Wymówki. Wszyscy doskonale je znamy, ale dlaczego pozwalamy sobie tak łatwo rezygnować z marzeń, oszukując samych siebie? „Nie mogę sobie na to pozwolić”, „tak się nie da”, „to nie jest dobra pora” – czy jest ktokolwiek, kto choć raz nie usprawiedliwiał się w ten sposób? No właśnie. A jak jest naprawdę? Ile w tych stwierdzeniach prawdy, ale ile zwyczajnej ucieczki przed odpowiedzialnością za własne życie?
Na początek – pocieszę Cię. Jeśli wiesz już czego chcesz i tylko szukasz wymówek, bo z jakiś powodów boisz się po to sięgnąć to i tak jesteś w lepszej sytuacji niż ten całkiem spory odsetek populacji, który boi się przyznać przed samym sobą ( a już Boże broń przed światem!) do swoich prawdziwych pragnień 😉
Przejdźmy zatem poziom wyżej – rozprawmy się z wymówką numer 1, która często sprawia, że przez 90 % życia godzimy się na bylejakość, czyli
„nie mogę sobie na to pozwolić” i „nie stać mnie na to”.
Ja zaliczając już w swoim nadal całkiem krótkim życiu zarówno całkiem niezłe wzloty jak i bardzo bolesne upadki, żyjąc i z bliżej nieograniczonym budżetem na „codzienne wydatki” i mając tylko 50 zł na tydzień życia dla trzyosobowej rodziny, nauczyłam się w pewnym momencie, że przez 90 % czasu to nie jest tak, że nie możemy sobie na pewne rzeczy pozwolić. Po prostu podejmujemy złe decyzje, a właściwie… dajemy im podejmować się samodzielnie, nie kontrolujemy własnego życia.
Od razu uprzedzę pytania i zarzuty wszelakie – oczywiście, że nie każdy i nie zawsze może sobie pozwolić na wszystko, choćby nie wiadomo jak mądrze wybierał. Oczywiście, że bywają dni, tygodnie, a czasem i miesiące, kiedy naprawdę ciężko wygospodarować drobne na cokolwiek poza absolutnie podstawowymi potrzebami. Przerabiałam to. Tyle, że to są sytuacje skrajne, tak jak to, że moje rozsądne wybory nie pozwolą mi w ciągu miesiąca zaoszczędzić na podróż dookoła świata, czy nawet weekend w 5-cio gwiazdkowym hotelu ze SPA. Wynieś więc proszę z moich dzisiejszych rozważań po prostu chęć większej kontroli nad codziennością, umiejętność świadomej analizy sytuacji. Nie skupiaj się proszę na przykładzie z ciastkiem, restauracją czy czymkolwiek innym, bo zupełnie nie o to mi chodzi.
W Sopocie są takie dwie moje ulubione restauracje przy samej plaży. Jeśli obserwujesz mnie na Instagramie i zerkasz czasami na wpisy z cyklu slow life, to zapewne wiesz, o których myślę. No uwielbiam je, ale z racji pewnego skrzywienia spowodowanego przejściową sytuacją, długo miałam mega problem z cenami, które widziałam w ich menu. No kurczę, kawałek ciasta i kawa ponad 35 zł?! Dla mnie długo to było nie do przeskoczenia, taka blokada w mojej głowie. Wiesz, głos rozsądku – nie stać mnie na to. Ale ja lubię sprawdzać, czy aby mój rozsądek zrobił research, bo jeśli nie, to niech się nie wtrąca w moje przyjemności. Spisywałam więc, ile w ciągu tygodnia potrafimy wydać na rzeczy właściwie zbyteczne. Takie, bez których ten tydzień wcale nie straciłby na jakości, a też właściwie nic dzięki nim nie zyskał ( dwa razy droższy jogurt, który smakuje tak samo i ma taki sam skład, tylko jest z bardziej prestiżowej firmy; średniej jakości paczka ciastek, zjadana kompulsywnie podczas wieczornej pracy i właściwie nie dająca większej przyjemności czy doznań smakowych; dwie gazety, woda kupiona na stacji benzynowej, bo mi się nie chciało w domu przelać do mniejszej butelki itp.). I co? A no wybacz rozsądku, ale jeśli trochę bardziej świadomie zacznę zarządzać zakupami to chyba mogę sobie być w tej knajpie i dwa razy w tygodniu, a bilans i tak mi wyjdzie na zero.
Oczywiście, gdy do tego doszłam wcale nie rozbijam się po restauracjach 2 razy w tygodniu, ale tak oto znalazłam sposób na m.in. częstsze krótkie wyjazdy, obiad poza domem raz na jakiś czas, nową książkę, jakąś zabawkę kupioną dziewczynkom bez okazji.
