem. Zazdrościłam zadbanych mam koleżankom dobrze pamiętam jak lubiłam patrzeć na pomalowane, uczesane, pachnące kobiety. Teraz tez jestem mama mam syna i córkę chce być dla nich ładna, chce żeby patrzyli na mnie i nie musieli sie wstydzić. Nawet jesli czasem jestem w dresie a w domu bałagan i nic mi się nie chce to wspomnienie przeszłości szybko ustawia mnie do pionu bo boje się że mnie dopadnie taki stan umysłu jak moją mamę, nie odpuszczam sobie dla tych których kocham i dla siebie. Wierzę, że kiedy jest czysto i porządek kiedy minimum choćby zadbasz o siebie to świat ten wokół staje się lepszy, łatwiejszy do ogarnięcia ?
Widzisz a ja miałam przykład odwrotny w swoim domu. Mama nie dbała o siebie ani dom w sensie porządku i czystości. Wstyd mi do dziś kiedy tam wracam i kiedy czuję kiepski zapach brudnych ciuchów czy włosów mojej mamy. Próbowałam wielokrotnie jakos zmienić to ale to dla mnie nie do niej jest problem. Zazdrościłam zadbanych mam koleżankom dobrze pamiętam jak lubiłam patrzeć na pomalowane, uczesane, pachnące kobiety. Teraz tez jestem mama mam syna i córkę chce być dla nich ładna, chce żeby patrzyli na mnie i nie musieli sie wstydzić. Nawet jesli czasem jestem w dresie a w domu bałagan i nic mi się nie chce to wspomnienie przeszłości szybko ustawia mnie do pionu bo boje się że mnie dopadnie taki stan umysłu jak moją mamę, nie odpuszczam sobie dla tych których kocham i dla siebie. Wierzę, że kiedy jest czysto i porządek kiedy minimum choćby zadbasz o siebie to świat ten wokół staje się lepszy, łatwiejszy do ogarnięcia ?
nie do końca się zgodzę. Moja matka zawsze bardzo o siebie dbała, ale wiem, że tal naprawdę siebie nie lubiła. I ja to od niej właśnie przejęłam, mimo że jej wygląd zawsze był nienaganny. Ja chodzę w dresie, bo uważam, że kobieta może chodzić i w worku, a być wartościową i cudowną kobietą. Moje dziecko ma wiedzieć, że jest wartościowe bez względu na to, co na sobie nosi, a dbanie o sobie nie musi oznaczać nakładania makijażu. Mysle, ze lepiej spędzić czas na kochaniu siebie niż pacykowaniu, jesli juz mam mało,czasu ? innymi słowy, nie podoba mi się nacisk na wygląd w tym artykule, ZWŁASZCZA jesli wychowujemy dziewczynkę. Ale tekst ważny. Dzięki.
Ania, zwróć proszę uwagę na to, co napisałam „Przecież chcę, żeby dbała o siebie…dla siebie. Bez względu na wszystkich dookoła, by dbała tak po prostu o to, by czuć się dobrze we własnej skórze. Nie chcę żeby jadła byle co, nie chcę żeby utwierdziła się w przekonaniu, że będąc mamą i żoną należy siebie spychać na dalszy plan. Chcę żeby wiedziała, że ma być dla siebie ważna bez względu na okoliczności.” Ja osobiście uważam, że bardziej zmotywowaną do działania jest się, kiedy się człowiek ogarnie, ubierze tak jak na jakieś wyjscie czy spotkanie i „doprowadzi do porządku” niż wtedy, kiedy śmiga się w dresach, ale nie uważam, żeby strój jakkolwiek miał się do tego jakim człowiekiem się jest, kompletnie nie o to chodzi. Chodzi o przykład – o to, by ona sama była dla siebie ważna, by doceniała siebie, by nie spychała siebie na dalszy plan. Żeby nie doprowadzała do sytuacji bycia w pełni zależną od faceta (bo różnie w życiu bywa), żeby umiała walczyć o marzenia i też, żeby wiedziała, że jeden czy dwa gorsze dni są ok, ale nie są rozwiązaniem na trudny okres, bo marazm do niczego nie prowadzi, trzeba działać.
