Ostatnie dni to dla mnie trochę czas przemyśleń i spojrzenia na wiele rzeczy z szerszej perspektywy. Doszłam do wniosku, że … totalnie się pogubiliśmy w Internetach, wiesz? I jako odbiorcy i twórcy. Zatarła się nam granica zrozumienia, że Instagram, blogi czy Facebook to tylko maleńki wycinek życia.
Malusi.
Ten, który dostał się do sieci, bo kierowała nami chęć podzielenia się czymś fajnym ze światem.
Zapomnieliśmy, że taki właśnie mógłby pozostać…
Wróćmy do źródeł. Zaczęliśmy pokazywać coś w Internecie, bo chcieliśmy podzielić się ze światem czymś, co uznaliśmy za na tyle ważne i fajne, by chcieć się tym dzielić. Nikt nie miał zamiaru robić z życia reality show. Piszę tu zarówno o twórcach wszelakich jak blogerzy, infuencerzy, youtuberzy, ale też o Tobie, Tobie i wszystkich znajomych, których treści widujemy w sieci. Choć może różni je przekaz – jeden jest bardziej prywatny, inny bardziej merytoryczny czy inspirujący – to wciąż zdecydowaliśmy, ze mamy coś fajnego i chcemy pokazać to światu. Prawda?
Tymczasem wszystko w sieci nabrało rozpędu. Zdjęcia weszły na wyższy poziom, bo Ci, dla których była to część zawodowego życia podnosili poprzeczkę, wciąż się ucząc i robiąc to lepiej. Pojawiła się kasa od reklamodawców, więc chętnych, by nauczyć się tej sztuki było coraz więcej. I fajnie, gdyby ładne zdjęcia pozostały ładnymi zdjęciami, a nie lustrem, w którym zaczęliśmy przeglądać swoje życie…
Umówmy się – nikt normalnie nie stawia na łóżku z białą pościelą tacki, na której będzie czerwone wino w kieliszku, książka i zapalona świeca. Serio. Powiedz mi proszę – po co ktoś miałby to robić, jeśli nie do fajnego zdjęcia? Czekam na propozycje funkcjonalności tego zastosowania.
NIE PRZEGLĄDAJ SIĘ W LUSTRZE CZYJEGOŚ ŻYCIA
Tymczasem ja, Ty, Zosia i Elka zaczęłyśmy patrzeć na takie obrazki, potem zerkać kątem oka na swoje jeszcze niepościelone łóżko i porozrzucane po domu dziecięce kapcie i piżamy i…zonk. Codzienność w estetycznym porównaniu zazwyczaj wypadnie blado w zestawieniu z wystylizowanym instakadrem. Pytanie – jaki sens ma porównywanie obrazka z dziejącego się aktualnie życia z wystylizowaną fotką łóżka rodem z Pinteresta – światowego królestwa inspiracji?
Dzieci wyjdą, zmienisz i wyprasujesz pościel, kupisz akcesoria do zdjęć, przeczytasz kilka poradników, poustawiasz pół godziny i też możesz zrobić takie zdjęcie jak to, z którym chwilę temu porównałaś swoje życie. Pytanie jaki w tym sens i czy chce Ci się to robić, hm?
Niestety, niewiele osób myśli w ten sposób, choć to dla wszystkich byłoby najzdrowsze.
RÓWNIA POCHYŁA…
Zamiast tego pojawiła się najpierw 'grupa narzekająca”. „Nie odlajkuję tylko napiszę, że przecież zbyt idealne ma to życie, bo moje takie nie jest”. Jest popyt-jest podaż. Powstała więc kolejna –„grupa buntu”, stworzona przez twórców, którzy w opozycji do idealnego, postanowili pokazywać to życie z najgorszej perspektywy.
Nowy trend, to się klika. Wielu poszło w to jak w dym, na nasze nieszczęście…
W efekcie w Internecie mamy dziś podział na życie czy macierzyństwo „lukrowane” i to rodem z ujęć domów uczestniczek przed metamorfozą w Perfekcyjnej Pani Domu.
