Jest w moim macierzyństwie kilka takich spraw, z których jestem dumna. Nawet bardzo. To są m.in. wpojone już pięciolatce wartości. Codzienne wspólne obiady i czytanie bajki przed snem. Dni, gdy słyszę od mojego dziecka, że chciałaby wygrać w totolotka, żeby dziadek i rodzice nie musieli nigdy pracować, tylko spędzać czas razem na wycieczkach. Ale to jest też fakt, że moje dzieci pomagają w domu, mimo, że mają niespełna 5 lat i 1,5 roku. Tak. Mają obowiązki i nie wyobrażam sobie, by było inaczej.
Dla mnie jest to absolutnie naturalny układ i tak jak my, jako parterzy, dzielimy się swoimi obowiązkami między sobą, tak samo część obowiązków spada na dzieci. Wrócę jeszcze na pewno do tematu, dlaczego to jest AŻ TAK WAŻNE, ale dziś powiem Ci tylko tyle – dla nich to jest wartość, której chcę je nauczyć. Jednocześnie czasem dobra zabawa. A mnie jest zwyczajnie ŁATWIEJ, a mądrego ułatwiania sobie życia dążę w rodzicielskiej i domowej codzienności.

Jak zacząć angażować dzieci w obowiązki domowe?
Przede wszystkim – jak najszybciej, żeby było to dla nich naturalne.
Niespełna 1,5 roczna Mia u nas sprząta swoje klocki i zabawki do pudła. Oczywiście z moją pomocą, tzn. proszę żeby to zrobiła, pokazuję jej gdzie jeszcze są klocki i gdzie ma je wrzucić albo dokąd odstawić książeczki, ale fakt jest taki, że to robi. Co więcej, takie maluchy strasznie szybko chłoną wszystko jak gąbka przez obserwację. Mia sama z siebie nauczyła się wyrzucać śmieci do śmietnika i pomagać przy rozpakowywaniu zakupów. Ma też taki odruch, że jak coś rozleje, to biegnie do kuchni po ściereczkę albo gdy wieszam pranie, to podaje mi rzeczy z pralki, a ma dopiero 15 miesięcy!
Po drugie – staram się, żeby dzieci znajdowały w tym frajdę.
Myślę, że na etapie, kiedy mają jeszcze kilka lat, to najlepsza droga. Sama przecież niektóre obowiązki domowe lubię bardziej, inne mniej. Dlatego właśnie staram się umożliwić Wiktorii ( 5l.) pomaganie mi w tym, co ją interesuje, do czego ją ciągnie i co sprawia, że czuje się „dorosła”. Wydaje mi się, że to strasznie pomaga jej w budowaniu pewności siebie, bo duma z jaką mówi, że umyła podłogi albo „mogłam dziś stać przy kuchence jak starsze dzieci z Masterchefa” jest nie do przecenienia.
Wychodzę więc gdzieś poza swoją strefę komfortu i udowadniamy sobie wzajemnie, że potrafi więcej niż mi się wydaje i jest już dużą dziewczynką.
Odkąd w ramach projektu #SmartLife zamieszkali z nami Domowi Pomagacze od Hoovera, często to właśnie Wiki ogarnia odkurzanie czy nawet MYCIE PODŁÓG!
W poprzednim wpisie opowiedziałam Ci o trzech pomocnikach, a dziś chciałabym Ci przedstawić czwartego z nich. Tego, dzięki któremu na luzie pozwalam myć 5-latce podłodze bez wizji zalania sąsiadów i który sprawił, że pozbyliśmy się odwiecznego, chyba jedynego kłopotu ze sprzątaniem w naszym domu oraz pozwolił nam uporać się z rzeczami, na które nic innego nie pomagało.
Mop Parowy Hoover Steam Capsule 2w1, bo o nim mowa to razem z odkurzaczem Athen Evo moje odkrycie roku i po miesiącu z nimi, nie wyobrażam sobie naszego domu bez nich.
