Weekendy to dla mnie ostatnio czas maksymalnego celebrowania chwili obecnej. Poranek, gdy nie musimy się zrywać z łóżka i mogę się poprzytulać do Ł. Wspólne śniadanie na ciepło. Dłuższy, ciepły prysznic, bo ma kto rzucić okiem na Mijeńkę. Rodzinne zakupy, spacer, obiad na mieście, dobry serial wieczorem i książka przed snem. Uwielbiam <3 Cieszę się tym, co mam i z roku na rok doceniam swoje szczęście jeszcze bardziej.
Jak wiesz, bo pisałam o tym nie raz, gdy w weekend mamy do załatwienia sporo spraw „okołozakupowych”, najczęściej kierujemy się do jednego z ulubionych centrów handlowych – P.H. Matarnia, bo w jednym miejscu mam tam wszystko, czego potrzebuję. Są sklepy, w których regularnie robimy zakupy np. odzieżowe ( Kappahl | H&M | C&A ), jest Empik, gdy potrzebuję książki albo czegoś „papierniczego”, a obok Superpharm albo Rossmann, kiedy muszę kupić coś kosmetycznego. Są też niemal wszystkie sklepy, których potrzebuję, gdy szukam zabawek albo ładnych rzeczy na poprawę humoru (Home&You, Homla, Jysk, Smyk, TK Maxx no i IKEA), a dodatkowo w IKEA zawsze za grosze zjadamy pyszny obiad z kawą i deserem. Do tego część sklepów jest w alejkach na zewnątrz, dzięki czemu nie spacerujemy wciąż zamknięci w budynku, co ja osobiście bardzo sobie cenię.
Ale dlaczego Ci o tym piszę?
Otóż, gdy byliśmy tam w sobotę, trafiliśmy akurat na początek świetnej akcji. Matarnia generalnie słynie z tego, że organizują różne konkursy dla Klientów na naprawdę super poziomie ( ostatnio ktoś wygrał nowe, terenowe Volvo, a kilka miesięcy wcześniej mieszkanie!!!), więc gdy zobaczyliśmy stanowisko, postanowiliśmy przyjrzeć się bliżej szczegółom.
List do Mikołaja, to już druga edycja akcji, w której Mikołaj z P.H. Matarnia uszczęśliwi aż 30 wybranych (nie wylosowanych, a wybranych!) osób i spełni ich marzenie z listu. Pomyślałam sobie, że to jest absolutnie świetna sprawa! Popatrz – nie ma żadnych wytycznych odnośnie tego, że musisz zrobić zakupy za określoną kwotę czy coś, aby wziąć udział w akcji. Wystarczy napisać list na odpowiednim wzorze i wrzucić go do urny pomiędzy 1 a 13 grudnia br. Później komisja wybierze 30 osób, którym zostaną dostarczone niezapowiedziane paczki-niespodzianki, spełniające ich marzenia (kurierem albo osobiście).
Brak kryteriów sprawia, że po wymarzony prezent mogą się zgłosić także osoby, które naprawdę nie mogą spełnić marzenia – swojego lub kogoś bliskiego. Doskonale pamiętam te 2-3 trudne lata, podczas których większość wymarzonych Wiki (lub jeszcze – dla Wiki) prezentów była zdecydowanie poza moim zasięgiem finansowym i taka możliwość poproszenia w Liście do Mikołaja o uśmiech mojego dziecka byłaby bezcenna. Tym bardziej, że to nie jest kwestia tylko szczęścia, bo zwycięzców w tej akcji się nie losuje, a wybiera je specjalna komisja. Można więc kreatywnością zwiększyć swoje szanse. Słowem – warto się postarać.
Każda osoba może wrzucić do urny tylko jeden list, ale rodzice mogą pomóc dzieciom. Ważne, aby podane dane były danymi osoby dorosłej.
Ja sama pomogłam napisać List do Mikołaja dziewczynkom, a Wiki zwiększyła swoje szanse przez rysunek dla Mikołaja na odwrocie : )
Pomoc rodziców będzie niezbędna także dlatego, że w Liście do Mikołaja trzeba podać sklep na terenie P.H. Matarnia, w którym znajduje się dany prezent, opis i jego dokładną cenę, aby Mikołaj mógł go łatwo znaleźć.
Myślę, że to też dobra okazja, by troszkę starszym dzieciom przypomnieć magię świąt. Już nawet kilkulatki (5+) w jakimś stopniu zdają sobie sprawę, że niektóre prezenty są poza zasięgiem finansowych Mikołaja, który co roku pojawia się w ich domu, więc spełnienie takiego marzenia byłoby czymś „wow”.
Myślisz sobie „no dobra, ale mogę sobie na to pozwolić”? Świetnie, bo wtedy jesteś w sytuacji, gdy możesz spróbować za pomocą Listu do Mikołaja namalować więcej niż 1 uśmiech. Pomyśl – można przecież za tę kwotę 300 zł ( to limit wartość prezentu od Mikołaja) poprosić o jakieś 10-15 książeczek z Empiku. To ponad 14 dużych pluszowych misiów ze SMYKa, a rzeczy te można przekazać np. do Domu Dziecka, gdzie dzieciaki często nie dość, że nie mają mamy i taty, to nawet nie spędzą tych świąt z ukochaną przytulanką, bo jej też nie mają. Łzy mi kapią po policzkach, gdy to piszę, ale tak – choć na te magiczne 3 dni w roku chciałabym móc zapewnić uśmiech na buźkach wszystkich dzieci na świecie. Osobiście bez problemu zrezygnowałabym dla tego z własnego prezentu …
Chciałam Ci dziś przekazać, że mocno ujęła mnie idea tej akcji i piszę o niej, bo myślę, że jeśli tylko będziesz w dniach 1-13 grudnia br. w okolicach Trójmiasta, to warto poświęcić te kilkanaście minut, bo można zrobić coś dobrego – dla kogoś bliskiego, dla siebie albo dla kogoś, kto tego po prostu potrzebuje.
Ja wierzę, że warto. Że dobro wraca, a uśmiechy malowane na buziach dzieci są naszym kapitałem, który zbuduje lepszy świat, pełen szczęśliwych i chętnych do pomocy innym ludzi. Bo to … dokładnie tak działa.