Ten nieplanowany dzisiejszy wpis powstał, bo w szale zakupowych polecajek czy nawet promowania rozsądnych zakupów, chciałabym Ci zwrócić uwagę na jeszcze jedną ważną kwestię, a mianowicie na to, jak żyruje się na niewiedzy w kwestiach prawnych oraz jak ślepo podążamy za tłumem w kwestiach wyprawki do przedszkola. Jaki to ma i może mieć wpływ na naszą codzienność? Na przyszłość naszych dzieci?
Całe wakacje, jak pewnie wielu rodziców, sukcesywnie kupowałam rzeczy z przedszkolnej i zerówkowej listy wyprawkowej. Raczej bezrefleksyjnie, ot rozdzieliłam to sobie pomiędzy cotygodniowe zakupy, by budżet za bardzo tego nie odczuł. Nie raz zresztą polecałam ten sposób i Tobie. A potem?
Przyszedł ten dzień, kiedy wyjęłam wszystko i spakowałam wyprawkę Mijeńki (do 3 latków) do jednej torby i … prawie spadłam z krzesła, bo ilość tego, co kazali nam kupić wystarczyła by dla 4 dzieci, a nie tylko jednego. Z ciekawości, postanowiłam zapytać na instastories ( jeśli nie jesteś ze mną na insta, koniecznie wskakuj TUTAJ, tam się najwięcej ostatnio dzieje i to tam wrzucam w pierwszej kolejności rzeczy, z których wyrosły dziewczynki 🙂 !) dziewczyn o wyprawki ich dzieci, a poźniej idąc za ciosem, poprosiłam o wypowiedź nauczycielki przedszkolne, czy takie ilości są faktycznie racjonalne oraz poszperałam z kilkoma mamami-prawnikami wśród tego, jak do całej sprawy odnosi się ministerstwo i jak w ogóle ta kwestia wyprawek szkolno-przedszkolnych wygląda w świetle prawa.
Proszę tylko, zwróć uwagę, że intencją tego wpisu nie jest rozpętanie dyskusji na temat tego, czy kupowanie przez rodziców wyprawki jest słuszne czy nie, ani wzbudzanie jakiegokolwiek hejtu w stosunku do którejkolwiek ze stron. Dbam, by to miejsce było wolne od takich emocji, a ten wpis powstał po to, by zwrócić uwagę na ważny problem marnowania oraz rozporządzenia, o których powinniśmy wiedzieć. Tyle.
Całym tematem zainteresowałam się, gdy uderzyła mnie absurdalna wielkość listy wyprawkowej dla mojego malucha – w przeliczeniu na klasę 25 osób, w ciągu roku mieliby do dyspozycji 100 paczek kredek, w tym 25 wymaganych grubych drewnianych Bambino, 50 ryz papieru, 130 bloków, 50 opakowań farby i 50 plasteliny itp. Zdecydowana większość z osób, które wypowiedziały się na ten temat w mojej ankiecie, czyli głównie przedszkolanki lub osoby, które pracowały w przedszkolu jako pomoc, jednym tonem odpowiedziały, że nie ma szans, by taką ilość rzeczy wykorzystać, zwłaszcza kredek. Co się z tymi rzeczami dzieje? Nie wiem, teorie słyszałam różne… ale to jest absurd jednego przedszkola, z którym zamierzam zmierzyć się niebawem, jednakże to dopiero wierzchołek góry lodowej, bo to, co dotyczy większości z nas, Was, dzieje się dalej.
