Pamiętasz, jak zaczynając Projekt Wyprawka na blogu napisałam Ci, że tym razem stawiam przede wszystkim na to, by maksymalnie  ułatwić sobie życie? Mam nawet na kartce spisane podstawowe błędy, które w swoim odczuciu popełniłam przy Wiki i uzupełniając wyprawkę robiłam wszystko, by sukcesywnie eliminować prawdopodobieństwo popełnienia ich po raz kolejny.

POLECAJKI, CZYLI CO NAM SIĘ SPRAWDZA?

lovi, wyprawka dla niemowlaka, wyprawka dla noworodka, wyprawka, projekt wyprawka

I tak sobie żyłam w tym słodkim przeświadczeniu, że przecież wszystkie jesteśmy teraz świadome, dedukowane i podchodzimy do macierzyństwa z odpowiednią dawką racjonalnego myślenia do czasu aż pokazałam na Instagramie (o tutaj) pierwsze rzeczy, które przygotowałam do szpitalnej torby, a wśród nich smoczki LOVI…i się zaczęło! Dostałam kilkanaście jak nie kilkadziesiąt wiadomości i kilka komentarzy stricte pouczających mnie o tym jaka to ze mnie zła i niedobra matka, że już do szpitala zabieram ze sobą smoczek. O zgrozo, zabieram też butelkę i laktator i to właśnie ze względu na dobro dziecka właśnie… ale wytłumaczę, bo lubimy oceniać o faktach nie mając pojęcia.

lovi, wyprawka dla niemowlaka, wyprawka dla noworodka, wyprawka, projekt wyprawka

lovi, wyprawka dla niemowlaka, wyprawka dla noworodka, wyprawka, projekt wyprawka

Zaczynając od tych nieszczęsnych smoczków, których wszyscy jak jeden lubią się czepiać. Noworodek rodzi się z potrzebą ssania, czasami ma tę potrzebę ssania tak silną, że musiałby być przy piersi cały czas, dosłownie. Ja już wiem, jak paskudnym bólem kończy się to w momencie, gdy po cesarskim cięciu w Twoich piersiach trwa jeszcze prawie susza, a nieumiejętnie ssące dziecko rani Twoje brodawki do krwi i nie zamierzam przerabiać tego po raz kolejny w imię bliżej niezrozumianej dla mnie idei. Wiem jak to jest siedzieć nocą na sali poporodowej i dosłownie płakać z bólu, który był nie do wytrzymania i z powodu tego bólu właśnie bardzo szybko porzucić karmienie piersią i nabawić się wręcz traumy. Przerobiłam to, bo w całej nieprzemyślanej modzie na wszelkie aspekty szeroko pojętego rodzicielstwa bliskości większość osób, która powinna młode mamy wspierać i edukować w zakresie naturalnego karmienia sfiksowała totalnie w imię karmienia PIERSIĄ i przestała skupiać się na tym, co w naturalnym karmieniu chyba najważniejsze.

lovi, wyprawka dla niemowlaka, wyprawka dla noworodka, wyprawka, projekt wyprawka

lovi, wyprawka dla niemowlaka, wyprawka dla noworodka, wyprawka, projekt wyprawka

Wartością jest mleko mamy, a nie sposób jego podania, prawda? Dbajmy więc o to, by ten własny pokarm móc dziecku zapewnić, a więc nie stresujmy się za bardzo, jedzmy zdrowo, a jeśli karmienie naturalne przynajmniej na początku nam nie wychodzi – wesprzyjmy się tym, co dobre i dostępne na rynku, by sobie i maleństwu pomóc. Ba! Co było dostępne już ponad 3 lata temu, gdy urodziła się Wiktoria, bo przecież już przy niej przerabiałam smoczki i butelki niezaburzające odruchu ssania od LOVI, z niejednorodną strukturą silikonu, „wydłużające się” niczym pierś mamy podczas karmienia. Już wtedy widziałam, że podanie dziecku takiego smoczka czy butelki nie wpływa negatywnie na jego umiejętność ssania piersi, szkoda tylko, że nie byłam tak mądra, by jednak od samego początku się nie poddawać i nie przerzucać prawie od razu na MM. Dziś z perspektywy czasu wiem, że gdyby położne na oddziale zamiast wręcz tępić mnie za samo wspomnienie o podanie dziecku butelki, powiedziały mi :

– Spróbuje Pani z laktatorem i butelką, rozkręci się i wtedy będzie łatwiej, każdy potrzebuje czasu…

To prawdopodobnie bym spróbowała i karmiła jakiś czas, ale nikt tego nie zrobił i ze względu właśnie na ogromny ból, płaczącą z głodu i braku możliwości ssania córkę i moje związane z tym wyrzuty sumienia, te pierwsze 48 godzin w szpitalu to dla mnie chyba najtrudniejsze wspomnienia w całym dotychczasowym macierzyństwie. Teraz już jestem mądrzejsza…

Mimo, że wciąż jestem bardzo młodą mamą, to zdecydowanie dziś dużo dojrzalszą i zdecydowanie odważniejszą w walce o własne przekonania w wychowywaniu dzieci. Dlatego ten jeden raz, pozwolę sobie tu użyć trochę rozkazującego tonu, trochę się pomądrzę, ale wierzę, że robię to dla Twojego dobra.

Żebyś nie poddała się na samym starcie jak ja 3 lata temu albo żeby początki karmienia nie kojarzyły Ci się tylko z niewyobrażalnym bólem, nie bój się spakować nawet do torby do szpitala tego laktatora, butelki czy smoczka, tylko wybierz je mądrze. Maluszek często nie umie jeszcze dobrze ssać, a laktator sprawnie poradzi sobie z rozkręceniem laktacji, dzięki czemu- nawet jeśli na początku za pomocą butelki – to będziesz mogła podawać dziecku swoje mleko.

lovi, wyprawka dla niemowlaka, wyprawka dla noworodka, wyprawka, projekt wyprawka

lovi, wyprawka dla niemowlaka, wyprawka dla noworodka, wyprawka, projekt wyprawka

Butelki i smoczki niezaburzające odruchu ssania w wyprawce warto też mieć z innego powodu – w połączeniu z laktatorem, dadzą Ci choć odrobinę niezależności, a wierz mi, że jakkolwiek byś tego od siebie nie odsuwała, właśnie przez 9 miesięcy pełniłaś głównie funkcję inkubatora, za moment przemienisz się w całodobowy bar mleczny i naprawdę warto zadbać o możliwość choć chwilowego odpoczynku od tych ról. Każda z nas potrzebuje przez chwilę pobyć tylko sobą, kobietą, tak po prostu. Każdej dobrze zrobi choćby godzinne wyjście na kawę z przyjaciółką czy na samotne zakupy. Każda kobieta, bez wyjątku, jest tym lepszą mamą im bardziej jest szczęśliwa i dobrze czuje się sama ze sobą.

A na koniec mam dla Was coś super!

Konkurs zakończony

Razem z LOVI, sponsorem konkursu, przygotowałam dla Was do wygrania aż 10 zestawów  składających się z aż 4 produktów:

  • butelka Aktywne ssanie 150 ml
  • butelka Aktywne ssanie 250 ml
  •  butelka Szklana retro (wzór do wyboru)
  • kapsuła smoczków Pride&Joy (kolor i rozmiar do wyboru)

lovi, wyprawka dla niemowlaka, wyprawka dla noworodka, wyprawka, projekt wyprawka

Wystarczy, że polubisz na facebooku LOVI Karmienie Miłością i Wikilistka a w komentarzu pod tym wpisem odpowiesz na pytanie Jak wyglądały Twoje początki macierzyństwa i karmienia, jak wspominasz ten czas?

Na Wasze odpowiedzi czekam do 16.12.2015r., a do 18.12.2015r. w tym wpisie ogłoszę wyniki

WYNIKI! 

Zestawy wędrują do :

Tatuś Marcin

Justyna Wojtycza

Beata Michalak

Ewelina Rozmus

Magdalena Grabowska

Justyna Dragon

Wdzięczna Mama Paulina

Magdalena Dyrda

Pani Nałsowa

Nefertari

Gratuluję i proszę zwycięzców o maila na blog@wikilistka.pl do dnia 22.12.2015 z tytułem „WYGRANA LOVI”, w którym znajdą się wszystkie dane do wysyłki ( z nr tel i mailem dla kuriera) oraz informacją jaki rozmiar i kolor smoczków wybieracie 🙂 

 Dla każdej młodej mamy:

28 pomysłów, co kupić na prezent dla Niej, dla Niego i dla Dziecka | Prezentownik Wyjątkowości 2020

Wierzę w magię drobnych upominków. Wierzę, że przemyślanym, trafionym prezentem można powiedzieć „jesteś dla mnie ważna/y, myślę o Tobie”. Dlatego dziś, kolejny rok z rzędu mam dla Was świeżutkie zestawienie Wyjątkowości, którymi można obdarować najbliższych. POLECAJKI, CZYLI CO NAM SIĘ SPRAWDZA? Prezentownik Wyjątkowości ma to do siebie, że są to wyselekcjonowane przeze mnie rzeczy, których […]

0 komentarzy

Wielki Prezentownik Wikilistki – zbiór ponad 2000 pomysłów na prezenty (dla dzieci i nie tylko!) z bloga

Szukasz pomysłu na trafiony prezent? Przedstawiam Ci Wielki Prezentownik Wikilistki, czyli ponad 2000 inspiracji na prezent dla dzieci i nie tylko. Od lat zajmuję się smartshoppingiem i przy okazji wyszukuję prezentowe perełki. W związku z tym, że przez kilka lat na blogu pojawiła się masa, ale to masa wpisów z inspiracjami na różne prezenty, postanowiłam […]

3 komentarze

Jak zacząć odgracanie domu i pozbyć się zbędnych rzeczy z mieszkania?

Czujesz, że przytłaczają Cię rzeczy. Rozglądasz się dookoła i widzisz je wszędzie – jest ich za dużo, nie mają swojego miejsca, a bałagan, który tworzą przyprawia Cię o ból głowy. Sprzątasz i za chwilę znów jest to samo – mnóstwo rzeczy na wierzchu. Brzmi znajomo? POLECAJKI, CZYLI CO NAM SIĘ SPRAWDZA? Chyba każda z nas […]

6 komentarzy
fotelik rwf, fotelik tyłem, dziecko

Jaki fotelik dla dziecka 1/2/3? Tyłem do kierunku jazdy – dlaczego foteliki RWF dla maluchów? Fakty!

Bez względu na to, czy hasło „fotelik RWF” nic Ci nie mówi, czy też wydaje Ci się, że już wszystko wiesz – dla własnego sumienia przeczytaj ten tekst w całości. Wiem, że bezpieczeństwo dziecka jest dla Ciebie najważniejsze – jak dla każdego rodzica – więc merytorycznej wiedzy nigdy dość! Zatem jaki fotelik dla małego dziecka […]

50 komentarzy
jesień, dziecko, szczęście, pierwsze buty, emel

Jak wybrać pierwsze buty dla dziecka na jesień/zimę? Ekspert odpowiada

Mamy to! Mia chodzi, a co za tym idzie w naszym domu znów na tapecie są idealne pierwsze buty do dłuższych spacerów. Teraz, przy pierwszych kroczkach Mii, pojawił się dla mnie problem, którego nie znałam przy Wiki – zagwozdka, bowiem nie miałam wcześniej do czynienia z wybieraniem butów typowo do pierwszych kroczków na okres jesienno-zimowy. I mimo, […]

12 komentarzy
rozwój dziecka, paweł zawitkowski, warsztaty johnsons

Jak skutecznie wspierać rozwój dziecka? Zobacz, czego nauczyłam się od najlepszych specjalistów

Wiesz, że do 3 roku życia mózg dziecka jest już wykształcony w 85%, a mózg niemowlęcia tworzy do 1,8 miliona nowych połączeń synaptycznych na sekundę? Że dzieci czują zapachy przed urodzeniem ( od około 28. tygodnia ciąży) i dieta mamy, a konkretnie zawarte w niej molekuły zapachowe, przyczyniają się do tego, jak chętnie dziecko będzie […]

Jeśli masz ochotę wesprzeć moją twórczość i umożliwić mi dalszy rozwój, możesz jednorazowo i bez zobowiązań postawić mi wirtualną wspierającą kawę :)

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Dziękuję!

Polecane Posty

Następny post

Komentarze 395

  1. Martyna says:

    Bardzo ciekawy wpis! Dzięki 🙂

  2. Lakieromania Syli says:

    Całe karmienie jeszcze przede mną. Póki co czekam na moment aż mój Lokator zdecyduje się w końcu mnie opuścić.
    Nie rozumiem tych pretensji o pakowanie wyprawki do szpitala. Ja obowiązkowo muszę mieć butelke i smoczek do szpitala. Laktator jak będzie potrzebny kupi się później, bo można ręcznie też podobno odciągać jak będzie taka potrzeba.

    Karmienie piersią jest ważne i wydaje mi się, że młode matki powinny być objęte szczególną opieką i powinno sie je wspierać i pomóc w tych pierwszych jakże ważnych dla mamy i dziecka chwilach…

  3. Lakieromania Syli says:

    Całe karmienie jeszcze przede mną. Póki co czekam na moment aż mój Lokator zdecyduje się w końcu mnie opuścić.
    Nie rozumiem tych pretensji o pakowanie wyprawki do szpitala. Ja obowiązkowo muszę mieć butelke i smoczek do szpitala. Laktator jak będzie potrzebny kupi się później, bo można ręcznie też podobno odciągać jak będzie taka potrzeba.

    Karmienie piersią jest ważne i wydaje mi się, że młode matki powinny być objęte szczególną opieką i powinno sie je wspierać i pomóc w tych pierwszych jakże ważnych dla mamy i dziecka chwilach…

  4. aga_i_chlopcy says:

    Dzięki Tobie kupiłam tą butelkę! Z karmieniem piersia nigdy nie było problemu, ale synek nie chciał pić wody, czy innych płynów. Próbowałam butelki, kubeczka niekapka , bidonu, zwykłego kubka i dopiero teraz coś ruszyło z butelką lovi.Choć to nieśmiałe początki to już widzę postęp.
    Dzięki

  5. Agnieszka_SS says:

    Dzięki Tobie kupiłam tą butelkę! Z karmieniem piersia nigdy nie było problemu, ale synek nie chciał pić wody, czy innych płynów. Próbowałam butelki, kubeczka niekapka , bidonu, zwykłego kubka i dopiero teraz coś ruszyło z butelką lovi.Choć to nieśmiałe początki to już widzę postęp.
    Dzięki

  6. Kasia says:

    Gratulacje.

  7. Kasia says:

    Gratulacje.

