Czy dzisiejsza szkoła, uczy dzieci funkcjonowania w jutrzejszym świecie? Czy my, rodzice, postępując zgodnie z utartymi przekonaniami, nie robimy przypadkiem krzywdy swoim dzieciom, wymagając od nich rzeczy w dzisiejszym świecie zupełnie nieistotnych? Czy próbując na siłę wprowadzić w życie przeczące mainstreamowi ideały codzienności nie walczymy z wiatrakami?
Lubię obserwować świat. Lubię patrzeć na ludzi, podziwiać interakcje, próbować zrozumieć pewne zachowania. Lubię podejmować próby spojrzenia na otaczającą rzeczywistość z poziomu kompletnie bezstronnego obserwatora. Później siadam z gorącą herbatą wieczorem i analizuję. Myślę, dumam, rozbieram na czynniki pierwsze, a na koniec próbuję skleić w jeden, opływający sensem wniosek.
Dlaczego dzieci nie mogą oglądać bajek?
Próbuję pojąć choćby ideę kompletnego zabraniania oglądania dzieciom bajek czy telewizji jakiejkolwiek ( także gier komputerowych, choć w tej kwestii póki co nie mam rozeznania, więc nie będę jej poruszać). Próbuję zrozumieć, co takiego złego osoby uważające telewizor za dzieło szatana widzą w obrazie ruchomym pokazywanym kilkulatkom. I dlaczego te same osoby zabierają swoje dzieci do kina ? To jest już dla mnie kompletnie niepojęte. Możemy sobie wmawiać, że bajki oglądane przez dziecko to zło, zło i jeszcze raz zło…tylko po co? Obserwując Wiki każdego dnia, poświęcając jej naprawdę dużo uwagi i dostarczając rozrywek i możliwości nauki poprzez poznawanie świata wszelakich widzę, że dziecko uwielbia interakcję i w takiej formie najszybciej przyswaja wiedzę. Można próbować nauczyć ją cyferek używając designerskich, drewnianych zabawek, ale ona zdecydowanie bardziej woli się ich uczyć z ukochaną Myszką Minnie, która macha do niej z telewizora. Nie widzę sensu, by ją od tego odgradzać. Oczywiście z umiarem, oczywiście z naciskiem na odpowiedni dobór bajek do wieku dziecka. Oczywiście, że biorąc pod uwagę jakieś edukacyjne wartości owych historii. Nie rozumiem jednak powodu, dla którego miałabym odsuwać dziecko od sposobu, który stymuluje jej chęć poznawania świata i tym samym, zdobywania wiedzy.
Pluszowa retro lala czy bohaterka bajki z osobowością?
Lubimy sobie wmawiać, że lepiej będzie jeśli nasze dziecko pokocha miłością absolutną retro szmaciankę w sukience w groszki z pięknie wydanej książki zamiast myszki Minnie w różowej sukience z wielką kokardą na głowie, ale … to bujda. Złudzenie, którym tylko my chcemy żyć. Trzylatka potrzebuje interaktywności, więc gdy zobaczyła raz czy drugi swą ukochaną Minnie w wersji 'ożywionej’ na ekranie, właśnie z taką postacią ją utożsamia. Dzięki takiemu wyobrażeniu każda książeczka i inna zabawka z ulubioną postacią nabiera innego znaczenia. Fajniej jest się uczyć przy okazji zabawy, która sprawia przyjemność. Też lubię designerskie, drewniane zabawki i pluszowe lale, ale to nie zmienia faktu, że moja córka piszczy na widok kucyka Pony, księżniczek Disneya czy Myszki Minnie. Moje upodobania nie zmieniają też faktu, że to właśnie ze swoimi ulubionymi bohaterami moja córka chce się utożsamiać, nimi chce odgrywać role, dla nich chce gotować swoje obiadki i zawsze, ale to zawsze chętniej będzie uczyła się czegokolwiek 'w towarzystwie’ obrazka z myszką Minnie niż z grafiką, która skradłaby moje serce. Kupuję jej wszystkie piękne wydane książki, licząc, że kiedyś doceni ich piękno i zatraci się z przyjemnością w lekturze, ale wiem, że to Złota Kolekcja Bajek Disneya w każdej formie jest tą książką, którą maltretuje codziennie. Tą, która rozbudza w niej chęć do sięgania po książki, bo choć jeszcze nie czyta, to potrafi opowiedzieć z sensem przeczytaną jej raz historię na podstawie obrazków. A ja chcę rozbudzić w niej pasję do czytania, żeby być pewną, że nawet jeśli przebrnie szkołę w 90% na streszczeniach, bo większość obowiązkowych książek będzie dla niej nudna jak flaki z olejem, to wieczorami i tak sięgnie po te historie, które ją interesują i będzie je czytać z przyjemnością. Chcę wiedzieć, że będzie potrafiła obliczyć to, co do codziennego funkcjonowania będzie jej potrzebne, ale niekoniecznie będę oczekiwała, że pojmie funkcję liniową. Pewnie jak każda mama, chciałabym z dumą patrzeć, jak odbiera nagrody dla najlepszej uczennicy, ale biorąc pod uwagę dzisiejsze kryteria ocen w szkole, wolę ją przede wszystkim uświadomić, że zupełnie inne kryteria ważne są w życiu i codzienności.