Całkowicie zgadzam się z Anią. Nam, kobietom poprzeczkę podnosi się coraz to wyżej: mamy być zawsze piękne, zadbane, pracujące, niezależne, kochające żony i matki. Ale to nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest kobiece serce i poczucie własnej wartości, bycie szczęśliwym człowiekiem, spełnioną kobietą. Nie zależnie od tego czy chodzę po domu w dresach czy też codziennie śmigam w sukienkach z pełnym makijażem.
Ale ja właśnie o tym poczuciu wartości pisze – o tym że chce żeby była dla siebie ważna,zawsze. Żeby dbała o rzeczy dla siebie ważne. I tak,ja się zgodzę,że można być zadbana,szczęśliwa kobieta biegając w dresie i bez makijażu,ale to nie jest sposób na życie…tu nie chodzi o kieckę,szpilki i pełen makijaż tylko o ogarnięcie się,zmianę rozciagnietego dresu po domu na choćby jeansy i koszulkę,pociagniecie rzęs tuszem,bo wtedy automatycznie czujemy się lepiej i mamy więcej siły do działania 😉
Niestety ja mam podobne odczucia czytając ten post. Piszesz ze mimo że są dni kiedy masz chęć na dres i włosy w kitke a mimo to zawsze! malujesz oko eklepujesz balsam itd..dla mnie to nie jest nauka dbania o siebie a wręcz przeciwnie. Dbanie o siebie to również szacunek do własnych odczuć i słabości a nie stawanie na wysokości zadania wbrew sobie. Ja tego własnej córki uczyć nie chce. Mimo że jestem kobietą tzw sukcesu i dbam o swój wygląd, dla siebie właśnie chcę czasem wyglądać jak Ja.
Piszę,że nie pozwalam sobie na takie nieogarniecie za Każdym razem kiedy mam na to ochotę (czyli od listopada do marca notorycznie,bo mi jesienno-zimowa aura nie służy). Zauważ,że sama piszesz,że Ty na co dzień jesteś przykładem kobiety,która dba o siebie – i nie tylko o wygląd fizyczny tu chodzi,ale o samorozwoj,o to,że po urodzeniu dziecka nie wyskoczyłas w dres,nie zrezygnowałas z siebie,z myśli o jakiejś pracy 'dla siebie’. Chodziło mi w tekście o to,że chce ją nauczyć,że rola żony i mamy powinna motywować a nie skłaniać do postawienia siebie na szarym końcu na zdaniu się tylko na pieniądze męża itp.
nie do końca się zgodzę. Moja matka zawsze bardzo o siebie dbała, ale wiem, że tal naprawdę siebie nie lubiła. I ja to od niej właśnie przejęłam, mimo że jej wygląd zawsze był nienaganny. Ja chodzę w dresie, bo uważam, że kobieta może chodzić i w worku, a być wartościową i cudowną kobietą. Moje dziecko ma wiedzieć, że jest wartościowe bez względu na to, co na sobie nosi, a dbanie o sobie nie musi oznaczać nakładania makijażu. Mysle, ze lepiej spędzić czas na kochaniu siebie niż pacykowaniu, jesli juz mam mało,czasu ? innymi słowy, nie podoba mi się nacisk na wygląd w tym artykule, ZWŁASZCZA jesli wychowujemy dziewczynkę. Ale tekst ważny. Dzięki.