  8. Agata Gromadzka says:

    U nas początki karmienia piersią także nie były łatwe… Justynka jest naszym pierwszym dzieckiem, a więc wiadomo, że oprócz wiedzy, którą wyniosłam z czytania poradników i szkoły rodzenia, o karmieniu piersią wiedziałam niewiele. Niewiele, bo znałam tylko teorię i oczywiście milion zakazów m. in. „nie dawaj smoczków, butelek, nie używaj kapturków, bo to wszystko zło!”. I nadszedł ten dzień – najszczęśliwszy zresztą dzień mojego życia – i urodziła się nasza córa! I wtedy się zaczęło 🙂 Brawo – poradziłam sobie z porodem i mogę teraz wpatrywać się w moje ukochane dziecko, tulić je i karmić. Tylko, że już od pierwszego przystawienia zaczęły się problemy – Justynka za nic w świecie nie potrafiła uchwycić mojej piersi. Strasznie się przy tym denerwowała – krzyczała i rzucała główką jak opętana! Nie chcę nawet wspominać jak ja się z tym czułam – zmęczona po porodzie, trochę… ba bardzo przerażona nową rolą i już na początku daję ciała… Oczywiście personel szpitala tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu – co nowa zmiana, to przychodziła kolejna położna, chętna do pomocy w przystawianiu, po czym każda wychodząc mówiła „Pierwszy raz w życiu widzę, żeby dziecko aż tak rzucało się przy piersi jak opętane!” Super pocieszenie… Oczywiście ani słowa o kapturkach, ciiii bo to zło! Lepiej, żeby dziecko jadło mleko modyfikowane niż wyssało siarę od mamy, bo kapturków nie wolno… Ja oczywiście wiedziałam, że one istnieją, ale wierzcie mi, wtedy naprawdę myślałam, że tylko nimi zaszkodzę. Jedyną radą, jaką dostałam od personelu było to, żebym pracowała laktatorem, więc siedziałam i pracowałam, choć nic to nie dawało, bo nawet jak coś poleciało to przecież z butelki dziecku dać nie wolno..(w tym szpitalu karmi się noworodki strzykawką). Ukoronowaniem podejścia personelu był komentarz pani doktor neonatolog, która po przeczytaniu w mojej karcie, że mam problemy z karmieniem zapytała z ironią „A czy Pani wie, że laktację trzeba stymulować???” „Nie k….. nie wiem” – teraz już za to wiem, że powinnam jej była tak odpowiedzieć… Wyszła, a ja zostałam ze łzami w oczach i przekonaniem, że naprawdę to ja coś robię nie tak i na pewno to moja wina. I już do końca pobytu w szpitalu karmiłam małą sztucznie. Wróciłam do domu po 3 dniach i właściwie od razu odwiedziła mnie położna, która już na wstępie kazała mojemu mężowi w podskokach lecieć do apteki po kapturki… I co? Mała od razu złapała moją pierś i po dwóch dniach pokarm lał mi się strumieniami i całkowicie odstawiliśmy mm. Justynka wręcz nie odchodziła od piersi. Więc po radzie tej samej położnej użyliśmy też smoczka i do dziś go używamy – rozsądnie używamy i o tym warto poczytać i może powiedzieć na szkole rodzenia, a nie z góry zakazywać. Każde dziecko jest inne i to my musimy rozsądnie wybrać, co dla niego dobre. Nas kapturki, tak te zwykłe sylikonowe nakładki na piersi uratowały – moja laktacja ruszyła i moje dziecko dzięki temu jest do dziś karmione piersią. Gdybym ich nie użyła prawdopodobnie Justynka nie chwyciłaby moich piersi i zostałybyśmy przy karmieniu sztucznym do dziś. Mam ogromny żal, że nikt w szpitalu nie podpowiedział mi tego rozwiązania – gdyby tak się stało moje dziecko mogłoby od samego początku dostawać moje mleko, a nie mm. Przy drugim dziecko też już będę mądrzejsza… Dodam, że Justynka korzysta nadal ze smoczków uspokajaczy i jest karmiona butelką, gdy ja potrzebuję gdzieś wyjść i nie zaburzyło to wcale jej odruchu ssania! Drogie mamy jeśli możecie karmcie więc dzieci piersią, bo to oczywiście jest bezdyskusyjnie dla nich najzdrowsze, ale wspomagajcie się przy tym, jeśli zachodzi taka potrzeba różnymi akcesoriami. I nie przejmujcie się za bardzo opiniami wszystkich „życzliwych”, bo to wy wiecie co dla Waszego dziecka jest najlepsze. Aaa i najważniejsze: pamiętajcie, że Wasze dobre samopoczucie to więcej mleka dla Waszych dzieci – nawet jeśli podanego przy użyciu „wspomagaczy”. Pozdrawiam 🙂

  9. Agata Gromadzka says:

    U nas początki karmienia piersią także nie były łatwe… Justynka jest naszym pierwszym dzieckiem, a więc wiadomo, że oprócz wiedzy, którą wyniosłam z czytania poradników i szkoły rodzenia, o karmieniu piersią wiedziałam niewiele. Niewiele, bo znałam tylko teorię i oczywiście milion zakazów m. in. „nie dawaj smoczków, butelek, nie używaj kapturków, bo to wszystko zło!”. I nadszedł ten dzień – najszczęśliwszy zresztą dzień mojego życia – i urodziła się nasza córa! I wtedy się zaczęło 🙂 Brawo – poradziłam sobie z porodem i mogę teraz wpatrywać się w moje ukochane dziecko, tulić je i karmić. Tylko, że już od pierwszego przystawienia zaczęły się problemy – Justynka za nic w świecie nie potrafiła uchwycić mojej piersi. Strasznie się przy tym denerwowała – krzyczała i rzucała główką jak opętana! Nie chcę nawet wspominać jak ja się z tym czułam – zmęczona po porodzie, trochę… ba bardzo przerażona nową rolą i już na początku daję ciała… Oczywiście personel szpitala tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu – co nowa zmiana, to przychodziła kolejna położna, chętna do pomocy w przystawianiu, po czym każda wychodząc mówiła „Pierwszy raz w życiu widzę, żeby dziecko aż tak rzucało się przy piersi jak opętane!” Super pocieszenie… Oczywiście ani słowa o kapturkach, ciiii bo to zło! Lepiej, żeby dziecko jadło mleko modyfikowane niż wyssało siarę od mamy, bo kapturków nie wolno… Ja oczywiście wiedziałam, że one istnieją, ale wierzcie mi, wtedy naprawdę myślałam, że tylko nimi zaszkodzę. Jedyną radą, jaką dostałam od personelu było to, żebym pracowała laktatorem, więc siedziałam i pracowałam, choć nic to nie dawało, bo nawet jak coś poleciało to przecież z butelki dziecku dać nie wolno..(w tym szpitalu karmi się noworodki strzykawką). Ukoronowaniem podejścia personelu był komentarz pani doktor neonatolog, która po przeczytaniu w mojej karcie, że mam problemy z karmieniem zapytała z ironią „A czy Pani wie, że laktację trzeba stymulować???” „Nie k….. nie wiem” – teraz już za to wiem, że powinnam jej była tak odpowiedzieć… Wyszła, a ja zostałam ze łzami w oczach i przekonaniem, że naprawdę to ja coś robię nie tak i na pewno to moja wina. I już do końca pobytu w szpitalu karmiłam małą sztucznie. Wróciłam do domu po 3 dniach i właściwie od razu odwiedziła mnie położna, która już na wstępie kazała mojemu mężowi w podskokach lecieć do apteki po kapturki… I co? Mała od razu złapała moją pierś i po dwóch dniach pokarm lał mi się strumieniami i całkowicie odstawiliśmy mm. Justynka wręcz nie odchodziła od piersi. Więc po radzie tej samej położnej użyliśmy też smoczka i do dziś go używamy – rozsądnie używamy i o tym warto poczytać i może powiedzieć na szkole rodzenia, a nie z góry zakazywać. Każde dziecko jest inne i to my musimy rozsądnie wybrać, co dla niego dobre. Nas kapturki, tak te zwykłe sylikonowe nakładki na piersi uratowały – moja laktacja ruszyła i moje dziecko dzięki temu jest do dziś karmione piersią. Gdybym ich nie użyła prawdopodobnie Justynka nie chwyciłaby moich piersi i zostałybyśmy przy karmieniu sztucznym do dziś. Mam ogromny żal, że nikt w szpitalu nie podpowiedział mi tego rozwiązania – gdyby tak się stało moje dziecko mogłoby od samego początku dostawać moje mleko, a nie mm. Przy drugim dziecko też już będę mądrzejsza… Dodam, że Justynka korzysta nadal ze smoczków uspokajaczy i jest karmiona butelką, gdy ja potrzebuję gdzieś wyjść i nie zaburzyło to wcale jej odruchu ssania! Drogie mamy jeśli możecie karmcie więc dzieci piersią, bo to oczywiście jest bezdyskusyjnie dla nich najzdrowsze, ale wspomagajcie się przy tym, jeśli zachodzi taka potrzeba różnymi akcesoriami. I nie przejmujcie się za bardzo opiniami wszystkich „życzliwych”, bo to wy wiecie co dla Waszego dziecka jest najlepsze. Aaa i najważniejsze: pamiętajcie, że Wasze dobre samopoczucie to więcej mleka dla Waszych dzieci – nawet jeśli podanego przy użyciu „wspomagaczy”. Pozdrawiam 🙂

  10. Iwona says:

    Zaczynając od początku całą ciążę przeszłam wręcz wzorowo bo do ostatnich dni chodzialam z zakupami na trzecie pietro.
    A tak na poważnie to odkąd zaszlam w ciążę a nawet i przed bardzo chciałam rodzić naturalnie i karmić piersią i jak to z planami bywa życie zweryfikowalo je po swojemu.
    Wszystko układało się pięknie – córka ułożona glowkowo,wody odeszły same,to zaczynamy najpiękniejszy maraton w życiu.
    Skurcze które pokazywalo ktg ja wcale nie czułam a tętno dziecka niebezpiecznie zaczęło spadać.
    Przyszedł mój lekarz prowadzący i zapytał czy jesteśmy gotowi na cesarke? Mój oczywiście powiedział że tak a ja? Ja miałam tysiąc sprzecznych myśli tak naprawdę od eufori po ogromny strach…strach o naszą córeczkę.
    Potem wszystko potoczyło się tak szybko i tak naprawdę pamiętam to jak jakieś urywki z dobrego filmu akcji.
    I jest z nami nasz mały cud. Cały i zdrowy. Na szczęście. Dni w szpitalu były ciężkie. Pokarmu tak naprawdę brak,miłe położne pocieszaly żeby spokojnie poczekać bo po cc zawsze trochę później to wszystko się zaczyna. Więc czekałam i cierpliwie przystawialam. W domu malutka potrafiła ssać po 40 min. Byłam prze szczęśliwa.
    Dwa dni po wyjściu do domu przyszła polozna i pyta co się dzieje bo córka zeszła z wagi nie znacznie ale jednak. Kazała mi odciągnąć pokarm i mu mojemu zdziwieniu zeszło tylko 5ml.
    Ze łzami w oczach patrzyłam na te odciagniete mililitry. Polozna bardzo pomogła i mąż.
    W tym dniu zaczęła się moja wielka walka o pokarm. Przed każdą butelka miałam dawać pierś po nakarmieniu odciagac pokarm i tak co trzy godziny czy to dzień czy to nic brzmiało mi w uszach 7-5-3. A mój mąż donosił mi tylko jedzenie,wodę i bawarki o których piciu zarzekalam sie przed ciaza a teraz polubiłam.
    I tak po tygodniu zaczęło się na dobre. Córka przybrała na wadze a ja karmilam ja sama. Ja sama bez dokarmiania mm. To był cud.
    Karmię nadal i pomagam koleżanka żeby się łatwo nie poddawaly. W między czasie miałam jeszcze incydent z krwawiacym sutkiem ale też daliśmy radę. Razem bo w rodzinie siła. Myślę że wsparcie od bliskich osób jest bardzo ważne żeby móc karmić. Mój mąż i polozna uwierzyli we mnie a ja uwierzyłam w sama siebie mimo ciężkich chwil.

  11. Magdalena Szczerba says:

    Początki karmienia piersią mojego Piotrusia przeszły dość spokojnie. Mały już w szpitalu zaczął ssać pierś bez problemu. Jak przyszliśmy do domu dopadł mnie tzw. „nawał” Ale z tym sobie poradzilam przy pomocy niezawodnego laktatora elektrycznego LOVI 🙂 Po pewnym czasie mój mały cały czas chciał ssać pierś, a wiadomo że czasami nie da się tak trzymać cały czas przy piersi dziecka bo na dłuższą metę staje się to uciążliwe. Postanowiłam podać dziecku smoczka LOVI i dziecko stało się spokojniesze A i ja miałam więcej czasu dla siebie. Karmilam piersią 4 miesiące ponieważ mój mały niestety nie chciał już ssać mojej piersi, a jeśli już jakimś cudem ja ssal to zwracał wszystko to co zjadł. Postanowiłam dac mu mleko modyfikowane i problem się skończył. I teraz używam tylko butelek LOVI. Ja i mój mały jesteśmy zadowoleni. A mały rośnie jak na drożdżach 🙂

  12. Magdalena Szczerba says:

    Początki karmienia piersią mojego Piotrusia przeszły dość spokojnie. Mały już w szpitalu zaczął ssać pierś bez problemu. Jak przyszliśmy do domu dopadł mnie tzw. „nawał” Ale z tym sobie poradzilam przy pomocy niezawodnego laktatora elektrycznego LOVI 🙂 Po pewnym czasie mój mały cały czas chciał ssać pierś, a wiadomo że czasami nie da się tak trzymać cały czas przy piersi dziecka bo na dłuższą metę staje się to uciążliwe. Postanowiłam podać dziecku smoczka LOVI i dziecko stało się spokojniesze A i ja miałam więcej czasu dla siebie. Karmilam piersią 4 miesiące ponieważ mój mały niestety nie chciał już ssać mojej piersi, a jeśli już jakimś cudem ja ssal to zwracał wszystko to co zjadł. Postanowiłam dac mu mleko modyfikowane i problem się skończył. I teraz używam tylko butelek LOVI. Ja i mój mały jesteśmy zadowoleni. A mały rośnie jak na drożdżach 🙂

  13. Kasia says:

    Od czasu kiedy zapragnęłam miłości do dziecka, wiedziałam że chcę karmić piersią. Niestety musiałam uzbroić się w cierpliwość zanim moja kruszynka pojawiła się na świecie. W 20 tygodniu ciąży z piersi zaczęła wypływać siara i w tym momencie poczułam się pewnie w tym temacie, wiedziałam że dam radę, bo organizm już zaczyna przygotowywać się do karmienia co bardzo mnie cieszyło 🙂 córeczka urodziła się w terminie i po ok godzinie od porodu położna pomogła mi przystawić prawidłowo dzieciątko do piersi. Malutka natychmiast zaczęła szukać cycusia i pierwszy nasz kontakt był cudowny, nigdy tego niezapomnę ❤. Niestety następne karmienia nie były juz takie piękne, całą noc spędziłam na kolejnych próbach prawidłowego przystawienia. Córeczka była bardzo niecierpliwa i szybko puszczała brodawkę po czym budziła wszystkich na oddziale. Jedna z położnych była już chyba bardzo zmęczona ciągłym zaglądaniem do nas więc proponowała mi podanie butelki – zgodziłam sie za którymś razem bo już sama byłam zmęczona tą sytuacją. Na szczęście moja córeczka była mądrzejsza od tej położnej i nie wypiła ani kropelki 🙂 piszę na szczęście ponieważ owa Pani nastraszyła mnie że dziecko wogóle nie ma odruchu ssania i bedzie głodna dopóki nie kupię specjalnej butelki (oczywiście miałam ze sobą malutką butelkę Lovi, ale nie zdradzałam się 😉 ). Wiedziałam swoje i nie dałam się poniesć emocjom nadal przystawiałam pierś. Przez pierwsze 24 godz spałam łącznie chyba 20 min. W następną nic sama poprosiłam o butelkę mleka bo ledwo dawałam radę trzymać małą na rękach. Tym razem córka wypiła 15 ml mleka mm i błogo zasnęła na 3 godziny, a ja w tym czasie płakałam nad swoją słabością. Hormony buzowały we mnie i nie mogłam sobie darować że dałam jej mieszankę. Bałam się że nie będzie chciała wziąć już mojej piersi, teraz już wiem że głupio myślałam. Obydwie odżyłyśmy troszkę i od tej chwili było juz o wiele lepiej. Teraz byłabym mądrzejsza ;). Po powrocie ze szpitala powolutku uczyłyśmy się nawzajem, aż w końcu zaskoczyło i karmimy się do dzisiaj, a Kalinka ma 1,5 miesiąca 🙂
    Wiem jedno – ważne jest nastawienie. Ja miałam dwie misje, urodzić sn i karmić piersią. Jestem dumna że tak sprawnie przebiega początek mojego macierzyństwa 🙂