Co pamiętasz ze szkoły?
Pomyśl, jakie rzeczy najlepiej pamiętasz ze szkoły? Ja dzięki Pani od polskiego nauczyłam się jednej z najważniejszych zasad ortograficznych, która nie raz i nie dwa uratowała mi tyłek w kryzysowych sytuacjach na klasówkach. Wiecie jak brzmiała? ” Gdy żółty jest trudny, na pewno jest kanarkowym. Gdy dżem jest problemem, zapewne jest marmoladą”. Nauczyciel fizyki z gimnazjum raz na zawsze rozwiązał mój problem z przekształcaniem wzorów, pokazując, że można 'podstawić’ sobie do wzoru banalnie proste cyfry. 6 na 2 to 3, więc 3 razy 2 to 6. Proste, nie? Pani od biologii z gimnazjum dzięki przedstawieniu kolejności witamin rozpuszczalnych w tłuszczach po prostu dzięki użyciu imienia 'ADEK’ sprawiła, że chyba nie było w naszej klasie osoby, która by o nich zapomniała. Nauczyciel fizyki z gimnazjum porównał entropię i jej zasady do narastającego bałaganu w okół, który przecież nawet bez naszej ingerencji, zawsze narasta. Gdyby zarzucił definicją
Entropia – termodynamiczna funkcja stanu, określająca kierunek przebiegu procesów spontanicznych (samorzutnych) w odosobnionym układzie termodynamicznym. Entropia jest miarą stopnia nieuporządkowania układu[1]. Jest wielkością ekstensywną[2]. Zgodnie z drugą zasadą termodynamiki, jeżeli układ termodynamiczny przechodzi od jednego stanu równowagi do drugiego, bez udziału czynników zewnętrznych (a więc spontanicznie), to jego entropia zawsze rośnie.
to w najlepszym wypadku wkułabym ją na sprawdzian i tak pewnie nie pojmując jej działania i po dwóch tygodniach nie pamiętała, że istnieje w ogóle takie pojęcie. Do czego zmierzam?
Instynktownie uczymy się rzeczy, które nas interesują i przedstawionych w sposób, który nam odpowiada. Jednocześnie automatycznie przyzwyczajamy się do 'dobrego’, a takim dobrem niewątpliwie jest otaczająca nas technologia. Technologia, z którą u boku niejako rodzą się nasze dzieci. One nie znają świata bez smartfonów i Internetu i mimo, że może dziś jako dzieci kilkuletnie z nich nie korzystają, to gdy tylko pójdą do szkoły to właśnie w Internecie będą szukać informacji. Świat dzisiaj jest zupełnie inny niż wczoraj, a system nauczania w szkołach, a także utarte w nas, rodzicach, podejście do nauki dzieci niestety prawie w żaden sposób się nie zmienia. Dzieci oceniane są za wiedzę wkutą na pamięć bez umiejętności jej praktycznego zastosowania. Ocenia się je tak w szkołach, a rodzice oczekują od dzieci dobrych wyników w nauce. Dobre stopnie w dzisiejszej szkole wcale nie świadczą o inteligencji. Jaką inteligencją trzeba się wykazać, żeby wkuwać na pamięć nieistotne w życiu definicje zamiast skupić się na zrozumieniu tematu? A czego chcą w szkole? Definicji, umiejętności znania wzorów na pamięć, poświęcania czasu na przeczytanie 80 stron z książki, których streszczeniem jest wyrażenie ’Rzym się pali’. Czy do zrozumienia sensu książki istotne jest znanie koloru buta głównego bohatera? Skoro nie, to dlaczego nauczyciele tak lubią sprawdzać na klasówkach, czy przeczytało się streszczenie, czy książkę w całości?
