Musisz wiedzieć, że jestem estetką z krwi i kości. Może być wynajęte, może być używane, może być z drugiej albo i trzeciej ręki, po przejściach – nieważne. Ważne, że ma być ładne i funkcjonalne, sprawiać mi estetyczną przyjemność i łechtać moje poczucie estetyki za każdym razem, gdy na nie spojrzę.
Takie właśnie musi być moje otoczenie i – choć łatwo nie jest – uparcie dąże do jak najszybszych i efektywnych zmian, bo są w mieszkaniu takie jego części, na które wręcz patrzeć nie mogę. Jadalnia i sypialnia (vel składzik) na przykład, ale że na sypialnię już jest plan, który jesienią z Dorotą w ramach akcji Baba Jedzie będziemy realizować, to chwilowo niemal 100 % mojej estetycznej uwagi skupia się wokół jadalni.
Nasza sytuacja jest o tyle wyjątkowa, że oboje pracujemy w domu, w związku z czym – uogólniając – to jest miejsce, w którym spędzamy 24 godziny na dobę. Tu pracujemy, jemy, odpoczywamy, śpimy. Tu mają swój świat nasze dzieci, z których jedno zostaje w domu jeszcze przez rok, a we dwójkę biegać będą dookoła nas przez okrągły rok popołudniami. Dlatego każdy nawet najmniejszy funkcjonalny błąd w urządzaniu przestrzeni ma ogromny wpływ na naszą codzienność i jej dezorganizację – na pewno w mniejszym stopniu to działa u osób, które w domu są codziennie tylko kilka godzin wieczorem i na noc, a inaczej u nas.
Oczywiście, życie byłoby zbyt pięknie, gdybym miała dostęp do nielimitowanej karty, toteż moje marzenia o funkcjonalnym i estetycznie dopieszczonym wnętrzu skutecznie hamuje bardzo mocno ograniczony budżet.
Nie przedłużając już mojej paplaniny – jeden rzut okiem na to, jak jest teraz i dwa słowa + projekt i inspiracje jak ma być docelowo w jadalni, w właściwie – kąciku jadalnianym.
TAK JEST -dokładnie w tym momencie, gdy piszę wpis, bo to fotka z telefonu ; )
Krzesła ( dwa, a nie 4 – bo mądra ówczesna ja stwierdziła „no po co nam 4 krzesła?!) i stół kupiliśmy chwilę po tym jak razem zamieszkaliśmy, a więc prawie 8 lat temu. Są już podniszczone, stół nie jest zupełnie stabilny (choć ten akurat wizualnie trzyma się świetnie). Zajmują nam za dużo miejsca w salonie i nijak swoim kremowym odcieniem nie pasują do reszty wnętrza. Do tego stół pełni głównie rolę biurka dla Ł, co sprawia, że autentycznie dostaję szału. Ten kawałek otwartej przestrzeni, w której spędzamy większość dnia doprowadza mnie wręcz do szewskiej pasji.
Jedyne, co do tej pory ogarnęliśmy to krzesełka dla dziewczyn, bo codzienna wojna o różowego tripp trappa, którego dodatkowo nosiliśmy wciąż między stołem a biurkiem w ich pokoju, była dla mnie nie do zniesienia.
Postawiłam na dwa modele od Childhome : evolu i lambda. Na początku chciałam 2 x evolu, ale później uznałam, że krzesełko na kształt tripp trappa posłuży nam dłużej i gdy zmienimy już krzesła, Wiki będzie siedziała przy stole już na normalnym krześle, a lambda przypadnie Mii . Docelowo będzie też jej krzesełkiem do biurka. Evolu jest śliczne, ale przy takim modelu stołu, który aktualnie mamy – z taką jakby listwą ozdobną pod blatem – Mii już powoli robi się ciasno i mam problem, żeby przysunąć ją wygodnie do stołu.
Swoją drogą – przez nasz dom przewinął się chyba każdy z możliwych rodzajów krzesełek i chętnie zrobię Wam porównanie, co uważam za najlepsze, co najgorsze i dlaczego – CHCECIE?
TAK MA BYĆ
Ten moodboard powyżej przedstawia w 100 % moje wnętrzarskie „ja”. Połączenie bieli z drewnem i zielenią roślin. Do tego trochę czerni i złota, wszystko w akompaniamencie szarości, która – w moim odczuciu – zawsze jest idealnym tłem.
