Za kilka minut będzie już 22 grudnia. Siedzę sobie w salonie, popijam gorącą herbatę, patrzę na mieszkanie rozświetlone światełkami i choinką. Dzieci śpią, a ciszę przerywa tylko ciche bulgotanie bigosu na kuchence.
Chciałabym Ci napisać, że oto ja – perfekcyjnie zorganizowana – mam już kompletny świąteczny luz i wszystko dopięte na ostatni guzik, ale … musiałabym skłamać, bo tegoroczny grudzień udowodnił mi, jak bardzo ma ochotę zadrwić z moich planów i jak wielka seria niefortunnych zdarzeń może się skumulować tuż przed świętami. Serio, do tej pory myślałam, że aż takie zbiegi feralnych wydarzeń zdarzają się tylko w filmach…
Niemniej jednak, siedząc tak sobie przy tej herbacie, dochodzę do wniosku, że przez te lata szukania idealnych sposobów optymalizacji życia, udało mi się osiągnąć coś więcej niż tylko niezłe ogarnianie codzienności.
Przede wszystkim nauczyłam się być dla siebie dobra i w trudnych momentach przytulać siebie zamiast się biczować za niespełnianie czyichś oczekiwań. Co więcej – z roku na rok łatwiej przychodzi mi olewanie oczekiwań kogokolwiek, poza naprawdę najbliższymi mi ludźmi. Coraz lepiej też wiem, co jest dla mnie ważne, a co tylko takowe udawało, bo przez lata wmawiano mi, że coś powinnam czuć…
Z pozoru takie stwierdzenia wydają się czasem pustym frazesem, a tak naprawdę ta świadomość jest bardzo, ale to bardzo pomocna w ustalaniu własnych priorytetów, a one są kluczem do sukcesu w realizowaniu marzeń!
Jeśli nie umyję okien w najbliższym czasie, to niedługo mogę przestać widzieć okolicę. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie ogarnę prania przed świętami i stosik będzie sobie zalegał w łazience. Jak co roku zaserwuję kupione pierogi, uszka i barszcz, a także większość ciast. Nie starłam kurzu z szafek i żyrandola, nie wyczyściłam piekarnika i zapewne nie wyprasuję obrusu ( o ile w ogóle położę go na stole). Wciąż mam niespakowane prezenty, a część zakupów będę musiała zrobić jutro, stojąc pewnie w gigantycznych kolejkach, bo wcześniej nie miałam czasu o tym myśleć i tak sobie myślę…. SO WHAT ?!
Jak co roku gotuję wielki gar bigosu i kupiłam już wszystkie rzeczy do ryby po grecku, którą razem zrobimy jutro. To jedyne 2 świąteczne dania, które wszyscy zgromadzeni uwielbiają, więc robię je w ilościach hurtowych osobiście. Upiekę też sernik, bo święta to jedyna okazja w roku, gdy Tata jest u mnie tak długo, że mam z kim ten sernik spałaszować, bo przecież całej blachy sama nie zjem, a moi nie lubią. Prezenty ogarnęłam już dawno, a w przedświątecznym okresie w sklepie pojawiam się tylko, gdy naprawdę muszę.
Nie kupiłam nowej kiecki na święta, ale za to mam plan, by kupić sobie jutro fajne świąteczne wielkie kapcie albo skarpety. Co tam kiecka, pomyślcie jakie z tymi kapciami będą zdjęcia!
Wypracowałam sobie też system, który sprawia, że naprawdę trudno byłoby mi zaliczyć świąteczną katastrofę, nawet jeśli posypałoby się jeszcze więcej nieprzewidzianych przeciwności losu.
SMART PATENTY, KTÓRE RATUJĄ KAŻDE ŚWIĘTA
Zdradzę Ci swoje smart patenty, które pozwalają mi właściwie nawet w przypadku takich życiowych zawirowań jak ostatnio wychodzić obronną ręką i może nie mieć świąt jak z reklamy, ale za to mieć te wystarczająco dobre, z odpowiednim nastawieniem i ludźmi, dla których warto się starać.
#1 OGARNIAM PREZENTY PRZEZ CAŁY ROK
Jeśli jestem w sklepie i widzę coś, na czego zakup mogę sobie pozwolić, a jednocześnie wiem, że ucieszy osobę, dla której ma być to prezent, kupuję bez zastanowienia. Mam w domu taką specjalną szufladę, w której gromadzę takie skarby z całego roku i dzięki temu nie zaskakuję budżetu setkami złotych potrzebnymi na prezenty w grudniu ani nie daję nigdy „czegokolwiek” na szybko.