WYPRAWKA – GDZIE ABSURD GONI ABSURD
Dostałam kilkadziesiąt wiadomości i odpowiedzi z informacjami o Waszych wyprawkach i choć nie oczekiwano w większości połowy sklepu papierniczego, jak u nas, to wciąż podawano Wam jako obowiązkowe kupienie wyposażenia „dla dziecka” za +150 zł lub wpłatę w podobnej wysokości na tzw. „wyprawkę dla dziecka”, która tak naprawdę jest niczym innym jak wyposażeniem WSPÓLNYM przedszkola, o które owe przedszkole powinno zadbać SAMO, bo prawnie leży to w kwestii obowiązków dyrekcji. Nikt nie ma prawa tego od rodziców tego wymagać i kropka – zwłaszcza w przedszkolach publicznych, a z tego co widziałam po Waszych odpowiedziach i co widzę po własnej liście, to właśnie te placówki dają najdłuższe listy wyprawkowe, nierzadko z zaznaczonymi konkretnymi markami rzeczy, które mamy przynieść! I już pomińmy nawet fakt, że w teorii powinno zapewnić to przedszkole. Zwróćmy uwagę na to, że średnio nawet 100 zł x 25 dzieci w grupie daje nam 2500 zł rocznie na grupę na same rzeczy papiernicze, kiedy zestaw : farby plakatowe 5 opakowań, plastelina 2 opak, ryza papieru, ok. 6 opakowań kredek lepszej jakości + 10 tubek kleju kosztuje średnio 100 zł i to nie kupując tych najtańszych, bo za najtańsze nie wydamy nawet połowy z tej kwoty i mówię o zakupach w markecie, detalicznie …
Wyprawka
Za działanie przedszkola, w tym zagwarantowanie bezpiecznych i higienicznych warunków nauki, wychowania i opieki, w tym zapewnienie m.in. środków higieny osobistej, artykułów biurowych, zabawek odpowiada organ prowadzący. Nie jest to rolą rodziców. Pobieranie dodatkowych opłat na zakup kredek i innych przyborów – tzw. „wyprawki” jest niezgodne z prawem.
Rodzic powinien jedynie wyposażyć dziecko w przybory pozwalające na utrzymanie higieny osobistej np. buty na zmianę, chusteczki higieniczne, szczoteczkę i pastę do zębów.
Osobą odpowiedzialną za właściwą organizację pracy przedszkola, w tym również zapewnienie bezpiecznych i higienicznych warunków pobytu dzieci w przedszkolu, jest bezpośrednio jego dyrektor.
Departament Informacji i Promocji
Ministerstwo Edukacji Narodowej
źródło cytatu : men.gov.pl , a więc oficjalna strona ministerstwa
Oczywiście, każdy kij ma dwa końce, bo zdaję sobie sprawę, że finansowanie przedszkola też może być zawiłe, środków może brakować itd. i w pełni rozumiem, że placówki potrzebują wsparcia rodziców. Wierzę, że Ci, którzy mogą zawsze pomogą placówce, w której na co dzień jest ich dziecko, ALE można przekazać to w formie :
Prosimy uprzejmie rodziców, którzy mogą sobie na to pozwolić o wsparcie w postaci np. wpłat na fundusz artystyczny, z którego zakupimy dzieciom rzeczy do prac plastycznych / przyniesienie do przedszkola rzeczy takich jak :….
a nie wpędzać w poczucie obowiązku osoby, które często naprawdę ledwo wiążą koniec końcem, żyrując na ich nieświadomości i poniekąd zmuszając do podejmowania decyzji gorszych dla dzieci – bo pieniądze się same nie mnożą i gdy taka mama, która ma akurat trudniejszą sytuację w życiu, kupi przedszkolną wyprawkę za 150 zł, to nie wystarczy jej już na nowe porządne kapcie, ciepłą kurtkę czy np. mega przydatny w przedszkolu wodoodporny kombinezon albo dobry plecak.
Mało tego, uważam, że powyższy rozporządzenie powinno wisieć w każdym przedszkolu z dodatkową adnotacją, że jeśli musisz wybierać między zdrowiem/dobrem własnego dziecka, a wyposażeniem papierniczym przedszkola, to zawsze, ale to zawsze wybierz własne dziecko!
POMAGANIE JEST OK, ALE NIE WCISKANIE WYMOGÓW, GDY TO NIE JEST OBOWIĄZEK
Rozumiem, gdy rodzice wspólnie decydują o jakiejś składce w porozumieniem z przedszkolem, że dzięki temu w placówce np. zakupią dodatkowe pomoce dydaktyczne na lata, zmienią wykładziny czy doposażą plac zabaw. To jest super! Rozumiem też to, że kupuję swojemu dziecku zeszyt i piórnik z wyposażeniem do rysowania, bo musi być w przedszkolu przed i po zajęciach. Rozumiem uzupełnienie takiej totalnie podstawowej wyprawki jak klej, nożyczki, pędzelek, paczka kredek, farbek, plasteliny. Mam świadomość, że w przedszkolach kasa nie rośnie na drzewie… Oczywistością są kapcie, szczoteczka, pasta, piżamka czy kocyk.
