Jako człowiek świadomy, często rozmyślającym o życiu i podejmowanych wyborach, mam dość sceptyczne podejście do większości utartych świątecznych tradycji, które już pewnie od kilku dziesięcioleci straciły na aktualności. Jednocześnie jest w tych grudniowych dniach coś tak magicznego, że chce się je wyryć najmocniej w pamięci dzieci. To wszystko sprawia, że jako świadoma mama, balansuję gdzieś pomiędzy wyłapywaniem wartości w tym, czego mnie uczono i jednocześnie mam odwagę do tego, by tworzyć własne tradycje świąteczne. Takie bardziej wartościowe, niosące za sobą coś dobrego – albo dla świata albo chociaż dla naszego rodzinnego mikrokosmosu. Co to takiego?
NASZE WŁASNE TRADYCJE – JAKIE SĄ?
Przede wszystkim jakoś na początku grudnia albo jeszcze pod koniec listopada, robimy dokładne porządki w pokoju dzieci i szukamy miejsca na nowe zabawki, które ma przynieść Mikołaj. Musimy więc znaleźć takie zabawki, które a) zniszczyły się b) przestały spełniać swoją funkcję i dziewczynki już się nimi nie bawią. Gdy już uporamy się z ogarnianiem przestrzeni, odłożone zabawki dzielimy na te do : oddania / sprzedania / wyrzucenia.
To bardzo ważna lekcja dla dzieci z trzech powodów – po pierwsze, usilnie wpajam im, że przedmioty są z nami po to, żeby nam służyć. Każdy z nich ma jakąś funkcję, a funkcją zabawek jest sprawiać dzieciom radość i służyć do zabawy. W związku z tym, zabawki będą szczęśliwsze i bardziej spełnione np. u innych dzieci, którym sprawiają radość, skoro u nas leżą na dnie skrzyni. Po drugie – moja Wiki (5l.) już wie, że niektóre zabawki w świetnym stanie można sprzedać, a za odzyskane w ten sposób pieniądze, kupić sobie coś, co aktualnie sprawi nam radość. W tym roku zupełnie świadomie zebrała do jednej dużej torby niemal wszystkie kucyki Pony, które zbierała przez jakieś 3 lata i oddała mi torbę z prośbą o sprzedanie ich, bo marzy jej się domek dla lalek Barbie.
Tak, dostała go właśnie za to, że sprzedała stare zabawki. Nie od Mikołaja. Nie pod choinkę, tylko jako możliwość sprawienia sobie radości poprzez mądre dokonywanie wyborów.
Po trzecie – i najważniejsze – uczymy się pomagać. Rozmawiamy o tym, że są dzieci samotne, które Wigilię spędzą bez rodziców. Biedne, do których Mikołaj na pewno nie przyjdzie. Takie, które być może będą tego dnia głodne… Rozmawiamy o tym i szukamy wspólnie sposobów, co MY możemy zrobić, żeby na buziach tych dzieci pojawił się uśmiech. W tym roku udało mi się dzięki temu podejściu opróżnić pokój z niemal wszystkich pluszaków (poza tymi ukochanymi) , puzzli i nieczytanych już książek. Większość z tych zabawek trafi do dzieci z rodzin, do których trafi Szlachetna Paczka, część do Biblioteki i Domów Dziecka / Hospicjum dla Dzieci itp.
Kolejna nasza tradycja to Mikołajkowe Pomaganie
Zazwyczaj właśnie w Mikołajki, staram się dzieciom przypominać, że warto robić coś dobrego. W tym roku oprócz tego, że w przesyłce do Szlachetnej Paczki znalazły się niemal nowe zabawki od nas z domu, to mogliśmy sobie też pozwolić na to, by dokupić kilka rzeczy. Dowiedziałam się, że w jednej z rodzin są dziewczynki – 5 i 9latka – które prawdopodobnie nie mają ani kredek, ani farbek, ani nawet kartek czy zeszytów. Dzieciństwo bez kredek, farbek… bez kolorów. To musi być strasznie smutne! Opowiedziałam o tym Wiki i razem byłyśmy wybrać cały komplet różnych przyborów do pisania i rysowania. Piękne było to, że nie usłyszałam ani razu „ja też takie chcę”, a moja córka była naprawdę w to zaangażowana – pytała jak dziewczynki mają na imię, czy wolą kucyki czy księżniczki i jaki mają kolor włosów…
Nie wiedziałam, co znaczy słowo duma, dopóki nie zaczęłam widzieć jak serce, dobroć i miłość wkładane w te moje małe pociechy wracają do świata ze zdwojoną mocą, uwierz mi.