I tę zwyczajną, mniej instagramową stronę okrzyknięto tą „prawdziwą”. Nie wiem, czy niektórzy ludzie doszli do wniosku, że dzielenie się zdjęciem zasmarkanego dziecka wciąż może być inspirujące, czy tak bardzo wolą się w życiu skupiać na górze prania i zimnej kawie zamiast na czymś faktycznie godnym uwagi, ale to niepokojący trend.
Czemu? Po pierwsze – ja widzę oczami wyobraźni młodą przyszłą mamę, która wchodzi na Insta i widzi, że albo będzie perfekcyjną mamą, w katalogowym wnętrzu, z idealnym makijażem i strojem dziecka dobranym pod kolor feedu na insta albo zostaje jej tylko ta „prawdziwa rzeczywistość”. I ta „prawdziwość” jest w internecie często tak samo przejaskrawiona jak cukierkowe macierzyństwo, tylko w drugą stronę. Bo czy prawdziwe życie mamy naprawdę dzieje się wciąż w upapranym dresie, z górą prania i zimną kawą? Nie ma zmiłuj, nie ma życia pomiędzy?
Jeśli to czytasz przyszła/młoda mamo – luzik, odczarowuję ten mit i uwierz mi, że życie składa się DOKŁADNIE z czegoś po środku.
Po drugie – w moim odczuciu najgorsze co można zrobić osobom niezadowolonym ze swojej codzienności to dołączyć do nich w narzekaniu. Ja kiedy dostaję takie wiadomości czuję się odpowiedzialna za to, by napisać „hej, jeśli coś tak bardzo Ci się nie podoba, zmień to. Popracuj nad tym. Może potrzebna Ci pomoc? Może nawet specjalista?” I nie ma w tym krzty złośliwości, a czysta troska, bo sama po sobie wiem, że czasem ta pomoc jest nieoceniona.
Nie dołączę do klubu wtórujących sobie w narzekaniu.
Nie będę z życia robić dramatu ani też wciskać Ci kitu, że jest komedią romantyczną, bo…ono łączy w sobie wszystkie możliwe gatunki. I ja wierzę, że Wy, jako moje świadome czytelniczki po prostu to wiecie. Przecież w moim życiu prawdziwe są i kwiatki, ciepła kawa i uśmiech z placu zabaw jak i brudne skarpetki w koszu, nocne wędrówki do Mijeńki i codzienne łzy przy kłótniach o TĘ czerwoną kredkę, gdy obok leżą trzy inne. W Twoim nie?
Po prostu nie wszystko trafia do sieci. Czy to nie jest proste i logiczne?
Kiedy zapraszam gości, to nie wywalam w salonie zawartości kosza na pranie, żeby im pokazać, jak strasznie moja córka ubrudziła się na placu zabaw. Gdy moje dziecko ma problem, to nie stawiam jej przed gośćmi i nie opowiadam o tym, jak to ciągle płacze, tylko odchodzimy na bok, bo wiem, że jestem jej teraz potrzebna, by pomóc zrozumieć emocje, których tak mały człowiek jeszcze nie ogarnia. Nie serwuję tym gościom chleba z pasztetem, tylko mam ochotę poczęstować ich smaczną i estetyczną nowoodkrytą sałatką.
W życiu to dla nas oczywiste, a w Internecie jakby nie ogarniamy.
Tłumaczę więc – tak, jak nie zaserwowałabym tego gościom w domu, tak nie serwuję tego Wam w Internecie. Jestem tu, by Was inspirować do lepszego życia. Taką od początku mam misję, by pokazywać Ci jak zarządzać swoją codziennością, by była bardziej satysfakcjonująca. Zadaje więc sobie pytanie: Czy zainspiruje Cię kanapka z pasztetową? Nie sądzę.
Czy to znaczy, że nie jadam zwykłych kanapek? Nie. To znaczy tylko, że moje zwykłe kanapki nie trafiają do sieci, bo uznałam, że nie ma w nich nic inspirującego. (choć z pasztetową akurat nie jadam:P )
„Napiszę, że znów piję zimną kawę, to mi napiszą, że mają tak samo” .
Jeśli ktoś się dołuje przeglądaniem się w lustrze czyjegoś życia to jest to znak, że czas zacząć pracować nad sobą.