Dzięki temu, że Steam czyści za pomocą gorącej pary wodnej, przestałam używać do sprzątania większości rzeczy jakikolwiek chemikaliów. Biorąc pod uwagę bawiącą się wiecznie na podłodze Mię, to jest dla mnie ogromny plus i ułatwienie, bo nie martwię się, że np. właśnie oblizała rączkę, którą wcześniej dotykała podłogi świeżo po umyciu chemicznym płynem.
Mogłam też spokojnie zaangażować do pomocy 5-letnią córkę, bo nie mam już wielkiego wiadra z wodą, którą mogłaby zalać sąsiadów, a cały mop jest tak zbudowany, że nie widzę możliwości, by 5-latka mogła się nim poparzyć.
Jednocześnie pozbyliśmy się naszego największego problemu z regularnym sprzątaniem, a mianowicie, codziennie mamy czyste podłogi bez zacieków. Nalewanie wody do wiadra, mycie mopem, wycieranie do sucha co wieczór to zdecydowanie była rzecz, na którą żadne z nas późno wieczorem nie miało nigdy ochoty, nie mówiąc już o sytuacji, gdy trzeba to było robić częściej niż raz dziennie, bo Mia akurat zaczynała jeść samodzielnie… Tym sposobem większe zabrudzenia na bieżąco usuwaliśmy miejscowo mokrymi chusteczkami, ale już całej podłogi nie chciało się umyć nikomu i zabieraliśmy się za to od wielkiego dzwonu.
Dziś umycie podłogi nawet 2 razy dziennie nie stanowi problemu i robimy to z przyjemnością, bo zajmuje dosłownie chwilę, po której Steam Capsule ląduje z powrotem w szafie i już.
Ostatnią rzecz, za którą ja pokochałam go bezgranicznie, to możliwość odczepienia małego ręcznego mopa parowego z wymiennymi końcówkami, którym doczyścić da się chyba wszystko! Zobacz sama!
Jeśli mieszkałaś na wynajętym mieszkaniu, to pewnie wiesz, że bywają zabrudzenia w takich miejscach, które naprawdę strasznie trudno jest doczyścić. Po prostu poprzedni najemcy czy właściciele o to nie dbali. U nas były to fugi w łazience i okolice baterii od umywalki, a także brzegi wanny. Kamień taki, że żadnymi sposobami nie mogłam go doczyścić. Nie pomagał ocet, nie pomagało mleczko do szorowania, nie pomagało szorowanie i zdzieranie sobie paznokci. Steam Capsule pomógł mi w godzinę uporać się z większością uporczywych zabrudzeń, więc… LOVE! Nie oddam 😉
Piszę Ci o tym nim właśnie dziś, bo tylko do końca miesiąca trwają dwie MEGA PROMOCJE zorganizowane przez Hoovera, dzięki którym m.in. mojego ukochanego mopa 2 w 1 możesz DOSTAĆ ZUPEŁNIE ZA DARMO! Szczegóły opisałam Ci dokładniej w poprzednim wpisie z tej serii, ale dla przypomnienia. Gdy kupisz bezprzewodowy odkurzacz Hoover Athen Evo, mop parowy Hoover 2w1 dostaniesz za darmo. Natomiast, gdy kupisz jeden z odkurzaczy 4A (jak mój kochany Athos), za darmo dostaniesz ręczny odkurzacz Jive. Koniecznie przeczytaj szczegóły TU i TU.
Osobiście nie wyobrażam już sobie matczyno-domowej codzienności bez Athen Evo i mopa parowego Hoover, więc polecam Ci z całego serca skorzystać, póki jest okazja.
A co, jeśli dziecko nie chce sprzątać? Jeśli nie chce się angażować w obowiązki?
Cóż – nie jestem psychologiem, więc dzielę się teraz z Tobą tylko moją opinią. U nas jest tak, że jeśli Wiktoria nie chce zmywać podłogi czy odkurzać to ok, nie mam z tym problemu. To jeszcze nie są jej obowiązki, a raczej moja chęć włączenia ją w dbanie o wspólne dobro, jakim jest dom. Jednak już sprzątanie własnych zabawek, odnoszenie naczyń po jedzeniu do zlewu, wynoszenie brudnych ubrań do prania, ścielenie łóżka czy samodzielne przebieranie się to już są jej OBOWIĄZKI i wymagam tego, by były zrobione, nawet jeśli jej się nie chce.
