Jak Ci minął tydzień? Co ważnego dla siebie zrobiłaś w ciągu ostatnich kilku dni? Do jakiego celu Cię to przybliża i właściwie – czy wiesz, co jest Twoim celem?
Często, gdy na Stories pokazuję Wam kawałki naszej codzienności, dostaję od Was wiadomości typu :
„Podziwiam Twoją pracowitość i perfekcyjną organizację. Ja bym tak nie umiała”
„Monia, szacun! Jak Ty to wszystko organizujesz”
„Ale jak Ty to robisz z dziećmi w domu, jak Ci się to udaje?!”
I dopadają mnie wtedy takie myśli, że w Waszych głowach często ideologia, którą promuję, czyli SmartLife sprowadza się do połączenia turboprzepracowania z idealną organizacją domowego życia, a – kurczę – to kompletnie nie tak!
Staram się pokazywać na IG także tę drugą stronę, gdy mam tzw. Dzień Naleśnika i nawet poczytanie leżącej obok, nierozwojowej książki przerasta moje możliwości (true story z wtorku;)!) Dostaję wtedy wsparcie w stylu ” i spoko, każdy ma przecież czasem gorsze dni” i to jest super, tylko…. widzę w tym zauważaniu skrajności doszukiwanie się wymówek – z jednej strony, tej klasycznej: „tak się nie da, ja tak nie potrafię”. Z drugiej – ” no przecież ok jest nic nie robić”. A skrajności, Moja Droga, są złe – ZAWSZE.
Dlatego, wyjaśnijmy sobie proszę, pewne rzeczy.
SmartLife wcale nie jest sztuką prowadzenia idealnie zorganizowanego życia, a życia możliwie najbardziej zaprojektowanego w odpowiedzi na własne potrzeby. To ogromna różnica.
Ja wcale nie jestem mistrzynią organizacji ani perfekcyjną panią domu, a gdy piszecie do mnie „Twoja pracowitość”, to śmiać mi się chce, bo jestem leniem level master i wszystkie moje działania skupione wokół optymalizacji życia wzięły się z faktu, że „z nienadużywania ruchu uczyniłam swój sens życia”.
Tak więc – pilnuję organizacji w pewnych sprawach, żeby realizować konkretne cele, owszem. Zazwyczaj są to te związane z finansami, które są niezbędnym środkiem do tego, bym mogła spełnić większość marzeń. W innych jednak zwyczajnie odpuszczam – ot np. nie kąpię dzieci codziennie; nie maluję się, gdy nie muszę; zdarza mi się zaserwować rodzinie na obiad frytki i paluszki rybne albo kupne pierogi, bo akurat były ważniejsze sprawy niż zrobienie obiadu.
Nie jestem perfekcyjną panią domu, a jedynie pilnuję porządku w takim zakresie, żeby nie przeszkadzał mojej produktywności i żeby żyło mi się w moim domu dobrze. Lubię, gdy każda rzecz ma swoje miejsce. Regularnie pozbywam się rzeczy, z których nie korzystamy. Odkurzam czasem nawet dwa razy dziennie i na bieżąco sprzątam kuchnię ALE jednocześnie: kurze wycieram jak już szafki pokrywa szara warstwa puchu, nieumyte okna dostrzegam jakieś dwa razy w roku, a prasowanie potrafi czekać na mnie tak długo, aż kompletnie skończą się nam w szafach czyste ubrania. Znowu – wybieram to, co dla mnie ważne w danym momencie.
Pracuję teraz pewnie więcej niż kiedykolwiek wcześniej, ale to też bierze się w pewien sposób z mojego hedonistycznego podejścia do życia połączonego trochę z lenistwem. Mam bowiem określoną wizję tego, jak chciałabym żyć i staram się każdego dnia do niej przybliżać. Co więcej – wiem, że praca, którą wykonuję teraz w dużej mierze jest jednorazowa, a da trwały efekt, bo polega na wdrożeniach automatyzacji. Wszystkie inne działania są skupione na realizacji konkretnych, ważnych dla mnie celów, których efektem długofalowym będzie możliwość włączenia do spectrum moich zajęć generujących dochody tej branży, która jest moim marzeniem, odkąd skończyłam osiemnastkę.
Zauważ, że wszystko łączy się w spójną całość i każde podejmowane przeze mnie działanie jest odpowiedzią na moje „dlaczego”.
Wszystko, co robię poprzedzam zadaniem sobie właśnie te pytania : „po co”? i/albo „dlaczego?” i konfrontuję odpowiedzi z ważnymi dla mnie, dla nas, celami, marzeniami czy priorytetami.
Działam świadomie. Rezygnuję więc z rzeczy dla mnie nieistotnych, a skupiam się na tych ważnych. Bardzo dużo w tej kwestii nauczyłam się od Oli Budzyńskiej, znanej jako Pani Swojego Czasu (mocno polecam Ci jej książkę! (klik) )
Tam, gdzie to możliwe, optymalizuję codzienność, na którą składa się lista spraw pierdołowatych, by zajmowały mi one jak najmniej czasu i energii, właśnie po to, żebym większość moich zasobów mogła przekierować na ważniejsze dla mnie obszary życia. Tego właśnie uczę na blogu, taką codzienność pokazuję zakulisowo na stories. Taka jestem i taka jest moja filozofia życia.
I to właśnie ta świadomość jest dla mnie słowem-klucz. Czymś, co sprawia, że projektowanie życia i jego optymalizacja ma sens. Jak bowiem chcesz osiągnąć cel, jeśli nie wiesz dokąd chcesz dojść? Możesz go minąć po drodze, nie mając świadomości jego przegapienia albo pójść w kompletnie innym kierunku niż powinnaś. W mojej opinii to działanie kompletnie bez sensu.
Może warto poświęcić codziennie chwilę na zastanowienie się, czy aby na pewno to, co robimy prowadzi nas do czegoś wartościowego, a nie jest tylko przetrwaniem kolejnego dnia, będąc wrzuconą w codzienność?
Fajny tekst. Życie to sztuka wyboru. Trzeba sobie umieć ustawić priorytety bo na prawdę wszystkiego nie da się zrobić, zwłaszcza jak ma się małe dzieci pod opieką. Ja też nie myję okien. No może dwa razy do roku;-) Jak ostatnio odwiedziła mnie mama to już nie mogła na nie patrzeć i sama umyła;-)
Ja też myję własnie jak już mam fazę ” no nic nie widać” 😉
Fajny tekst. Życie to sztuka wyboru. Trzeba sobie umieć ustawić priorytety bo na prawdę wszystkiego nie da się zrobić, zwłaszcza jak ma się małe dzieci pod opieką. Ja też nie myję okien. No może dwa razy do roku;-) Jak ostatnio odwiedziła mnie mama to już nie mogła na nie patrzeć i sama umyła;-)
Ja też myję własnie jak już mam fazę ” no nic nie widać” 😉