Tu świetnie spisują się chociażby wyprzedaże w sieciówkach i fajne akcje tematyczne w dyskontach- ileż ja pięknych ubrań, dodatków i dupereli pokupowałam za bezcen, nie macie pojęcia!
#2 JEŚLI KUPUJĘ ŚWIĄTECZNE OZDOBY, TO UNIWERSALNE
Takie, które z powodzeniem służą mi przez wiele sezonów i wyciągam je sobie na początku grudnia, nie wydając w tym czasie ani złotówki. Świąteczne ozdoby i dekoracje kupuję zawsze chwilę przed świętami albo zaraz po nich, kiedy są tańsze o minimum 30%
#3 MAM HARMONOGRAM W KALENDARZU ADWENTOWYM I JEGO SZKIC W SWOIM PLANERZE
Dzięki temu dość systematycznie przygotowuję wszystko, co mam do zrobienia, jednocześnie aktywnie włączając w to dzieci. Gotowanie, zakupy, grudniowy seans, pierniki… Bezcenne.
#4 ODPUSZCZAM ILE MOGĘ I SKUPIAM SIĘ NA TYM, CO WAŻNE.
Patrz : nie myję okien, nie odkurzam żyrandoli, nie czyszczę fug w łazience. Nie gotuję barszczu, nie robię uszek i pierogów. W życiu nie jadłam kutii, nie znoszę karpia ani nic w galarecie. Zamiast tego obowiązkowo piekę z dziewczynkami pierniki, robię bigos, sernik i rybę po grecku – najlepsze na świecie i w ilościach hurtowych, co pomaga w poświątecznym tygodniu lenia 😉
#5 NIE MARNUJĘ CZASU NA LUDZI, KTÓRZY NIE SĄ TEGO WARCI
Nie dzwonię, nie piszę kartek i nawet nie myślę o prezentach dla żadnej z osób, dla której miałabym zrobić to na siłę. Jedna z najważniejszych rzeczy, których wciąż się uczę to „miej w dupie ludzi, którzy mają Cię w dupie”. Nie jest idealnie, ale odnotowuję coroczny progres. Nie odczuwam absolutnie żadnego „może powinniśmy” jeśli chodzi o kontakty okołoświąteczne z ludźmi, którzy potrafią się do nas nie odezwać przez cały rok. Nie widzę absolutnie żadnego powodu, żeby miało mnie interesować życie kogoś, kto moje ma głęboko w poważaniu.
Zamiast tego mam czas, siłę i chęci, żeby dla tych najważniejszych robić prezenty DIY prosto z serca i nawet po nocach, robić własnoręcznie zdobione kartki, wysyłać je zawsze w pakiecie z piernikami i mieć czas, by się spotkać jeśli nie w święta to chwilę przed nimi, a nie tylko puścić sobie suchego sms-a w Wigilię.
#6 NA ŚWIĄTECZNE I POŚWIĄTECZNE DNI MAM W PLANACH JEDYNIE …. NICNIEROBIENIE
Wyjątkiem bywa czasem jeden dzień, gdy czuję potrzebę podopinania jakiś pierdołowatości, żeby się za mną nie ciągnęły w nowym roku, ale pomijając to, nie tworzę ambitnych list 100 książek, które przeczytam w 3 dni ani nie planuję na tych kilka dni wolnego sprzątania garderoby. Z racji powyższych punktów, rzadko na te dni mam zaplanowane jakieś wyjazdy. Nie wpisuję też rzeczy z pozoru przyjemnych, czyli odhaczania z wywalonym językiem okołoświątecznych odwiedzin i atrakcji z lodowiskiem i jarmarkiem na czele. Jak mnie najdzie ochota pójdę i na jarmark i na łyżwy. Jeśli zechcę, przeczytam kilka książek albo nadrobię albumy ale jeśli nie, to najzwyczajniej w świecie będę się obijać bez wyrzutów sumienia. Zarządzę dzień w łóżku i piżamach, będę do oporu na zmianę spać i oglądać tv, na śniadanie zjemy maślane bułki, na obiad zamówię pizzę, a na deser pewnie jakieś kupne drożdżówki, o ile będzie nam się chciało przypilnować AŻ trzech posiłków w ciągu dnia. Spróbuj – testowałam nie raz, wszyscy przeżyli ; )
#7 NIE POSIADAM CZEGOŚ TAKIEGO JAK „ŚWIĄTECZNA ZASTAWA” …
W związku z czym po pierwsze nie drżę, że ktoś mi coś stłucze, po drugie nie mam pokusy wyciągania dodatkowego kompletu talerzy, co wygeneruje mi potem stos naczyń do umycia, a i przechowywać to przez cały rok by trzeba było. Może kiedyś kupię sobie jakąś nową zastawę, jeśli któraś wyjątkowo mnie zachwyci, ale aktualnie mamy po 6 najtańszych ( po 2 zł!) talerzy i talerzyków z IKEA, żyjemy i mamy się całkiem nieźle ; )
#8 KUPUJĘ NAJTAŃSZE RZECZY „NA RAZ”
…czyli np. świąteczny obrus, jakieś serwetki czy choinkowe ozdoby. Po pierwsze -nie widzę sensu wydawania grubej kasy na obrus, który zakładam na stół 2 razy w roku. Po drugie – nie mam zamiaru przejmować się, że ktoś tenże poplami barszczem. Podobnie sprawa się ma z jakimiś świątecznymi ubrankami dziewczynek albo sukienkami „tylko na te święta”.