Szkoła funkcjonuje według zasad dla 'wczoraj’, my żyjemy 'dziś’, a naszym zadaniem jest wychować dzieci zdolne do funkcjonowania 'jutro’.
Uważam, że dla dobra naszych dzieci powinno się zmienić myślenie. Po pierwsze – czasy, kiedy przez 40 lat grzało się stołek w jednej firmie minęły bezpowrotnie. Po drugie – nie ważne jak dużo wiemy, tylko jak szybko jesteśmy w stanie dotrzeć do informacji, pojąć ją i zastosować w praktyce. Czasy, kiedy trzeba było szukać definicji w opasłych księgach odeszły, a nastała era Internetu i to naprawdę wiele zmienia. Po trzecie – z dnia na dzień coraz bardziej będzie liczyło się to, co umiesz, a nie Twoja teoretyczna wiedza, którą potwierdza papier… który w dodatku posiada 75% Twojego rocznika, bo na studia mógł się dostać praktycznie każdy. Po czwarte – jeśli dzieci szybciej pojmują daną rzecz, ucząc się ich na tabletach, to czemu do diabła miałyby się tak nie uczyć? I dlaczego zabierane jest dzieciom dzieciństwo poprzez zadawanie im irracjonalnej ilości prac domowych zajmujących całe popołudnia? Dziecko jest dzieckiem i potrzebuje czasu na zabawę. Zabawę nieedukacyjną, do której nikt się nie wtrąca i nikt niczego nie oczekuje. Tu odsyłam do tego artykułu. Jeśli któreś dziecko ma problem z pojęciem zasady obliczania czegoś według danego wzoru to powinno się popracować z tym dzieckiem, opcjonalnie zasugerować rodzicowi, że powinno ono wziąć korepetycje dotyczące tego tematu, a nie katować całą klasę koniecznością zapisania w zeszycie rozwiązania dla 100 równań zadanych jako praca domowa, mimo, że nosem im to wychodzi. Nawet ulubiony temat w nadmiarze z czasem po prostu zbrzydnie.
Zadaniem najpierw rodzica, a później przedszkola i szkoły powinno być podtrzymywanie i rozbudzanie w dziecku chęci do poszerzania zakresu swojej wiedzy o świecie. Nasze podejście, a także wpływ tych instytucji powinny pomagać dziecku poznawać świat, a nie zmuszać je do zagłębiania się w kwestie kompletnie nieistotne, jednocześnie zabijając w dzieciach jakiekolwiek chęci poznawcze i tym samym wzbudzając w nich niechęć do szkoły. Gdyby szkoła była miejscem, które kojarzy się z zaspakajaniem ciekawości, odkrywaniem nowych, fascynujących rzeczy i uczeniem się rzeczy, wobec których wyrażamy zainteresowanie, a nie tylko przykrym, codziennym obowiązkiem i miejscem, w którym każdy dzień jest bezsensowną walką o coraz lepszą cyferkę w dzienniku, nie byłoby problemów z niechęcią dzieci do szkoły. Gdy dziecko wie, że rodzice rozumieją jego pasje, doceniają chęć zdobywania wiedzy w interesujących dziedzinach, to nie wychowuje się w poczuciu obowiązku przynoszenia do domu samych piątek. Śmiem zaryzykować stwierdzenie, że to właśnie dzieci, którym dziś dajemy wsparcie i wolny wybór w sposobie poznawania świata, jutro będą nim rządzić, bo zdobędą wiedzę w danych dziedzinach ponadprzeciętną, na co statystyczny 'dobry uczeń’ zwyczajnie nie będzie miał czasu, próbując być dobry we wszystkim.
