Zamykając 2018 rok mam w głowie po nim tyle przemyśleń, że nie da się go przemilczeć. Nie chcę. Zbyt wiele ważnych jest spraw, które nie powinny przeminąć bez refleksji. Choć nie sposób dziś w podsumowaniu roku poruszyć wszystkich ważnych tematów do rozmowy tu z Wami, które zakiełkowały w mojej głowie (tym najważniejszym poświęcę osobne wpisy, bo wiem, że będą aktualne i jutro i za kilka lat – chcę żebyście mogły łatwo do nich wracać), to dziś…
Lekcja pierwsza. Z której strony chcesz oglądać swój rok? Jak go zapamiętasz?
Pewnego wieczoru, gdy wracaliśmy domu, zapisałam sobie tak hasłowo pomysł na wpis, który zakiełkował w mojej głowie po obserwacji ludzi podczas tego weekendu. „Nie dostrzegamy małych szczęść” i dokładnie w tę myśl obfituje moje tegoroczne podsumowanie 2018.
To był totalnie zwyczajny rok, bez przełomowych zwrotów akcji, bez spektakularnych sukcesów ani porażek, a jednocześnie obfitował w taką ilość dobra, pozytywnych emocji, wspomnień, przeżyć i po głębszej analizie był pierwszym, który kończę z poczuciem „dryfowania na powierzchni do celu”, a nie bycia wciąż tuż pod linią wody. Potrzebowałam jednak wypisania się na moment z pędzącej codzienności, tego oddechu między świętami a Sylwestrem, żeby to wszystko docenić, zrozumieć, a może po prostu niektóre rzeczy w ogóle zauważyć. Nie stałoby się to, gdybym nie miała wreszcie chwili, by spojrzeć spokojnie wstecz bez poczucia, że zaraz zderzę się z czymś „na czołówkę”.
Mogłabym podsumować mój rok tak:
Wciąż nie udało mi się schudnąć i założyć aparatu na zęby, przez co nie czuję się dobrze w swoim ciele. Nadal nie mamy własnego mieszkanie. Zabrakło kasy na wymarzony mały nowy aparat fotograficzny, nie zmieniliśmy kanapy, robi się nam tu ciasno. Marzenie o własnym mieszkaniu to wciąż…tylko odległe marzenie, którego nie da się realnie osadzić w czasie. Nie byliśmy na zagranicznych wakacjach, ba! nawet w Tatry nie pojechaliśmy i w ogóle nie udało się zrealizować wyjazdowego planu na ten rok. Przedszkole Mijeńki? Porażka roku. Zdrowie? Chorowaliśmy dużo jak na nas. Samochód psuł się zdecydowanie za często, a zbyt duże i totalnie nieprzewidziane nagłe wydatki skutecznie pochłaniały potencjalne oszczędności. Robiłam za dużo na raz, przez co nie rozkręciłam porządnie żadnej z rzeczy. Nie skończyłam remontu w pokoju dzieci, a odświeżenie mieszkania zeszło jakoś na dalszy plan, bo… w tym roku nie ruszyliśmy w sumie nic. Mieliśmy chodzić na randki co miesiąc, a udało się raptem kilka razy. Nie zdążyłam z albumami, jak zwykle, a od technicznej stronie w biznesowej części naszego życia wciąż jest masa rzeczy do zrobienia. Do tego ta zapracowany początek grudnia, dawno nie zarwałam tylu nocek pod rząd!
No porażka po całości, nie? Mogłabym tak jeszcze przez godzinę, bo tak już w życiu jest, że nie wszystko się udaje, zwłaszcza jeśli sporą część swoich postanowień opieramy o coś, czego realizacja nie jest w pełni zależna od nas samych.
Ja wolę jednak inną wersję. Tak samo prawdziwą. Dotyczącą tych samych faktów, mówiącą o tym samym roku, tego samego człowieka. Opowiem Ci jednak tę historię mojego roku z innej perspektywy. Takiej, z jakiej ja chcę widzieć świat. Tak, jak chcę go zapamiętać.