Gwarantuję Ci, że podobnie rzecz ma się z 90% rzeczy, których sobie nie zafundowałaś, bo „Cię na nie nie stać”. Nie jest tak, że „nie możesz sobie na to pozwolić”, tylko zbyt często tracisz kontrolę i pozwalasz życiu się dziać, jak mu się podoba.
Tak, tak. To ten podkład L’oreal czy nawet Chanel, o którym marzysz i wierz, że jest genialny, bo wykorzystałaś już 10 próbek, ale zamiast raz wydać stówę i wykorzystać to, co kupiłaś, wolisz zapłacić 5 razy po 20 zł i codziennie narzekać, że po 3 godzinach nie widać, że robiłaś make-up .
To ta tania koronka, którą kupiłaś, bo przecież była 5 razy tańsza, ale w efekcie kompletnie jej nie nosisz, bo po 2 praniach jest bardziej szorstka i sztywna niż stara tetrowa pielucha i zakładanie jej na siebie obok przyjemności nawet nie stało. Mogłaś wejść do Intimissimi, Triumpha albo chociaż Esotiq, zapłacić trochę więcej, ale za to wkładając najczęściej jak się da pod tę koszulkę oversize i ukochane legginsy piękną koronkową bieliznę, która jest tak wygodna, że niemal zapominasz, że masz ją na sobie mogłaś sprawić, że poczujesz się jak milion dolarów…
To jest to odmawianie sobie zagranicznych wymarzonych wyjazdów bez researchu i w efekcie wydawanie większej kasy na Mazurach albo nad Bałtykiem – bo lody, frytki, kuleczki, balonik, pocztóweczka…
To jest 10 kompletów średniej jakości pościeli, które w sumie niespecjalnie Ci się podobają zamiast 3, o których marzysz od dawna, ale cena wciąż Cię powstrzymuje… i tak daaalej.
Masz tylko jedno życie. Zastanów się, czy stać Cię na to, żeby zmarnować je na bylejakość?
Na beznadziejne, drapiące koronki, kosmetyki, które sprawiają, że makijaż musisz robić 3 razy dziennie od nowa i wyrzuty sumienia za każdym razem, gdy wypijesz na mieście dobrą kawę ? Jaki jest cel w odmawianiu sobie przyjemności i jakości przez większość życia? Po co? Do czego to prowadzi? Co – choćby w kontekście realizacji jakiś wielkich finansowych celów typu własny dom, działka, podróż dookoła świata – co zmienia 20 czy 50 zł raz w tygodniu? 50 zł tygodniowo, 200 zł miesięcznie, 2400 zł rocznie, 24 000 zł w ciągu 10 lat. A dom to wydatek minimum 300 000 zł – więc co zmieniają w tej kwocie 24 tysiące, które właściwie i tak zapewne „rozejdą się” podczas tych wszystkich nieprzemyślanych zakupów na badziewie, którego nawet nie będziesz pamiętać.
A co zmienia w Twoim życiu 10 lat bez świadomych przyjemności? Do ilu frustracji prowadzi, ilu pięknych wspomnień pozbawia?
jeden z ulubionych ostatnio kocyków – Turlu Tutu Geometric <3
Wiesz, właściwie to nawet nie były przemyślenia w kontekście finansów – ot tak od tego się zaczęło, bo przeglądałam zdjęcia z majówki i zapatrzyłam się na bezę.
Tu chodzi o coś większego – o to, żeby się w życiu nie rozmieniać na drobne.
Zjeść kawałek naprawdę świetnego ciasta i wypić dobrą kawę raz w tygodniu zamiast codziennie objadać się paczką takich sobie ciastek i wlewać w siebie rozpuszczalną. Kupić sobie jedne, porządne buty a nie 10 par czegoś, co w upalny dzień sprawia, że głupio Ci u znajomych zdjąć buty po spacerze. Jeden dzień maksymalnie skupić się na pracy, żeby drugi móc na 100 % poświęcić rodzinie, a nie przez cały tydzień robić wszystko na raz i jednocześnie nie robiąc porządnie nic. Nie chcieć za wszelką cenę zarabiać od razu, mając nikłe umiejętności i tym samym skazywać się na klepanie w miesiącu 15-tu „pełnopłatnych” zleceń za 200 zł, co będziesz okupować siedzeniem z pracą po nocach, tylko dojść do poziomu, kiedy to, co robisz jest tak dobre, że przychodzą ludzie i chcą za Twoją pracę, za to samo zlecenie zapłacić zapłacić 1000 zł, więc bierzesz zleceń 3, a nie 15 i automatycznie masz czas na życie poza pracą.