Dzisiejsza szkoła robi z większości 'ludzi ogólnie wykształconych’. Ludzi, którzy ogólnie nic sensownego nie potrafią. Ludzi, którzy mają ogólnie mgliste pojęcie o tym, co chcieliby robić w życiu, bo przez ostatnich kilkanaście lat musieli całą swoją uwagę skupić na zaliczaniu na jak najlepsze oceny przedmiotów, z którymi przez większość życia nie będą mieli nic wspólnego, zamiast na odkrywaniu swoich pasji i poszerzaniu wiedzy z dziedziny, która rzeczywiście ich interesuje.
Zewsząd popełniane są elementarne błędy. Sama nie wiem, czy wynikają one z braku odpowiedniej edukacji odgórnie? Może powinno się wysłać na jakieś sensowne szkolenie kogoś, kto odpowiada za cały system edukacji, a później zorganizować obowiązkowe szkolenia dla rodziców, żeby zmienić sposób ich myślenia ? Dzieci powinny umieć dostosowywać się do zmieniającej się rzeczywistości. Ot tak. Powinny uczyć się w sposób, który będzie pobudzał ich chęć dalszego zdobywania wiedzy. Jedno dziecko będzie zagłębiało się w historii, drugie pokocha zaawansowane obliczenia, a trzecie w wieku 10 lat napisze książkę. To jest naturalne, a my próbujemy z każdego dziecka zrobić specjalistę od każdej dziedziny (bo przecież oczekujemy piątek zarówno z polskiego, matmy jak i biologii czy fizyki).
***
Jestem ciekawa, jak sprawa wygląda u Was? Pozwalacie dzieciom oglądać bajki, uczyć się przy pomocy aplikacji i zaliczać sprawdziany w szkole po przeczytaniu streszczenia zamiast lektury? Wolicie rozbudzać w dzieciach chęć do nauki czy oczekujecie samych 'piątek’ za wpisywanie się w utarte schematy?
28 pomysłów, co kupić na prezent dla Niej, dla Niego i dla Dziecka | Prezentownik Wyjątkowości 2020
Wierzę w magię drobnych upominków. Wierzę, że przemyślanym, trafionym prezentem można powiedzieć „jesteś dla mnie ważna/y, myślę o Tobie”. Dlatego dziś, kolejny rok z rzędu mam dla Was świeżutkie zestawienie Wyjątkowości, którymi można obdarować najbliższych. Prezentownik Wyjątkowości ma to do siebie, że są to wyselekcjonowane przeze mnie rzeczy, których na próżno szukać w popularnych sklepach. […]
Wielki Prezentownik Wikilistki – zbiór ponad 2000 pomysłów na prezenty (dla dzieci i nie tylko!) z bloga
Szukasz pomysłu na trafiony prezent? Przedstawiam Ci Wielki Prezentownik Wikilistki, czyli ponad 2000 inspiracji na prezent dla dzieci i nie tylko. Od lat zajmuję się smartshoppingiem i przy okazji wyszukuję prezentowe perełki. W związku z tym, że przez kilka lat na blogu pojawiła się masa, ale to masa wpisów z inspiracjami na różne prezenty, postanowiłam […]
Jak zacząć odgracanie domu i pozbyć się zbędnych rzeczy z mieszkania?
Czujesz, że przytłaczają Cię rzeczy. Rozglądasz się dookoła i widzisz je wszędzie – jest ich za dużo, nie mają swojego miejsca, a bałagan, który tworzą przyprawia Cię o ból głowy. Sprzątasz i za chwilę znów jest to samo – mnóstwo rzeczy na wierzchu. Brzmi znajomo? Chyba każda z nas to kiedyś przechodziła. Nawet ja, trąbiąca […]
Smart Beauty czas START! Czyli nad czym pracowałam w ostatnich miesiącach…
Dziś chcę Ci opowiedzieć o projekcie, nad którym „na backstage’u” pracuję właściwie już od września i czasem co nie co przemyciłam o nim na Instagramie. O projekcie bardzo dla mnie ważnym i stanowiącym ważną część smart life’u. Ten pomysł chodził mi po głowie od dawna, próbowałam kiedyś nawet liznąć tematu na blogu, ale nie była […]
Jak zorganizować Święta Bożego Narodzenia, działając SMART ?