Mnie też się czasem nie chce, ale czasem zwyczajnie trzeba, bo inaczej ponosimy konsekwencje. Trudno. Nie chce mi się czasem kończyć zlecenia dla Klienta, ale jeśli tego nie zrobię, to nie przyjdą pieniądze, a jeśli nie przyjdą, to za co kupimy jedzenie, czy pójdziemy na lody? Nie chce mi się wstawać rano i robić Wam śniadania, ale jesteście moimi dziećmi i moim obowiązkiem jest dbanie o Was – będziecie chodzić głodne, bo mi się nie chce? Dochodzimy w tej dyskusji zazwyczaj gdzieś do momentu.
„W porządku. Szanuję to, że nie chcesz sprzątać swoich rzeczy i nie będę Cię do tego zmuszać. Tylko widzisz, sprawa wygląda tak, że ja mam swoje obowiązki i nie będę sprzątała codziennie Twoich zabawek. W związku z tym, rozumiem, że jeśli nie chce Ci się nimi zajmować i o nie dbać, to nie masz nic przeciwko, żebym je spakowała i oddała na zawsze tym dzieciom, które będą chciały o nie dbać?”
I tyle – gdzieś tutaj kończymy, bo za nic nie odda swoich ulubionych zabawek, więc idzie i sprząta. Tak, czasem z nerwem i tupnięciem nogą. Czasem marudząc pod nosem. Czasem z płaczem z niezadowolenia, że się nie ugięłam.
Trudno.
Uważam, że konsekwencja jest jedną z lepszych form okazywania dzieciom miłości. Bo kochać tych małych ludzi trzeba mądrze. Jako rodzice, każdego małego człowieka z osobna przede wszystkim próbujemy wychować jak najlepiej na samodzielnego i dającego sobie radę w życiu człowieka. I wychodzę z założenia, że nie da się tego zrobić, nie ucząc dzieci konsekwencji ich własnych decyzji.
Jestem bardzo ciekawa, jak jest u Was – dzieci muszą po sobie sprzątać, czy przymykacie na to oko? Jakie obowiązki mają Wasze kilkulatki?
Z ostatnim zdaniem trafiłaś w punkt, Olga 😀
Przyznam się szczerze, że ja po cichu wierzę, że jak wychowujemy dzieci w takim poczuciu dbania o wspolne dobro, to te nawyki odnosnie sprzatania gdzies sie w nich zakorzeniają i nawet jeśli w okresie nastoletniego buntu zanikną na chwilę, to wrócą w dorosłym życiu : )
Ja jej nie strasznie – zauważ proszę. Ja ją informuję o konsekwencji JEJ WŁASNEJ DECYZJI. Ani nie zmuszam, ani nie straszę. Wie jakie są zasady – ja mam wystarczająco dużo pracy i ogarniania rzeczy na co dzień i nie potrzebuję dodatkowej pracy w postaci np. segregowania ciastoliny, figurek czy klocków albo kompletowania ubrań lalek Barbie.
Od małego jest uczona odpowiedzialności za swoje rzeczy, tak jak i faktu, że trzymamy tylko te rzeczy, które są nam potrzebne. Jeśli nie umie o to dbać i przedmiot zabiera jej życiową przestrzeń i energię, to może nie jest jej potrzebny. Takie podejście jest mocno związane z naszym stylem życia i ideologią, a ją uczy konsekwencji i podejmowania decyzji. Dla jasności – ja naprawdę szanuje te decyzje ; )
PS. Mop jest MEGA <3 Nie oddałabym już za nic!