Ania, zwróć proszę uwagę na to, co napisałam „Przecież chcę, żeby dbała o siebie…dla siebie. Bez względu na wszystkich dookoła, by dbała tak po prostu o to, by czuć się dobrze we własnej skórze. Nie chcę żeby jadła byle co, nie chcę żeby utwierdziła się w przekonaniu, że będąc mamą i żoną należy siebie spychać na dalszy plan. Chcę żeby wiedziała, że ma być dla siebie ważna bez względu na okoliczności.” Ja osobiście uważam, że bardziej zmotywowaną do działania jest się, kiedy się człowiek ogarnie, ubierze tak jak na jakieś wyjscie czy spotkanie i „doprowadzi do porządku” niż wtedy, kiedy śmiga się w dresach, ale nie uważam, żeby strój jakkolwiek miał się do tego jakim człowiekiem się jest, kompletnie nie o to chodzi. Chodzi o przykład – o to, by ona sama była dla siebie ważna, by doceniała siebie, by nie spychała siebie na dalszy plan. Żeby nie doprowadzała do sytuacji bycia w pełni zależną od faceta (bo różnie w życiu bywa), żeby umiała walczyć o marzenia i też, żeby wiedziała, że jeden czy dwa gorsze dni są ok, ale nie są rozwiązaniem na trudny okres, bo marazm do niczego nie prowadzi, trzeba działać.
Całkowicie zgadzam się z Anią. Nam, kobietom poprzeczkę podnosi się coraz to wyżej: mamy być zawsze piękne, zadbane, pracujące, niezależne, kochające żony i matki. Ale to nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest kobiece serce i poczucie własnej wartości, bycie szczęśliwym człowiekiem, spełnioną kobietą. Nie zależnie od tego czy chodzę po domu w dresach czy też codziennie śmigam w sukienkach z pełnym makijażem.
Ale ja właśnie o tym poczuciu wartości pisze – o tym że chce żeby była dla siebie ważna,zawsze. Żeby dbała o rzeczy dla siebie ważne. I tak,ja się zgodzę,że można być zadbana,szczęśliwa kobieta biegając w dresie i bez makijażu,ale to nie jest sposób na życie…tu nie chodzi o kieckę,szpilki i pełen makijaż tylko o ogarnięcie się,zmianę rozciagnietego dresu po domu na choćby jeansy i koszulkę,pociagniecie rzęs tuszem,bo wtedy automatycznie czujemy się lepiej i mamy więcej siły do działania 😉
Niestety ja mam podobne odczucia czytając ten post. Piszesz ze mimo że są dni kiedy masz chęć na dres i włosy w kitke a mimo to zawsze! malujesz oko eklepujesz balsam itd..dla mnie to nie jest nauka dbania o siebie a wręcz przeciwnie. Dbanie o siebie to również szacunek do własnych odczuć i słabości a nie stawanie na wysokości zadania wbrew sobie. Ja tego własnej córki uczyć nie chce. Mimo że jestem kobietą tzw sukcesu i dbam o swój wygląd, dla siebie właśnie chcę czasem wyglądać jak Ja.
Piszę,że nie pozwalam sobie na takie nieogarniecie za Każdym razem kiedy mam na to ochotę (czyli od listopada do marca notorycznie,bo mi jesienno-zimowa aura nie służy). Zauważ,że sama piszesz,że Ty na co dzień jesteś przykładem kobiety,która dba o siebie – i nie tylko o wygląd fizyczny tu chodzi,ale o samorozwoj,o to,że po urodzeniu dziecka nie wyskoczyłas w dres,nie zrezygnowałas z siebie,z myśli o jakiejś pracy 'dla siebie’. Chodziło mi w tekście o to,że chce ją nauczyć,że rola żony i mamy powinna motywować a nie skłaniać do postawienia siebie na szarym końcu na zdaniu się tylko na pieniądze męża itp.
To moje trzy grosze. Bardzo dużo racji, ale nie do końca. Żadna skrajność nie jest dobra. Gdyż po pierwsze mamy prawo do odpoczynku (to co do tej kanapy). Po drugie znam osóbkę, dla której ważniejszy jest swój wygląd, jak inni ją widzą, markowe ciuchy od córek.