#9 MAM SZTUCZNĄ CHOINKĘ
Bo się nie sypie i nie niszczeje. Bo mam ją w piwnicy i mogę sobie wyciągnąć, kiedy mi się zapragnie – nie muszę czekać aż się żywe pojawią. Bo jest piękna, duża, gęsta i upolowałam ją za 50 zł z 300(!), a posłuży nam może i jeszcze z 10 lat. Bo żal mi tych wszystkich ściętych drzewek, które czekają na właścicieli, a nikt ich na święta nie przygarnie. Na naszym osiedlu stoją 4(!) stoiska z choinkami … Litości!
Dzięki tym wszystkim rzeczom, do których dorastałam mentalnie przez wiele lat, dziś mogę się cieszyć świętami i życiem, które dla mnie jest ok. Nawet, gdy grudzień płata mi figle i rzuca we mnie cytrynami – robię z nich lemoniadę. Jeszcze rok temu pewnie mocno bym przeżywała ile mi się nie udało, ile nie zdążyłam, czego nie zrobię i tak dalej … Dziś uznałam ze spokojem, że JEST WYSTARCZAJĄCO DOBRZE. Co więcej, świat się przecież nie kończy 31 grudnia, a perspektywy są całkiem ciekawe, ale o tym opowiem Ci już po świętach :*
Życzę Ci przede wszystkim wewnętrznego spokoju ducha. Pogodzenia się z wystarczająco dobrą wersją siebie. Umiejętności odpuszczenia, wsłuchania się we własne ja i przeżywania życia zgodnie z tym, co to „ja” Ci dyktuje. I odwagi, aby żyć właśnie w taki sposób <3 :*
A propos zakupów i gigantycznych kolejek. Większość z nich robię dużo wcześniej, kiedy akurat mam czas. Całe zakupy mięsne na święta (i na po świętach),wędlinę, rybę, pierogi i wszystko co tylko da się zamrozić kupuję dużo wcześniej kiedy nie ma tłoku.
Ze wszystkim prawie się zgadzam – tylko choinka u nas żywa, bo zawsze taka była i nie umiem wyobrazić sobie innej. Ale reszta – w punkt! szczególnie punkt numer pięć 😉
Ze wszystkim prawie się zgadzam – tylko choinka u nas żywa, bo zawsze taka była i nie umiem wyobrazić sobie innej. Ale reszta – w punkt! szczególnie punkt numer pięć 😉
Jakże się cieszę, że ktoś ma takie podejście do całego tego świątecznego szału jak ja 🙂 Ja też mam nieumyte szyby, a cały bałagan zamknęłam w jednym pokoju, do którego nie zamierzam zaglądać przez najbliższe dni. I wiesz co – dobrze mi z tym. Upiekłyśmy za to z córcią chyba z tonę pierniczków i odwiedziłyśmy wszystkie jarmarki świąteczne w okolicy – bo to sprawia jej największą radość. Najważniejsze, żeby moja najbliższa rodzina była szczęśliwa. Tworzymy własne tradycje i spędzamy Święta „po naszemu”, a inni niech sobie gadają. 😛 Wesołych Świąt Monia dla Ciebie i całej Twojej rodzinki! 🙂
Jakże się cieszę, że ktoś ma takie podejście do całego tego świątecznego szału jak ja 🙂 Ja też mam nieumyte szyby, a cały bałagan zamknęłam w jednym pokoju, do którego nie zamierzam zaglądać przez najbliższe dni. I wiesz co – dobrze mi z tym. Upiekłyśmy za to z córcią chyba z tonę pierniczków i odwiedziłyśmy wszystkie jarmarki świąteczne w okolicy – bo to sprawia jej największą radość. Najważniejsze, żeby moja najbliższa rodzina była szczęśliwa. Tworzymy własne tradycje i spędzamy Święta „po naszemu”, a inni niech sobie gadają. 😛 Wesołych Świąt Monia dla Ciebie i całej Twojej rodzinki! 🙂