Przyczepiłam się tylko do tego hasła 😉 Bo o zasadach wiem – i doceniam. I to jest ważne – poza tym ani ja, ani Ty nie należymy do matek, które by wszystko robiły za dzieciaki czy mężów, latały ze „ścierą” i chuchały na ognicho domowe, siebie samą traktując trochę jak Kopciuszka – że ja się liczę na samym końcu…
Wiem, że to tak nie działa, a wypracowanie u dziecka zrozumienia pewnych kwestii jest niezwykle istotne.
Dla mnie konsekwencją decyzji Wiki byłaby właśnie ta opowieść o tym, że skoro o coś nie dba, to jej najwyraźniej na tym nie zależy i… dopiero tutaj rozmowa o zmniejszeniu ilości rzeczy i np. oddaniu takiej „zawalidrogi-zabawki” komuś innemu. A wiesz, nie na zasadzie, że „Jak nie zrobisz czegoś tam, to ja ci to wezmę, to ja ci czegoś nie dam…” Może jestem przewrażliwiona na punkcie takich konstrukcji zdaniowych, bo zdarzało mi się takie usłyszeć – czy w przypadku własnym, gdy byłam dzieckiem, czy słyszałam takie wypowiedzi kierowane do Johnka… I nie miały za wiele wspólnego z rozmową o KONSEKWENCJACH podejmowanych decyzji. Element „bo oddam/y” służył raczej jako straszak właśnie, groźba, coś, co miało zadziałaś TU i TERAZ, JUŻ. Bez „zabawy” z tłumaczeniem po co, na co i dlaczego. Dlatego ja sama staram się nie używać takich sformułowań… Pamiętam, że mnie bolały, gdy byłam dzieckiem…
Nie, no wiesz – ja to powtarzam parę razy dziennie, razem z formułką o tym dlaczego tak zrobię itp. ; ) Myślę, że zna to na pamięć.
Konsekwencją Jej własnej decyzji byłby bałagan w Jej zabawkach. To o czym mówisz, to nie „Ja ją informuję o konsekwencji JEJ WŁASNEJ DECYZJI.” ale informujesz o konsekwencjach wynikających z Twoich decyzji, bo to Ty decydujesz, że nieposprzątane zabawki oddasz innym dzieciom.
Jedno z drugim się wiąże – konsekwencją bałaganu u nas jest pozbycie się niepotrzebnych przedmiotów. Jeszcze rodzice, a nie dzieci ustalają zasady, choć mocno dbam, by dzieci te zasady znały i były ich świadome. To co piszesz to trochę myślenie w stylu – jak wsiądę po pijaku do auto, to konsekwencją mojej decyzji będzie prowadzenie auta po pijaku. A to ma trochę głębsze dno, bo jak wszyscy wiemy, niesie to za sobą inne konsekwencje, często tragiczne w skutkach.
Angażowanie dzieci w obowiązki domowe to super sprawa! Od najmłodszych lat uczą się w ten sposób odpowiedzialności. Należy przy tym jednak pamiętać jakie niebezpieczeństwa czyhają na nasze dzieci. W naszym ebooku znajdziecie drogie Mamy niezbędne informacje jak zminimalizować niebezpieczeństwa, z którymi nasze pociechy mogą stykać się każdego dnia. Jeżeli chciałybyście go otrzymać, obejrzyjcie nasz filmik: https://www.youtube.com/wat…
Angażowanie dzieci w obowiązki domowe to super sprawa! Od najmłodszych lat uczą się w ten sposób odpowiedzialności. Należy przy tym jednak pamiętać jakie niebezpieczeństwa czyhają na nasze dzieci.
Ostro – ja bym nie schodziła do poziomu straszenia, że odda się zabawki dzieciom, które będą o nie dbać 😛 Tak mojego synka straszyła kiedyś ciocia – jak nie pilnował rowerka na dworze, mówiła, że go sobie zabierze i da swojemu dziecku. Jak dla mnie – abstrahując od motywów – to cios poniżej pasa…
W każdym razie (pozostawiając ten jeden punkt ;)) fajne masz te patenty. Przypomniałaś mi, że dzisiaj Lulka poszła ze mną do kuchni i sama z siebie wyrzuciła papierek – ma 16 miesięcy, a już kojarzy takie rzeczy… To prawda, dzieci są mądre, dużo rozumieją i obserwują 🙂 Trzeba tłumaczyć, wymagać i być konsekwentnym – to ważne.