Taki tok myślenia jest czymś, co powinno poważnie skłonić refleksji, czy wszystko ok? To jest problem w głowie każdego, kto tak myśli – nie problem instagrama, internetu czy wina twórców. To jest brak poczucia własnej wartości i oglądanie siebie w lustrze cudzego życia. Nigdy, dla nikogo to nie będzie dobre. Najlepiej byłoby popracować nad sobą, pójść na terapię, poczytać książki z dziedziny psychologii i zaakceptować rzeczywistość w całości . Pracować nad tym, na co mamy wpływ i nie frustrować się tym, co kompletnie niezależne od nas.
Zastanawiam się więc dlaczego niektórzy twórcy zaczęli czuć się odpowiedzialni za to, jak inni patrzą na swoje życie?
Powstał totalnie chory z mojego punktu widzenia krąg, gdzie zamiast pracować nad własną rzeczywistością i własną głową, zmieniając realnie poziom naszego zadowolenia z życia, sztucznie nakręca się grono 'matek nieidealnych’. Biją sobie brawo za zdjęcia z bałaganem w tle, dzieci w brudnych koszulkach, totalne nieogarnięcie z trzydniowymi włosami na czele i zimną kawą. W myśl zasady, że w grupie raźniej? Że ta zimna kawa razem smakuje lepiej, czy jak?
Sorry, ale ja tego nie kupuję. Nie rozumiem tej idei, żeby sobie wtórować w tym, jak to jest do dupy. Może dlatego czasem po prostu robię sobie kilka dni offline. Kiedy mam humor pod psem to nie wrzucam nic do sieci, żeby nie psuć innym dnia i nie wpędzać ich w zły nastrój (patrz dzisiejsze stories). Spróbowałam i zrobiłam tak kilka razy, by pokazywać różne strony rzeczywistości, ale to był dla mnie dowód właśnie na to, że takie działanie napędza tylko lawinę narzekania. Narzekanie to oddawanie energii temu, co nas wkurza w czystej postaci, bo gadając o tym, kierujemy w tę stronę naszą uwagę. Skupiamy się na tym, jak jest źle. I po co?
Fajnie, że też tak masz, ponarzekajmy razem.
Poważnie?!
Nigdy nie zrobi mi się w żaden sposób lepiej od wiadomości, że 50 innych osób też ma dziś dzień do dupy. Generalnie lubię, gdy ludzie są szczęśliwi, więc czemu niby miałaby mi pomóc świadomość, że inni też mają kiepski czas?
Owszem, ja też – jak każdy czasem – odcinam się w takich momentach od Internetu. Głównie po to, żeby się na siłę nie faszerować huraoptymizmem i nadmuchaną motywacją tych, którzy są akurat w szczytowej formie. ALE! To ja się milcząco od tych treści na kilka dni odcinam i daję sama sobie przyzwolenie na słabszy humor, mniej produktywności i zwyczajny gorszy dzień. Wiem, że i one są w życiu po coś. Nie oczekuję od innych ludzi, że zaczną się ze mną użalać nad swoim życiem i wspólnie posiedzimy sobie w dołku.
Bo czy powinnam przestać pokazywać Wam fajne zdjęcia z plaży, gdy dostaję kilka wiadomości „oj, ja też bym chciała mieszkać nad morzem” ? Albo lepiej „ale ładnie u Was, a u mnie tak zimno i pada”. Czyli nie wolno mi się cieszyć ze słońca, bo gdzieś pada? Podążam drogą dedukcji, serio… Ja na takie wiadomości zawsze odpisuję coś w stylu „Zawsze możesz spróbować / przeprowadzić się / jutro będzie lepiej (to na pogodę)”…Tymczasem coraz częściej (wiem z rozmów z koleżankami „po fachu”) niektórzy odpisują ” no tak, ładnie ale zimno i wieje” . Byle tylko pokazać, że nie no wcale tak fajnie nie jest…. I po co?
Co lepszego mogę dla Ciebie zrobić, jeśli przychodzisz do mnie z taką refleksją niż zachęcić Cię do działania, które może poprawić sytuację, w której czujesz się źle?