Jak zorganizować Święta Bożego Narodzenia, żeby nie zwariować? Jak to wszystko ogarnąć, żeby w Wigilię już tylko świętować z bliskimi i celebrować ten czas? Jeśli jak ja jesteś mamą, zapewne masz w grudniu wizję załatwienia pierdyliarda spraw – świąteczny jadłospis, kreacje, dekoracje, prezenty mikołajkowe i na gwiazdkę, kalendarz adwentowy. Do tego wszystkiego grudzień to taki […]
Najlepsze dla dziecka? Poznaj mądre podejście, które przy okazji pozwoli Ci zaoszczędzić 200 zł!
9 miesięcy nosisz pod sercem, a potem niezmiennie i na zawsze chcesz dla niego tego co najlepsze. Każda z nas tak ma, że uchyliłaby swojemu dziecku nieba. Stanęłybyśmy na rzęsach, żeby nasze dzieci były zawsze szczęśliwe i miały wszystko, czego im potrzeba do szczęścia, zdrowia i radości. Czyż nie? Dużo ostatnio rozmawiamy o świadomym życiu, […]
9 zasad, które ułatwiają mi życie z dziećmi
Jak to robię, że pijam gorącą herbatę, moich posiłków nie stanowi dojadanie resztek po dzieciach i do łazienki ZAWSZE chodzę bez dzieci? Zdradzę Ci moje sposoby, które sprawiają, że da się być z dziećmi na okrągło jako dobra mama, nie podrzucać do dziadków czy cioć, do tego pracować w domu i nie zwariować. Poprzedni tydzień z […]
Przypominają mi się słowa mamy pewnej dziewczyny, która razem ze mną zdawała na archeologię. Jej syn studiował wtedy prawo na UJ, bo to było od zawsze jego marzeniem. Udało mu się je zrealizować, bo skupiał się na nauce historii, która go wciągała. Jak mówiła mi wtedy jego mama: „Z historii miał same szóstki, z reszty przedmiotów tróje. Ale osiągnął swój cel.” I chyba o to chodzi, prawda? Właśnie, wymaga się od dziecka, żeby z każdego przedmiotu było świetne. Pamiętam, jak dostałam tróję na koniec z wychowania fizycznego – nigdy za nim nie przepadałam, bo miałam w podstawówce pecha – tylko siatkówka i siatkówka, serwować dołem nie mogłam, bo „tak się nie robi profesjonalnie”, więc miałam ćwiczyć górą, ale nigdy nie byłam za silna w rękach jeśli o tego rodzaju sprawności chodzi… Więc siatkówka mi nie wychodziła, co przekładało się na wybory do „klasowej” drużyny na czas rozgrywek na lekcjach, potem na oceny… A taty to nie obchodziło, jedynie sama ocenia – 3 – to za mało, dlaczego nie 4? Że mogłam powiedzieć, to może by się poprawiło, podciągnęło… ale niby jak? Właściwie od razu zniechęcenie… A w gimnazjum? Może dlatego, że nie mieliśmy sali gimnastycznej z prawdziwego zdarzenia, każda lekcja przynosiła nowy sport, nowe wyzwania. I tak uczyliśmy się tańczyć walca, różne rodzaje stepu, piramidy, rzuty kulą i dyskiem, biegi na różne dystanse i tak dalej, i tym podobne… Raz nawet omal nie dostałam piątki na koniec – byłam blisko w każdym razie 😉 Także ocena o niczym nie świadczy – czasem jest się zwyczajnie dobrym z jednej rzeczy, a na pewno nie ze wszystkich… Jedynie różnorodność – jak w przypadku tego wf-u – gwarantuje, że jest się w stanie poznać własne mocne strony, a nie tylko skupiać na słabych, np. Albo porównywanie wyników własnego dziecka do ocen uzyskanych przez innych… To nie fair, tak nie powinno być… Jeszcze jeden przykład: nie radziłam sobie z każdym przedmiotem na studiach, niektóre egzaminy oblałam i musiałam zaliczać w sesji wrześniowej. Ktoś mógłby stwierdzić, że nie jestem dobra, że nie mam odpowiedniej wiedzy itd. Ale wtedy człowiek nie szedłby dalej… Z przedmiotów dotyczących literatury – tych, które mnie interesowały – szło mi świetnie. Efekt? Robię teraz doktorat w Zakładzie Kultury Literackiej – moje zainteresowania wygrały, okazało się, że nie muszę być świetna ze wszystkiego, bo nie wszystko zwyczajnie mi się przyda. Jasne, do części wiadomości, których nie zdobyłam w wystarczającym stopniu, wracam – jeśli je potrzebuję, jeśli wiem, że mi się przydadzą – czy w pracy naukowej, czy na zajęciach ze studentami. I w ten naturalny sposób wiedza przychodzi sama, sytuacja determinuje, co jest przydatne, a co nie.