  14. Kasia says:

    Od czasu kiedy zapragnęłam miłości do dziecka, wiedziałam że chcę karmić piersią. Niestety musiałam uzbroić się w cierpliwość zanim moja kruszynka pojawiła się na świecie. W 20 tygodniu ciąży z piersi zaczęła wypływać siara i w tym momencie poczułam się pewnie w tym temacie, wiedziałam że dam radę, bo organizm już zaczyna przygotowywać się do karmienia co bardzo mnie cieszyło 🙂 córeczka urodziła się w terminie i po ok godzinie od porodu położna pomogła mi przystawić prawidłowo dzieciątko do piersi. Malutka natychmiast zaczęła szukać cycusia i pierwszy nasz kontakt był cudowny, nigdy tego niezapomnę ❤. Niestety następne karmienia nie były juz takie piękne, całą noc spędziłam na kolejnych próbach prawidłowego przystawienia. Córeczka była bardzo niecierpliwa i szybko puszczała brodawkę po czym budziła wszystkich na oddziale. Jedna z położnych była już chyba bardzo zmęczona ciągłym zaglądaniem do nas więc proponowała mi podanie butelki – zgodziłam sie za którymś razem bo już sama byłam zmęczona tą sytuacją. Na szczęście moja córeczka była mądrzejsza od tej położnej i nie wypiła ani kropelki 🙂 piszę na szczęście ponieważ owa Pani nastraszyła mnie że dziecko wogóle nie ma odruchu ssania i bedzie głodna dopóki nie kupię specjalnej butelki (oczywiście miałam ze sobą malutką butelkę Lovi, ale nie zdradzałam się 😉 ). Wiedziałam swoje i nie dałam się poniesć emocjom nadal przystawiałam pierś. Przez pierwsze 24 godz spałam łącznie chyba 20 min. W następną nic sama poprosiłam o butelkę mleka bo ledwo dawałam radę trzymać małą na rękach. Tym razem córka wypiła 15 ml mleka mm i błogo zasnęła na 3 godziny, a ja w tym czasie płakałam nad swoją słabością. Hormony buzowały we mnie i nie mogłam sobie darować że dałam jej mieszankę. Bałam się że nie będzie chciała wziąć już mojej piersi, teraz już wiem że głupio myślałam. Obydwie odżyłyśmy troszkę i od tej chwili było juz o wiele lepiej. Teraz byłabym mądrzejsza ;). Po powrocie ze szpitala powolutku uczyłyśmy się nawzajem, aż w końcu zaskoczyło i karmimy się do dzisiaj, a Kalinka ma 1,5 miesiąca 🙂
    Wiem jedno – ważne jest nastawienie. Ja miałam dwie misje, urodzić sn i karmić piersią. Jestem dumna że tak sprawnie przebiega początek mojego macierzyństwa 🙂

  15. Anna M. says:

    Początki mojego macierzyństwa były bardzo ciężkie, przez pierwsze dwa tygodnie wyłam, bo nie wiedziałam co robić, wyłam, bo synek słodko spał, wyłam, bo panikowałam, wyłam…, bo nie wiem co chciałam… do tego wszystkiego tysiące „dobrych rad”, tak różnych od siebie, że tylko jeszcze bardziej mieszały w głowie (najlepszą było to, że powinnam wezwać pogotowie, bo dziecko zrobiło….kupę). Karmiłam piersią przez ponad 1,5 roku. Na samym początku byłam bliska tego, żeby się szybko poddać, miałam poranione sutki, zastoje w piersiach, kiedy dziecko zaczynało jeść, ja zaciskałam pięści z bólu, dwa razy dopadło mnie zapalenie piersi z gorączką prawie 40 stopni, ale przetrwałam. Kiedy minęły te wszystkie problemy, laktacja się unormowała, ja odetchnęłam z ulgą, pojawił się inny problem, moje dziecko nie chciało pić mleka z butelki. Nie mogłam nigdzie się ruszyć bez synka. Próbowałam różnych butelek, wydałam na nie majątek, nic nie pasowało. Mikołaj ma teraz 2,5 roku, a ja jestem w drugiej ciąży. Na przełomie lutego i marca urodzę drugiego chłopca. Tym razem nauczę dziecko pić z butelki zanim będzie za późno. Do tego potrzebne mi butelki Lovi. Już mam porządny laktator, od czasu do czasu maluszek wypije moje mleko z butelki i wszyscy będziemy szczęśliwi, ja bo choć czasem będę mogła wyjść z domu bez dzieci, a maluszek, bo będzie miał może choć trochę zrelaksowaną mamę.

  16. Anna M. says:

    Początki mojego macierzyństwa były bardzo ciężkie, przez pierwsze dwa tygodnie wyłam, bo nie wiedziałam co robić, wyłam, bo synek słodko spał, wyłam, bo panikowałam, wyłam…, bo nie wiem co chciałam… do tego wszystkiego tysiące „dobrych rad”, tak różnych od siebie, że tylko jeszcze bardziej mieszały w głowie (najlepszą było to, że powinnam wezwać pogotowie, bo dziecko zrobiło….kupę). Karmiłam piersią przez ponad 1,5 roku. Na samym początku byłam bliska tego, żeby się szybko poddać, miałam poranione sutki, zastoje w piersiach, kiedy dziecko zaczynało jeść, ja zaciskałam pięści z bólu, dwa razy dopadło mnie zapalenie piersi z gorączką prawie 40 stopni, ale przetrwałam. Kiedy minęły te wszystkie problemy, laktacja się unormowała, ja odetchnęłam z ulgą, pojawił się inny problem, moje dziecko nie chciało pić mleka z butelki. Nie mogłam nigdzie się ruszyć bez synka. Próbowałam różnych butelek, wydałam na nie majątek, nic nie pasowało. Mikołaj ma teraz 2,5 roku, a ja jestem w drugiej ciąży. Na przełomie lutego i marca urodzę drugiego chłopca. Tym razem nauczę dziecko pić z butelki zanim będzie za późno. Do tego potrzebne mi butelki Lovi. Już mam porządny laktator, od czasu do czasu maluszek wypije moje mleko z butelki i wszyscy będziemy szczęśliwi, ja bo choć czasem będę mogła wyjść z domu bez dzieci, a maluszek, bo będzie miał może choć trochę zrelaksowaną mamę.

  17. Patrycja Łuczak says:

    Oj moje początki wyglądały bardzo podobnie. Szybko się zniechęciłam do karmienia piersią, między innymi dlatego, że ból samych brodawek był niewyobrażalny, ssał i ssał.. niestety dość nieumiejętnie.. a potrzebę ssania miał ogromną, bo smoczek nie wchodził w grę, nie chciał i koniec.. odpuściłam.. Towarzyszył temu wszystkiemu jeszcze ból po cięciu cesarskim, kiedy to mój syn kręcił się i wyginał na wszystkie strony ażeby się najeść, a ja niczym gimastyczka razem z nim się gimnastykowałam przy tym, 12 godzin po operacji.. I jaki był tego skutek? A no taki, że moje dziecko finalnie dalej było niezadowolone i głodne. Płakał on, a ja razem z nim.. z bezsilności? ze smutku, że moje dziecko jest głodne i nic na to poradzić nie mogę? Na pewno.. Nie miałam wtedy przy sobie w szpitalu butelki, nie miałam laktatora- nikt mnie nie uświadomił, a ja jakoś sama na to nie wpadłam- w końcu miałam karmić piersią, poza tym Dorian jest moim pierwszym dzieckiem.. Pokarm był, ale co mi pozostało? Syn dostał mleko przygotowane przez położną- żadnych problemów brzuszkowych ono nie wywołało na szczęście. Po powrocie do domu karmienie piersią niestety w dalszym ciągu możliwe nie było, ponieważ dostałam grzybicy brodawek; zainwestowaliśmy więc w laktator i uratował nam on 'skórę’. Pokarm był, może nie jakaś ogromna ilość, ale starczało, by karmić synka mlekiem mamy i od czasu do czasu dokarmiać mleczkiem modyfikowanym. Przy następnym dzieciątku już będę wiedziała- i bez laktatora i butelek z domu się nie ruszę.
    PS. Dziecko moje zaczęło dopiero ssać smoczek jak zaczął jeść pokarmy stałe i mniej dostawał butle- dokładnie jak skończył 6 miesięcy.

  18. Patrycja Łuczak says:

    Oj moje początki wyglądały bardzo podobnie. Szybko się zniechęciłam do karmienia piersią, między innymi dlatego, że ból samych brodawek był niewyobrażalny, ssał i ssał.. niestety dość nieumiejętnie.. a potrzebę ssania miał ogromną, bo smoczek nie wchodził w grę, nie chciał i koniec.. odpuściłam.. Towarzyszył temu wszystkiemu jeszcze ból po cięciu cesarskim, kiedy to mój syn kręcił się i wyginał na wszystkie strony ażeby się najeść, a ja niczym gimastyczka razem z nim się gimnastykowałam przy tym, 12 godzin po operacji.. I jaki był tego skutek? A no taki, że moje dziecko finalnie dalej było niezadowolone i głodne. Płakał on, a ja razem z nim.. z bezsilności? ze smutku, że moje dziecko jest głodne i nic na to poradzić nie mogę? Na pewno.. Nie miałam wtedy przy sobie w szpitalu butelki, nie miałam laktatora- nikt mnie nie uświadomił, a ja jakoś sama na to nie wpadłam- w końcu miałam karmić piersią, poza tym Dorian jest moim pierwszym dzieckiem.. Pokarm był, ale co mi pozostało? Syn dostał mleko przygotowane przez położną- żadnych problemów brzuszkowych ono nie wywołało na szczęście. Po powrocie do domu karmienie piersią niestety w dalszym ciągu możliwe nie było, ponieważ dostałam grzybicy brodawek; zainwestowaliśmy więc w laktator i uratował nam on 'skórę’. Pokarm był, może nie jakaś ogromna ilość, ale starczało, by karmić synka mlekiem mamy i od czasu do czasu dokarmiać mleczkiem modyfikowanym. Przy następnym dzieciątku już będę wiedziała- i bez laktatora i butelek z domu się nie ruszę.
    PS. Dziecko moje zaczęło dopiero ssać smoczek jak zaczął jeść pokarmy stałe i mniej dostawał butle- dokładnie jak skończył 6 miesięcy.

  19. Iwona says:

    Witam,
    Początki macierzyństwa łatwe nie były, ale bardzo piękne. Moje koleżanki, które rodziły wcześniej ostrzegały, że karmienie mimo iż piękne, na początku bardzo boli. Stety niestety tak było. Ale muszę się pochwalić, że trafiłam na super położne, a to bardzo ważne.
    Po długim porodzie naturalnym, Malutka urodziła się po cięciu cesarskim ponieważ źle się ułożyła. Niecała godzinę po zabiegu malutką Karolinkę panie przyniosły do mnie i przystawiły do piersi i już było wiadomo, że z ssaniem nie będzie problemu. Na drugi dzień zaczęłam przystawiać ja regularnie, po 20 minut do każdej piersi… Ból był. Użyła troszkę bo miałam czystą lanolinę do pielęgnacji brodawek. Bez niej nie wyobrażam sobie, że mogłabym przetrwać ten na prawdę trudny początek. Zresztą stosuję ją do teraz. Malutka jadła, ale wciąż z była głodna… Pokarmu było za mało. Pomimo wszelkich starań była dokarmiana sztucznie, ale ja się nie podawałam. Najważniejsza rada od położnych – najpierw pierś później butla, tak żeby dziecko nie przyzwyczaiło się, że butlę dostaje bez wysiłku. W domu trzymaliśmy się tej zasady. Po wizycie położnej środowiskowej, zaczęliśmy zwracać uwagę na jeszcze jedno, Malutka oprócz ssania ma jeszcze przełykać niby banał, ale nie tak oczywiste dla młodej przerażonej mamy.
    Tu zaczął się etap numer dwa, dziecko po 10 minut z każdej piersi, jak mało to dokarmiać, ale już nie tylko sztucznym, ale i tym co odciągnęłam po poprzednim karmieniu. System na pobudzenie laktacji, na przemian z każdej piersi po 7, 5, 3 minuty. Oznaczało to, że bardzo dużo czasu zajmowało mi każdego dnia karmienie i staranie się o pokarm. Ale było warto, nie żałuję każdej nieprzespanej godziny z tego okresu. Po ok dwóch tygodniach pokarmu było tyle, że laktator poszedł w odstąpię, butelki też (teraz przydają się na wyjścia i do herbatki, ale jeszcze do nich wrócimy na dłużej;)).
    Co do skoczków, butelek i laktatora. Polecam mieć mały zestaw na początek. Na pewno się przyda, jeśli nie w szpitalu to po. My w szpitalu korzystałyśmy z gotowych buteleczek, i z podpowiedzi położnej, jak zastąpić dziecku smoczek w pierwszych dwóch tygodniach. Zamiast smoczka był w użyciu mój lub taty mały palec, opuszkiem skierowany do podniebienia. Jednak skoczek to przydatna rzecz, jak się ma takiego „ssaka” jak Malutka.
    I jeszcze jedno, laktator elektryczny to jedne z najlepiej zainwestowanych pieniędzy jeśli chodzi o wyprawkę, na prawdę warto!!!
    Aha, a nakładki na brodawki tak chwalone… Mnie w ogóle nie spasowały. moja przygoda z nimi skończyła się na jednym użyciu i małym krwiaku. Bolało gorzej niż przy przystawieniu dziecka bez.
    Powodzenia dla przyszłych mam, nie dajcie się, warto.

  20. Iwona says:

    Witam,
    Początki macierzyństwa łatwe nie były, ale bardzo piękne. Moje koleżanki, które rodziły wcześniej ostrzegały, że karmienie mimo iż piękne, na początku bardzo boli. Stety niestety tak było. Ale muszę się pochwalić, że trafiłam na super położne, a to bardzo ważne.
    Po długim porodzie naturalnym, Malutka urodziła się po cięciu cesarskim ponieważ źle się ułożyła. Niecała godzinę po zabiegu malutką Karolinkę panie przyniosły do mnie i przystawiły do piersi i już było wiadomo, że z ssaniem nie będzie problemu. Na drugi dzień zaczęłam przystawiać ja regularnie, po 20 minut do każdej piersi… Ból był. Użyła troszkę bo miałam czystą lanolinę do pielęgnacji brodawek. Bez niej nie wyobrażam sobie, że mogłabym przetrwać ten na prawdę trudny początek. Zresztą stosuję ją do teraz. Malutka jadła, ale wciąż z była głodna… Pokarmu było za mało. Pomimo wszelkich starań była dokarmiana sztucznie, ale ja się nie podawałam. Najważniejsza rada od położnych – najpierw pierś później butla, tak żeby dziecko nie przyzwyczaiło się, że butlę dostaje bez wysiłku. W domu trzymaliśmy się tej zasady. Po wizycie położnej środowiskowej, zaczęliśmy zwracać uwagę na jeszcze jedno, Malutka oprócz ssania ma jeszcze przełykać niby banał, ale nie tak oczywiste dla młodej przerażonej mamy.
    Tu zaczął się etap numer dwa, dziecko po 10 minut z każdej piersi, jak mało to dokarmiać, ale już nie tylko sztucznym, ale i tym co odciągnęłam po poprzednim karmieniu. System na pobudzenie laktacji, na przemian z każdej piersi po 7, 5, 3 minuty. Oznaczało to, że bardzo dużo czasu zajmowało mi każdego dnia karmienie i staranie się o pokarm. Ale było warto, nie żałuję każdej nieprzespanej godziny z tego okresu. Po ok dwóch tygodniach pokarmu było tyle, że laktator poszedł w odstąpię, butelki też (teraz przydają się na wyjścia i do herbatki, ale jeszcze do nich wrócimy na dłużej;)).
    Co do skoczków, butelek i laktatora. Polecam mieć mały zestaw na początek. Na pewno się przyda, jeśli nie w szpitalu to po. My w szpitalu korzystałyśmy z gotowych buteleczek, i z podpowiedzi położnej, jak zastąpić dziecku smoczek w pierwszych dwóch tygodniach. Zamiast smoczka był w użyciu mój lub taty mały palec, opuszkiem skierowany do podniebienia. Jednak skoczek to przydatna rzecz, jak się ma takiego „ssaka” jak Malutka.
    I jeszcze jedno, laktator elektryczny to jedne z najlepiej zainwestowanych pieniędzy jeśli chodzi o wyprawkę, na prawdę warto!!!
    Aha, a nakładki na brodawki tak chwalone… Mnie w ogóle nie spasowały. moja przygoda z nimi skończyła się na jednym użyciu i małym krwiaku. Bolało gorzej niż przy przystawieniu dziecka bez.
    Powodzenia dla przyszłych mam, nie dajcie się, warto.