Dlatego wszystko ma swoje granice. Pozdrawiam
Jasne, że żadna skrajność nie jest dobra! Ja też mam gorsze dni, ja też czasem spędzam dzień w piżamie – jasne! Tego też uczę Wiki, że przecież każdy ma prawo do gorszego dnia. Sęk w tym, żeby nie oglądała mnie takiej rozmemłanej i niedbającej codziennie. A już jeśli chodzi o drugą kwestię, którą poruszyłaś to bez komentarza nawet 😉 Już nie mówiąc o tym, że w tym, co napisałam markowe ciuchy nie mają żadnego znaczenia, znam wiele nawet bardzo, bardzo biednych a zawsze zadbanych osób, bo w tym dbaniu o siebie to nie chodzi o to, czy ja będę miała ciuchy markowe i najdroższe kosmetyki, tylko, że dbam o to, ,żeby te ciuchy były czyste, nie dziurawe, żeby zawsze mieć czyste włosy, zadbane paznokcie itp.
To moje trzy grosze. Bardzo dużo racji, ale nie do końca. Żadna skrajność nie jest dobra. Gdyż po pierwsze mamy prawo do odpoczynku (to co do tej kanapy). Po drugie znam osóbkę, dla której ważniejszy jest swój wygląd, jak inni ją widzą, markowe ciuchy od córek.
Dlatego wszystko ma swoje granice. Pozdrawiam
Jasne, że żadna skrajność nie jest dobra! Ja też mam gorsze dni, ja też czasem spędzam dzień w piżamie – jasne! Tego też uczę Wiki, że przecież każdy ma prawo do gorszego dnia. Sęk w tym, żeby nie oglądała mnie takiej rozmemłanej i niedbającej codziennie. A już jeśli chodzi o drugą kwestię, którą poruszyłaś to bez komentarza nawet 😉 Już nie mówiąc o tym, że w tym, co napisałam markowe ciuchy nie mają żadnego znaczenia, znam wiele nawet bardzo, bardzo biednych a zawsze zadbanych osób, bo w tym dbaniu o siebie to nie chodzi o to, czy ja będę miała ciuchy markowe i najdroższe kosmetyki, tylko, że dbam o to, ,żeby te ciuchy były czyste, nie dziurawe, żeby zawsze mieć czyste włosy, zadbane paznokcie itp.
Dzięki za ten tekst! 🙂
Do tej pory wychowywałam chłopaka, więc ta moja „kobiecość” czy walka o nią była raczej taka wyłącznie dla mnie, ewentualnie wypicie ciepłej kawy ważne dla pokazania, że każdy w rodzinie jest ważny i ma prawo do swoich dziesięciu minut czy pół godziny – na robienie, co chce, w świętym spokoju. Teraz spodziewam się córki i – jak to się mężowi śmiałam trochę ostatnio – mam obawy, bo „nigdy dotąd córki nie wychowywałam” 😛 Ale coś podskórnie czuję, że jest tak, jak piszesz: że sama dajesz dobry przykład… (Dlatego np. gonię męża, by składał swoje ubrania, a nie rzucał je jakkolwiek, przez co potem są całe zmięte i nie nadają się do użycia – by synek widział, że o rzeczy trzeba dbać, że baba – czy matka, czy dziewczyna, czy żona – nie będzie za nim latać i ciuchów składać, bo jemu się nie chce.) Zawsze może być też tak, że córka nie zechce powielić zachowań mamy – tej niedbającej o siebie, „poświęcającej się” dla rodziny, być może leniwej. Ale lepiej nie ryzykować 😛 Poza tym… Wtedy trudniej jest ten wzór przełamać, tak czy owak…
Ja obserwując osobę bardzo mi bliską i to jak mimowolnie powiela pewne negatywne zachowania wyniesione z domu śmiem twierdzić, że pewne rzeczy niestety się w nas zakorzeniają :/ Zresztą, sama łapię się np. na tym, że potrafię półśpiąca o 1 w nocy zmywać hybrydy jak już mam poobdrapywane paznokcie, a następnego dnia ważne spotkanie, bo moja mama zawsze goniąc mnie do mycia rąk czy obcinania paznokci powtarzała, że dłonie są wizytówką kobiety i muszą być zadbane i ona zawsze, ale to zawsze, pomimo pracy w systemie 12h/12h, pomimo dwójki dzieci w domu i męża będącego przez pół życia w delegacji, zawsze miała zadbane paznokcie. Raz pomalowane, raz nie, ale zawsze opiłowane, czyste, niezżółknięte. I ja po prostu mam to tak zakodowane, że nie umiem inaczej
Dziecko chłonie jak gąbką i bierze przykład z rodziców. Tak jak napisałaś – siedzę na kanapie, w piżamie do 12, więc czego mogę wymagać od dziecka?