Jestem na etapie szkoły podstawowej i powiem szczerze, że nie ma tragedii. Nie wiem czy to norma, czy zawdzięczamy to świetnej nauczycielce. Mimo, że dzieci mają jakiś program, to wychowawczyni widzi w każdym dziecku człowieka i fajnie przekazuje im wiedzę. Dzieci mają do dyspozycji komputery, tablice multimedialne. Rodzice mają natomiast dziennik elektroniczny dla swojej wygody. I tylko prace domowe mnie wkurzają. Zobaczymy jak długo będę względnie zadowolona, bo nadchodzi zmiana w postaci 4 klasy.
Jestem na etapie szkoły podstawowej i powiem szczerze, że nie ma tragedii. Nie wiem czy to norma, czy zawdzięczamy to świetnej nauczycielce. Mimo, że dzieci mają jakiś program, to wychowawczyni widzi w każdym dziecku człowieka i fajnie przekazuje im wiedzę. Dzieci mają do dyspozycji komputery, tablice multimedialne. Rodzice mają natomiast dziennik elektroniczny dla swojej wygody. I tylko prace domowe mnie wkurzają. Zobaczymy jak długo będę względnie zadowolona, bo nadchodzi zmiana w postaci 4 klasy.
Rodzicem nie jestem ale Polska szkoła to nieporozumienie. Patrzę obecnie przez pryzmat matur, siostry nauczycielki, mamy która w środowisku szkolnym ( licealnym) pracowała ok. lat 40 i siebie samej po rocznej pracy w sekretariacie szkoły licealnej. Mam maturę no i co? I nic… nie jest mi ona potrzebna tak jak nie potrzebuję kosmicznych równań matematycznych.,, Nauczyciele to lenie i idą po najmniejszej linii oporu ( oczywiście nie wszyscy) ale zdecydowana większość. Kiedy czytam komentarze np. pod filmikiem weganki na YT to mnie trzęsie, niby tacy mądrzy wszyscy studenci, maturzyści, wykształceni ą i ę… Jednak są świecie przekonani, że krowę trzeba zapłodnić żeby dała mleko. Nie da się im przemówić do rozumu, że jak się biednej krowy dwa razy dziennie nie wydoi to dostanie zapalenia wymion i będzie cierpiała. To tak jak byś musiała zajść w ciąże żeby iść siku… Albo nie wiedzą, że ile by się nie pomnożyło przez zero to zawsze będzie zero… Jednak są na tyle 'kulturalni”, że gdy grzecznie zwrócisz im uwagę wyzwą cię i zmniejszają z błotem czasami nawet do trzech pokoleń wstecz… Cofają wstecz i mają fakty autentyczne… Tego uczy nasza rodzima szkoła. Smutne to ale prawdziwe.