Szanujmy siebie – swój czas, swoją energię, swoje życie, które mamy tylko jedno. Zanim następnym razem sięgniesz po bylejakość, zatrzymaj się, weź głęboki oddech i zastanów się, czy aby na pewno właśnie tego chcesz od życia?
Stać nas na dużo rzeczy, bo rzadko kiedy kupujemy drogie rzeczy pod wpływem impulsu. Musimy wszystko przeczytać, sprawdzić które lepsze, gdzie taniej itp. Zakup ekspresu do kawy sprawił że już tak mnie nie ciągnie do kawy na mieście. Nie przestałam jej pić bo czasem miło jest sobie gdzieś posiedzieć, ale pewnie o połowę ograniczałam ten zakup – ekspres się zwrócił wielokrotnie 😉 właśnie zamówiliśmy dla dzieci plac zabaw na ogród. Mogliśmy wybrać mniejszy, tańszy, ale chcieliśmy duży i taki abyśmy nie żałowali, że jednak mógł mieć to czy tamto. Mogliśmy sami go budować, wyszłoby pewnie pół ceny lub mniej, ale nasz czas i nerwy nie są tyle warte.
Nie mamy parcia na ubrania od projektantów, wolimy mieć pół szafy ubrań z Lidla i pojechać na kilka wyjazdów w roku. Kwestia priorytetów. Najważniejsze to żyć tak aby nie żałować i pewnie, że warto jest mieć odłożone pieniądze na czarną godzinę czy na emeryturę. Ale wolimy mieć odłożone trochę mniej niż odkładać z myślą że świat poznamy na emeryturze. Bo kiedy jak nie teraz? 😉
DO-KŁA-DNIE!
Uwielbiam Twoje wpisy właśnie w TYM STYLU. Potrzebowałam tego, dzięki. 🙂
Uwielbiam Twoje wpisy właśnie w TYM STYLU. Potrzebowałam tego, dzięki. 🙂
dokładnie! zaczynam tak właśnie robić i w tym celu zrobiłam sobie arkusz kalkulacyjny w excelu żeby zobaczyć na jakie niepotrzebne pierdółki wydaję pieniądze;)
dokładnie! zaczynam tak właśnie robić i w tym celu zrobiłam sobie arkusz kalkulacyjny w excelu żeby zobaczyć na jakie niepotrzebne pierdółki wydaję pieniądze;)
Moja babcia zwykła powiadać: biednego nie stać na tanie 😉
Moja babcia zwykła powiadać: biednego nie stać na tanie 😉
Kobieto! Szacun! Powiedz, jeśli to nie tajemnica. Czy poza blogiem jeszcze gdzieś pracujesz? Czym się zajmujesz zawodowo. Tak z ciekawości.. Dziennikarstwo? Świetnie piszesz ?
Fotografuję ; ) ale z pisaniem zawodowo poza blogiem nigdy nie miałam nic wspólnego .
Dzięki!!!
Kobieto! Szacun! Powiedz, jeśli to nie tajemnica. Czy poza blogiem jeszcze gdzieś pracujesz? Czym się zajmujesz zawodowo. Tak z ciekawości.. Dziennikarstwo? Świetnie piszesz ?
Fotografuję ; ) ale z pisaniem zawodowo poza blogiem nigdy nie miałam nic wspólnego .
Dzięki!!!
Uwielbiam ten wpis. Trafia w sedno! Dziękuję!
Uwielbiam ten wpis. Trafia w sedno! Dziękuję!
Monika, uwielbiam Cię!