NIE GODZĘ SIĘ NA MARNOWANIE
Nie rozumiem natomiast faktu, by przynosić po kilka opakowań kredek czy pisaków z góry na jedną osobę na tzw.”na wspólny użytek”, gdzie argumentem jest :
- bo niektóre dzieci szanują, a inne totalnie nie, to wyrzucamy
- bo dziennie idą tony papieru, a kosze są pełne nieudanych rysunków
- bo trzeba mieć z czego przygotować gazetki
- bo niektóre dzieci są szybciej rano i zostają dłużej i wtedy głównie rysują
- bo sporo rodziców przynosi te najtańsze kredki
NIE REAGUJĄC, DAJEMY PRZYZWOLENIE NA BEZREFLEKSYJNE MARNOWANIE
Czy chcemy wychowywać ignorantów? Kolejne pokolenie nieświadomie wyniszczające planetę? Czemu totalnie tego nie popieram?
Przede wszystkim, wychowujemy kolejne pokolenie, a często o tym zapominamy, że te nasze dzieci zaraz będą wychowywać kolejne. Powinniśmy je uwrażliwiać na to, by nie wyniszczać środowiska i nie tworzyć ton niepotrzebnych śmieci. Do tego uczyć dzieci szacunku także do przedmiotów – przecież to tak cholernie ważne! I nie, nie ze względu na pieniądze, a trochę dla zasady. Ja nie chcę uczyć mojego dziecka, że kiedy będzie dużo zarabiać to może jeszcze więcej bezmyślnie marnować, bo będzie je stać. A Ty?
MOŻNA INACZEJ, SERIO
Bo tony kartek idą dlatego, że dzieci nie mają tych wspomnianych zeszytów, w których mogłyby np. rysować historię swojego roku szkolnego; bo dzieci mają przyzwolenie na narysowanie kreski, uznanie tego za nieudany rysunek i wzięcie nowej kartki; bo rysują tylko po jednej stronie; bo nie wykorzystują starych rysunków do wydzieranek czy origami; bo kolorowanki można wydrukować na jednej kartce 4 – na każdej ze stron po 2, a nie 1 na 1 arkusz A4, bo i tak mało które dziecko pokoloruje tak duży obrazek.
Bo jeśli rodzic nie nauczył dziecka szanowania przedmiotów, to powinno nauczyć przedszkole… Bo kredki można kupić dla całej grupy, wybierając kilka opakowań porządnych, grubych, drewnianych i nie potrzeba na to milionów, a dzieci uczą się szacunku do przedmiotów, bo wiedzą, że nowych szybko nie będzie i Pani nie zmieni zawartości pudełka po tygodniu, tylko dlatego, że połowa kredek jest pęknięta na pół.
Bo uczenie dzieci, że dobrym rozwiązaniem jest, by masa papieru, krepy itp. poszła na przygotowanie szkolnej gazetki, którą najczęściej i tak tworzy nauczyciel nie jest niczym dobrym, mądrym ani wychowawczym. Bo można zrobić jesienią obrazki z liści i ludziki z kasztanów, a wiosną obrazy z zasuszonych kwiatów, zaś zimą stworzyć np. tylko jeden długi łańcuch do udekorowania choinki lub po prostu kartkę z życzeniami, którą wyśle się samotnym, starszym osobom albo zorganizować zbiórkę niepotrzebnych pluszaków dla biednych dzieci, których pewnie bez tej pomocy nie odwiedziłby Mikołaj.
I super, że są zaangażowane Panie Przedszkolanki, które wymyślają co ciekawsze rzeczy do zrobienia z dziećmi, bardzo się cieszę, tylko – czemu często robi się coś, byle zrobić i potem to trafia na śmietnik? Czemu nie robi się tych wspomnianych kartek, które dzieci mogą dać na święta bliskim? Czemu z rolki po papierze toaletowym i ziarenek nie zrobić mini-karmników dla ptaków? A zimą zamiast wyklejać bombki z plasteliny, które potem lądują w teczce, a potem w śmieciach (bo co z tym zrobić), nie udekorować przedszkolnej choinki dekoracjami stworzonymi przez dzieci? Niech ta radosna twórczość artystyczna ma jakiś cel, niech to będzie po coś.