Rodzicem nie jestem ale Polska szkoła to nieporozumienie. Patrzę obecnie przez pryzmat matur, siostry nauczycielki, mamy która w środowisku szkolnym ( licealnym) pracowała ok. lat 40 i siebie samej po rocznej pracy w sekretariacie szkoły licealnej. Mam maturę no i co? I nic… nie jest mi ona potrzebna tak jak nie potrzebuję kosmicznych równań matematycznych.,, Nauczyciele to lenie i idą po najmniejszej linii oporu ( oczywiście nie wszyscy) ale zdecydowana większość. Kiedy czytam komentarze np. pod filmikiem weganki na YT to mnie trzęsie, niby tacy mądrzy wszyscy studenci, maturzyści, wykształceni ą i ę… Jednak są świecie przekonani, że krowę trzeba zapłodnić żeby dała mleko. Nie da się im przemówić do rozumu, że jak się biednej krowy dwa razy dziennie nie wydoi to dostanie zapalenia wymion i będzie cierpiała. To tak jak byś musiała zajść w ciąże żeby iść siku… Albo nie wiedzą, że ile by się nie pomnożyło przez zero to zawsze będzie zero… Jednak są na tyle 'kulturalni”, że gdy grzecznie zwrócisz im uwagę wyzwą cię i zmniejszają z błotem czasami nawet do trzech pokoleń wstecz… Cofają wstecz i mają fakty autentyczne… Tego uczy nasza rodzima szkoła. Smutne to ale prawdziwe.
…i ślę mnóstwo pozytywnej energii! :*
PS. Czekam aż zdradzisz się ze swoimi projektami 😉
Dziękuję ;* Wierz mi, że język mnie świerzbi;)
Wierzę i wcale się nie dziwię, lubimy dzielić się tym co sprawia nam radość 🙂
…i ślę mnóstwo pozytywnej energii! :*
PS. Czekam aż zdradzisz się ze swoimi projektami 😉
Dziękuję ;* Wierz mi, że język mnie świerzbi;)
Wierzę i wcale się nie dziwię, lubimy dzielić się tym co sprawia nam radość 🙂
Moniko, dawno się nie odzywałam, choć większość Twoich postów czytam (jesteś wspaniała i uwielbiam Twój tok myślenia, to wina braku internetu, obecnie mam jedynie w telefonie, a na smartfonie piszę 5x dłużej :/), głównie przy pomocy newslettera (tak jak i dziś). Wyjątkowo kliknąć musiałam w link, by napisać Ci, że czuję, iż bardzo dobrą drogą idziesz 🙂 Moja mama wychowywała całą naszą czwórkę właśnie w powyżej opisany sposób. Nie wymagała nie wiadomo jakich ocen. Dziś mam wrażenie, że różnię się od moich 'szóstkowych’ rówieśników. Od czasu gimnazjum wiedziałam, że odnajdę szczęście w rodzinie i kiedy już znalazł się ten właściwy mężczyzna dość szybko ją założyliśmy (mamy 25 lat i 3-letnią córkę). Teraz zaczynam myśleć o swoim rozwoju, mam masę pomysłów, ale jeszcze nie do końca mogę się zdecydować gdzie 'uderzyć’. Mam wrażenie, że wszystko mi się ułoży 🙂
Pozdrawiam Was cieplutko i
<3 :*
Moniko, dawno się nie odzywałam, choć większość Twoich postów czytam (jesteś wspaniała i uwielbiam Twój tok myślenia, to wina braku internetu, obecnie mam jedynie w telefonie, a na smartfonie piszę 5x dłużej :/), głównie przy pomocy newslettera (tak jak i dziś). Wyjątkowo kliknąć musiałam w link, by napisać Ci, że czuję, iż bardzo dobrą drogą idziesz 🙂 Moja mama wychowywała całą naszą czwórkę właśnie w powyżej opisany sposób. Nie wymagała nie wiadomo jakich ocen. Dziś mam wrażenie, że różnię się od moich 'szóstkowych’ rówieśników. Od czasu gimnazjum wiedziałam, że odnajdę szczęście w rodzinie i kiedy już znalazł się ten właściwy mężczyzna dość szybko ją założyliśmy (mamy 25 lat i 3-letnią córkę). Teraz zaczynam myśleć o swoim rozwoju, mam masę pomysłów, ale jeszcze nie do końca mogę się zdecydować gdzie 'uderzyć’. Mam wrażenie, że wszystko mi się ułoży 🙂