Opisałaś świetnie to, co sama czuję ostatnio…
Heh, przed chwilą odpakowałam sobie domek dla lalek, który kupiłam przez Internet – taki z prawdziwego zdarzenia, drewniany, skala 1:12, zamykany… Marzyłam o takim od dawna, na 30. urodziny dostałam kasę i stwierdziłam, że najlepsze, co mogę zrobić dla siebie trzydziestoletniej, to kupić domek dla lalek, o którym zawsze marzyłam ;D Mąż oczywiście poklepał się w czoło, bo kto normalny wydaje ponad 400 złotych na zabawkę dla siebie – wielką i drogą… Ale wiedziałam, że jeśli nie teraz, to nigdy, że okazje są po to, by z nich korzystać, bo potem się żałuje… Przykład? Miałam uzbierane 8 tysięcy na wycieczkę do Egiptu – moją wymarzoną – ze zwiedzaniem wszystkiego. 4 tysiące dla mnie i 4 dla kogoś, bo nie chciałam jechać sama – pierwsza tak daleka wyprawa by to była… No i co? I gów…, powinnam odpowiedzieć. Bo szkoda mi było płacić czy to za tatę, czy to za mojego męża (wtedy jeszcze chłopaka). I nie pojechałam. A kasa się rozeszła… I co? I teraz mnie na wycieczkę nie stać, tj. nie mam tych pieniędzy na „już”, poza tym dzieci, a w Egipcie niebezpiecznie… Heh, tak, wiem, teraz zaczynam wyłazić z kolejnymi wymówkami, ale prawda jest taka, że gdybym wtedy nie posłuchała tego nieznośnego wymówkowego głosiku w głowie, jedno z moich marzeń miałabym odhaczone. A tak? Wciąż czeka na realizację… Dlatego carpe diem – trzeba korzystać z życia teraz, już, bo takie zastanawianie się, co będzie kiedyś, „a może innym razem” i tym podobne daleko nas nie zaprowadzą… Odwlekanie w nieskończoność sprawi, że prawdopodobnie nigdy do czegoś nie dojdzie… Gdzie tu sens? Co powiemy sobie na łożu śmierci? Że szkoda i żałujemy, ale po ptokach? No bitch please! ;D
To samo przerabialiśmy z pościelami ostatnio… Zrobiłam research domowy i okazało się, że mamy chyba z 10 kompletów pościeli, z których większość była nieużywana, bo i tak w użyciu były ze 3, które lubimy najbardziej… Więc reszta do dziadków, na wieś albo do kontenera dla potrzebujących – w ramach naszego „projektu” odgruzowywania mieszkania z przedmiotów niepotrzebnych… Podobnie z ciuchami (Pozbyłam się 17 – sic! – toreb pełnych ubrań, których nie lubiłam, w których nie chodziłam, które miały badziewny skład!). Siedzimy w tych rzeczach, gromadzimy, na brak miejsca narzekamy, że nie mamy się w co ubrać, ale na dobrą sprawę to ta bylejakość jest, o której piszesz… Mnóstwo rzeczy „takich sobie” zamiast kilku naprawdę dobrych. Na kosmetykach np. już dawno nie oszczędzam – mam sprawdzone firmy i wiem, że wydane pieniądze po prostu nie zostały wyrzucone w błoto. Mądre podchodzenie do wydatków i życia – by czerpać z niego pełnymi garściami…
Ach, tej filozofii nauczył mnie też trochę mąż – bo choć jeśli idzie o wydatki domowe, ciuchowe czy tym podobne jest dość „skąpy”, to jeśli gdzieś wyjeżdżamy, nie szczędzi na atrakcjach. „Być może to ostatni raz, kiedy tu jesteśmy, trzeba korzystać!” – mówi. Więc gdy byliśmy w Warszawie, zwiedzaliśmy. 33 piętro Pałacu Kultury, Łazienki, Pałac Wilanowski (z ogrodami i wnętrzami – i to, i to wycieczka płatna, ale w końcu tam jesteśmy to musimy zobaczyć, prawda? ;)), Centrum Nauki Kopernik, punkt obserwacyjny w ogrodzie na dachu BUW… Żeby maksymalnie wykorzystać czas i możliwości, żeby potem nie żałować właśnie 🙂
<3 ja uwielbiam Twoje komentarze! :) Dialog na 100 % <3
Coś czuję, że gdybyśmy się spotkały, przegadałybyśmy całą noc albo i dłużej 😛
:*
Monika, uwielbiam Cię!