Kto, jeśli nie my, dorośli, rodzice i przedszkolanki, którzy spędzają z tymi maluchami 90 % czasu ma kształtować ich świadomość i uczyć ich prawidłowych wzorców? Dlaczego ślepo idziemy za tłumem? Dlaczego robimy tak „jak trzeba”, a nie tak jak jest najlepiej i rozsądniej w danej sytuacji?
Zostawiam Ci to do przemyślenia i chcę wierzyć, że wiele z Was zastanowi się nad tym tematem, być może poruszy na zebraniu w przedszkolu albo przemilczy, ale znając swoją sytuację, zamiast „wyprawki” kupi dziecku lepsze kapcie, kurtkę czy plecak. Lada dzień opowiem Ci o naszej wyprawce, o podejściu, o tym co warto, a czego NIE kupiłam i dlaczego właśnie tak a nie inaczej, a dziś mam tylko nadzieję, że też uważasz, że temat jest ważny i udostępnisz ten tekst dalej w świat.
Interesujący wpis. Od małego trzeba uczyć dzieci szanowania swoich rzeczy. Moja córka od kilku lat nadal ma swój wełniany kocyk, i nadal wygląda on idealnie.
To może wypowie się nauczyciel? Pracowałem w przedszkolu publicznym przez 4 lata, byłem wychowawcą 2 grup – zerówki i maluchów. Czytając ten artukuł, wiele rzeczy niestety nie zgadza się z tym jaka jest rzeczywistość, a może inaczej – to prawda co Pani pisze, ale jest druga strona medalu, którą mam zamiar tutaj przedstawić i pewne rzeczy wyjaśnić – nie bronić, lecz właśnie wyjaśnić i uzmysłowić, ponieważ czasami pewne rzeczy wydają nam się abstrakcyjne, kiedy nie mamy z tym nic wspólnego. Jako nauczyciel, nie wymagałem, a zachęcałem rodziców do tego, by wpłacili, jak dobrze pamiętam 50zł „kredkowego” na półrocze + ryza papieru, chusteczki nawilżane+suche, teczka lub segregator + opłata związana z książkami. Po kolei: 50zł na półrocze – z tych pieniędzy były realizowane WSZELKIE zakupy – kredki, pisaki, plastelina, wszystkie materiały potrzebne do zajęć – był dzień dyni? za coś trzeba kupić tę dynie, prawda? był dzień czekolady? warto byłoby poczęstować, posmakować choć kosteczkę i pokazać, że jest czekolada mleczna, gorzka, biała, z orzechami, prawda?,..nie tylko dla dzieci, ale jak był np. dzień Mamy i taty – za co zrobić napis/ dekorację? za co kupić upominek? nauczyciel czasami nieźle musi się napocić żeby na wszystko starczyło…przedszkola które są w posiadaniu drukarki do użytku dla nauczycieli, to złoto, ale ile osób, nauczycieli musi z prywatnych pieniędzy kupować różne rzeczy. Ktoś łatwo to kwituje – to zmień pracę… Tu chodzi o coś zupełnie innego – brak świadomości tego, że nic z nieba nie spada. Rodzice chcą pięknych przedstawień, możliwości dla swojego dziecka, ale kto ma za to zapłacić? Od placówki nie dostaje się NIC! przepraszam, poprawka… w przedszkolu w którym pracowałem, zawsze i co roku uzupełniana była baza gier planszowych, art. sportowych, muzycznych. Co do ilości tych rzeczy wymienionych w artykule, to powiem tak – plastelina – autorka pisze o 50 paczkach…to nie jest super mega dużo… jeżeli w grupie jest 25 dzieci, to fajna praca plastyczna, wykonana w całości z plasteliny, a nie, że tylko oczka z plasteliny „bo mamy mało”, to na 1 takie zajęcia może pójść nawet do 10 paczek…powiedzmy, że paczka ma 10 lasek plasteliny o różnych kolorach. Dzieci jest 25, a paczek 10, co daje nam 100 lasek ( zwykle wałek o średnicy 10-15mm i długości 10cm) plasteliny. 100/25=4. Czy z 4 lasek plasteliny można wykonać jakąś MEGA pracę plastyczną? nie… jest to zwykle średniej wielkości ludzik, zwierzątko…ale już fakt, że zużyto 10 paczek plasteliny, robi wrażenie, prawda? zaraz rodzic łapie się na głowę – to co wy tę plastelinę jedliście, że aż tyle poszło???? Ja zawsze zamawiałem duży box plasteliny, bo było taniej, w któej było 10 kolorów, po 10 lasek, czyli 100 lasek plasteliny. Zawsze musieliśmy rozważnie i oszczędnie lepić,a robiliśmy dosłownie kilka prac na cały rok szkolny.p