Tego dnia trafiłam jeszcze na stronę ListyDoMikołaja.org i dosłownie, łzy kapały mi ciurkiem. Płacząca mama raczej nie umyka uwadze 5-latki, więc miałyśmy okazję do kolejnej rozmowy o tych, którzy mają dużo mniej niż inni… Trafiłam na tej stronie na listy nastolatek proszących nie o nowego iphone-a ( jak większość), ale o ładny kubek do herbaty, dezodorant i skarpetki…. Na 9-letniego chłopca, którego mama zostawiła u dziadków i pojechała do Niemiec, teraz nawet nie dzwoni i to dziecko prosi Mikołaja nie o prezent, a o to, by mama wróciła… Kilkuletnie dzieci (początek szkoły), które proszą o drobne podarunki dla swojego młodszego rodzeństwa, bo „one sobie dadzą radę i bez prezentów” … Wejdźcie, poczytajcie. Chyba nic lepiej nie uświadamia, jakie pierdoły na co dzień potrafimy nazywać problemami i jak bardzo nie doceniamy swojej codzienności…
KTÓRE TRADYCJE KONCERTOWO OLEWAM?
Cóż – ja raczej nie jestem tradycjonalistką, powiedzmy sobie szczerze. Gdy słyszę, że coś się „powinno” albo „tak wypada”, od razu słyszę w głowie ulubiony cytat z Alicji w Krainie Czarów, którą czytała mi moja mama:
„A gdyby wypadało nosić twaróg na głowie – nosiłabyś?”
Z tego względu ja nie myję okien i nie pucuję łazienki z okazji jakichkolwiek świąt. Staram się żyć w na tyle czystym mieszkaniu, by było bezpieczne i żebym czuła się w nim komfortowo, ale nie mam ambicji zaimponować jakimkolwiek gościom, gdyby przyszło im do głowy przeprowadzać test białej rękawiczki, bo raczej nie zapraszam do domu ludzi, których bardziej interesuje mój kurz w mieszkaniu niż rozmowa ze mną przy kawie. Proste!
Nie robię też 12 potraw i generalnie nie przygotowuję na święta ani ogromnej ilości jedzenia, ani tradycyjnych dań, za których smakiem nie przepadamy ani też nie robię na te wolne 3 dni zakupów jakby miała zaraz nadejść jakaś klęska żywiołowa. Mimo, że robię niewiele, to i tak całe gotowanie rozkładam sobie w czasie, a w Wigilię to ja tylko rozgrzewam jedzenie i parzę świeżą kawę i herbatę – that’s all.
Nie wydaję milionów monet na kieckę i buty ani nie wciskam dzieci w jakieś niewygodne kreacje tylko po to, by pochwalić się przed dawno niewidzianą rodzinką – po pierwsze mam ten komfort, że takie podejście od zawsze było dla mnie zwyczajnie bez sensu. Ja się na tyle dobrze czuję z własnym poczuciem wartości, że jeśli ktoś miałby problem z moim ubiorem to… no cóż, ON miałby problem, nie ja ; ) Po drugie – właśnie na takie jednorazowe okazje ja jestem zwolenniczką kupowania jak najtańszych kreacji czy butów. W życiu nie kupiłabym porządnych, skórzanych szpilek za kilkaset złotych, jeśli prawdopodobnie w ciągu najbliższych kilku lat nie włożę ich więcej niż 5-10 razy, no way. Nie mówiąc już o sukienkach dla dziewczynek, które założą może z 2 razy. Kupuję więc albo takie, które będą nosiły i na co dzień (i wtedy lepszej jakości) albo tylko na ten jeden raz, jakieś za kilkanaście zł z Pepco.
Jeszcze raz – doprawdy nigdy nie zrozumiem idei bycia „na pokaz”, by zaimponować rzeczami, na które tak naprawdę często nas nie stać ludziom, których w sumie wcale nie lubimy…. Po co?
DBAM O TO, CO WAŻNE. O MAGIĘ W CODZIENNOŚCI
Dzięki temu, że nie mam parcia na akceptację moich życiowych wyborów przez środowisko, nie czuję, że coś na święta „powinnam” czy „muszę”, mam czas i pełną wolność wyboru, by poświęcić go temu, co CHCĘ ZROBIĆ, bo jest dla mnie ważne.