  21. Tatuś Marcin says:

    Witam, nie jestem mamusią, więc nie mam bezpośredniego doświadczenia, ale…. jestem tatusiem i mogę powiedzieć jak to wyglądało z mojej strony! :)) Nasze szczęście urodziło się 2 miesiące temu i pamiętam jak moja żona wspominała, że boi się tego, że nie będzie umiała karmić maleństwa, że nie będzie umiała dobrze ułożyć go na rękach czy przystawić do piersi. Początki nie były łatwe, bo nasz synek miał trudności z jedzeniem. Żona narzekała, że bolą ją piersi, obwiniała siebie, że nie potrafi go karmić. Jak przeczytałem ten post to też pomyślałem „dlaczego nikt nie powiedział nam o laktatorze i butelce?!”. Zawsze wszyscy mówili, że najlepiej karmić piersią, że butelka to w późniejszym czasie, bo to nie jest naturalne i zdrowe dla dziecka…. Ale teraz razem z żoną wiemy, że są takie ułatwienia w postaci butelek nie zaburzających odruchu ssania jak butelki z LOVI! Na pewno żona ucieszyłaby się z takiej niespodzianki-wygranej! A dla mnie to też jest przyjemność, gdy mogę trochę odciążyć swoją ukochaną, która może sobie chwilę odpocząć, zrelaksować się, a ja w tym czasie mogę usiąść w fotelu, przytulić synka i karmić go MLEKIEM MAMY- właśnie! MLEKIEM MAMY, a nie jakąś chemią, więc dlaczego nie korzystać z tej przyjemności skoro są teraz takie udogodnienia. Pozdrawiam wszystkie Panie! :))

  22. Tatuś Marcin says:

    Witam, nie jestem mamusią, więc nie mam bezpośredniego doświadczenia, ale…. jestem tatusiem i mogę powiedzieć jak to wyglądało z mojej strony! :)) Nasze szczęście urodziło się 2 miesiące temu i pamiętam jak moja żona wspominała, że boi się tego, że nie będzie umiała karmić maleństwa, że nie będzie umiała dobrze ułożyć go na rękach czy przystawić do piersi. Początki nie były łatwe, bo nasz synek miał trudności z jedzeniem. Żona narzekała, że bolą ją piersi, obwiniała siebie, że nie potrafi go karmić. Jak przeczytałem ten post to też pomyślałem „dlaczego nikt nie powiedział nam o laktatorze i butelce?!”. Zawsze wszyscy mówili, że najlepiej karmić piersią, że butelka to w późniejszym czasie, bo to nie jest naturalne i zdrowe dla dziecka…. Ale teraz razem z żoną wiemy, że są takie ułatwienia w postaci butelek nie zaburzających odruchu ssania jak butelki z LOVI! Na pewno żona ucieszyłaby się z takiej niespodzianki-wygranej! A dla mnie to też jest przyjemność, gdy mogę trochę odciążyć swoją ukochaną, która może sobie chwilę odpocząć, zrelaksować się, a ja w tym czasie mogę usiąść w fotelu, przytulić synka i karmić go MLEKIEM MAMY- właśnie! MLEKIEM MAMY, a nie jakąś chemią, więc dlaczego nie korzystać z tej przyjemności skoro są teraz takie udogodnienia. Pozdrawiam wszystkie Panie! :))

  23. Karolina says:

    Jestem w szóstym miesiącu ciąży, więc na razie jeszcze nie wiem co to będzie. Karmienie mnie martwi od samego początku czytam wszystko co tylko jest o karmieniu i staram się nie stresować. Jednak rodzinka wcale nie pomaga… Ciocie straszą, że bardzo boli, ale że trzeba. Kuzynka nie wyobraża sobie zostawić dziecka na dłużej niż dwie godziny bo może będzie głodny. Ja bym chciała do tego podejść tak, że jak się uda to super męża nastawiam, że ma mnie wspierać i że na pewno się uda, żeby ktoś na pewno był po mojej stronie choćby nie wiadomo co, ale jak nie to ja mam być szczęśliwa i dziecko a nie wszystkie ciocie, babcie i kuzynki. I bardzo chciałabym móc wyjść z domu, żeby kontynuować studia rozłożony rok na dwa lata tylko kilka godzin w tygodniu, ale zawsze, a żeby można było wyjść to trzeba mieć chociaż minimum niezależności. Wpis jest super ja na liście wyprawkowej już dawno mam butelki i smoczki, ale dobrze, że ktoś jeszcze myśli, że nie trzeba się torturować 🙂

  24. Karolina says:

    Jestem w szóstym miesiącu ciąży, więc na razie jeszcze nie wiem co to będzie. Karmienie mnie martwi od samego początku czytam wszystko co tylko jest o karmieniu i staram się nie stresować. Jednak rodzinka wcale nie pomaga… Ciocie straszą, że bardzo boli, ale że trzeba. Kuzynka nie wyobraża sobie zostawić dziecka na dłużej niż dwie godziny bo może będzie głodny. Ja bym chciała do tego podejść tak, że jak się uda to super męża nastawiam, że ma mnie wspierać i że na pewno się uda, żeby ktoś na pewno był po mojej stronie choćby nie wiadomo co, ale jak nie to ja mam być szczęśliwa i dziecko a nie wszystkie ciocie, babcie i kuzynki. I bardzo chciałabym móc wyjść z domu, żeby kontynuować studia rozłożony rok na dwa lata tylko kilka godzin w tygodniu, ale zawsze, a żeby można było wyjść to trzeba mieć chociaż minimum niezależności. Wpis jest super ja na liście wyprawkowej już dawno mam butelki i smoczki, ale dobrze, że ktoś jeszcze myśli, że nie trzeba się torturować 🙂

  25. Daria says:

    Witam. Jestem w 35 tygodniu ciąży, jakis czas temu dowiedzialam sie ze moje maleństwo ułożyło się posladkowo co jest wskazaniam do cesarskiego cięcia. Termin porodu przesunął sie dwa tygodnie do przodu czyli juz za moment moja kruszynka bedzie ze mną. Najbardziej czego sie boje to niemożność karmienia piersią po cc. Rozgladam sie w tej chwili za laktatorem LOVI, a buteleczki do wygrania w konkursie bardzoo by mi sie przydały. Będąc tak zaopatrzona mój lęk moze minie i w pełni bede mogla cieszyć sie macierzyństwem.

  26. Daria says:

    Witam. Jestem w 35 tygodniu ciąży, jakis czas temu dowiedzialam sie ze moje maleństwo ułożyło się posladkowo co jest wskazaniam do cesarskiego cięcia. Termin porodu przesunął sie dwa tygodnie do przodu czyli juz za moment moja kruszynka bedzie ze mną. Najbardziej czego sie boje to niemożność karmienia piersią po cc. Rozgladam sie w tej chwili za laktatorem LOVI, a buteleczki do wygrania w konkursie bardzoo by mi sie przydały. Będąc tak zaopatrzona mój lęk moze minie i w pełni bede mogla cieszyć sie macierzyństwem.

  27. PatiPati says:

    Początki mojego macierzyństwa, które zaczęło się dokładnie 5 miesięcy temu nie należało do najłatwiejszych. Kiedy po trudnym dla mnie porodzie powitałam na świecie moją najcudowniejszą córeczkę, w sekundę zapomniałam o tym, jak było ciężko, jak bolało. Nigdy nie zapomnę tej chwili kiedy położono mi ją na brzuchu, tej chwili gdy razem z mężem nie mogliśmy się na nią napatrzeć. Nigdy nie zapomnę tego wyjątkowego zapachu mojej córeczki, który utrzymywał się przez kilkanaście dni. Z karmieniem na początku nie było najlepiej, bo pokarm się po prostu nie pojawił. I tutaj ukłon należy się personelowi Porodówki, a następnie Oddziału Poporodowego. Najpierw zapytali męża, czy chcemy, aby dziecko było nakarmione mlekiem modyfikowanym czy mlekiem z banku mleka. Mąż wybrał opcję drugą i za to mu dziękuję, bo podjął według mnie słuszną decyzję. Córka była w ten sposób karmiona przez 3 dni, bo tyle czasu zajęło mi „pracowanie” nad pokarmem. Myślę, że ten pokarm pojawił się tak szybko dzięki radom personelu. Przede wszystkim zachęcały mnie do najczęstszego przystawiania córki do piersi, po drugie zachęcały do pobudzania laktacji laktatorem. Dodam, że do dyspozycji był także laktator Oddziałowy (wystarczyło dokupić sobie końcówki). Ponadto, u mnie problemem był też fakt, że jedną brodawkę mam wciągniętą. Położne radziły kupić nakładki silikonowe, twierdząc, że dzięki temu córka złapie brodawkę. Miały rację! 🙂 Nakładkę nakładałam tylko na pierś,, w której brodawka była wciągnięta. Jak wspomniałam po 3 dniach córeczka zaczęła jeść tylko moje mleczko. Ale problemy się nie skończyły. Córka miała bardzo silny odruch ssania, więc chciała by przy piersi cały czas. Smoczek nie wchodził w grę. Jak wróciłyśmy do domu to na wstępie pogryzła mi obie brodawki do krwi. Bolało. Ale ja nadal walczyłam 🙂 Brodawki posmarowałam maścią i po paru godzinach po ranach prawie nie było śladu! Ufff! Przez pierwsze 3 tygodnie swojego życia córka wisiała na mnie praktycznie non stop. Byłam wyczerpana, niewyspana, ale przy tym wszystkim miałam niesamowicie dużo pokładu cierpliwości! Matko, skąd?! Z miłości…Po 3 tygodniach zrezygnowałam z nakładki silikonowej na brodawkę. Córka wspaniale wypracowała mi brodawkę 🙂 To była duża radość! PO ok. miesiącu laktacja zaczęła się normować. Nawały miałam już praktycznie za sobą. Dzisiaj, kiedy córeczka ma 5 miesięcy, uważam, że karmienie piersią to dla nas obu najpiękniejszy czas. Czas, który nas zbliża, który tworzy między nami niesamowicie silną wieź. Dla mojej córki pierś jest bardzo ważnym elementem rozwoju. Dzięki karmieniu mamy kilka razy w ciągu doby czas tylko dla siebie, przytulaski, ciepełko ciał. Wiem, że warto o to walczyć! Ja na swojej drodze spotkałam wspaniały personel szpitala, który pomógł mi w ten sposób, że zachęcał do korzystania zarówno z laktatora jak i silikonowych nakładek. Zarówno dzięki temu jak i mojemu uporowi karmię swoją córeczkę już 5 miesięcy i chcę karmić jeszcze długo, długo. Cieszę się też, że szpital w którym rodziłam stworzył Bank Mleka Kobiecego. Wiele maluszków z niego skorzystało. Na koniec dodam, że karmienie piersią zawdzięczam także mężowi, bo bardzo mnie wspierał w całym procesie walki o mleko i był dla mnie oparciem w chwilach kiedy chodziłam już na rzęsach. To ważne, aby mieć obok siebie kogoś bliskiego, na kim zawsze można polegać. Przyszłe mamy- o laktację walczcie do końca! Z doświadczenia Wam powiem, że warto! 🙂

  28. PatiPati says:

    Początki mojego macierzyństwa, które zaczęło się dokładnie 5 miesięcy temu nie należało do najłatwiejszych. Kiedy po trudnym dla mnie porodzie powitałam na świecie moją najcudowniejszą córeczkę, w sekundę zapomniałam o tym, jak było ciężko, jak bolało. Nigdy nie zapomnę tej chwili kiedy położono mi ją na brzuchu, tej chwili gdy razem z mężem nie mogliśmy się na nią napatrzeć. Nigdy nie zapomnę tego wyjątkowego zapachu mojej córeczki, który utrzymywał się przez kilkanaście dni. Z karmieniem na początku nie było najlepiej, bo pokarm się po prostu nie pojawił. I tutaj ukłon należy się personelowi Porodówki, a następnie Oddziału Poporodowego. Najpierw zapytali męża, czy chcemy, aby dziecko było nakarmione mlekiem modyfikowanym czy mlekiem z banku mleka. Mąż wybrał opcję drugą i za to mu dziękuję, bo podjął według mnie słuszną decyzję. Córka była w ten sposób karmiona przez 3 dni, bo tyle czasu zajęło mi „pracowanie” nad pokarmem. Myślę, że ten pokarm pojawił się tak szybko dzięki radom personelu. Przede wszystkim zachęcały mnie do najczęstszego przystawiania córki do piersi, po drugie zachęcały do pobudzania laktacji laktatorem. Dodam, że do dyspozycji był także laktator Oddziałowy (wystarczyło dokupić sobie końcówki). Ponadto, u mnie problemem był też fakt, że jedną brodawkę mam wciągniętą. Położne radziły kupić nakładki silikonowe, twierdząc, że dzięki temu córka złapie brodawkę. Miały rację! 🙂 Nakładkę nakładałam tylko na pierś,, w której brodawka była wciągnięta. Jak wspomniałam po 3 dniach córeczka zaczęła jeść tylko moje mleczko. Ale problemy się nie skończyły. Córka miała bardzo silny odruch ssania, więc chciała by przy piersi cały czas. Smoczek nie wchodził w grę. Jak wróciłyśmy do domu to na wstępie pogryzła mi obie brodawki do krwi. Bolało. Ale ja nadal walczyłam 🙂 Brodawki posmarowałam maścią i po paru godzinach po ranach prawie nie było śladu! Ufff! Przez pierwsze 3 tygodnie swojego życia córka wisiała na mnie praktycznie non stop. Byłam wyczerpana, niewyspana, ale przy tym wszystkim miałam niesamowicie dużo pokładu cierpliwości! Matko, skąd?! Z miłości…Po 3 tygodniach zrezygnowałam z nakładki silikonowej na brodawkę. Córka wspaniale wypracowała mi brodawkę 🙂 To była duża radość! PO ok. miesiącu laktacja zaczęła się normować. Nawały miałam już praktycznie za sobą. Dzisiaj, kiedy córeczka ma 5 miesięcy, uważam, że karmienie piersią to dla nas obu najpiękniejszy czas. Czas, który nas zbliża, który tworzy między nami niesamowicie silną wieź. Dla mojej córki pierś jest bardzo ważnym elementem rozwoju. Dzięki karmieniu mamy kilka razy w ciągu doby czas tylko dla siebie, przytulaski, ciepełko ciał. Wiem, że warto o to walczyć! Ja na swojej drodze spotkałam wspaniały personel szpitala, który pomógł mi w ten sposób, że zachęcał do korzystania zarówno z laktatora jak i silikonowych nakładek. Zarówno dzięki temu jak i mojemu uporowi karmię swoją córeczkę już 5 miesięcy i chcę karmić jeszcze długo, długo. Cieszę się też, że szpital w którym rodziłam stworzył Bank Mleka Kobiecego. Wiele maluszków z niego skorzystało. Na koniec dodam, że karmienie piersią zawdzięczam także mężowi, bo bardzo mnie wspierał w całym procesie walki o mleko i był dla mnie oparciem w chwilach kiedy chodziłam już na rzęsach. To ważne, aby mieć obok siebie kogoś bliskiego, na kim zawsze można polegać. Przyszłe mamy- o laktację walczcie do końca! Z doświadczenia Wam powiem, że warto! 🙂

  29. Dorota I says:

    Moje początki macierzyństwa i karmienia piersią? Koszmar… Ale zacznijmy może od początku. Długo staraliśmy się o dziecko, przeszłam jedno poronienie, później problemy z zajściem w ciążę, więc można powiedzieć, że do tematu macierzyństwa podeszłam świadomie. Schudłam, zdrowo się odżywiałam, uprawiałam sport, wyregulowałam poziom hormonów w organizmie… Do tego dużo czytałam o ciąży, karmieniu i macierzyństwie, chodziłam na różne warsztaty – można powiedzieć – byłam przygotowana na wszystko. Byłam. W teorii. W praktyce wyszło zupełnie inaczej. Zamiast wymarzonego porodu naturalnego – w asyście męża i miłej pani położnej – po 6 godzinach z silnymi skurczami – bez żadnego znieczulenia – usłyszałam zanikające tętno dziecka, owiniętego pępowiną, opitego zielonymi wodami płodowymi. Moje błagania, żeby ratować dziecko i zimne podejście lekarza – robimy cięcie. wiadomo – w takiej sytuacji człowiek myśli tylko o tym, żeby z maleństwem było wszystko w porządku…
    Synek urodził się zdrowy – dostał 10 punktów, więc nic tylko się cieszyć. Jednak to, że przez znieczulenie ogólne nie usłyszałam jego pierwszego krzyku, nie mogłam go od razu przytulić gdzieś tam jeszcze budzi żal… Waga – ponad 4600, długość – 61 cm. Obolałej, osłabionej ciężko mi było na początku go podnosić, stabilnie trzymać – co również budziło mój żal. Przystawianie do piersi – masakra. Synek słabo ssał, wił się, prężył, ciężko mu było chwycić pierś. Zero chęci pomocy ze strony położnych. Synka łzy, moje łzy. Z bezsilności, bólu, żalu… Dopiero po nałożeniu kapturków zaczął jako tako ssać. I myśl – w domu będzie lepiej…
    Wróciliśmy do domu. OK. Fajnie. Wszystko nadal boli, trzeba wziąć się w garść i nauczyć się obsługi dziecka. Nauczyć się żyć we troje. Proste, prawda? A jednak nie. Karmienia – nadal jedna wielka masakra. Chwila ssania, sen, ssania, sen. W efekcie zamiast przyrostu masy mamy utratę wagi i podejrzenie nietolerancji laktozy. Nie tak to sobie wyobrażałam. Zamiast czuć cudowną bliskość przy karmieniu – radość, tą cudowną więź… Płacz małego, zanoszenie się, nerwy… I ostatecznie sen – i tak w kółko. Cały dzień i noc… Żeby nie męczyć dziecka, siebie i sąsiadów (głos synka, a raczej jego płacz jest jak ryczenie lwa!) – decyzja – skoro mam pokarm, będę ściągać laktatorem i dawać butlę. Po miesiącu walki, ściągania co 3 godziny, trzymania się ścian w nocy, żeby jakoś dojść do lodówki po mleko, zasypiania nad laktatorem – sukces – waga zaczęła rosnąć… Sama laktacja to też loteryjka. Mimo starań, pobudzania laktacji na wszelkie możliwe sposoby – raz pokarmu starczało na wszystkie karmienia, innym razem trzeba było dokarmiać sztucznym mlekiem…
    Moje początki macierzyństwa i karmienia – niby dojrzałego i świadomego były trudne. Chciałam rodzić naturalnie – nie wyszło. Chciałam karmić piersią – nie do końca się udało. Ale te wszystkie trudności są niczym wobec obserwowania jak się zmienia i rozwija dziecko. Jak uśmiech i mały krok do przodu dodaje sił. Te wszystkie przeżycia uświadomiły mi, ze dla dziecka człowiek jest w stanie zrobić wszystko. I że już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Będzie tylko lepiej… Mimo zmęczenia, wątpliwości i problemów.