A ten mop… ochhh! Wczoraj, kiedy mąż wyszedł z dzieciakami na plac zabaw, szybko umyłam podłogi w całym mieszkaniu i jeszcze na korytarzu – w domu myjemy rzadko z powodów, które wymieniłaś, a na korytarzu jeszcze rzadziej, przez co nasz fragment korytarza wyglądał tragicznie… Wczoraj się zawzięłam i zrobiłam, ale byłam padnięta jak nie wiem… Johnek jest uczulony na kurz i powinniśmy myć często, w sumie bardzo często, bo co drugi dzień mamy kurzowe kociaki pod łóżkami i w ogóle eweryłer :/ a z takim mopem standardowym to… ech… ciężko. A ten… Asz Ty, marketingowcu dobry, teraz zachciało mi się Hooverka… 😛
Ściskam! :*
Ja jej nie strasznie – zauważ proszę. Ja ją informuję o konsekwencji JEJ WŁASNEJ DECYZJI. Ani nie zmuszam, ani nie straszę. Wie jakie są zasady – ja mam wystarczająco dużo pracy i ogarniania rzeczy na co dzień i nie potrzebuję dodatkowej pracy w postaci np. segregowania ciastoliny, figurek czy klocków albo kompletowania ubrań lalek Barbie.
Od małego jest uczona odpowiedzialności za swoje rzeczy, tak jak i faktu, że trzymamy tylko te rzeczy, które są nam potrzebne. Jeśli nie umie o to dbać i przedmiot zabiera jej życiową przestrzeń i energię, to może nie jest jej potrzebny. Takie podejście jest mocno związane z naszym stylem życia i ideologią, a ją uczy konsekwencji i podejmowania decyzji. Dla jasności – ja naprawdę szanuje te decyzje ; )
PS. Mop jest MEGA <3 Nie oddałabym już za nic!
Przyczepiłam się tylko do tego hasła 😉 Bo o zasadach wiem – i doceniam. I to jest ważne – poza tym ani ja, ani Ty nie należymy do matek, które by wszystko robiły za dzieciaki czy mężów, latały ze „ścierą” i chuchały na ognicho domowe, siebie samą traktując trochę jak Kopciuszka – że ja się liczę na samym końcu…
Wiem, że to tak nie działa, a wypracowanie u dziecka zrozumienia pewnych kwestii jest niezwykle istotne.
Dla mnie konsekwencją decyzji Wiki byłaby właśnie ta opowieść o tym, że skoro o coś nie dba, to jej najwyraźniej na tym nie zależy i… dopiero tutaj rozmowa o zmniejszeniu ilości rzeczy i np. oddaniu takiej „zawalidrogi-zabawki” komuś innemu. A wiesz, nie na zasadzie, że „Jak nie zrobisz czegoś tam, to ja ci to wezmę, to ja ci czegoś nie dam…” Może jestem przewrażliwiona na punkcie takich konstrukcji zdaniowych, bo zdarzało mi się takie usłyszeć – czy w przypadku własnym, gdy byłam dzieckiem, czy słyszałam takie wypowiedzi kierowane do Johnka… I nie miały za wiele wspólnego z rozmową o KONSEKWENCJACH podejmowanych decyzji. Element „bo oddam/y” służył raczej jako straszak właśnie, groźba, coś, co miało zadziałaś TU i TERAZ, JUŻ. Bez „zabawy” z tłumaczeniem po co, na co i dlaczego. Dlatego ja sama staram się nie używać takich sformułowań… Pamiętam, że mnie bolały, gdy byłam dzieckiem…
Nie, no wiesz – ja to powtarzam parę razy dziennie, razem z formułką o tym dlaczego tak zrobię itp. ; ) Myślę, że zna to na pamięć.