Obowiązkowym jest dla mnie budowanie magii w grudniowej codzienności. Chcę żeby grudzień na zawsze w pamięci moich dzieci pachniał piernikami i mandarynkami. Mam czas, by nagrywać małe nieporadne rączki zagniatające ciasto na pierniki i wojujące z foremkami do ciastek. Fabrykuję ślady zostawione przez Mikołaja i uparcie opowiadam bajki o specjalnym, nietopniejącym śniegu z Bieguna Północnego, który jak nic przypomina zwykłą mąkę, ale przecież nią nie jest. Rozwieszam światełka, wyciągam dekoracje. Z głośników podczas gotowania zwyczajnych grudniowych obiadów rozbrzmiewa mi ulubiona świąteczna playlista. Na potęgę palę pomarańczowe świeczki … Rokrocznie zarywam noc z 30 listopada na 1 grudnia, by upozorować włamanie elfów, które w ostatnim momencie zdążyły podrzucić kalendarz adwentowy, a w swoim notesie skrupulatnie dzień po dniu śledzę, jakie to ciekawe zadania Elf-Mama zapisała na karteczce, co by nie zapomnieć, że zbliża się Dzień Świątecznych skarpet, a nasze wszystkie w praniu.
W przeciwieństwie do innych oklepanych zwyczajów, tego wszystkiego nie muszę.
CHCĘ.
Robię to, bo chcę, żeby moje dzieci, gdy już dorosną i odkryją, że główną sprawczynią grudniowej magii byłam ja, zrozumiały, że MAMIE SIĘ DLA NICH CHCIAŁO.
Wstawać o 2-giej w Mikołajkową noc, bo zapomniałam zrobić kakao, które miał wypić Mikołaj i nadgryźć pierniki.
Pakować te paczuszki do kalendarza jako Elf do późnej nocy.
Dbać o czysty komplet świątecznych skarpet dla całej rodziny na konkretny dzień.
Pamiętać o światełkach, dbać o wszystkie prezenty i fabrykować ślady Mikołaja, rozsypując mąkę, by następnego dnia ją musieć sprzątać.
Jak już zrobimy pożyteczne porządki i pomożemy potrzebującym, gdy obwiesimy dom światełkami i upieczemy ciastka dla Mikołaja, mamy też swój Dzień Świątecznych Skarpet, rodzinne seanse kinowe ze świąteczną bajką i wigilijne rodzinne selfie w bombce. Wszystko takie nasze, stworzone i kultywowane od 6 lat. Tak się tworzy Rodzinę…
Żyję świadomie i tak chcę wychowywać moje dzieci. Nie powielam bezsensownych schematów, tylko tworzę swoje, własne. Takie, które realnie przynoszą światu coś bardziej wartościowego niż umyte okna, wyprane firanki i stosy jedzenia, którego nadmiar trafia na śmietnik.
Jak długo żyję, a więc przez całe 25 lat nikt mi sensownie nie wytłumaczył np. idei świętowania rocznicy śmierci bliskich osób (jeszcze jakby świętowano śmierć wrogów, to rozumiem, ale bliskich?!), tak samo jak robienia 12 potraw dla 4-osobowej rodziny… za to wszyscy dookoła powielają ten schemat… Dziwny ten nasz świat, dlatego wiem, że nie warto ślepo podążać za tym, co nam dyktuje tłum.
NOWE TRADYCJE ZBUDUJĄ NAM LEPSZY ŚWIAT
Zamiast tego polecam Wam tworzyć własne tradycje albo rozpowszechnić niektóre z naszych. Wierzę, że dla moich dzieci to odgracanie i pomaganie będzie tak naturalne jak teraz dla większości 12 potraw na stole. Mam ogromną nadzieję, że dawanie im przykładu jak kochać z zaangażowaniem poprzez to, że „chce się” dla drugiej osoby, to cenny kapitał, który daję im na przyszłość.
Wierzę w lepszy świat.
W to nowe społeczeństwo, które my teraz tworzymy od podstaw. Wierzę, że będą sobie podawać ręce, a nie podstawiać nogi. Karmić głodne dzieci, zamiast inwestować w niszczycielską broń. Przetwarzać, zamiast eksploatować nasz wspólny dom. Naprawdę w to wierzę. . .
Wierzę to co, co sama dziś zaczynam tworzyć.
A Ty?
” I to „świętowanie dla świętowania” jest tak naprawdę celebrowaniem życia, czasu z bliskimi, rodziną, docenieniem siebie wzajemnie. – W PUNKT, Ewelina.
Mnie też to zastanawia, a mój Łukasz uwielbia nazywać to hipokryzją… A moim zdaniem to jest tak jak z tą kiecką kupioną na raz, by zaimponować dawno nie widzianej rodzince – robimy wszystko na pokaz. Nie wypływa to ze środka, tylko jest robione pod publike i – niestety, co smutne, to jest zdecydowanie częściej widoczne w codzienności zwykły Iksińskich na święta niż w Internecie
Drukuję ten wpis i zostawiam włożony na grudniowe karty kalendarza. Kiedy będę miała dzieci chcę nauczyć je takiego przygotowywania się do Świąt! Róbmy to co dla nas ważne 🙂 Dobrego grudnia <3
<3 Miód na moje serce!