Opisałaś świetnie to, co sama czuję ostatnio…
Heh, przed chwilą odpakowałam sobie domek dla lalek, który kupiłam przez Internet – taki z prawdziwego zdarzenia, drewniany, skala 1:12, zamykany… Marzyłam o takim od dawna, na 30. urodziny dostałam kasę i stwierdziłam, że najlepsze, co mogę zrobić dla siebie trzydziestoletniej, to kupić domek dla lalek, o którym zawsze marzyłam ;D Mąż oczywiście poklepał się w czoło, bo kto normalny wydaje ponad 400 złotych na zabawkę dla siebie – wielką i drogą… Ale wiedziałam, że jeśli nie teraz, to nigdy, że okazje są po to, by z nich korzystać, bo potem się żałuje… Przykład? Miałam uzbierane 8 tysięcy na wycieczkę do Egiptu – moją wymarzoną – ze zwiedzaniem wszystkiego. 4 tysiące dla mnie i 4 dla kogoś, bo nie chciałam jechać sama – pierwsza tak daleka wyprawa by to była… No i co? I gów…, powinnam odpowiedzieć. Bo szkoda mi było płacić czy to za tatę, czy to za mojego męża (wtedy jeszcze chłopaka). I nie pojechałam. A kasa się rozeszła… I co? I teraz mnie na wycieczkę nie stać, tj. nie mam tych pieniędzy na „już”, poza tym dzieci, a w Egipcie niebezpiecznie… Heh, tak, wiem, teraz zaczynam wyłazić z kolejnymi wymówkami, ale prawda jest taka, że gdybym wtedy nie posłuchała tego nieznośnego wymówkowego głosiku w głowie, jedno z moich marzeń miałabym odhaczone. A tak? Wciąż czeka na realizację… Dlatego carpe diem – trzeba korzystać z życia teraz, już, bo takie zastanawianie się, co będzie kiedyś, „a może innym razem” i tym podobne daleko nas nie zaprowadzą… Odwlekanie w nieskończoność sprawi, że prawdopodobnie nigdy do czegoś nie dojdzie… Gdzie tu sens? Co powiemy sobie na łożu śmierci? Że szkoda i żałujemy, ale po ptokach? No bitch please! ;D
To samo przerabialiśmy z pościelami ostatnio… Zrobiłam research domowy i okazało się, że mamy chyba z 10 kompletów pościeli, z których większość była nieużywana, bo i tak w użyciu były ze 3, które lubimy najbardziej… Więc reszta do dziadków, na wieś albo do kontenera dla potrzebujących – w ramach naszego „projektu” odgruzowywania mieszkania z przedmiotów niepotrzebnych… Podobnie z ciuchami (Pozbyłam się 17 – sic! – toreb pełnych ubrań, których nie lubiłam, w których nie chodziłam, które miały badziewny skład!). Siedzimy w tych rzeczach, gromadzimy, na brak miejsca narzekamy, że nie mamy się w co ubrać, ale na dobrą sprawę to ta bylejakość jest, o której piszesz… Mnóstwo rzeczy „takich sobie” zamiast kilku naprawdę dobrych. Na kosmetykach np. już dawno nie oszczędzam – mam sprawdzone firmy i wiem, że wydane pieniądze po prostu nie zostały wyrzucone w błoto. Mądre podchodzenie do wydatków i życia – by czerpać z niego pełnymi garściami…
Ach, tej filozofii nauczył mnie też trochę mąż – bo choć jeśli idzie o wydatki domowe, ciuchowe czy tym podobne jest dość „skąpy”, to jeśli gdzieś wyjeżdżamy, nie szczędzi na atrakcjach. „Być może to ostatni raz, kiedy tu jesteśmy, trzeba korzystać!” – mówi. Więc gdy byliśmy w Warszawie, zwiedzaliśmy. 33 piętro Pałacu Kultury, Łazienki, Pałac Wilanowski (z ogrodami i wnętrzami – i to, i to wycieczka płatna, ale w końcu tam jesteśmy to musimy zobaczyć, prawda? ;)), Centrum Nauki Kopernik, punkt obserwacyjny w ogrodzie na dachu BUW… Żeby maksymalnie wykorzystać czas i możliwości, żeby potem nie żałować właśnie 🙂
<3 ja uwielbiam Twoje komentarze! 🙂 Dialog na 100 % <3
Coś czuję, że gdybyśmy się spotkały, przegadałybyśmy całą noc albo i dłużej 😛
:*
Amen 😀 ?
jak zawsze w punkt ;D;D
Amen 😀 ?
jak zawsze w punkt ;D;D
Ooo tak . Święta racja i chwała Ci za ten post . Bo to tak jakbym dostała kopa i sie ocknęła . Ostatnio co raz częściej zaczęłam wybierać tą lepsza jakość ale nie byłam w pełni świadoma czy to dobry krok a teraz jakby wszystko stało sie jaśniejsze .
Ooo tak . Święta racja i chwała Ci za ten post . Bo to tak jakbym dostała kopa i sie ocknęła . Ostatnio co raz częściej zaczęłam wybierać tą lepsza jakość ale nie byłam w pełni świadoma czy to dobry krok a teraz jakby wszystko stało sie jaśniejsze .
Love! Kupilam sobie podkład provoke licząc, ze będzie jak milion dolarów 🙂 trzeba się ogarnać i tyle!!
Love! Kupilam sobie podkład provoke licząc, ze będzie jak milion dolarów 🙂 trzeba się ogarnać i tyle!!