  30. Dorota I says:

    Moje początki macierzyństwa i karmienia piersią? Koszmar… Ale zacznijmy może od początku. Długo staraliśmy się o dziecko, przeszłam jedno poronienie, później problemy z zajściem w ciążę, więc można powiedzieć, że do tematu macierzyństwa podeszłam świadomie. Schudłam, zdrowo się odżywiałam, uprawiałam sport, wyregulowałam poziom hormonów w organizmie… Do tego dużo czytałam o ciąży, karmieniu i macierzyństwie, chodziłam na różne warsztaty – można powiedzieć – byłam przygotowana na wszystko. Byłam. W teorii. W praktyce wyszło zupełnie inaczej. Zamiast wymarzonego porodu naturalnego – w asyście męża i miłej pani położnej – po 6 godzinach z silnymi skurczami – bez żadnego znieczulenia – usłyszałam zanikające tętno dziecka, owiniętego pępowiną, opitego zielonymi wodami płodowymi. Moje błagania, żeby ratować dziecko i zimne podejście lekarza – robimy cięcie. wiadomo – w takiej sytuacji człowiek myśli tylko o tym, żeby z maleństwem było wszystko w porządku…
    Synek urodził się zdrowy – dostał 10 punktów, więc nic tylko się cieszyć. Jednak to, że przez znieczulenie ogólne nie usłyszałam jego pierwszego krzyku, nie mogłam go od razu przytulić gdzieś tam jeszcze budzi żal… Waga – ponad 4600, długość – 61 cm. Obolałej, osłabionej ciężko mi było na początku go podnosić, stabilnie trzymać – co również budziło mój żal. Przystawianie do piersi – masakra. Synek słabo ssał, wił się, prężył, ciężko mu było chwycić pierś. Zero chęci pomocy ze strony położnych. Synka łzy, moje łzy. Z bezsilności, bólu, żalu… Dopiero po nałożeniu kapturków zaczął jako tako ssać. I myśl – w domu będzie lepiej…
    Wróciliśmy do domu. OK. Fajnie. Wszystko nadal boli, trzeba wziąć się w garść i nauczyć się obsługi dziecka. Nauczyć się żyć we troje. Proste, prawda? A jednak nie. Karmienia – nadal jedna wielka masakra. Chwila ssania, sen, ssania, sen. W efekcie zamiast przyrostu masy mamy utratę wagi i podejrzenie nietolerancji laktozy. Nie tak to sobie wyobrażałam. Zamiast czuć cudowną bliskość przy karmieniu – radość, tą cudowną więź… Płacz małego, zanoszenie się, nerwy… I ostatecznie sen – i tak w kółko. Cały dzień i noc… Żeby nie męczyć dziecka, siebie i sąsiadów (głos synka, a raczej jego płacz jest jak ryczenie lwa!) – decyzja – skoro mam pokarm, będę ściągać laktatorem i dawać butlę. Po miesiącu walki, ściągania co 3 godziny, trzymania się ścian w nocy, żeby jakoś dojść do lodówki po mleko, zasypiania nad laktatorem – sukces – waga zaczęła rosnąć… Sama laktacja to też loteryjka. Mimo starań, pobudzania laktacji na wszelkie możliwe sposoby – raz pokarmu starczało na wszystkie karmienia, innym razem trzeba było dokarmiać sztucznym mlekiem…
    Moje początki macierzyństwa i karmienia – niby dojrzałego i świadomego były trudne. Chciałam rodzić naturalnie – nie wyszło. Chciałam karmić piersią – nie do końca się udało. Ale te wszystkie trudności są niczym wobec obserwowania jak się zmienia i rozwija dziecko. Jak uśmiech i mały krok do przodu dodaje sił. Te wszystkie przeżycia uświadomiły mi, ze dla dziecka człowiek jest w stanie zrobić wszystko. I że już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Będzie tylko lepiej… Mimo zmęczenia, wątpliwości i problemów.

  31. Justyna Wojtycza says:

    Będąc jeszcze w ciąży ostro przygotowałam się do karmienia piersią –
    przeczytałam ogrom poradników, wzdłuż i wrzesz blog Hafija.pl – taka ma
    natura, iż ze wszystkich sił chciałam choć teoretycznie być
    przygotowana. Wiedziałam, że chce karmić naturalnie – bo karmieni w moim
    mniemaniu to moc magiczna, niewyobrażalna stworzona z ogromnej miłości
    do dziecka, sprawiającą, że ona rośnie jak piękny kwiat tego świata. Moc Matki
    Natury zsyłająca drogocenne krople deszczu na spragnioną wody
    ziemię, ja daje memu dziecku mleko dam mu to co najlepsze. Dla mnie
    karmienie piersią to następny etap dawania życia i czegoś więcej a mianowicie –
    tego czegoś czego niczym nie da się zastąpić, stworzyć, wygenerować –
    ogromnej dawki jakim jest miłość wyssana wraz z moim mlekiem Pierwsze
    chwile naszego karmienia były bajką – i to taką szczęśliwą – dziecię
    ładnie jadło, ja ku bądź co bądź mojemu zdziwieniu miałam pokarm. Ja jako troszkę pesymistycznie podchodzącą do swoich działań – ogromnie byłam szczęśliwa, że córcia je, powoli przybierała na wadzę. Oczywiście były momenty mojego zmęczenia, poranionych brodawek – ale w głowie myśl karminy się 🙂 jestem w stanie wykarmić mojej dziecię – przysłaniała mi wszystkie te gorsze momenty związane z karmieniem.
    Wprawdzie dziecię mocno ulewało, ale konsultacje z lekarzami były takie,
    iż kiedyś z tego wyrośnie. Ta sielanka jednakże skończyła się bardzo
    szybko dokładnie 28 dniach od narodzin mojej Kruszynki – powód moje
    Dziecię podczas karmienia zachłysnęło się pokarmem – najgorszy moment
    mojego życia bezdech, reanimacja, na szczęście Mąż wiedział jak
    postępować i udało się iż Moja Córcia zaczęła oddychać z trudem ale oddech wrócił –
    szpital, SOR, wenflony, kroplówki, tlen, rentgen płuc – w płucach jest płyn – mój
    pokarm – diagnoza zachłystowe zapalanie płuc – 1 miesiąc spędziłyśmy na
    oddziale lecząc się z zapalenia – Mała dzielnie to znosiła, ja gorzej walczyłam o każdą krople mleka. Ktoś spyta dlaczego nie przystawiłam ponownie Maleńkiej – mój strach – moment,
    w którym Córcia się zachłysnęła doskonale pamiętam i bardzo bałam się, że
    sytuacja się powtórzy. Nie umiałabym sobie wybaczyć, jakby coś się stało mojej
    Kruszynce. Te 28 dni karmienia naturalnego mojej Księżniczki to dla mnie bardzo ważne chwile, których wspomnienie przechowuje głęboko w pamięci i w sercu. Przeszłam całkowicie na karmienie mlekiem ściągniętym laktatorem, tak dniem za dniem 🙂 dla córci – nie nie oczekuje gromkich braw od innych mam – bo wyznam szczerze takie stwierdzenie usłyszałam od niejednej mamy – chciałam tego dla dobra dzieciny.

  32. Justyna Wojtycza says:

    Będąc jeszcze w ciąży ostro przygotowałam się do karmienia piersią –
    przeczytałam ogrom poradników, wzdłuż i wrzesz blog Hafija.pl – taka ma
    natura, iż ze wszystkich sił chciałam choć teoretycznie być
    przygotowana. Wiedziałam, że chce karmić naturalnie – bo karmieni w moim
    mniemaniu to moc magiczna, niewyobrażalna stworzona z ogromnej miłości
    do dziecka, sprawiającą, że ona rośnie jak piękny kwiat tego świata. Moc Matki
    Natury zsyłająca drogocenne krople deszczu na spragnioną wody
    ziemię, ja daje memu dziecku mleko dam mu to co najlepsze. Dla mnie
    karmienie piersią to następny etap dawania życia i czegoś więcej a mianowicie –
    tego czegoś czego niczym nie da się zastąpić, stworzyć, wygenerować –
    ogromnej dawki jakim jest miłość wyssana wraz z moim mlekiem Pierwsze
    chwile naszego karmienia były bajką – i to taką szczęśliwą – dziecię
    ładnie jadło, ja ku bądź co bądź mojemu zdziwieniu miałam pokarm. Ja jako troszkę pesymistycznie podchodzącą do swoich działań – ogromnie byłam szczęśliwa, że córcia je, powoli przybierała na wadzę. Oczywiście były momenty mojego zmęczenia, poranionych brodawek – ale w głowie myśl karminy się 🙂 jestem w stanie wykarmić mojej dziecię – przysłaniała mi wszystkie te gorsze momenty związane z karmieniem.
    Wprawdzie dziecię mocno ulewało, ale konsultacje z lekarzami były takie,
    iż kiedyś z tego wyrośnie. Ta sielanka jednakże skończyła się bardzo
    szybko dokładnie 28 dniach od narodzin mojej Kruszynki – powód moje
    Dziecię podczas karmienia zachłysnęło się pokarmem – najgorszy moment
    mojego życia bezdech, reanimacja, na szczęście Mąż wiedział jak
    postępować i udało się iż Moja Córcia zaczęła oddychać z trudem ale oddech wrócił –
    szpital, SOR, wenflony, kroplówki, tlen, rentgen płuc – w płucach jest płyn – mój
    pokarm – diagnoza zachłystowe zapalanie płuc – 1 miesiąc spędziłyśmy na
    oddziale lecząc się z zapalenia – Mała dzielnie to znosiła, ja gorzej walczyłam o każdą krople mleka. Ktoś spyta dlaczego nie przystawiłam ponownie Maleńkiej – mój strach – moment,
    w którym Córcia się zachłysnęła doskonale pamiętam i bardzo bałam się, że
    sytuacja się powtórzy. Nie umiałabym sobie wybaczyć, jakby coś się stało mojej
    Kruszynce. Te 28 dni karmienia naturalnego mojej Księżniczki to dla mnie bardzo ważne chwile, których wspomnienie przechowuje głęboko w pamięci i w sercu. Przeszłam całkowicie na karmienie mlekiem ściągniętym laktatorem, tak dniem za dniem 🙂 dla córci – nie nie oczekuje gromkich braw od innych mam – bo wyznam szczerze takie stwierdzenie usłyszałam od niejednej mamy – chciałam tego dla dobra dzieciny.

  33. Beata Michalak says:

    Jestem mamą tygodniowej Zuzi. Urodziła się nie za duża bo ważyła zaledwie 2620 g. Taka mała kruszynka. Od samego początku, jeszcze w czasie ciąży, nie mogłam się doczekać chwili, kiedy będę mogła wziąć w ramiona moje małe szczęście i móc nakarmić je piersią. Z tym właśnie kojarzyło mi się głównie macierzyństwo. Początki macierzyństwa nie były łatwe. Ze względu na zaburzenia tętna Zuzia przyszła na świat przez CC. Zaraz po urodzeniu, kiedy po pierwszych badaniach przynieśli mi ją do łóżka nie mogłam się nadziwić, jak jest maleńka. Od razu położyłam ją na mojej klatce, by uspokoiła się, poczuła moje ciepło i tym samym chciała zacząć jeść z piersi. Zuzia próbowała chwytać pierś, ale brodawka była dość spora przez co niezbyt dobrze umiała sobie z nią poradzić. Próbowałam, walczyłam, nie poddawałam się, przystawiałam ją inaczej. Nikt nie pokazywał mi jak, próbowałam wierząc swojej intuicji. Niestety pomimo udanych prób obejmowania brodawki i ssaniu pokarmu nie było go zbyt wiele bo Zuzia traciła na wadze. Straciła 10% wagi urodzeniowej w ciągu 2 dni i niestety waga nadal malała. W 3 dobie ważyła jeszcze mniej. Z tego powodu nie było mowy o wcześniejszym wyjściu do domu. Lekarz powiedział, że jej waga za bardzo spadła a ja zaczęłam płakać z bezsilności, bo tak bardzo chciałam uniknąć sztucznego pokarmu o którym sama położna mówiła „paskudztwo”. Doradziła mi, żeby spróbować z laktatorem i odciągając pokarm do butelki, karmić małą co 2-3h i sprawdzać ile faktycznie zjada. Pomimo, iż w szpitalu były dostępne chyba 4 laktatory ,poprosiłam męża żeby kupił go dla mnie tak czy inaczej, bo wiedziałam że mogę mieć później nawał pokarmu i przyda mi się w domu. Tego 3 dnia po raz pierwszy przystawiłam laktator do piersi i walczyłam o każą kroplę. Dopiero po kilku bolesnych próbach zauważyłam, że Zuzia nie miała prawa się najadać bo ściągnięcie zaledwie kilku ml pokarmu zajęło mi ponad 30 minut. Pomimo bólu ściągałam pokarm tak długo, aż w końcu uzbierałam te minimalne 30 ml. Zuzia pochłonęła tę ilość od razu. I tak walczyłam co 2h. Tej nocy nie spałam chyba ani minuty, bo od jednego ściągania do drugiego było nie wiele czasu a pokarmu nadal nie wiele. Jednak udało mi się karmić małą co 2-3h i tak na koniec dnia waga wreszcie poszła w górę! Nie zapomnę chyba tego uczucia. Zamiast tracić na wadzę przybrała 80g! Czułam się tak, jakbym wygrała w totolotka 🙂 Od tamtej pory laktacja zaczęła się rozkręcać, czułam przypływ pokarmu w piersiach a mała na zmianę ssała pierś i butelkę. Teraz po tygodniu nadal karmię piersią i butelką i dopóki mam swój pokarm, nie podam małej sztucznego mleka. Po porodzie doświadczyłam takiej mieszanki emocji, że płakałam ze szczęścia i wzruszenia, ze strachu czy dam radę być dobrą mamą. Baby blues to ciężkie chwile, ale nie poddaję się. Z dnia na dzień jest coraz lepiej. Mała rośnie a ja staram się skupiać tylko na tym co pozytywne w macierzyństwie 🙂