Konsekwencją Jej własnej decyzji byłby bałagan w Jej zabawkach. To o czym mówisz, to nie „Ja ją informuję o konsekwencji JEJ WŁASNEJ DECYZJI.” ale informujesz o konsekwencjach wynikających z Twoich decyzji, bo to Ty decydujesz, że nieposprzątane zabawki oddasz innym dzieciom.
Jedno z drugim się wiąże – konsekwencją bałaganu u nas jest pozbycie się niepotrzebnych przedmiotów. Jeszcze rodzice, a nie dzieci ustalają zasady, choć mocno dbam, by dzieci te zasady znały i były ich świadome. To co piszesz to trochę myślenie w stylu – jak wsiądę po pijaku do auto, to konsekwencją mojej decyzji będzie prowadzenie auta po pijaku. A to ma trochę głębsze dno, bo jak wszyscy wiemy, niesie to za sobą inne konsekwencje, często tragiczne w skutkach.
Mój 2 latek wyciąga naczynia ze zmywarki i jest przeszczęśliwy. Wie gdzie odłożyć talerze, talerzyki, miseczki. Kubki i szklanki wyciąga i mi podaje bo są w wiszących szafkach. Jeszcze nic nie zbił 😉 a jak zbije to trudno nie będę płakać (ulubiony serwis sama wyciągam i nie ma kłopotu ;)) lubi ścierać kurze, zamiatać, odkurzać 🙂 aż szkoda, że kiedyś mu się odechce 😉
Z ostatnim zdaniem trafiłaś w punkt, Olga 😀
Przyznam się szczerze, że ja po cichu wierzę, że jak wychowujemy dzieci w takim poczuciu dbania o wspolne dobro, to te nawyki odnosnie sprzatania gdzies sie w nich zakorzeniają i nawet jeśli w okresie nastoletniego buntu zanikną na chwilę, to wrócą w dorosłym życiu : )
Super,że wam pomaga,nie każde dziecko chce to robić.Brawo dla rodziców:)Mam pytanie,Wiki nie chodzi aktualnie do przedszkola? Moja córka to rówieśniczka Wiki,w przyszłym roku zerówka,mam dylemat publiczna czy w przedszkolu?Ciekawa jestem twojego zdania,pozdrawiam:))
Teraz nie chodzi, bo zmieniamy przedszkole. Póki co startujemy do fajnego, ale na zasadach publicznych, zobaczymy co z tego wyjdzie i jak jej się tam będzie podobało. Teraz od września Wiki idzie jeszcze do 5-latków, w przyszłym roku zerówka, ale jeszcze nie podjęliśmy decyzji, czy będzie to dalej w przedszkolu czy taka zerówka przy szkole. Myślę, że to zależy od tego ile dzieci z jej grupy by przechodziło i czy faktycznie zostawałyby tylko 6-latki, bo jeśli miałaby być grupa łączona 5-6 to wtedy damy ją już do zerówki w szkole, do której docelowo pójdzie do podstawówki
Dziękuję za odpowiedź,też nie podjęłam decyzji jeszcze,czas pokaże.
Super,że wam pomaga,nie każde dziecko chce to robić.Brawo dla rodziców:)Mam pytanie,Wiki nie chodzi aktualnie do przedszkola? Moja córka to rówieśniczka Wiki,w przyszłym roku zerówka,mam dylemat publiczna czy w przedszkolu?Ciekawa jestem twojego zdania,pozdrawiam:))
Teraz nie chodzi, bo zmieniamy przedszkole. Póki co startujemy do fajnego, ale na zasadach publicznych, zobaczymy co z tego wyjdzie i jak jej się tam będzie podobało. Teraz od września Wiki idzie jeszcze do 5-latków, w przyszłym roku zerówka, ale jeszcze nie podjęliśmy decyzji, czy będzie to dalej w przedszkolu czy taka zerówka przy szkole. Myślę, że to zależy od tego ile dzieci z jej grupy by przechodziło i czy faktycznie zostawałyby tylko 6-latki, bo jeśli miałaby być grupa łączona 5-6 to wtedy damy ją już do zerówki w szkole, do której docelowo pójdzie do podstawówki