Podsumowując, mając 50 paczek plasteliny, może Pani jako nauczyciel, zrealizować 5-6 razy w ciągu roku fajne lepienie – dużo? moim zdaniem nie…w szczególności dla dzieci w wieku przedszkolnym. Owszem, teraz plastelina została trochę wyparta przez inne materiały, które można używać wielorazowo – piasek kinetyczny, różne masy, ale nadal plastelina stanowi znakomity materiał do ćwiczenia paluszków, rozwijania wyobraźni, kreatywności. Kolejna rzecz: kartki – 500szt. kartek papieru, czyli tzw. ryza, wydaje się być ilością niewyobrażalną do przerobienia, przecież to tyle papieru! a jak już sobie pomnożymy 25 dzieci, które dadzą po ryzie??? toż to przeciez 12500 kartek!!! na pewno Panie nauczycielki sobie do domu biorą! Nerwy na wodzy, pokazuję, objaśniam 🙂 Otóż dzieci uwielbiają rysować, zwłaszcza dziewczynki… każdego dnia małe gwiazdy opuszczają przedszkole nierzadko z naręczem róznych rysunków, origami, wycinanek, czasami są to nawet projekty – pamiętam jedna grupa zerówkowa, szykując się do szkoły, zrobiła/odwzorowała z posklejanych kartek dziennik szkolny. Innego roku, modne było robienie małych książeczek…Na litość boską, DRODZY RODZICE, to są małe marzenia waszych dzieci przelewane na kartkę! Zgadza się, ja też nie jestem za marnowaniem i zdarzyło mi się upomnieć jak dziecko brało kartkę i np. gniotło ją w kulkę żeby sobie popodrzucać, ale nie o kulkę chodziło, a o to, że następnym razem, może to zrobić z kartki, która jest już zabazgrolona, podarta itp…..a o samych bazgrołach – to my, dorośłi widzimy to jako bazgroły…a najczęściej to jest kaczka, lew, żyrafa, stworzone przez małego człowieka, który czeka do końca dnia, by się Wam, DRODZY RODZICE, pochwalić swoim dziełem. Liczby…. w grupie mamy 25 dzieci (należy brać jakiś margines błędu, zważywszy na to, że w przedszkolu, jest często dość duża absencja) gdzie KAŻDE DZIECKO, KAŻDEGO dnia, coś rysuje. W roku szkolnym 2022/23 było 186 dni szkolnych. Łatwo policzyć, że 25x 186 =4650. Czy zatem wyszedłem na głupka? skoro ma Pan 12500szt. to coś się tutaj chyba nie zgadza, prawda? Owszem, 4650 szt. to będą rysunki dowolne w czasie wolnym, a wziąć należy pod uwagę to, co napisałem powyżej -najczęściej dziewczynki, ale chłopcy też czasami tworzą dziennie 10-15 rysunków, Co zatem się stanie gdy 4650 pomnożymy razy 10? 4650 x10 = 46500-1200= -34000 dokładnie… bylibyśmy 34000 kartek na minusie… a mówimy póki co o rysunkach dzieci w czasie wolnym… Drodzy Rodzice… wszelkie dokumenty, opinie, informacja o gotowości szkolnej, fiszki, informacje o dziecku, wierszyki, laurki, podziękowania, zaproszenia, prace do konkursów, informacje na tablicy ogłoszeń i można by tak wymieniać jeszcze długo… to wszystko jest najczęściej z tego właśnie papieru…trzeba też dość dobrze się napocić, żeby starczyło. Chusteczki – dziennie w okresie jesienno-zimowym idzie cała paczka – rzecz absolutnie normalna. Kredki? z drugim nauczycielem zawsze robiliśy rewizje – kontrola, które kredki są jeszcze dobre, to temperowaliśmy, a następnie tworzyliśmy w sierpnu zestaw dla każdego dziecka z kompletem kolorów. Jeżeli brakowało – dokupowakiśmy tych konkretnie kolorów, których brakowało. Nigdy nie było sytuacji, że co roku nowe, a stare w śmietnik. Jasno trzeba powiedzieć, że nie ma kredek idealnych i niewiele ma to wspólnego z szanowaniem, choć niektóre dzieci mają chęć sprawdzić swoje siły i łamią kredki…jedne świadomie, inne nie, ale bardzo często jest tak, że kredki rysikowe, nawet te najgrubsze, jak spadną, to później ciężko jest je zatemperować, bo wkład się uszkodził…kredki świecowe, rewecjacja, ale sybko się zużywają, mało odporne na intensywne rysowanie, łamliwe. Temperówek na grupę w ciągu roku trzena ok, 3-6 sztuk i zawsze się niszczą – czy lepszej, czy gorszej marki. O pastelach nawet nie wspomne… drogie, mało, duża paczka ledwo wystarcza na grupę 25 osób na 1 pracę. Farby – zawsze były zapewnione przez placówkę – dużo lepszym rozwiązaniem jest kupowanie litrowych farb i do tego paletki plastikowe. Bloki/brystole – zapewniała placówka, Najwięcej w przedszkolu zużywa się…… kleju! co roku na grupę 25 osobową zamawia się 3-4 paletki kleju ( paletka zawiera 25 sztuk) cena 1 paletki, dobrego kleju sztyftowego, to 120 130zł i to biorąc pod uwagęzakup w hurtowniach, czy portalach aukcyjnych…w takim razie sam klej na rok, to jest ponad 500zł dla grupy, a nie mówimy o innych klejach. Czym robione są te ładne ozdoby, czy stroiki na boże narodzenie, które później dzieci zabierają do domu? deseczki organizuje czasami ktoś za darmo – może konserwator…gałązki świerkowe czy łodłowe załatwia i wozi nauczyciel… ale kleju już nie wyczarujemy… laski kleju na gorąco również idą w dość sporej ilości, ale przez ostatnie 2 lata pamiętam, były zapewnione w chyba ilości 10 szt. przez placówkę. I to wszystko z tego budżetu, który mamy do dyspozycji…do tego imprezy okolicznościowe, upominki w konkursach, dzień dziecka, dzień kobiet/dzień chłopaka, andrzejki, mikołajki, dzień Mamy i Taty, dzięń Babci i Dziadka, wigilia grupowa, czerwcowe pożegnanie… i masę masę innych.
Dyrektorzy przedszkoli wykorzystują rodziców na potęgę. W tym roku dla dziecka musiałam zakupić komplet książek za 120-130 zł, co za tym idzie przedszkole zaoszczędzi na papierze i tonerach do drukarki. Dodatkowych kartek do prac plastycznych lub jakiś dodatkowych zadań to może 0-3 na tydzień dziecko użyje. 250 zł rocznie płacę na Radę Rodziców, z której opłacane są woda, ciastka, cukierki, owoce, prezenty i upominki dla dzieci, paczki na zakończenie zerówki, teatrzyki, kino lub wycieczka plus rzeczy, które kupują nauczycielki do zajęć (kawa ziarnista, miska, produkty spożywcze na ciasto) lub takie przedmioty jak laminator, termometry. Oczywiście wpłata jest dobrowolna, ale wiadomo oczekują, że będziesz płacić, a Ci co nie płacą, to ich dzieci są finansowane przez opłacających składkę. Odebrałam dziecko w piątek z przedszkola z upominkami na Dzień Babci i Dziadka. Wśród nich były kolorowanki, ale tak nie do końca pokolorowane. Pytam się, dlaczego nie wszystko jest zrobione. Cytuję „Nie mam w koszyczku cielistej kredki. Tak w ogóle mam mało kredek, jedną grubą i kilka cienkich.” To już był koniec. Mam dość ciągłego wymuszania przynoszenia czegoś lub opłacania kolejnych wydatków, aby odciążyć placówkę.