  34. Beata Michalak says:

    Jestem mamą tygodniowej Zuzi. Urodziła się nie za duża bo ważyła zaledwie 2620 g. Taka mała kruszynka. Od samego początku, jeszcze w czasie ciąży, nie mogłam się doczekać chwili, kiedy będę mogła wziąć w ramiona moje małe szczęście i móc nakarmić je piersią. Z tym właśnie kojarzyło mi się głównie macierzyństwo. Początki macierzyństwa nie były łatwe. Ze względu na zaburzenia tętna Zuzia przyszła na świat przez CC. Zaraz po urodzeniu, kiedy po pierwszych badaniach przynieśli mi ją do łóżka nie mogłam się nadziwić, jak jest maleńka. Od razu położyłam ją na mojej klatce, by uspokoiła się, poczuła moje ciepło i tym samym chciała zacząć jeść z piersi. Zuzia próbowała chwytać pierś, ale brodawka była dość spora przez co niezbyt dobrze umiała sobie z nią poradzić. Próbowałam, walczyłam, nie poddawałam się, przystawiałam ją inaczej. Nikt nie pokazywał mi jak, próbowałam wierząc swojej intuicji. Niestety pomimo udanych prób obejmowania brodawki i ssaniu pokarmu nie było go zbyt wiele bo Zuzia traciła na wadze. Straciła 10% wagi urodzeniowej w ciągu 2 dni i niestety waga nadal malała. W 3 dobie ważyła jeszcze mniej. Z tego powodu nie było mowy o wcześniejszym wyjściu do domu. Lekarz powiedział, że jej waga za bardzo spadła a ja zaczęłam płakać z bezsilności, bo tak bardzo chciałam uniknąć sztucznego pokarmu o którym sama położna mówiła „paskudztwo”. Doradziła mi, żeby spróbować z laktatorem i odciągając pokarm do butelki, karmić małą co 2-3h i sprawdzać ile faktycznie zjada. Pomimo, iż w szpitalu były dostępne chyba 4 laktatory ,poprosiłam męża żeby kupił go dla mnie tak czy inaczej, bo wiedziałam że mogę mieć później nawał pokarmu i przyda mi się w domu. Tego 3 dnia po raz pierwszy przystawiłam laktator do piersi i walczyłam o każą kroplę. Dopiero po kilku bolesnych próbach zauważyłam, że Zuzia nie miała prawa się najadać bo ściągnięcie zaledwie kilku ml pokarmu zajęło mi ponad 30 minut. Pomimo bólu ściągałam pokarm tak długo, aż w końcu uzbierałam te minimalne 30 ml. Zuzia pochłonęła tę ilość od razu. I tak walczyłam co 2h. Tej nocy nie spałam chyba ani minuty, bo od jednego ściągania do drugiego było nie wiele czasu a pokarmu nadal nie wiele. Jednak udało mi się karmić małą co 2-3h i tak na koniec dnia waga wreszcie poszła w górę! Nie zapomnę chyba tego uczucia. Zamiast tracić na wadzę przybrała 80g! Czułam się tak, jakbym wygrała w totolotka 🙂 Od tamtej pory laktacja zaczęła się rozkręcać, czułam przypływ pokarmu w piersiach a mała na zmianę ssała pierś i butelkę. Teraz po tygodniu nadal karmię piersią i butelką i dopóki mam swój pokarm, nie podam małej sztucznego mleka. Po porodzie doświadczyłam takiej mieszanki emocji, że płakałam ze szczęścia i wzruszenia, ze strachu czy dam radę być dobrą mamą. Baby blues to ciężkie chwile, ale nie poddaję się. Z dnia na dzień jest coraz lepiej. Mała rośnie a ja staram się skupiać tylko na tym co pozytywne w macierzyństwie 🙂

  35. Agnieszka S says:

    Witam, z przyjemnością przetestuje butelki Lovi, gdyż nie długo zostanę mamą cudownej córeczki Amelki.
    Córeczka będzie moim adopcyjnym dzieckiem i w związku z tym karmiona będzie tylko i wyłącznie butelkami, a nie piersią – jak u mam biologicznych.
    Nie mamy jeszcze wybranej butelki, jestem na etapie poszukiwania tej „idealnej”.
    Jak do tej pory nie udało mi się jeszcze nic wygrać, może tym razem szczęście się do nas uśmiechnie.

  36. Agnieszka S says:

    Witam, z przyjemnością przetestuje butelki Lovi, gdyż nie długo zostanę mamą cudownej córeczki Amelki.
    Córeczka będzie moim adopcyjnym dzieckiem i w związku z tym karmiona będzie tylko i wyłącznie butelkami, a nie piersią – jak u mam biologicznych.
    Nie mamy jeszcze wybranej butelki, jestem na etapie poszukiwania tej „idealnej”.
    Jak do tej pory nie udało mi się jeszcze nic wygrać, może tym razem szczęście się do nas uśmiechnie.

  37. Monika Siemieniuk says:

    Kiedy byłam w ciąży, myślałam że karmienie piersią jest takie proste i przyjemne. Bo tak mi powiedziano w szkole rodzenia, tak mówili w telewizji, tak czytałam w internecie. Przekonana, że to takie „fajne” przejmowałam się porodem. Na dzień dzisiejszy stwierdzam, że mój poród ( bez znieczulenia, urodziłam 30marca tego roku córeczkę 60cm i 4690 g) był lżejszy niż 2 miesiące karmienia poranionymi brodawkami. Katorga zaczęła się już na połogu w szpitalu. Moja duża dziewczynka była głodna, więc przekonana że cycuszką karmi się łatwo, wzięłam i przystawiłam do cycka. Nie wiedziałam, że tego nie umiem robić. Myślałam, że dajesz cycusia, a dziewczynka łapnie raz dwa, wypije mleczko i będzie zadowolona :). A tu takie zdziwko. Ona nie umie ssać, ja nie umiem podać, nic z cycek nie leci a dziecko wyje :(. Więc poszłam na dyżurkę po mleko, dali mi 10 ml i stwierdzili że tyle MUSI jej wystarczyć. A moje duże dziecko (zależność duże dziecko=dużo je, bo ma większe potrzeby jest prawidłowa) domagało się więcej. Odwiedziłam kolejny raz dyżurkę i usłyszałam tylko: „Nie dostanie Pani mleka, Wy tylko te dzieci przekarmiacie a później my musimy się z nimi męczyć, bo dostają kolek”. Wróciłam na salę i tak wśród 3 kobiet zmęczonych po porodzie i trójce śpiących noworodków moja Wiktoria darła się godzinę, aż w końcu przyszła położna i ją zabrała. Ja bezsilna ryczałam kolejną godzinę, że jestem złą matką, bo nie umiem nakarmić swojego dziecka. Następnego dnia po porodzie stwierdzili, że mam płaskie brodawki i że nie będę mogła karmić. Zdołowana i zapłakana wysłałam męża, żeby kupił mleko modyfikowane. Nie zaopatrzyłam się w owe, bo miałam zamiar karmić tylko piersią. Wróciłyśmy do domu, ja obolała i zdołowana zaczynałam swoją walkę. Myślę, no jak to ja nie mogę karmić?!. Toż jestem kobietą jak każda inna, mam cycki więc muszę karmić. Czy w czasach kamienia łupanego jak kobiety rodziły było coś jak płaskie brodawki? Wątpię. Wysłałam więc męża po kapturki silikonowe. Kupił dwie pary różnych firm. Nakładałam i przystawiałam dziecko. Umiała tak zassać sutki, że wyglądały jak wentyle od STARa (to stwierdzenie mojego męża ;)). Ale zanim zaczęłam zakładać kapturki starałam się dawać same piersi córeczce, że mi tak poraniła brodawki, że jak jej podawałam to wiłam się jakbym została porażona… Na samo wspomnienie przechodzą mi dreszcze. Nawet późniejsze zastosowanie kapturków nie niwelowało tego bólu. I tak z poranionymi brodawkami karmiłam 1,5miesiąca (po 3tygodniach zrezygnowałam z kapturków). Mówili, że sutki się zagoją i będzie super. A u mnie nic. Ciągle większe rany, ból straszny, dziecko nienajedzone, nawał, zapalenie piersi, odciąganie mleka. Wybrałam się do poradni laktacyjnej. Doradczyni laktacyjna jest moim bogiem jeśli chodzi o karmienie piersią. Pokazała na czym to polega. I skończyło się dokarmianie mlekiem modyfikowanym, dziewczynka się najadała cycusią, mamusia miała lepszy humor, mąż był w siódmym niebie. Brodawki zagoiły się po miesiącu i tak karmię samą piersią. Od pół roku karmię córeczkę bez bólu (nazwę to bez bólu, bo w drugim miesiącu życia córeczki wyszły jej 2 ząbki i zaczęła mnie trochę podgryzać ;)). I mogę stwierdzić że karmienie piersią jest przyjemne. Jest czymś cudownym, zawsze patrzę jak córcia leży przy cycusiu i je, a ja jestem taka dumna że mogę je wykarmić. Córeczka teraz ma ponad 8 miesiący i waży ponad 10kg :). Karmię cycką, choć podaję raz dziennie mleko modyfikowane i inne posiłki stałe. Ale karmiłam samą piersią do skończenia przez Wiktorię 6 miesięcy. Jak sobie przypomnę moją walkę i męczarnie, milion wylanych łez, to stwierdzam że było warto. Teraz jestem bardzo doświadczona jako kobieta karmiąca i sieje swoją naukę koleżankom, które teraz są w ciąży :). Jeśli kobieta jest zdrowa i nie ma żadnych przeciwwskazań to stwierdzenie : „Nie mogę karmić piersią, bo płaskie sutki, brak mleka, itp.” jest zupełnie jedną wielką ściemą 🙂 Więc należy walczyć i się nie poddawać :). Jestem tak dumna z karmienie, że nie czaje się karmić w różnych miejscach. Wyjmowałam cycucha zawsze wtedy gdy dzidziuś był głodny. Czy to park czy to samochód czy to galeria. Ludzie się patrzyli, ale nie wiem czy bardziej na mojego cycka czy na to że karmię ;). Powiem że znajomi którzy nie mają dzieci i nas odwiedzali czuli krępacje (mam na myśli bardziej kolegów męża). Ja nie czuję żadnych krępacji, bo mi to teraz takie naturalne. Jak to mój mąż mówi, że nie traktujemy moich piersi jako obiekt seksualny, tylko maszynę do karmienia :). Pozdrawiam serdecznie :).

  38. Monika Siemieniuk says:

    Kiedy byłam w ciąży, myślałam że karmienie piersią jest takie proste i przyjemne. Bo tak mi powiedziano w szkole rodzenia, tak mówili w telewizji, tak czytałam w internecie. Przekonana, że to takie „fajne” przejmowałam się porodem. Na dzień dzisiejszy stwierdzam, że mój poród ( bez znieczulenia, urodziłam 30marca tego roku córeczkę 60cm i 4690 g) był lżejszy niż 2 miesiące karmienia poranionymi brodawkami. Katorga zaczęła się już na połogu w szpitalu. Moja duża dziewczynka była głodna, więc przekonana że cycuszką karmi się łatwo, wzięłam i przystawiłam do cycka. Nie wiedziałam, że tego nie umiem robić. Myślałam, że dajesz cycusia, a dziewczynka łapnie raz dwa, wypije mleczko i będzie zadowolona :). A tu takie zdziwko. Ona nie umie ssać, ja nie umiem podać, nic z cycek nie leci a dziecko wyje :(. Więc poszłam na dyżurkę po mleko, dali mi 10 ml i stwierdzili że tyle MUSI jej wystarczyć. A moje duże dziecko (zależność duże dziecko=dużo je, bo ma większe potrzeby jest prawidłowa) domagało się więcej. Odwiedziłam kolejny raz dyżurkę i usłyszałam tylko: „Nie dostanie Pani mleka, Wy tylko te dzieci przekarmiacie a później my musimy się z nimi męczyć, bo dostają kolek”. Wróciłam na salę i tak wśród 3 kobiet zmęczonych po porodzie i trójce śpiących noworodków moja Wiktoria darła się godzinę, aż w końcu przyszła położna i ją zabrała. Ja bezsilna ryczałam kolejną godzinę, że jestem złą matką, bo nie umiem nakarmić swojego dziecka. Następnego dnia po porodzie stwierdzili, że mam płaskie brodawki i że nie będę mogła karmić. Zdołowana i zapłakana wysłałam męża, żeby kupił mleko modyfikowane. Nie zaopatrzyłam się w owe, bo miałam zamiar karmić tylko piersią. Wróciłyśmy do domu, ja obolała i zdołowana zaczynałam swoją walkę. Myślę, no jak to ja nie mogę karmić?!. Toż jestem kobietą jak każda inna, mam cycki więc muszę karmić. Czy w czasach kamienia łupanego jak kobiety rodziły było coś jak płaskie brodawki? Wątpię. Wysłałam więc męża po kapturki silikonowe. Kupił dwie pary różnych firm. Nakładałam i przystawiałam dziecko. Umiała tak zassać sutki, że wyglądały jak wentyle od STARa (to stwierdzenie mojego męża ;)). Ale zanim zaczęłam zakładać kapturki starałam się dawać same piersi córeczce, że mi tak poraniła brodawki, że jak jej podawałam to wiłam się jakbym została porażona… Na samo wspomnienie przechodzą mi dreszcze. Nawet późniejsze zastosowanie kapturków nie niwelowało tego bólu. I tak z poranionymi brodawkami karmiłam 1,5miesiąca (po 3tygodniach zrezygnowałam z kapturków). Mówili, że sutki się zagoją i będzie super. A u mnie nic. Ciągle większe rany, ból straszny, dziecko nienajedzone, nawał, zapalenie piersi, odciąganie mleka. Wybrałam się do poradni laktacyjnej. Doradczyni laktacyjna jest moim bogiem jeśli chodzi o karmienie piersią. Pokazała na czym to polega. I skończyło się dokarmianie mlekiem modyfikowanym, dziewczynka się najadała cycusią, mamusia miała lepszy humor, mąż był w siódmym niebie. Brodawki zagoiły się po miesiącu i tak karmię samą piersią. Od pół roku karmię córeczkę bez bólu (nazwę to bez bólu, bo w drugim miesiącu życia córeczki wyszły jej 2 ząbki i zaczęła mnie trochę podgryzać ;)). I mogę stwierdzić że karmienie piersią jest przyjemne. Jest czymś cudownym, zawsze patrzę jak córcia leży przy cycusiu i je, a ja jestem taka dumna że mogę je wykarmić. Córeczka teraz ma ponad 8 miesiący i waży ponad 10kg :). Karmię cycką, choć podaję raz dziennie mleko modyfikowane i inne posiłki stałe. Ale karmiłam samą piersią do skończenia przez Wiktorię 6 miesięcy. Jak sobie przypomnę moją walkę i męczarnie, milion wylanych łez, to stwierdzam że było warto. Teraz jestem bardzo doświadczona jako kobieta karmiąca i sieje swoją naukę koleżankom, które teraz są w ciąży :). Jeśli kobieta jest zdrowa i nie ma żadnych przeciwwskazań to stwierdzenie : „Nie mogę karmić piersią, bo płaskie sutki, brak mleka, itp.” jest zupełnie jedną wielką ściemą 🙂 Więc należy walczyć i się nie poddawać :). Jestem tak dumna z karmienie, że nie czaje się karmić w różnych miejscach. Wyjmowałam cycucha zawsze wtedy gdy dzidziuś był głodny. Czy to park czy to samochód czy to galeria. Ludzie się patrzyli, ale nie wiem czy bardziej na mojego cycka czy na to że karmię ;). Powiem że znajomi którzy nie mają dzieci i nas odwiedzali czuli krępacje (mam na myśli bardziej kolegów męża). Ja nie czuję żadnych krępacji, bo mi to teraz takie naturalne. Jak to mój mąż mówi, że nie traktujemy moich piersi jako obiekt seksualny, tylko maszynę do karmienia :). Pozdrawiam serdecznie :).