Początek roku był faktycznie trudny. To czas badań, lekarzy, diagnostyki. Po kilku miesiącach jednak doszłam do tego, co mi jest i miałam świadomość, jakie powinny być kolejne kroki. Zdrowotnie więc – owszem, chorowaliśmy trochę, ale wiedziałam już czego była to konsekwencja, jak temu zapobiec, jak postawić nas na nogi, jak działać dalej, jakie zmiany nas czekają. Mieliśmy też to szczęście, że udało nam się nawet w tych okresach, kiedy sami mocno podupadliśmy na zdrowiu, wciąż ogarniać dzieci, dom i pracę. Co więcej, dzięki temu bardzo skrupulatnie podeszłam do profilaktycznych badań, przebadaliśmy się pod koniec roku wszyscy dość dokładnie, a dobre wyniki cytologii to chyba prezent, który ucieszył mnie najbardziej. Fakt, nie założyłam jeszcze aparatu na zęby, ale odbyłam ¾ wizyt, które mnie do niego przygotowują, mam kosztorys i plan z datami realizacji…więc może nie skreśliłam z listy, ale zrobiłam milowy krok do przodu. Ruszyłam w tym temacie coś po raz pierwszy od wielu lat, kiedy było to tylko punktem na liście.
Własne mieszkanie – sprawdziłam chyba wszystkie dostępne możliwości, tworząc plany działania tam, gdzie tylko mogłam. Jednocześnie w tych czterech kątach od środka zbudowaliśmy dom i udało nam się wymienić / nabyć sporo rzeczy, które skutecznie poprawiają komfort codziennego życia. Dla mnie po latach odmawiania sobie wszystkiego i życia w otoczeniu psujących się sprzętów to ogromny progres. Pierwszy raz odkąd razem mieszkamy, a więc już od 9 lat, kupiłam sobie w nagrodę za grudniową pracę nowy obrus, zastawę i komplet garnków. Ja to naprawdę doceniam.
Podróże? Może i nie udało się zrealizować wszystkich, które planowaliśmy, ale i tak byliśmy : na Mazurach, w Jastarni zimą, wiosną w Międzyzdrojach i u babci w górach oraz we Wrocławiu i Warszawie, latem w Łodzi no i korzystaliśmy wreszcie z uroków mieszkania nad morzem. To nie tylko miejsca, ale setki cudownych wspomnień, rozmów, poznawania bliżej wspaniałych osób – jak Angelika i cała jej rodzina. To warsztaty robienia pralinek w Manufakturze Czekolady, które moje dzieci wspominają jako jedne z fajniejszych dni w roku, ale też wszystkie wizyty w Aquaparku, na plaży, na łyżwach i w kinie. Wszystkie spotkania z bliskimi nam ludźmi. Jestem za te momenty ogromnie wdzięczna, bo wiem, że to głównie nimi wpisuję się trwale w pamięci moich dzieci.
Auto czy sprzęty może i się psuły, ale BYŁY i dzięki nim mogliśmy korzystać z całego kalejdoskopu możliwości i się rozwijać. Nieprzewidziane wydatki, choć wyklinane w myślach i przepłakane, z perspektywy czasu uświadomiły mi, że daliśmy radę. Jak duży krok na przód za nami, skoro pomimo ich pojawiania się, wciąż spokojnie zamknęłam rok.
Robiłam za dużo rzeczy na raz – fakt do naprawienia, ale też do docenienia. Nie było idealnie ani tak jak bym chciała, ale z małym, absorbującym dzieckiem na kolanach i milionem codziennych problemów po drodze, każde z nas mocno rozwijało się zawodowo, a ja oprócz prowadzenia bloga i rozwoju osobistego, wprowadziłam do sklepu: poziome plakaty, wkładki do zeszytów i podkładki na biurko, przeprowadziłam naprawdę fajne kampanie i to głównie z Klientami, którzy do mnie wracali, co uważam za ogromny plus i „komplement” dla mojej pracy. Na Facebooku jest już Was ponad 10 tysięcy, co było dla mnie takim przełomowym momentem, który bardzo mnie ucieszył.
Byliśmy na randce (czyt. wyszliśmy gdziekolwiek razem, ale bez dzieci) co prawda tylko 4 razy plus bawiliśmy się sami na weselu przyjaciół – niby nie zrealizowałam planu, a jednak to jest jakieś 400% więcej czasu sam na sam niż w jakimkolwiek wcześniejszym roku, a do tego pierwszy raz zostawiliśmy komuś dzieci na noc i to dwa razy.