dzis na zebraniu dyrektorka 220 osobowego przedszkola podkreslila nam obowiazki rodzicow ktore stanowi prawo i przepisy i min tym obowiazkiem sa: ze mamy kupic te wszystkie kredki, ryzy papieru itd. Ma czelnosc klamac, zmieniac prawo jak jej pasuje, rece opadaja
Pamiętam czasy swojej zerówki (2000-2001 r.) i u nas nie było raczej obowiązkowej wyprawki „wspólnej”, tylko każdy to co miał mieć to miał (kredki, farby, zeszyt, podręcznik, coś do pisania). Każdy w grupie miał segregator, wszystkie równe, niebieskie, i tam w koszulkach lub bez wkładane były prace jakie robiliśmy na zajęciach. Były też takie specjalne karty drukowane, że mieliśmy coś konkretnego zrobić, narysować itp. i to lądowało w tych segregatorach, również świetny pomysł, moja mama trzyma te wszystkie rzeczy do dziś razem ze świadectwami i dyplomami 🙂
Wiem, że w przyszłości będę podchodzić rozsądnie do zakupów dla dziecka, bo wiem jak to było u mnie. W domu się nie przelewało, do zerówki mama kupiła mi pudełko 12 kolorów farb plakatowych i używałam ich w zerówce, podstawówce 1-3, 4-6 i pewnie jeszcze w gimnazjum. I tylko jeden kolor wyrzuciłam bo spleśniał (:D) a inny ktoś pożyczył i nie oddał. Tak samo było z kredkami – bambino te takie nieświecowe ale małe, miałam po mamie (!!!!), grube ołówkowe drewniane dostałam od babci i wyrzuciłam jakieś 3 lata temu (czyli już długo po zakończeniu edukacji).
Da się? Da się. Nie wiem, może teraz faktycznie dzieciaki więcej robią tych plastycznych rzeczy, ale nie wydaje mi się, że aż tyle by zużyć w ciągu roku rzeczy, które mi służyły dosłownie LATAMI.
<3
Wychodzi na to, że dobrze wybrałam przedszkole, do którego chodzi mój synek… Wszystkie takie papiernicze sprawy załatwiają sami – jasne, czasem proszą o wsparcie, ale na zasadzie właśnie, żeby przynieść kartki z domu, np. zadrukowane z jednej strony, to oni wykorzystają… I tak się dzieje – i w domu też uczę dzieci, że papier można wykorzystać, że szkoda tak wyrzucać od razu… (A ostatnio z rolek po papierze toaletowym i z zamalowanych, „nieudanych” rysunków dzieci zrobiliśmy… papierowe miecze świetlne 😀 Synek sam wpadł na ten pomysł, a ja podchwyciłam i nawet instrukcję filmową na blog zrobiłam ;))
To ważne, by tego uczyć od małego. Bo śmieci same nie znikają… A drzewa wolno rosną…
To faktycznie super przedszkole. Ja o tym powiedziałam nauczycielce, sama dla Wiki kupiłam skoroszyt, gdzie karty pracy bedzie wkładać z dziurkami z dziurkacza, a nie jak to Pani genialnie wymyśliła wklejać do zeszytu A4… kill me – zadrukowanie z jednej strony + wykorzystany klej i kartka, tylko po to, żeby wkleić kartkę pracy, która nie musi byc wklejona i mogłaby być zadrukowana dwustronnie…
Także walczymy z systemem małymi krokami 😛
Ech…
Ja bym jeśli już wkładała je do teczki albo coś… Po co marnować zeszyt? Co innego przyklejać ścinki, wycinki (miałam taki zeszyt z wycinkami z gazet o Spice Girls xD), ale całe kartki? Ech, logika ;D
Tak jest – walczymy i się nie dajemy 😀 Kto inny jak nie my da radę!