Drukuję ten wpis i zostawiam włożony na grudniowe karty kalendarza. Kiedy będę miała dzieci chcę nauczyć je takiego przygotowywania się do Świąt! Róbmy to co dla nas ważne 🙂 Dobrego grudnia <3
<3 Miód na moje serce!
Bardzo fajne, rodzinne tradycje 🙂 Dzień świątecznych skarpet zdobył moje serce <3 :D
My w tym roku mamy pierwsze święta wspólnie, bo rok temu to tylko taka mini namiastka była. I bardzo się cieszę na ten leniwy, wspólny czas.
Dzień Świątecznych Skarpet to chyba najfajniejsza rodzinna własna tradycja, jaką ustanowiliśmy ; )) A ten leniwy, WSPÓLNY czas to największa wartość Świąt jak dla mnie <3
Bardzo fajne, rodzinne tradycje 🙂 Dzień świątecznych skarpet zdobył moje serce <3 😀
My w tym roku mamy pierwsze święta wspólnie, bo rok temu to tylko taka mini namiastka była. I bardzo się cieszę na ten leniwy, wspólny czas.
Dzień Świątecznych Skarpet to chyba najfajniejsza rodzinna własna tradycja, jaką ustanowiliśmy ; )) A ten leniwy, WSPÓLNY czas to największa wartość Świąt jak dla mnie <3
Podobnie myślę :). Też już nie robię gruntownych porządków przed świętami. Staram się, aby było czysto przez cały rok. Nie kupuję też rzeczy na jeden raz.
Mam 3 letniego synka. Z ubieraniem chłopców chyba jest prościej niż z dziewczynkami. Wystarczy założyć mu czyste spodnie i sweterek, przeczesać włosy grzebieniem i gotowe.
Pozdrawiam :).
Z tym ubieraniem, to są 2 strony medalu : niby łatwiej, bo faktycznie spodnie, koszulka i już, a z drugiej zawsze wszyscy narzekają, że wybór ubrań dla chopców mniejszy 😉
Podobnie myślę :). Też już nie robię gruntownych porządków przed świętami. Staram się, aby było czysto przez cały rok. Nie kupuję też rzeczy na jeden raz.
Mam 3 letniego synka. Z ubieraniem chłopców chyba jest prościej niż z dziewczynkami. Wystarczy założyć mu czyste spodnie i sweterek, przeczesać włosy grzebieniem i gotowe.
Pozdrawiam :).
Z tym ubieraniem, to są 2 strony medalu : niby łatwiej, bo faktycznie spodnie, koszulka i już, a z drugiej zawsze wszyscy narzekają, że wybór ubrań dla chopców mniejszy 😉
12 potraw to wymysł – nie zagłębiałam się nigdy super dokładnie w studiowanie Biblii, przyznaję, ale z tych podstawowych faktów, które pamiętam :
– 12 to liczba Apostołów, co w ogóle bardziej pasuje do Wielkanocy niż do Bożego Narodzenia
– ta tradycja kształtowała się przez wieki i dawniej zależała od statusu społecznego rodziny (biedniejsi mieli tylko 7 potraw), zresztą kiedyś uznawano liczby nieparzyste za szczęśliwe
– tych 12 potraw wg tradycji należy spróbować głównie po to, żeby mieć finansowe powodzenie w przyszłym roku.
Zaiste – bardzo to wszystko związane z wiarą i Bogiem.
Widzisz – zrozum. Ja nie neguję tradycji przez to, że są związane z wiarą, tylko dlatego, że 95% społeczeństwa praktykuje je „bo tak się powinno”, nie zastanawiając się nad ich istotą. Sama napisałaś tylko, ze to tradycja chrześcijańska i tyle – bo zapewne tak Cię nauczono.
A ja się nauczyłam myśleć szerzej i jeśli miałabym coś zrobić, to naprawdę zagłębiam się w ideologię, a nie powielam schematy, które dla mnie są bezzasadne. A takie są, skoro robimy stół uginający się od jedzenia, które potem często lądują na śmietnikach, w świecie, w którym tyle ludzi umiera z głodu.
Wyznaję zasadę żyj i daj żyć innym, więc jeśli miałąbyś ochotę tak obchodzić jakieś muzułmańskie święto, to generalnie nie miałabym z tym problemu. Rozumiem, że Twoje dzieci nie dostają prezentów pod choinkę? Bo w sumie jakby się tak zastanowić, to na pewno nie było to ideą obchodzenia Bożego Narodzenia, no nie ?
Szanuję zarówno osoby wierzące ( w Kogokolwiek) jak i ateistów, ale jednocześnie mam też swoje zdanie na pewne tematy i uważam, że dla kilkuletniego dziecka z przedszkola, rozmowy o niepokalanym poczęciu, narodzinach Jezusa, który był synem Boga w stajence i urodził się po to, by umrzeć na krzyżu są co kompletnie nie do ogarnięcia. Nie ma szans, by dziecko tak małe zrozumiało z tego cokolwiek sensownego, bo dla tak małego dziecka to wszystko brzmi jak kiepska bajka.