Tymczasem nie. Stworzyłyśmy sobie dla równowagi idealnego świata instagrama, alternatywną rzeczywistość złożoną dla odmiany tylko z tego, co kiepskie i przeciętne. Gdzie szczytem macierzyńskiej radości są mokre całusy od naszych pociech i wieczorna lampka wina w rozciągniętym dresie. W efekcie Internet poza fajną treścią i inspiracjami zalała dosłownie fala treści, które powinny sobie istnieć w swojej rzeczywistej przestrzeni zwanej codziennością każdego z nas. Tylko tam. Są u każdego i spoko, ale raczej nic ciekawego do życia innych nie wnoszą. Bo przepraszam, czy mój bajzel sam się posprząta, jeśli popatrzę na ten u Ciebie?
Włożę w kij w mrowisko, ale wiesz ….
Jeśli coś Cię w życiu uwiera to to zmień. Nie oczekuj, że inni obniżą jakieś swoje standardy. Nie zna świat jeszcze nikogo, kto spełnił swoje marzenia i żyje z satysfakcją z każdego dnia, kto doszedłby do tego narzekając, zazdroszcząc i oczekując, że inni będą mieć równie kiepsko, co on teraz.
Takie myślenie to równia pochyła. Nie chcę wiedzieć, gdzie bylibyśmy jako społeczeństwo, gdyby wszyscy myśleli tak właśnie.
W praktyce? Weź wyrzuć ze swojego życia to, co Ci nie pasuje (na miarę możliwości, oczywiście). Jak Ci się nie podoba coś w Internecie – odlajkuj, odetnij się od tych treści, usuń ze znajomych i po sprawie. To akurat bardzo prosty punkt. Jak kogoś nie lubisz to się z nim nie spotykaj i nie rozmawiaj. Jak Cię drażni, że nie możesz teraz kupić TEJ nowej torebki z newslettera to albo wymyśl jak gdzieś dodatkowo zarobić albo się wypisz z newslettera, ale nie wiń sklepu, że ją ma w ofercie. Proste, prawda?
Wiem, że nie wszystko w życiu da się zmienić od ręki i różne mamy sytuacje. Życie bywa i takie, moje też różami usłane nie było i nie jest. Jednak głęboko wierzę, że zawsze jest jakiś pierwszy krok, od którego można zacząć zmiany.
W moim e-booku, którego premiera już wkrótce piszę o tym, jak wykorzystałam do pierwszych zmian w bardzo trudnym momencie swojego życia…rzeczy! Jak od tych rzeczy zmieniło się moje myślenie i jak Ty będziesz mogła z moją pomocą zacząć tu gdzie jesteś, z tym co masz, by ruszyć w kierunku, który Ci się marzy. Bo ja się wspięłam na tę ścieżkę po pionowej górze w deszczu, ale jednak udało się. Przy okazji zrozumiałam, że nawet jeśli wciąż mam porządnie pod górę, to zmierzam na szczyt, więc nie narzekam.
KLIKNIJ, jeśli chcesz dowiedzieć się więcej i zapisać się na listę oczekujących na #SmartBookA
Zawsze działanie, żeby coś polepszyć będzie lepsze niż narzekanie. Tylko tak możemy zmienić swoją codzienność na bardziej nas satysfakcjonującą.
Czego szukasz w Internecie? Co lubisz oglądać? Co to Ci daje?
Wdech-wydech i odpowiedz sobie szczerze na te pytania. Tu, moja droga, zaczyna się właśnie miejsce na Twoją refleksję.
Z założenia blogi czy instagram są po to, żeby inspirować. Jeśli inspirować, to logicznym chyba, że do lepszego życia, prawda? I nie lepszego, czyli takiego jak moje czy Kogośtam, tylko lepszego dla Ciebie.
Dla jasności – Inspirować do lepszego, to nie znaczy pokazywać tylko perfekcyjność. Totalnie nie.
Można jednak pokazywać jak główkuje się nad rozwiązaniem problemu, a nie problem.
Jak ułatwiać codzienność, żeby pić ciepłą kawę, a nie, że pijesz zimną.