Tu już nawet nie o wymaganie chodzi, a po prostu o to, że ja wierzę, że pewne rzeczy wynosimy z domu mimowolnie i są pewne zachowania, których naprawdę nie chciałabym jej przekazać
Dzięki za ten tekst! 🙂
Do tej pory wychowywałam chłopaka, więc ta moja „kobiecość” czy walka o nią była raczej taka wyłącznie dla mnie, ewentualnie wypicie ciepłej kawy ważne dla pokazania, że każdy w rodzinie jest ważny i ma prawo do swoich dziesięciu minut czy pół godziny – na robienie, co chce, w świętym spokoju. Teraz spodziewam się córki i – jak to się mężowi śmiałam trochę ostatnio – mam obawy, bo „nigdy dotąd córki nie wychowywałam” 😛 Ale coś podskórnie czuję, że jest tak, jak piszesz: że sama dajesz dobry przykład… (Dlatego np. gonię męża, by składał swoje ubrania, a nie rzucał je jakkolwiek, przez co potem są całe zmięte i nie nadają się do użycia – by synek widział, że o rzeczy trzeba dbać, że baba – czy matka, czy dziewczyna, czy żona – nie będzie za nim latać i ciuchów składać, bo jemu się nie chce.) Zawsze może być też tak, że córka nie zechce powielić zachowań mamy – tej niedbającej o siebie, „poświęcającej się” dla rodziny, być może leniwej. Ale lepiej nie ryzykować 😛 Poza tym… Wtedy trudniej jest ten wzór przełamać, tak czy owak…
Ja obserwując osobę bardzo mi bliską i to jak mimowolnie powiela pewne negatywne zachowania wyniesione z domu śmiem twierdzić, że pewne rzeczy niestety się w nas zakorzeniają :/ Zresztą, sama łapię się np. na tym, że potrafię półśpiąca o 1 w nocy zmywać hybrydy jak już mam poobdrapywane paznokcie, a następnego dnia ważne spotkanie, bo moja mama zawsze goniąc mnie do mycia rąk czy obcinania paznokci powtarzała, że dłonie są wizytówką kobiety i muszą być zadbane i ona zawsze, ale to zawsze, pomimo pracy w systemie 12h/12h, pomimo dwójki dzieci w domu i męża będącego przez pół życia w delegacji, zawsze miała zadbane paznokcie. Raz pomalowane, raz nie, ale zawsze opiłowane, czyste, niezżółknięte. I ja po prostu mam to tak zakodowane, że nie umiem inaczej
Dziecko chłonie jak gąbką i bierze przykład z rodziców. Tak jak napisałaś – siedzę na kanapie, w piżamie do 12, więc czego mogę wymagać od dziecka?
Tu już nawet nie o wymaganie chodzi, a po prostu o to, że ja wierzę, że pewne rzeczy wynosimy z domu mimowolnie i są pewne zachowania, których naprawdę nie chciałabym jej przekazać