Co do rocznicy śmierci – tak zupełnie autentycznie i w zgodzie ze sobą świętujesz odejście kogoś bliskiego? Znów wracam do tradycji i tego, czego nas w jakiś sposób nauczono, a tego, czy robimy to, bo w to wierzymy, czy tylko powielamy schematy.
Bo masz oczywiście prawo świętować co chcesz i wierzyć, w co chcesz. Tak jak ja mam prawo tego nie robić i skłaniać innych do refleksji.
I powiem Ci szczerze – czy wierzę? Nie wiem. W Boga być może. W całe okołokościelne historyjki i durne, nic nie wnoszące tradycje z myciem okien z okazji kościelnego święta na czele – na pewno nie.
Wiesz, te 12 potraw to rzeczywiście tradycja, podobnie jak ubieranie choinki, możesz ją kultywować lub nie – zależy od Ciebie. i nie mam na myśli szykowania kilogramów jedzenia, które trafią na śmietnik…
Oczywiście, że moje dzieci dostają prezenty. To również tradycja Bożonarodzeniowa, którą lubimy, która uprzyjemnia nam ten czas. Ale nie chce, by święta = prezenty. By wiedziały, że świętujemy coś innego. I pojmowały to na swój dziecięcy sposób, bez zagłębiania się w tajemnicę śmierci na krzyżu i zmartwychwstania, bo oczywiście, że nie sposób im to pojąć, bo nawet dorosły bierze to kwestią wiary, a nie zrozumienia. Ale cieszy mnie fakt, że chcą pójść na Mszę dla dzieci, wejść do ciemnego Kościoła z zapalonym lampionem, słuchają słów Księdza, który kieruje je w zrozumiały dla nich sposób. Że wiedzą, o Kim są kolędy, które tak chętnie śpiewamy.
A mycie okien nie jest Kościelną tradycją. Kościół zabiega o to, by zostawić porządki, a mieć czas na modlitwę. By szaleństwo zakupowe, sprzątanie nie przysłaniało tego, co jest Istotne.
A czy świętuję rocznicę śmierci najbliższych? Świętowaniem tego bym nie nazwała. Ale modlitwa to najlepsze dla zmarłego, co możemy dla niego zrobić. Oczywiście jeśli wierzymy w Niebo to widzimy w tym sens.
Ale masz rację, każdy ma prawo wierzyć w to, co chce. Mam w swym gronie i ateistów,i buddystów, i jehowych i szanuję szczególnie tych, którzy w tych dniach po prostu nie świętują. Nie ulegają „modzie” na BożeNarodzenie.
I my tworzymy własne tracycje, kalendarz adwentowy i codzienne w nim zadania do wykonania, w tym roku dodatkowo kalendarz Adwentowy Playmobil – strzał w 10 ? wieczór przed Mikołajem ogladamy wideo wiadomość „od Mikołaja” – magiczna sprawa, i dużo więcej innych rzeczy, które mam nadzieję zostaną w ich pamięci i będą je miło wspominać Świąteczny czas 🙂
Piękny wpis ❤
<3
Ja na przyszły rok właśnie zamierzam dołączyć też jakieś kalendarze z serią zabawek – widziałam już fajne z Lego, z PlayDoh i w ogóle <3
I my tworzymy własne tracycje .
<3
Ja na przyszły rok właśnie zamierzam dołączyć też jakieś kalendarze z serią zabawek – widziałam już fajne z Lego, z PlayDoh i w ogóle <3
Obchodzenie rocznicy śmierci bliskich osób dla niewierzących może być uznawane jako głupie pójscie za tłumem. Dla osób wierzących ma znaczenie. Podobnie jak 12 potraw – jest to tradycja chrześcijańska, podobnie jak święta do których się przygotowujesz. U nas poza udekorowanym domu, piernikami, poza choinką z tylko przez nas robionymi ozdobami jest jeszcze coś, co jest istotą świąt. Zrobiliśmy lampiony i chodzimy na roraty, mamy wieniec adwentowy i zapaloną pierwszą świecę, kalendarz nie tylko że słodkościami i upominkami, ale z zadaniami które pomagają dzieciom zrozumieć, po co to wszystko i dla Kogo. Nie pojmuję po co świętować coś dla samego świętowania, jeśli o Istocie nie ma mowy. To tak jakbym ja zaczęła sobie obchodzić jakieś święto muzułmańskie, bo mają fajny klimat, piosenki, prezenty itp, A sens całego ich święta nie miałby dla mnie żadnego znaczenia.