KRZESŁA – najbardziej marzą mi się takie z obrazka poniżej, ale z racji tego, że po pierwsze są dość drogie ( z 400 zł za sztukę!), a po drugie nie da się ich całkiem wsunąć pod stół, co przy małej powierzchni jest dość istotne – zapewne pozostaną marzeniem. Tańszą ich wersją są te na drugim zdjęciu – takie modele można znaleźć za ok. 150 zł za sztukę, ale wciąż pozostaje dylemat z przestrzenią właśnie. Najpewniej więc postawimy na model, który widzicie na niemal każdym zdjęciu, ale w szarym kolorze. Na allegro można je znaleźć za ok. 80 zł/szt., ale przyznam szczerze, że trochę się boję o ich jakość i stabilność, a jednak – co jak co – ale nie chciałabym za rok kupować nowych krzeseł. Może któraś z Was je ma i podzieli się opinią po jakimś czasie użytkowania? : )
STÓŁ – podstawowym założeniem jest to, że ma być możliwie mały, ale rozkładany. Taki, który na co dzień będzie wystarczał dla naszej czwórki, ale pozwoli też zrobić obiad, na który zaprosimy przyjaciół albo wigilijną kolację dla rodziny. Koniecznie chcę też żeby był biały albo biały z drewnianymi elementami. Marzy mi się okrągły, ale po pierwsze znalezienie okrągłego i rozkładanego w znośnej cenie graniczy z cudem, a jeśli już taki się znajdzie ( za 799 zł w IKEA jest), to ma aż 110 cm średnicy, co może oglądając go w sklepie wydaje się być ok, ale wiem, że jeśli będę próbowała wcisnąć go w naszą małą jadalnianą wnękę będzie wyglądał monstrualnie. Najpewniej więc postawimy na kwadratowy model 80×80, rozkładany do 160 cm długości. No, chyba, że wpadnę na genialny plan przestawienia mebli, na który jeszcze nie wpadłam od ponad roku – wtedy będzie okrągły.
DEKORACJE I KOLORY
Marzy mi się na ścianie fajny zegar i galeria zdjęć w złotych ramkach. Do tego punktu jestem już niemal przygotowana – stay tuned! Musimy też koniecznie przemalować ściany, bo poprzednia farba jest już w opłakanym stanie i w zależności od tego, jaki kolor krzeseł ostatecznie wybierzemy ( szare czy białe), na ścianach wyląduje jasny lub ciemny odcień szarości. Chcę też znaleźć jakiś sposób, żeby przemycić do kącika jadalnianego większe zielone rośliny i oczywiście bukiet na stół zamiast komputera : )



W sferze marzeń pozostaje niestety lampa bezpośrednio nad stołem, ale jak już tylko będzie mi dane urządzać własne M, to na pewno jej nie odpuszczę, a tym czasem cieszę się tym, co mam, bo to i tak najfajniejsze miejsce, jakie sobie stworzyłam w ciągu prawie 8 lat mieszkania „na swoim”.
Jesienią na blogu będzie mocno wnętrzarsko – funkcjonalność w połączeniu z estetyką to coś, co strasznie mnie kręci.
Tymczasem – pochwalcie się może swoimi jadalniami, hm : )
Ewa
Cześć, pierwszy raz wpadłam na Ciebie w sieci i bardzo mi się tu podoba, pewnie już kupiłaś wymarzone krzesła, ale może komuś przyda się taka informacja: firma SIGNAL http://www.signal.pl/ z Ostrowca Świętokrzyskiego jest dystrybutorem takich krzeseł, które sprzedaje do wielu tzw. sklepów z designem przynajmniej na południu Polski.Są to krzesła 'inspirowane’. Wiem, bo pisze z Krakowa. Kupiłam od nich bezpośrednio i siedzę właśnie na takim krześle. Też się bałam ze względu na cenę, ale nic absolutnie się nie dzieje: kosztowały 120zł/sztukę dwa lata temu zatem trochę czasu już nam służą. Oczywiście plastik nie jest najwyższej jakości, ale przy takiej cenie można co jakiś czas takie krzesło nawet wymienić 😉 pozdrawiam
Niedługo trzeba będzie omawiać szczegóły 😉
Nie masz pojęcia jak się cieszę : )
Niedługo trzeba będzie omawiać szczegóły 😉
Nie masz pojęcia jak się cieszę : )
Mnie też marzy się okrągły stół. Najlepiej drewniany… Och… Rozbudziłaś moją wyobraźnię 😉
Mnie też marzy się okrągły stół. Najlepiej drewniany… Och… Rozbudziłaś moją wyobraźnię 😉
Jestem na podobnym etapie, jak z resztą wiesz, szukam krzeseł. Twoje wymarzone widze mam wrazenie wszedzie i zdecydowanie mi sie przejadly (delikatnie mowiac) 😉
A te z drugiego zdjecia są skąd?
Ciekawa jestem tez Twojego porownania TrippTrappa i Lambdy? Sama wlasnie zamowilam córce Stokke, bo wizualnie podoba mi sie bardziej, ale ciągle mam wątpliwości 😉
Jestem na podobnym etapie, jak z resztą wiesz, szukam krzeseł. Twoje wymarzone widze mam wrazenie wszedzie i zdecydowanie mi sie przejadly (delikatnie mowiac) 😉
A te z drugiego zdjecia są skąd?
Ciekawa jestem tez Twojego porownania TrippTrappa i Lambdy? Sama wlasnie zamowilam córce Stokke, bo wizualnie podoba mi sie bardziej, ale ciągle mam wątpliwości 😉