Problemem więc jak zawsze nie jest to, czy sieć będzie pełna pięknych obrazków czy zdjęć bałaganu, tylko nasze myślenie. U każdego zdarzają się w życiu problemy, nawet jeśli się z nami tym nie dzieli. Dzieci płaczą i nie przesypiają nocy, ząbkują, czasem całe dnie są na rękach, później na potęgę bałaganią. Przelewy się spóźniają, sprzęty w domu się czasem psują, choroby przyplątują się w najmniej odpowiednim momencie. Nie tylko u Ciebie czy u mnie, a u większości, bo takie po prostu jest życie.
Różnica jest taka, że jeden usiądzie i będzie narzekał na swoją niedolę, a drugi się skupi po pierwsze na tym, czy może w tym momencie ten problem rozwiązać, a jeśli nie to po prostu skieruje swoją uwagę na to, co pomimo tego problemu, daje mu aktualnie radość.
Naszym wyborem jest, z jakim typem ludzi chcemy przebywać, czym i kim się otaczać – choćby wirtualnie.
Nie widzę absolutnie żadnej wartości we wzajemnym nakręcaniu narzekania. Nie dołączę do tego kółka.
A Ty?
Pamiętaj, że możesz narzekać i zazdrościć, że ktoś inny ma porządek w jednym kącie, możesz dołączyć do grupy wtórującej sobie o tym, jak to trudno sprzątać przy dzieciach ALBO po prostu wstać i ogarnąć u siebie. Możesz zazdrościć ciepłej kawy w ładnym kubku ALBO zamiast scrollować telefon zrobić i wypić w tym czasie własną.
Twoje życie. Twój wybór.
Niestety ja nie mam czasu na to, albo nie chce znaleźć czasu na to, by robić piękne zdjęcia, a wcześniej wszystko przygotowywać jakieś pół godzinki – wolę ten czas i energię przeznaczyć na coś innego. Kto wie i jest świadomy – to ma pojęcie o tym jak wygląda macierzyństwo. Porządek w domu – tak 5 – 10 minut., bądź 20 jak dziecko ogląda bajkę 😛
Dobry wpis 🙂 Do grona narzekających, o których wspominasz dołączyłabym jeszcze bańkę głaszczących się po głowie. Ostatnio obserwuje coraz więcej wpisów, które właśnie albo są jednym wielkim marudzeniem – także na to, że inni nie marudzą i mają takie słodkie życie. Albo wrzucanie postów, po to aby inni poklepali po plecach, pogłaskali po głowie i powiedzieli, że jestem super.
Nie, nikt nie ma cukierkowego życia, ale po prostu nie czuje potrzeby wrzucania wszystkiego w sieć i dzielenia się wszystkim ze wszystkimi. Mam problem? Dzwonię do przyjaciółki, umawiam się z nią na kawę i zryczę się jej w rękaw, jeśli będę miała potrzebę ?
Jeśli dzielę się czymś w necie (smutnym czy pozytywnym) to nie po to, aby uslyszec/przeczytać „wow, jesteś super”, „będzie dobrze, radzisz sobie swietnie” – naprawdę o tym wiem i nie potrzebuję poklasku osób, które tworzą wzajemną słodyczową bańkę i codziennie przekonują się wzajemnie o tym jakie są wspaniałe i jedyne w swoim rodzaju. Oczywiście jak ktoś ma taką potrzebę – proszę bardzo. Osobiście takiej nie czuje, bo to czy jest mi że sobą dobrze i czy czuje, że jest ok siedzi we mnie, a nie w słowach na fb czy insta. Choćby pojawiło się 100 komentarzy o takim wydźwięku to czy one tak naprawdę sprawia, że poczujesz się lepiej?
Tak jak napisałaś: nie podoba Ci się – zmień to ?
Rewelacyjny wpis! Bardzo mądry i dobrze punktuje trend, który nazywam sobie maksymalizmem. To znaczy, wszystko musi być na maksa – idealnie na maksa, albo na maska nieidealnie. Jakby jedynym sposobem życia były skrajności; udaje ci się zawsze, albo nigdy. A tak jak piszesz, prawdziwe życie to wszystko, co jest pomiędzy. I to właśnie jest piękne!