Z albumami zrobiłam połowę najważniejszego kroku, bo przebrnęłam przez segregację dużej części zdjęć, więc pójdzie z górki. Technicznie – też odhaczyłam sporo rzeczy z listy, z nowym szablonem i porządkami w kategoriach na blogu włącznie. I co najważniejsze, jeszcze przed 20 grudnia oddałam wszystkie zlecenia, wysłałam wszystkie paczki, rozliczyłam się ze zobowiązań i zostawiłam sobie te 2 tygodnie na naprawdę spokojne zamknięcie roku, jakieś porządki w domu, czas z bliskimi, na książki i rozmowy z samą sobą.
Dawno już tak skrupulatnie nie podsumowałam roku. Czas, który sobie dałam przed rozpoczęciem nowego etapu jest najcenniejszym prezentem, jaki dostałam od lat. Zwolniłam, by uświadomić sobie jak dobre mam życie, jak wiele dobrego mnie spotkało, jak wartościowych ludzi mam wokół siebie, nawet jeśli nie ma ich wielu. Miałam czas, by naprawdę docenić i podziękować za to, co już mam. Tych dobrych rzeczy, o których Ci tu wspomniałam było dużo więcej – część po prostu chcę zostawić tylko dla siebie, ale jednocześnie też wiele z nich przeminęłoby zapomnianych, gdybym nie znalazła tego czasu na to, żeby ten rok sobie przypomnieć, przeanalizować.
To jaki był ten rok zależy od tego, jak chcemy na niego spojrzeć. Jestem pewna, że u każdej z nas był pełen zarówno pięknych momentów, jak i tych trudnych. Pytanie – które chcemy pamiętać? Czy patrzymy na coś jak na porażkę, czy cenną lekcję? Widzimy nieskreślony cel, czy drogę, którą udało nam się pokonać? Skupiamy się na pięknych wspomnieniach, czy rozpamiętujemy trudne momenty?
Szczęście jest tylko stanem umysłu.
Słuchałam tego zdania przez całe dzieciństwo, a potem młodość, bo to jedno z ulubionych stwierdzeń mojego Taty. Dziś jestem mu za to ogromnie wdzięczna.
Jak pożegnasz swój rok?
Żegnam tym rok jednym słowem – DZIĘKUJĘ. Za każdy uśmiech, dobre wspomnienie, za każdy słoneczny dzień, uśmiech dzieci, sukces, za diagnozę, za efekty trudnych rozmów o relacjach, za najlepsze w świecie obiady mojego męża, za odzyskanie nadziei. Za piękny widok, każdy pocałunek, przytulenie i gorącą herbatę o poranku. DZIĘKUJĘ też za łzy i każdą lekcję, jaką ze sobą przyniosły. Za każdy trudny moment, który pokazał mi, że jestem silniejsza niż mi się wydaje. Za każdy deszcz, dzięki któremu doceniam słońce.
Łatwo jest narzekać, ale to docenianie ma wielką moc, która zmienia życie.
A Ty? Z której strony chcesz opowiedzieć i zapamiętać swój rok… i swoje życie? Bo przecież ono składa się tak naprawdę tylko z momentów. Z tych kilku wspomnień, które zapiszesz w pamięci z każdego roku. Nie masz wpływu na to, co się wydarzyło. Na to, jak to zapamiętasz już tak.
Witam, a ja z niecierpliwością czekam na podsumowanie w 2019 roku?
Można wiedziec gdzie Pani kupila te białe pudełeczka postawione na biurku w ktorych są kredki??
To są kuchenne pojemniczki i reling kuchenny z IKEA 🙂
Świetne podsumowanie. Jedna rodzina, jeden rok, jedne wydarzenia, a jak różne podejścia! Tacy już jesteśmy, że albo uda nam się coś spektakularnego, oszałamiającego, czym będziemy się chwalić, albo… będziemy narzekać. A przecież jest tyle rzeczy, z których możemy się cieszyć. – dokładnie tak, jak piszesz 🙂 Bardzo odżywcze podejście!
<3 cieszę się, że ten tekst daje ludziom do myślenia :)
Jest taka piękna przypowieść, że każdy ma w sobie "złego" i "dobrego" wilka, ale od nas zależy, którego będziemy karmić. Ja bardzo dbam o to, żeby tę wdzięczność w sobie pielęgnować.