  39. Ewelina Rozmus says:

    Początki macierzyństwa były zarówno piękne, jak i trudne. Przyszedł na świat mój kochany syn, ale była to dla mnie nowa sytuacja i mimo że wcześniej starałam się przygotować do roli mamy, w zderzeniu z rzeczywistością bywało, że miałam wrażenie, iż jednak nic nie wiem. Mały czasem dawał popalić – na początku robił awantury szczególnie o jedzenie. Jest „dzieckiem cesarskim”, więc pokarm pojawił się później – dopiero w 3 dobie. W szpitalu był dokarmiany mlekiem modyfikowanym. W domu przy ogromnym wsparciu i pomocy męża rozkręcałam laktację. Czasem już myślałam o poddaniu się i przejściu na mleko modyfikowane, ale ostatecznie uznałam, że jednak każda kropla mojego mleka – nawet gdyby miał być stale dokarmiany – jest cenna i w ostateczności będziemy się karmić mieszanie. Najpierw przystawiałam syna do piersi – lewa, prawa, lewa, prawa, lewa… (czasem tak bez końca), ale mały tak płakał, że na koniec dostawał jeszcze mleko modyfikowane. Położna doradziła metodę 7-5-3. Miałam laktator ręczny kupiony jeszcze w trakcie ciąży i po paru dniach moje dłonie wysiadały (po każdym karmieniu naciskałam pompkę laktatora przez 30 minut – 7 min. prawa, 7 min. lewa, 5 min. prawa, 5 min. lewa, 3 min. prawa, 3 min. lewa), a mleka wciąż było za mało – jednak z każdym dniem więcej, bo synek coraz mniej wypijał z butelki. W pewnym momencie zdecydowałam się na laktator elektryczny Lovi. Jaki to był komfort! Wystarczyło przystawić laktator do piersi, a on odwalał za mnie całą robotę 🙂 A mały mógł przy mnie leżeć i mogłam go drugą, wolną ręką przytulać. Obecnie laktacja się ustabilizowała, a ja odciągam mleko, żeby tatuś mógł karmić malucha, gdy ja mam wychodne i chwilę dla siebie 🙂 Zwykle robię to z rana – gdy mały napije się z jednej piersi, przystawiam go do drugiej, a laktator do pierwszej 🙂 Teraz – po 2,5 miesiącach – świetnie sobie radzimy i karmimy wyłącznie moim mlekiem, a wszystko dzięki zdrowemu podejściu do laktacji, wyluzowaniu, wsparciu męża i laktatorom 🙂

  40. Ewelina Rozmus says:

    Początki macierzyństwa były zarówno piękne, jak i trudne. Przyszedł na świat mój kochany syn, ale była to dla mnie nowa sytuacja i mimo że wcześniej starałam się przygotować do roli mamy, w zderzeniu z rzeczywistością bywało, że miałam wrażenie, iż jednak nic nie wiem. Mały czasem dawał popalić – na początku robił awantury szczególnie o jedzenie. Jest „dzieckiem cesarskim”, więc pokarm pojawił się później – dopiero w 3 dobie. W szpitalu był dokarmiany mlekiem modyfikowanym. W domu przy ogromnym wsparciu i pomocy męża rozkręcałam laktację. Czasem już myślałam o poddaniu się i przejściu na mleko modyfikowane, ale ostatecznie uznałam, że jednak każda kropla mojego mleka – nawet gdyby miał być stale dokarmiany – jest cenna i w ostateczności będziemy się karmić mieszanie. Najpierw przystawiałam syna do piersi – lewa, prawa, lewa, prawa, lewa… (czasem tak bez końca), ale mały tak płakał, że na koniec dostawał jeszcze mleko modyfikowane. Położna doradziła metodę 7-5-3. Miałam laktator ręczny kupiony jeszcze w trakcie ciąży i po paru dniach moje dłonie wysiadały (po każdym karmieniu naciskałam pompkę laktatora przez 30 minut – 7 min. prawa, 7 min. lewa, 5 min. prawa, 5 min. lewa, 3 min. prawa, 3 min. lewa), a mleka wciąż było za mało – jednak z każdym dniem więcej, bo synek coraz mniej wypijał z butelki. W pewnym momencie zdecydowałam się na laktator elektryczny. Jaki to był komfort! Wystarczyło przystawić laktator do piersi, a on odwalał za mnie całą robotę 🙂 A mały mógł przy mnie leżeć i mogłam go drugą, wolną ręką przytulać. Obecnie laktacja się ustabilizowała, a ja odciągam mleko, żeby tatuś mógł karmić malucha, gdy ja mam wychodne i chwilę dla siebie 🙂 Zwykle robię to z rana – gdy mały napije się z jednej piersi, przystawiam go do drugiej, a laktator do pierwszej 🙂 Teraz – po 2,5 miesiącach – świetnie sobie radzimy i karmimy wyłącznie moim mlekiem, a wszystko dzięki zdrowemu podejściu do laktacji, wyluzowaniu, wsparciu męża i laktatorom 🙂

  41. Anita says:

    Czesć,podczytuję Twoje wpisy od jakiegoś czasu i postanowiłam,że w końcu coś napiszę od siebie 🙂
    Początki macierzyństwa miały być łatwe – z naciskiem na miały być – bo przecież wkoło mnie koleżanki,szwagierka nie miały żadnych problemów..nie miały a ja jak zwykle pod górkę.Omijam już temat porodu bo to ból taki,że fiu fiu,ale zaraz po tym jak córka przyszła na świat i położono mi ją na klatce piersiowej zabrała się za szukanie cyca,a kiedy już go znalazła przyssała się jak mała pijaweczka 🙂 i nie powiem – potrafiła ssać,prawidłowo chwytała pierś ale moje biedne brodawki bolały coraz bardziej i bardziej. Skończyło się na pokrwawionych,popękanych i opuchniętych:( Nie załamywałam się bo wiedziałam że chce karmić i nie zrezygnuje z tego za nic w świecie!Pomógł cudowny krem na brodawki Maltan,nakładki na brodawki silikonowe i wietrzenie piersi 🙂 a że było to latem w ponad 30 stopniowym upale to nie było ku temu przeszkód żeby je wietrzyć.
    Teraz może być gorzej – jestem w drugiej ciąży i podobnie jak Ty za parę chwil pojadę rodzić i mam nadzieję,że tym razem będzie lepiej 🙂 jestem pełna nadzieji 🙂
    Powodzenia życzę i Tobie i sobie 🙂

  42. Anita says:

    Czesć,podczytuję Twoje wpisy od jakiegoś czasu i postanowiłam,że w końcu coś napiszę od siebie 🙂
    Początki macierzyństwa miały być łatwe – z naciskiem na miały być – bo przecież wkoło mnie koleżanki,szwagierka nie miały żadnych problemów..nie miały a ja jak zwykle pod górkę.Omijam już temat porodu bo to ból taki,że fiu fiu,ale zaraz po tym jak córka przyszła na świat i położono mi ją na klatce piersiowej zabrała się za szukanie cyca,a kiedy już go znalazła przyssała się jak mała pijaweczka 🙂 i nie powiem – potrafiła ssać,prawidłowo chwytała pierś ale moje biedne brodawki bolały coraz bardziej i bardziej. Skończyło się na pokrwawionych,popękanych i opuchniętych:( Nie załamywałam się bo wiedziałam że chce karmić i nie zrezygnuje z tego za nic w świecie!Pomógł cudowny krem na brodawki Maltan,nakładki na brodawki silikonowe i wietrzenie piersi 🙂 a że było to latem w ponad 30 stopniowym upale to nie było ku temu przeszkód żeby je wietrzyć.
    Teraz może być gorzej – jestem w drugiej ciąży i podobnie jak Ty za parę chwil pojadę rodzić i mam nadzieję,że tym razem będzie lepiej 🙂 jestem pełna nadzieji 🙂
    Powodzenia życzę i Tobie i sobie 🙂

  43. Sylwia says:

    Z pierwszym synkiem przechodziłam istny dramat, urodziłam synka miesiąc przed czasem pomimo tego, że po cc miałam nawał pokarmu, początkowo nie dało się go wykarmić piersią, spadł mi na wadze więcej niż 10%, które jest dopuszczalne, a ja dostałam zapalenia piersi i temperatury. Jednak zaparłam się i choć łatwo nie było karmiłam synka przez 14 miesięcy 🙂 Z drugim synkiem który ma teraz 6 tygodni, to istna bajka, wręcz karmienie go jest reklamowe i pomimo jednego zapalenia piersi, które już mi się przytrafiło, karmienie go jest czysta przyjemnością 🙂

    P.S. Świetny szczery tekst 🙂

  44. Katarzyna Kalinowska says:

    Moja córcia ma 2,5 miesiąca – taki trochę banalny wstęp. Zarówno ciążę, jak i poród wspominam bardzo dobrze. W szpitalu mała bez większych problemów dostawiła się do piersi. Problem, duży problem, zaczął się drugiej nocy, kiedy to wcześniej stwierdzono u niej stan podżółtaczkowy i musiała całe 24 h przeleżeć na specjalnej macie. Musiałam ją nawet na tej macie karmić, co było praktycznie awykonalne. Mała płakała, było jej niewygodnie, zsuwała się z tego ustrojstwa – mimo najlepszych chęci, wieczorem – kiedy mój chłopak już poszedł do domu, płakałam razem z dzieckiem. W pewnym momencie nie wytrzymałam i poszłam po MM. Zrobiłam córce butelkę, przestała płakać, zasnęła. Niestety, ta noc wystarczyła, żeby dziecko już nie chciało się przystawić do piersi. Na następny dzień wróciliśmy do domu – z zapasem MM… Próby przystawienia małej nie dawały nic, dopiero za radą koleżanki wypróbowałam kapturki – i o dziwo, zadziałały! Już na drugi dzień przyszła do nas nasza położna, nauczyła mnie przystawiać małą bez kapturka, udało się. Udało…na dwa tygodnie? Mała szybko straciła zainteresowanie piersią, woli się karmić przez kapturki. Zaopatrzyłam się również w lepszy laktator, oczywiście Lovi Prolactis, jest niezbędny, kiedy muszę małą zostawić z mamą albo z moim chłopakiem i załatwić kilka rzeczy. Ostatnio dość częste karmienie butelką wystarczyło, żeby córka znowu nie chciała się dostawić – mimo kapturków. Każda próba to walka. Nieraz kończyła się już podaniem butelki. Byłam załamana – zaczęłam myśleć, że do karmienia małej brakuje już tylko szamana odczyniającego czary. Teraz jest trochę lepiej, ale nie obywa się bez dramatów. Chcę ją karmić swoim mlekiem, ale jeśli córka nie będzie chciała piersi, nie będę jej zmuszać. Cóż, trzeba będzie ściągać – czego się nie robi dla dzieci. Kiedy mówię o tym niektórym koleżankom – wywołuję oburzenie :”Czy wiesz, że jak będziesz ściągać to pokarm Ci szybko zaniknie?”, „musisz wybudzać dziecko na karmienie, co z tego, że przesypia całe noce”, „karm piersią jak najdłużej!”. Chyba żadna z nich nie borykała się z przy karmieniu z tym, z czym ja się borykam. Dlaczego mam sprawiać swojemu dziecku dyskomfort? Kilka dni temu moja mama powiedziała mi, że ja, będąc w wieku Lili, robiłam dokładnie tak samo. Jak widać, jaka matka, taka córka 😉

  45. Katarzyna Kalinowska says:

    Moja córcia ma 2,5 miesiąca – taki trochę banalny wstęp. Zarówno ciążę, jak i poród wspominam bardzo dobrze. W szpitalu mała bez większych problemów dostawiła się do piersi. Problem, duży problem, zaczął się drugiej nocy, kiedy to wcześniej stwierdzono u niej stan podżółtaczkowy i musiała całe 24 h przeleżeć na specjalnej macie. Musiałam ją nawet na tej macie karmić, co było praktycznie awykonalne. Mała płakała, było jej niewygodnie, zsuwała się z tego ustrojstwa – mimo najlepszych chęci, wieczorem – kiedy mój chłopak już poszedł do domu, płakałam razem z dzieckiem. W pewnym momencie nie wytrzymałam i poszłam po MM. Zrobiłam córce butelkę, przestała płakać, zasnęła. Niestety, ta noc wystarczyła, żeby dziecko już nie chciało się przystawić do piersi. Na następny dzień wróciliśmy do domu – z zapasem MM… Próby przystawienia małej nie dawały nic, dopiero za radą koleżanki wypróbowałam kapturki – i o dziwo, zadziałały! Już na drugi dzień przyszła do nas nasza położna, nauczyła mnie przystawiać małą bez kapturka, udało się. Udało…na dwa tygodnie? Mała szybko straciła zainteresowanie piersią, woli się karmić przez kapturki. Zaopatrzyłam się również w lepszy laktator, oczywiście Lovi Prolactis, jest niezbędny, kiedy muszę małą zostawić z mamą albo z moim chłopakiem i załatwić kilka rzeczy. Ostatnio dość częste karmienie butelką wystarczyło, żeby córka znowu nie chciała się dostawić – mimo kapturków. Każda próba to walka. Nieraz kończyła się już podaniem butelki. Byłam załamana – zaczęłam myśleć, że do karmienia małej brakuje już tylko szamana odczyniającego czary. Teraz jest trochę lepiej, ale nie obywa się bez dramatów. Chcę ją karmić swoim mlekiem, ale jeśli córka nie będzie chciała piersi, nie będę jej zmuszać. Cóż, trzeba będzie ściągać – czego się nie robi dla dzieci. Kiedy mówię o tym niektórym koleżankom – wywołuję oburzenie :”Czy wiesz, że jak będziesz ściągać to pokarm Ci szybko zaniknie?”, „musisz wybudzać dziecko na karmienie, co z tego, że przesypia całe noce”, „karm piersią jak najdłużej!”. Chyba żadna z nich nie borykała się z przy karmieniu z tym, z czym ja się borykam. Dlaczego mam sprawiać swojemu dziecku dyskomfort? Kilka dni temu moja mama powiedziała mi, że ja, będąc w wieku Lili, robiłam dokładnie tak samo. Jak widać, jaka matka, taka córka 😉

  46. Agata Lorenc says:

    Witam,
    Jestem młodą mamą, która w roli matki debiutuje dopiero od 2 lat… Początki macierzyństwa i karmienia piersią wspominam, jako bardzo trudny i przykry czas… Wszystko zaczęło się już od pobytu w szpitalu, a konkretniej mówiąc od momentu ciężkiego porodu siłami natury, który ze względu na zagrożenie życia mojego maleństwa, zakończył się cięciem cesarskim. Oczywiście nie obyło się po drodze bez komplikacji… Najgorsze w tym wszystkim, było to, że położne, które przychodziły – wprost na mnie krzyczały za każdym razem, że mam karmić wyłącznie piersią i że nie dostanę buteleczki z mlekiem modyfikowanym dla dziecka, bym mogła je dokarmić. Pomimo, że moje maleństwo przeraźliwie płakało z głodu zarówno w dzień jak i w nocy… Dodatkowo, jako dopiero początkująca mama, nie za bardzo umiałam przystawiać dziecko do piersi (nie wiedziałam, też, jaką obrać pozycję, by zmniejszyć ból brzucha, doskwierający mi po cc, poza tym byłam obolała i bardzo słaba), przez co moje brodawki były bardzo poranione. W momencie, kiedy poprosiłam położną o poradę laktacyjną, jedyne co usłyszałam, to to, że to ja jestem matką i powinnam umieć karmić swoje dziecko i robić wszystko by dziecko nie płakało i było syte (nakarmione). A jak wiadomo, po cc nie miałam za wiele pokarmu i jeszcze doskwierał mi ból poranionych brodawek i to, że na każdym kroku, położne powtarzały mi, że jestem wyrodną matką, bo moje dziecko jest przeze mnie ciągle głodne i płacze (nie zważały na to, że cały czas przystawiałam dziecko do piersi, by pobudzić laktację i że płakałam razem z moim dzieckiem). Bardzo też brakowało mi wsparcia/porady i pokazania metod przystawiania do piersi, przez personel szpitala. W konsekwencji wyłącznego karmienia piersią, moje dziecko traciło na wadze i musieliśmy dłużej zostać w szpitalu, a ja stałam się kłębkiem nerwów i wyglądałam jak „swój własny cień”. Wybawieniem okazała się rada koleżanki, która kazała mojemu mężowi w aptece kupić mleko modyfikowane w małych buteleczkach i którym ukradkiem dokarmiałam moją maleńką księżniczkę, (dzięki temu mogliśmy opuścić szpital „z bezpieczną wagą” dzidziusia). Niestety i w domu, nasze wspólne początki macierzyństwa nie były kolorowe… Z racji tego, iż mieszkamy razem z teściami, byłam na każdym kroku krytykowana przez teściową, że dokarmianie mlekiem modyfikowanym, dawniej było nie do pomyślenia i że jestem wyrodną matką, gdyż robię w ten sposób dziecku krzywdę, podając mu „najgorsze świństwo/chemię”. Oczywiście wyczerpana ciągłymi krytykami, na temat karmienia i faktem, że mąż musiał od razu po porodzie wrócić do pracy, a ja z moją księżniczką zostawałam całymi dniami sama (teściowie, tylko mnie krytykowali, nie oferując, żadnej, nawet najmniejsze pomocy) udaliśmy się do lekarza pediatry i okazało się, że nasze dziecko nadal traci zbyt dużo na wadze. Dlatego, za radą lekarza, przeszliśmy na mleko modyfikowane (w konsekwencji mój pokarm zanikł, bo nie miałam laktatora do odciągania pokarmu), po którym moje maleństwo zaczęło ładnie przybierać i zaczęliśmy używać smoczka uspokajającego Lovi, który mój maluszek pokochał od pierwszej chwili. Z niespokojnego, ciągle płaczącego i głodnego dziecka, mój maleńki skarb, stał się szczęśliwym i spokojnym/pogodnym maluszkiem. Z perspektywy czasu, wiem, że teraz, kiedy spodziewam się drugiego maleństwa, nie popełnię ponownie wcześniejszych błędów. I jeśli tylko, nie będę miała od razu po porodzie wystarczająco dużo pokarmu, to dokarmię mojego maluszka, by zaoszczędzić sobie i dziecku, ciągłego płaczu z bezsilności i głodu oraz by nie fundować nam dłuższego pobytu w szpitalu. Co oczywiście, nie znaczy, że nie będę przystawiać dziecka do piersi, by nie walczyć o pokarm i o pobudzenie laktacji. Tym razem też, zadbam, by mieć laktator, do odciągania pokarmu, którego niestety zabrakło w mojej poprzedniej wyprawce i smoczek uspokajający Lovi, który pierwszym razem, kupiliśmy dopiero po rozmowie z lekarzem, a który bardzo często zapewniał sen mojej córce jak i mi (wprost okazał się dla nas lekarstwem). I przyznam szczerze, że na pewno zarówno laktator, jak i butelki+smoczek uspokajający zabiorę w torbie do porodu, w rezerwie będzie też mleko w buteleczce, (o którego podaniu dziecku położne nie chcą nawet słyszeć)… Tak, więc nie ukrywam, że marzą mi się buteleczki Lovi, których na pewno będziemy używać oraz te cudne smoczki uspokajające Lovi. Zresztą, przy pierwszej córce doskonale sprawdził się zarówno smoczek Lovi, jak i właśnie butelki z Lovi, dlatego i dla drugiej pociechy, wybiorę akcesoria z Lovi, które okazały się dla nas idealne i stały się naszym wybawieniem.
    Pozdrawiam.