<3 Kama, dziękuję Ci za te słowa. Ja właśnie też nie rozumiem, czemu ludzie nie potrafią docenić jakie piękne jest życie takie...w całośći. Jak dzięki trudnościom doceniamy dobre chwile, dzięki chorobom zdrowie itp. I czemu tak trudno rozgraniczyć, że nie wszystko musi, a nawet nie powinno trafiać do sieci... Dziwny ten dzisiejszy świat.
Hej. Wiesz co, prawda jest taka że zdjęcia typu taca z kiekiszkiem w pościeli mnie ani ziebia ani grzeją.. Mam świadomość że to kadr, ujęcie, ustawiane godzinami. Fajnie popatrzeć i tyle. Jeśli ktoś ma cały taki profil jest dla mnie sztuczny, wykreowany ale widocznie taką ma ochotę i ma grono swoich wielbicieli. Co do pokazywania syfu na chacie… Mnie to nie kręci, nie czuję potrzeby oglądania tego. Lubię mieć czysto i porządek i staramy się w domu tak mieć. Ale są dni jak np teraz ze jestem chora, mąż w delegacji a w domu rozgardiasz., pranie się pietrzy i nie odkurzone, drażni mnie, ale po prostu nie mam na to teraz siły. W życiu też bym nie czuła potrzeby pokazywania tego na insta. Bo w jakim celu??? Ja myślę, że niech każdy żyje jak chce i pokazuje co chce. Jest nas tyle w internecie że każdy znajdzie coś dla siebie. Ja obserwuję i ciekawe wnętrza ale przede wszystkim fajne, silne kobiety, które mi imponują jak Martyna Wojciechowska czy Ania Lewandowska, oraz inne babki mniej znane, za to mające coś do powiedzenia.
Pozdrawiam 🙂
Ale to dobrze, jeśli skupiasz się na swoim życiu właśnie. Ja osobiście bardzo lubię te estetyczne profile i ładne zdjęcia – dla mnie jako fotografa są inspirujące itp., ale to tez pewnie dlatego, że nigdy mi nie przyszło do głowy porównywać z nimi swojej rzeczywistości. Mierzi mnie natomiast zalew treści typu obsmarkane dziecko itp., bo o ile jasne brudne szczęśliwe dziecko w kałuży jest spoko i w ogóle, tak chore, z czerwonymi oczkami itp. moim zdaniem w poszanowaniu nawet dla jego godności i wizerunku nie powinno trafiać do sieci.
To bardzo ważny głos w dzisiejszym blogowaniu i o blogowaniu w ogóle, o życiu w social mediach. Przekraczając próg Ig, Fb i innych zaciera się granica rzeczywistości i tego, co za szklanym ekranem. Zapominamy, że to tylko fragment, maleńki wycinek, który chcemy pokazać. Szukamy autentyczności, kreujemy ją w sieci, a w konsekwencji przeginamy zawsze w którąś stronę.
Zdecydowanie wolę posprzątać na swoim podwórku, wypić ciepłą kawę, w wolnej chwili podzielę się skrawkiem codzienności, może kogoś to zaciekawi, zainspiruje. 🙂
Ślę serdeczności!
Bardzo się cieszę, że myślimy podobnie <3
Jeden z najlepszych wpisow ostatnich czasow w internetach. Ja sie podpisuje pod Twoimi słowami obiema rękoma. Pieknie napisane, prawdziwe, trzeba byc sobą aby byc wiarygodnym. Świat pośrodku idealnego i fatalnego to świat każdego a zapominamy o tym! Ja od jakiegos czasu zaczelam myslec jak Ty ale wczesniej sie porownywalam…
?❤️ Kasia tak bardzo Ci dziękuję. Ja miałam to szczęście, że we mnie ogromną taką mądra siłę wtloczyli rodzice. Ja zwyczajnie wychowałam się w takiej świadomości, że np.medal ma zawsze dwie strony i np.czesto duży dom okupiony jest dużo większa ilością czasu dla rodziny itp. I dzięki temu nie ma we mnie takiej negatywnej zazdrości, bo wiem że też bym mogła to czy tamto, ale podjęłam świadoma decyzję, że to coś nie jest dla mnie warte poniesienia pewnych życiowych kosztów. Jestem za to rodzicom ogromnie wdzięczna.