Ja przynajmniej i moja rodzina mamy takie podejście, że obchodzimy te uroczystości, w które wierzymy, które mają dla nas większy sens.
12 potraw to wymysł – nie zagłębiałam się nigdy super dokładnie w studiowanie Biblii, przyznaję, ale z tych podstawowych faktów, które pamiętam :
– 12 to liczba Apostołów, co w ogóle bardziej pasuje do Wielkanocy niż do Bożego Narodzenia
– ta tradycja kształtowała się przez wieki i dawniej zależała od statusu społecznego rodziny (biedniejsi mieli tylko 7 potraw), zresztą kiedyś uznawano liczby nieparzyste za szczęśliwe
– tych 12 potraw wg tradycji należy spróbować głównie po to, żeby mieć finansowe powodzenie w przyszłym roku.
Zaiste – bardzo to wszystko związane z wiarą i Bogiem.
Widzisz – zrozum. Ja nie neguję tradycji przez to, że są związane z wiarą, tylko dlatego, że 95% społeczeństwa praktykuje je „bo tak się powinno”, nie zastanawiając się nad ich istotą. Sama napisałaś tylko, ze to tradycja chrześcijańska i tyle – bo zapewne tak Cię nauczono.
A ja się nauczyłam myśleć szerzej i jeśli miałabym coś zrobić, to naprawdę zagłębiam się w ideologię, a nie powielam schematy, które dla mnie są bezzasadne. A takie są, skoro robimy stół uginający się od jedzenia, które potem często lądują na śmietnikach, w świecie, w którym tyle ludzi umiera z głodu.
Wyznaję zasadę żyj i daj żyć innym, więc jeśli miałąbyś ochotę tak obchodzić jakieś muzułmańskie święto, to generalnie nie miałabym z tym problemu. Rozumiem, że Twoje dzieci nie dostają prezentów pod choinkę? Bo w sumie jakby się tak zastanowić, to na pewno nie było to ideą obchodzenia Bożego Narodzenia, no nie ?
Szanuję zarówno osoby wierzące ( w Kogokolwiek) jak i ateistów, ale jednocześnie mam też swoje zdanie na pewne tematy i uważam, że dla kilkuletniego dziecka z przedszkola, rozmowy o niepokalanym poczęciu, narodzinach Jezusa, który był synem Boga w stajence i urodził się po to, by umrzeć na krzyżu są co kompletnie nie do ogarnięcia. Nie ma szans, by dziecko tak małe zrozumiało z tego cokolwiek sensownego, bo dla tak małego dziecka to wszystko brzmi jak kiepska bajka.
Co do rocznicy śmierci – tak zupełnie autentycznie i w zgodzie ze sobą świętujesz odejście kogoś bliskiego? Znów wracam do tradycji i tego, czego nas w jakiś sposób nauczono, a tego, czy robimy to, bo w to wierzymy, czy tylko powielamy schematy.
Bo masz oczywiście prawo świętować co chcesz i wierzyć, w co chcesz. Tak jak ja mam prawo tego nie robić i skłaniać innych do refleksji.
I powiem Ci szczerze – czy wierzę? Nie wiem. W Boga być może. W całe okołokościelne historyjki i durne, nic nie wnoszące tradycje z myciem okien z okazji kościelnego święta na czele – na pewno nie.
Wiesz, te 12 potraw to rzeczywiście tradycja, podobnie jak ubieranie choinki, możesz ją kultywować lub nie – zależy od Ciebie. i nie mam na myśli szykowania kilogramów jedzenia, które trafią na śmietnik…
Oczywiście, że moje dzieci dostają prezenty. To również tradycja Bożonarodzeniowa, którą lubimy, która uprzyjemnia nam ten czas. Ale nie chce, by święta = prezenty. By wiedziały, że świętujemy coś innego. I pojmowały to na swój dziecięcy sposób, bez zagłębiania się w tajemnicę śmierci na krzyżu i zmartwychwstania, bo oczywiście, że nie sposób im to pojąć, bo nawet dorosły bierze to kwestią wiary, a nie zrozumienia. Ale cieszy mnie fakt, że chcą pójść na Mszę dla dzieci, wejść do ciemnego Kościoła z zapalonym lampionem, słuchają słów Księdza, który kieruje je w zrozumiały dla nich sposób. Że wiedzą, o Kim są kolędy, które tak chętnie śpiewamy.
A mycie okien nie jest Kościelną tradycją. Kościół zabiega o to, by zostawić porządki, a mieć czas na modlitwę. By szaleństwo zakupowe, sprzątanie nie przysłaniało tego, co jest Istotne.