Świetnie napisane. I moje podsumowanie (choć w zasadzie takiego nie zrobiłam na blogu, a bardziej w swojej głowie, za to kilka zdań w podobnym duchu i tak się tam znalazło) wybrzmiewa podobnie – za mało cieszymy się drobnostkami, za mało doceniamy codzienność. Mój grudzień 2018 był tak cholernie trudny, że momentami siadałam i załamywałam ręce, ale koniec końców jakoś przeżyłam, odkryłam w sobie takie dawki siły czy cierpliwości, o które siebie nie podejrzewałam. I tak, zdarzyło mi się kilka razy wtedy upaść, więc mogłabym marudzić, że mimo tej siły i tak guzik, bo przecież zawaliłam w swoim ujęciu, ale nie – nie chcę na to tak patrzeć – chcę jak Ty z drugiej strony – że może i upadłam, ale dlatego, że dawno nie miałam tak trudnego okresu i jak na to, co mnie spotykało, i tak świetnie dałam radę. Największa moc i radość w grudniu: dzieci i czas z nimi. Siła i energia dla mnie. I takie pokazanie przez Los, co jest najważniejsze w życiu. Że rodzina, że mąż, że dzieci – że ten nasz DOM z ludzi, a nie z cegieł czy betonu. To mi dało siłę i pokazało, że to, co najważniejsze, mam obok siebie. Czy trzeba mi czegoś więcej? NIE – i ta odpowiedź była jednocześnie najbardziej zaskakującą i najbardziej pokrzepiającą. Bo ja ganiałam w tym 2018 za nie wiem czym, tyle planów miałam, ambicji… Tyle chciałam, a udało się niewiele,. choć – właśnie! – gdyby patrzeć na konkrety i wynotowywać, to całkiem nieźle mi szło i w sumie jestem zadowolona. Choć nie odhaczyłam celów, do których zmierzałam – ale też zrobiłam je może zbyt ambitne,. za duże, bez tych małych kroczków po drodze. Od razu chciałam mieć to i tamto, żeby mi się udało z tamtym i owym. A tak się nie da… Także zaczynam nowy rok z nadzieją, bez spiny, z takim fajnym i lekkim poczuciem, że co ma być, to będzie, bo i tak przecież najważniejsza jest moja nabliższa rodzina – mąż i dzieci. A reszta? Co ma być, to będzie 😉
<3 strasznie się cieszę, że też doszłaś do takich wniosków i że może trochę mój wpis w tym Ci pomógł :) Zależało mi, żeby to podsumowanie napisać tak,żeby nie było tylko wyliczeniem moich sukcesów i porażek, ale jednak skłaniało do refleksji, wnosząc coś do życia kogoś, kto będzie je czytał <3 U nas też powoli, nauczyłam się, że dobrze mieć plan, listę małych rzeczy "do skreślenia", dążyć do celu, ale nie zapominać o cieszeniu się tym, co tu i teraz. Choćby jadąc autem, zawsze mam taką myśl, by docenić np. śpiące dzieci i nasze splecione na moment ręce czy rozmowę, bo... przecież za zakrętem równie dobrze może nie być już nic.
u mnie podsumowanie już zrobione rok bardzo przełomowy dla mnie osobiście, okazał się ogromną lekcją- bo nie patrze już na porażki negatywnie tylko traktuję je jako lekcje. Nowe plany zrobione, planuję więcej podróżować, jeszcze bardziej świadomie słuchać siebie i się rozwijać.
p.s. Dlaczego w Was taka silna potrzeba ukredytowania się na 30 lat na rzecz pozornie własnych 4 kątów?
To bardzo ważny krok <3 Trzymam kciuki za realizację.
Odnośnie P.S. Nigdzie nie napisałam słowa o kredycie ani rozwiązaniach, które rozważamy. To nasza prywatna przestrzeń, a - chyba jak każdy - marzy mi się takie moje, tylko moje miejsce na świecie. Stałe, stabilne... bo wreszcie znalazłam ten kawałek świata, w którym czuję się dobrze i wiem, że moje miejsce jest tutaj. Raczej nic w tym dziwnego 🙂
Wzruszyłam się czytając ten wpis. Dla mnie ten rok był trudny ale walczę z myślami, by postrzegać go inaczej i docenić to co było dobre.
Trzymam kciuki i wszystkiego dobrego ?
<3 to chyba najlepszy komplement, jaki może otrzymać twórca od czytelnika, dziękuję :* Cieszę się, że próbujesz spojrzeć inaczej. Trudny wcale nie wyklucza piękny/dobry :*
Wzajemnie, mocno trzymam kciuki, żeby było tylko lepiej.