Pozdrawiam Was cieplutko i
<3 :*
Ojej ciezki temat poruszasz, szczegolnie gdy w tym roku 6 latki maja juz isc do szkoly…Moj syn idzie wlasnie do szkoly od wrzesnia, chce isc. Bajki zawsze ogladal, z bajek znal mnostwo postaci chociazby Auta, potem domagal sie zabawek z bajek, to chyba logiczne. To samo ma moja mlodsza 2-letnia corka, oglada ksiezniczke Zosie, zaraz chce lalke Zosi czy figurki Świnki Peppy, nie zabraniam i kupuje. Syn używa tabletu dla dzieci, ma tam aplikacje dostosowane do swojego wieku, dostep do Internetu narazie mu blokuje, jest jeszcze za maly na swobodne serfowanie. Co do szkoly, no cóż, uczyc sie lubi, umie juz czytac i pisac, do szkoly idzie, a jak bedzie pozniej? Zobaczymy, raczej jestesmy swobodna rodzina, nie każe mu przynosic samych piątek czy szóstek, bo sama nie zawsze je przynosilam 😛 po za tym juz widze ze ma umysl matematyczny, takze orłem z humanistycznych przedmiotów pewnie nie bedzie 😛 A tak w ogole to najważniejsze jest znac umiar we wszystkim 🙂
Ines, jasne,że umiar jest najważniejszy, we wszystkim i to nie podlega dyskusji. Ja przecież Małej też nie puszczam bajek cały dzień, nie kupuję każdej Minnie, o którą zapiszczy w sklepie 😉 WIem, że temat jest trudny, choć akurat kompletnie pominęłam fakt 6-latków w szkole w swojej głowie, gdy to pisałam (pewnie jeszcze wydaje mi się to zbyt odległe;)) Ja uważam, że tym bardziej rodzice powinni być świadomi, bo często oczekują efektów w postaci piątek a nie wiedzą, jaką głupotą tak naprawdę trzeba się wykazać, żeby wpisać się w niektóre klucze.
Bardzo dobrze, że ma ścisły umysł!!! Najprawdopodobniej poradzi sobie z przedmiotami humanistycznymi lepiej niż humanista ze ścisłymi 😉
Ojej ciezki temat poruszasz, szczegolnie gdy w tym roku 6 latki maja juz isc do szkoly…Moj syn idzie wlasnie do szkoly od wrzesnia, chce isc. Bajki zawsze ogladal, z bajek znal mnostwo postaci chociazby Auta, potem domagal sie zabawek z bajek, to chyba logiczne. To samo ma moja mlodsza 2-letnia corka, oglada ksiezniczke Zosie, zaraz chce lalke Zosi czy figurki Świnki Peppy, nie zabraniam i kupuje. Syn używa tabletu dla dzieci, ma tam aplikacje dostosowane do swojego wieku, dostep do Internetu narazie mu blokuje, jest jeszcze za maly na swobodne serfowanie. Co do szkoly, no cóż, uczyc sie lubi, umie juz czytac i pisac, do szkoly idzie, a jak bedzie pozniej? Zobaczymy, raczej jestesmy swobodna rodzina, nie każe mu przynosic samych piątek czy szóstek, bo sama nie zawsze je przynosilam 😛 po za tym juz widze ze ma umysl matematyczny, takze orłem z humanistycznych przedmiotów pewnie nie bedzie 😛 A tak w ogole to najważniejsze jest znac umiar we wszystkim 🙂
Ines, jasne,że umiar jest najważniejszy, we wszystkim i to nie podlega dyskusji. Ja przecież Małej też nie puszczam bajek cały dzień, nie kupuję każdej Minnie, o którą zapiszczy w sklepie 😉 WIem, że temat jest trudny, choć akurat kompletnie pominęłam fakt 6-latków w szkole w swojej głowie, gdy to pisałam (pewnie jeszcze wydaje mi się to zbyt odległe;)) Ja uważam, że tym bardziej rodzice powinni być świadomi, bo często oczekują efektów w postaci piątek a nie wiedzą, jaką głupotą tak naprawdę trzeba się wykazać, żeby wpisać się w niektóre klucze.
Bardzo dobrze, że ma ścisły umysł!!! Najprawdopodobniej poradzi sobie z przedmiotami humanistycznymi lepiej niż humanista ze ścisłymi 😉