A czy świętuję rocznicę śmierci najbliższych? Świętowaniem tego bym nie nazwała. Ale modlitwa to najlepsze dla zmarłego, co możemy dla niego zrobić. Oczywiście jeśli wierzymy w Niebo to widzimy w tym sens.
Ale masz rację, każdy ma prawo wierzyć w to, co chce. Mam w swym gronie i ateistów,i buddystów, i jehowych i szanuję szczególnie tych, którzy w tych dniach po prostu nie świętują. Nie ulegają „modzie” na BożeNarodzenie.
Judyto, choinka nie jest tradycją chrześcijańską, a przez chrześcijaństwo „zagarniętą” dla siebie.
Zresztą, cała data, w której świętowane jest „boże narodzenie” jest niemającą nic wspólnego z rzeczywistymi narodzinami datą, a jedynie została wstawiona w miejsce, w czasie którego poganie obchodzili swoje święta, przesilenia zimowe, szczodre gody, etc. Nawet nakrycie przy wigilijnym stole dla „przybysza” jest tak naprawdę nakryciem dla duchów bliskich zmarłych w ostatnim czasie. To pogańska tradycja. Więc jeśli ktoś, coś zagarnia to nie ateiści, a kościół katolicki.
Jak widać zagarnął skutecznie 😉 jednak to nie powód do tego, by nie świętować czasu z bliskimi w radosnym, zimowym klimacie dobrego zakończenia roku bez jednoczesnej wiary. I to „świętowanie dla świętowania” jest tak naprawdę celebrowaniem życia, czasu z bliskimi, rodziną, docenieniem siebie wzajemnie.
Zawsze mnie zastanawia dlaczego osoby mianujące się jako chrześcijanie tak źle życzą bliźniemu żeby od razu cieszyć się, gdy niewierzący w świąteczne dni nie świętują, to tak pół żartem-pół serio 😉
” I to „świętowanie dla świętowania” jest tak naprawdę celebrowaniem życia, czasu z bliskimi, rodziną, docenieniem siebie wzajemnie. – W PUNKT, Ewelina.
Mnie też to zastanawia, a mój Łukasz uwielbia nazywać to hipokryzją… A moim zdaniem to jest tak jak z tą kiecką kupioną na raz, by zaimponować dawno nie widzianej rodzince – robimy wszystko na pokaz. Nie wypływa to ze środka, tylko jest robione pod publike i – niestety, co smutne, to jest zdecydowanie częściej widoczne w codzienności zwykły Iksińskich na święta niż w Internecie
Ja też nie rozumiem idei 12 potraw… Tj. u nas w domu zawsze był taki dwudaniowy obiad, świąteczny, a jak, ale bez 12 dań… Pierwszy raz w praktyce zetknęłam się z tym u teściów – TRZEBA BYŁO skosztować każdej z potraw, bo inaczej…co? Nie wiem, może Jezus by się obraził i na świat nie przyszedł? xD W każdym razie naciskano na mnie, więc dziubnęłam po trochu wszystkiego… byłam zresztą wtedy narzeczoną mojego przyszłego (teraz już obecnego ;)) męża i nie chciałam źle wypaść… A wyszło tak, że potem o 3 w nocy obudził mnie obrzydliwy ból brzucha i 2 nocne godziny spędziłam w toalecie w mieszkaniu moich przyszłych teściów. NIGDY WIĘCEJ. Od tego czasu – ilekroć to u nich wypada Wigilia – bojkotuję te 12 potraw i jem tylko to, na co mam ochotę. A jak wkurzyłam się kiedyś, jak rocznemu Jaśkowi teść kazał podać WSZYSTKIE potrawy, bo to przecież tradycja! Nawet kapustę z grochem! Nie zgodziłam się – wybrałam te dania, co do których wiedziałam, że nie zaszkodzą małemu brzuszkowi. Nasłuchałam się, jaka to ja jestem, że tak nie można… Ale machnęłam ręką. Zresztą marudzenie długo nie trwało – przyzwyczajam teściów do tego, że mam swoje zdanie co do wielu kwestii – i tak chyba trzeba, bo starsi ludzie (w tym moi dziadkowie) nie rozumieją pewnych rzeczy… Odmiennego podejścia…
Cudny wpis, Kochana. Wzruszyłam się, miałam szklane oczy… (takie w mokrym miejscu ;))
Pięknie napisane o tym oddawaniu rzeczy, dzieleniu się… Pomaganiu… W zeszłym roku wysłałam listy do samotnych starszych osób z pewnego ośrodka – to tacy ludzie, którzy są zdziecinniali, zamknięci w zakładzie, zachowujący się jak maluszki, bo mają takie ograniczenia… Ale za to kochani… Np. 30-kilku letnia pani, która uwielbia kolorowe spineczki… Albo starszy pan lubiący wiersze… Idea polegała na tym, by do nich napisać – po prostu, jak by się było ich przyjacielem. „No hej, Marysia, jak się czujesz? Co tam słychać?” Na tej zasadzie. Wysłałam tych kartek kilka, czasem z jakimś drobnym prezentem, jeśli wiedziałam, że ktoś akurat lubi barwne notesiki albo coś innego…
Muszę w to wciągnąć moje maluchy… Już przeglądaliśmy biblioteczkę i zabawki w celu wybrania tych, które z nami zostają i tych, które idą w świat cieszyć innych, ale jakiś niedosyt czuję… Cóż, dzisiaj w kalendarzu adwentowym mamy zadanie zrobić przysmaki dla ptaszków – plan taki, żeby potem iść w teren i porozwieszać je w parku.
Mam nadzieję, że dzieci będą tak miło wspominać okres świąteczny, jak ja miło wspominam własny…
A ten cytat z „Alicji…” – mega! 😀
Marta, big love <3!
Ja też nie rozumiem idei 12 potraw… Tj. u nas w domu zawsze był taki dwudaniowy obiad, świąteczny, a jak, ale bez 12 dań… Pierwszy raz w praktyce zetknęłam się z tym u teściów – TRZEBA BYŁO skosztować każdej z potraw, bo inaczej…co? Nie wiem, może Jezus by się obraził i na świat nie przyszedł? xD W każdym razie naciskano na mnie, więc dziubnęłam po trochu wszystkiego… byłam zresztą wtedy narzeczoną mojego przyszłego (teraz już obecnego ;)) męża i nie chciałam źle wypaść… A wyszło tak, że potem o 3 w nocy obudził mnie obrzydliwy ból brzucha i 2 nocne godziny spędziłam w toalecie w mieszkaniu moich przyszłych teściów. NIGDY WIĘCEJ. Od tego czasu – ilekroć to u nich wypada Wigilia – bojkotuję te 12 potraw i jem tylko to, na co mam ochotę. A jak wkurzyłam się kiedyś, jak rocznemu Jaśkowi teść kazał podać WSZYSTKIE potrawy, bo to przecież tradycja! Nawet kapustę z grochem! Nie zgodziłam się – wybrałam te dania, co do których wiedziałam, że nie zaszkodzą małemu brzuszkowi. Nasłuchałam się, jaka to ja jestem, że tak nie można… Ale machnęłam ręką. Zresztą marudzenie długo nie trwało – przyzwyczajam teściów do tego, że mam swoje zdanie co do wielu kwestii – i tak chyba trzeba, bo starsi ludzie (w tym moi dziadkowie) nie rozumieją pewnych rzeczy… Odmiennego podejścia…
Cudny wpis, Kochana. Wzruszyłam się, miałam szklane oczy… (takie w mokrym miejscu ;))
Pięknie napisane o tym oddawaniu rzeczy, dzieleniu się… Pomaganiu… W zeszłym roku wysłałam listy do samotnych starszych osób z pewnego ośrodka – to tacy ludzie, którzy są zdziecinniali, zamknięci w zakładzie, zachowujący się jak maluszki, bo mają takie ograniczenia… Ale za to kochani… Np. 30-kilku letnia pani, która uwielbia kolorowe spineczki… Albo starszy pan lubiący wiersze… Idea polegała na tym, by do nich napisać – po prostu, jak by się było ich przyjacielem. „No hej, Marysia, jak się czujesz? Co tam słychać?” Na tej zasadzie. Wysłałam tych kartek kilka, czasem z jakimś drobnym prezentem, jeśli wiedziałam, że ktoś akurat lubi barwne notesiki albo coś innego…
Muszę w to wciągnąć moje maluchy… Już przeglądaliśmy biblioteczkę i zabawki w celu wybrania tych, które z nami zostają i tych, które idą w świat cieszyć innych, ale jakiś niedosyt czuję… Cóż, dzisiaj w kalendarzu adwentowym mamy zadanie zrobić przysmaki dla ptaszków – plan taki, żeby potem iść w teren i porozwieszać je w parku.
Mam nadzieję, że dzieci będą tak miło wspominać okres świąteczny, jak ja miło wspominam własny…
A ten cytat z „Alicji…” – mega! 😀
Marta, big love <3!
Bardzo mnie się podoba takie podejście do świąt/życia.
A z kucyków ucieszy się pewna 3,5l Milenka ?
<3 już powinny u Was być!
Tak, zdecydowanie okolice 3,5 roku to kucykowy szał był 😀
Bardzo mnie się podoba takie podejście do świąt/życia.
A z kucyków ucieszy się pewna 3,5l Milenka ?
<3 już powinny u Was być!
Tak, zdecydowanie okolice 3,5 roku to kucykowy szał był 😀