  47. Magdalena Grabowska says:

    Gdybym ja wiersze pisać umiała
    pięknie bym Wam opowiedziała
    Że każde z pozoru złe doświadczenie
    Można zamienić w piękne wspomnienie…

    Karmienie piersią to przyjemność okupiona bólem i cierpieniem. To zdanie w pełni opisuje moje doświadczenia w tym temacie. Pierwsze tygodnie były strasznie zniechęcające. Gdy w 9 dobie życia moja Tosia trafiła do szpitala z diagnozą gronkowca miałam tak poranione brodawki, że lekarze odradzali mi karmienie piersią ze względu na sączącą się krew do mleczka. Nie ugięłam się, walczyłam o laktację od pierwszych dni jej życia i nie zamierzałam zrezygnować mimo bólu. A skąd aż taki problem? Nie zdecydowałam się podać małej smoczka jak się urodziła. A odruch ssania ma naprawdę świetnie rozwinięty, już w brzuszku ssała swój paluszek. Jest przyczyna jest i skutek – to ja stałam się jej smoczkiem. Potrafiła być przy cycusiu przez 20h na dobę. A czemu nie chciałam dać smoczka? Bo wszyscy go tępią i odradzają. Położne, lekarze, mama… Dobrze i źle się stało, że malutka trafiła na oddział. Szczęśliwie szpital umożliwia wypożyczenie dobrego laktatora, który pomógł wyleczyć brodawki i pobudzić laktację. Tymczasem położne podały Tosi byle jaki smoczek, który zaburzył jeszcze bardziej jej technikę ssania. Dobrze, że zaraz po powrocie ze szpitala trafiłam w Internecie na stronę Lovi. Kupiłam smoczek dynamiczny, było trochę przebojów z przyzwyczajeniem do nowego, ale jakie efekty! Córcia pięknie zaczęła ssać, nie mam już problemu z bólem, a dodatkowo tak jak piszesz w swoim artykule zyskałam trochę niezależności. Nie posiadam laktatora, mleko muszę ściągać ręcznie, ale mimo to dzielnie zbieram mleczko żeby mieć „na wszelki wypadek”. Babcinymi sposobami pobudzam laktację, bo uważam że nie ma nic piękniejszego niż dzidziuś wtulony w maminego cycusia.

    Kiedy Ci ktoś smoczek doradzi,
    Lub żaden inny nic nie poradzi
    Zawsze pamiętaj, Ty wybierz LOVi
    To właśnie on Wam krzywdy nie zrobi!

  48. Magdalena Grabowska says:

    Gdybym ja wiersze pisać umiała
    pięknie bym Wam opowiedziała
    Że każde z pozoru złe doświadczenie
    Można zamienić w piękne wspomnienie…

    Karmienie piersią to przyjemność okupiona bólem i cierpieniem. To zdanie w pełni opisuje moje doświadczenia w tym temacie. Pierwsze tygodnie były strasznie zniechęcające. Gdy w 9 dobie życia moja Tosia trafiła do szpitala z diagnozą gronkowca miałam tak poranione brodawki, że lekarze odradzali mi karmienie piersią ze względu na sączącą się krew do mleczka. Nie ugięłam się, walczyłam o laktację od pierwszych dni jej życia i nie zamierzałam zrezygnować mimo bólu. A skąd aż taki problem? Nie zdecydowałam się podać małej smoczka jak się urodziła. A odruch ssania ma naprawdę świetnie rozwinięty, już w brzuszku ssała swój paluszek. Jest przyczyna jest i skutek – to ja stałam się jej smoczkiem. Potrafiła być przy cycusiu przez 20h na dobę. A czemu nie chciałam dać smoczka? Bo wszyscy go tępią i odradzają. Położne, lekarze, mama… Dobrze i źle się stało, że malutka trafiła na oddział. Szczęśliwie szpital umożliwia wypożyczenie dobrego laktatora, który pomógł wyleczyć brodawki i pobudzić laktację. Tymczasem położne podały Tosi byle jaki smoczek, który zaburzył jeszcze bardziej jej technikę ssania. Dobrze, że zaraz po powrocie ze szpitala trafiłam w Internecie na stronę Lovi. Kupiłam smoczek dynamiczny, było trochę przebojów z przyzwyczajeniem do nowego, ale jakie efekty! Córcia pięknie zaczęła ssać, nie mam już problemu z bólem, a dodatkowo tak jak piszesz w swoim artykule zyskałam trochę niezależności. Nie posiadam laktatora, mleko muszę ściągać ręcznie, ale mimo to dzielnie zbieram mleczko żeby mieć „na wszelki wypadek”. Babcinymi sposobami pobudzam laktację, bo uważam że nie ma nic piękniejszego niż dzidziuś wtulony w maminego cycusia.

    Kiedy Ci ktoś smoczek doradzi,
    Lub żaden inny nic nie poradzi
    Zawsze pamiętaj, Ty wybierz LOVi
    To właśnie on Wam krzywdy nie zrobi!

  49. Agnieszka Silska says:

    Dla mnie początek macierzyństwa był po prostu piękny.

  50. Agnieszka Silska says:

    Dla mnie początek macierzyństwa był czasem pięknym, ale też niezwykle trudnym. Zdawało się, że karmienie nie sprawia mi większych trudności, lecz moja córeczka nie tylko nie przybierała na wadze, lecz na niej traciła i to w szybkim tempie. Najwyraźniej nie miałam wystarczająco dużo pokarmu, a z nerwów i ogromnego strachu o moje dziecko było go jeszcze mniej. W porozumieniu z pediatrą musieliśmy podać mleko modyfikowne. To było chyba najgorsze – myśl, że nie jestem w stanie wykarmić swojego dziecka, mimo że wszyscy dookoła mówią, że każda kobieta może to zrobić. Wyrzuty sumienia były ogromne. Na szczęście laktator pomógł mi przywrócić laktację, która była niemal zerowa. Nawiązując do tematu atykułu, nie popełniajcie mojego błędu! Nie wierzcie ślepo lekarzom i położnym, którzy mówią, że każda kobieta ma tyle pokarmu, że wykarmi dziecko. Ja uwierzyłam i gdybym nie skontaktowała się w porę z lekarzem i nie podała mleka modyfikowanego, dla mojego dziecka skończyłoby się to bardzo źle. Teraz karmię zarówno piersią jak i mieszanką i nie wyrzucam już sobie, że jestem złą mamą.

  51. Babatu (Ola) says:

    Od trzech tygodni doświadczam po raz kolejny karmienia piersią i macierzyństwa. Jest zupełnie inaczej, inaczej nastawiłam głowę. Przeczytałam całe internety by być przygotowaną i nie dać się zwieść głupim radom np. położnych starej daty, że sutki nie takie, czy dokarmiać trzeba. Jest nam cudownie na mlecznej drodze, bo wszystko wyszło jakoś tak naturalnie, tak po prostu łatwo i lekko. Może właśnie dlatego cieszy mnie to całą sobą i chcę w tym trwać. A ponowne macierzyństwo jest piękne, bo wiele wiem, jest wiedza na której się bazuje. Jest obok starsze rodzeństwo które pomaga… ale są też ciężkie chwile związane z zachowaniem starszaka, przy których łatwo popuścić nerwy, w których multum tłumaczeń nie daje rady i powątpiewam w siebie i to że jestem dobrą mamą. Choć wiem, że mimo potknięć, dla moich dzieci jestem najlepsza 🙂

  52. Babatu says:

    Od trzech tygodni doświadczam po raz kolejny karmienia piersią i macierzyństwa. Jest zupełnie inaczej, inaczej nastawiłam głowę. Przeczytałam całe internety by być przygotowaną i nie dać się zwieść głupim radom np. położnych starej daty, że sutki nie takie, czy dokarmiać trzeba. Jest nam cudownie na mlecznej drodze, bo wszystko wyszło jakoś tak naturalnie, tak po prostu łatwo i lekko. Może właśnie dlatego cieszy mnie to całą sobą i chcę w tym trwać. A ponowne macierzyństwo jest piękne, bo wiele wiem, jest wiedza na której się bazuje. Jest obok starsze rodzeństwo które pomaga… ale są też ciężkie chwile związane z zachowaniem starszaka, przy których łatwo popuścić nerwy, w których multum tłumaczeń nie daje rady i powątpiewam w siebie i to że jestem dobrą mamą. Choć wiem, że mimo potknięć, dla moich dzieci jestem najlepsza 🙂

  53. Dorota Urbańska says:

    Dwa i pół miesiąca temu zostałam mamą po raz drugi i ostatni, także delektuję się każdym dniem, bo dzieci tak szybko rosną. Karmiłam pierwszą córkę dwa lata, chociaż początki były trudne.Urodziłam przez cc miesiąc przed terminem. Dziecko tydzień spędziło w inkubatorze. Nie miałam mleka na początku, ale jedna położna pomogła mi rozkręcić laktację, dzięki czemu pielęgniarki karmiły córkę moim mlekiem. Nie miałam problemów z przystawieniem, ale dziecko jako wcześniak nie chciało jeść, zasypiało, szybko się męczyło a swoją porcję musiała wypić i trzeba było ściągać i dokarmiać butelką. Po powrocie do domu zupełnie inne dziecko, bez problemu się najadała samą piersią. Niestety po tygodniowym pobycie małej w domu, ja trafiłam na tydzień do szpitala z sepsą. Bardzo chciałam karmić przynajmniej rok, więc przez tydzień ściągałam i wylewałam mleko, aby tylko utrzymać laktację. Mąż karmił córkę mlekiem modyfikowanym butelką. Bałam się, że po powrocie nie będzie chciała piersi, ale nie było z tym problemu. W karmieniu najprzyjemniejsze jest jak dziecko jedząc patrzy na mamę tymi swoimi pięknymi niebieskimi oczkami.

  54. Dorota Urbańska says:

    Dwa i pół miesiąca temu zostałam mamą po raz drugi i ostatni, także delektuję się każdym dniem, bo dzieci tak szybko rosną. Karmiłam pierwszą córkę dwa lata, chociaż początki były trudne.Urodziłam przez cc miesiąc przed terminem. Dziecko tydzień spędziło w inkubatorze. Nie miałam mleka na początku, ale jedna położna pomogła mi rozkręcić laktację, dzięki czemu pielęgniarki karmiły córkę moim mlekiem. Nie miałam problemów z przystawieniem, ale dziecko jako wcześniak nie chciało jeść, zasypiało, szybko się męczyło a swoją porcję musiała wypić i trzeba było ściągać i dokarmiać butelką. Po powrocie do domu zupełnie inne dziecko, bez problemu się najadała samą piersią. Niestety po tygodniowym pobycie małej w domu, ja trafiłam na tydzień do szpitala z sepsą. Bardzo chciałam karmić przynajmniej rok, więc przez tydzień ściągałam i wylewałam mleko, aby tylko utrzymać laktację. Mąż karmił córkę mlekiem modyfikowanym butelką. Bałam się, że po powrocie nie będzie chciała piersi, ale nie było z tym problemu. W karmieniu najprzyjemniejsze jest jak dziecko jedząc patrzy na mamę tymi swoimi pięknymi niebieskimi oczkami.

  55. Diana Sawa-Guja says:

    Witam,
    Jako mama czteromiesięcznego synka mogę powiedzieć, że początki mojego karmienia nie były aż tak ciężkie jak się czasem czyta. Owszem wiadomo – pierwsze dziecko mogą być problemy… i były. Na początku w szpitalu miałam problem przystawić maluszka do piersi, a położne w szpitalu jak zwykle sfochowane. Przychodziły, brały główkę dziecka i moją pierś, rach, ciach i dziecko przystawione. Zanim zdażyłam się odezwać już znikały za drzwiami. A gdzie jakieś wytłumaczenie czy dobra rada, bym nie musiała ponownie wołać o pomoc? Na szczęście Albert szybko załapał o co chodzi i się ładnie przysysał. Coś jednak było nie tak, bo dużo stracił na wadze w szpitalu i słabo to nadrabiał. Laktator, który kupiłam z nadzieją, że się jednak nie przyda – nic nie wyciągał ze mnie. Próbowałam nim stymulować piersi, ale bardziej bolało niż samo karmienie. W szpitalu synek był dokarmiany za pomocą strzykawki (szpital nie podawał butelek), a po miesiącu zaczęliśmy to robić w domu butelką, gdy okazało się, że synek jest poza 3 centylem na niektórych siatkach. Od tamtej pory dostaje raz dziennie butelkę z mleczkiem modyfikowanym, bo nadal moje piersi nie mogą wyprodukować zapasu mleczka pomimo częstego karmienia lub są laktatooporne – dwa wypróbowałam i nadal słabo. Trwa to już 3 miesiąc i nie mamy problemu z przystawianiem do piersi. Jakoś smoczek nie zaburzył tego odruchu jak to wszędzie straszą. Mamy taki nie zaburzający ssania. Nikt też się nie przyczepił co ze mnie za matka, a niektórzy znajomi to nawet sami zalecali dokarmianie z różnych innych powodów. A teraz synek przybiera na wadze, a ja jestem przez to spokojniejsza i szczęśliwsza, a jak go karmię butelką to też mi to sprawia przyjemność. I tata też już chociaż raz dziennie może wziąć w tym udział. Jeden problem mniej z głowy 🙂 Na razie cieszymy się z karmienia piersią i jesteśmy wdzięczni za każdy dzień i kolejny tydzień. Byle jak najdłużej, a minimum upragnione 6 miesięcy.
    Jesli chodzi ogólnie o macierzyństwo to ciężko było po powrocie do domu ze szpitala. Dziecko bardzo mało spało (nie tak jak pisali o tym w książkach 😉 i dużo płakało, a ja razem z nim. Nie wiedziałam o co chodzi. Jak mu pomóc. Położna mówiła by smoczka nie dawać przez pierwszy miesiąc życia dziecka, bo może zaburzyć ssanie piersi. Nie wytrzymałam jednak i po 2 tygodniach dostał smoczka, który kupiłam i tak miesiąc przed porodem. Dla własnej uciechy kupiłam smoczki Lovi, bo bardzo mi się podobały te wzory. I trochę się po nich poprawiło. Dziecko jest spokojniejsze. Może sobie troszkę coś possać, a moja obecność nie jest obowiazkowa 24h na dobę 7 dni w tygodniu. Smoczusia dostaje przed spaniem i na spacerkach. Problemy z zasypianiem nadal zostały, ale to już inny temat.

  56. Diana Sawa-Guja says:

    Witam,
    Jako mama czteromiesięcznego synka mogę powiedzieć, że początki mojego karmienia nie były aż tak ciężkie jak się czasem czyta. Owszem wiadomo – pierwsze dziecko mogą być problemy… i były. Na początku w szpitalu miałam problem przystawić maluszka do piersi, a położne w szpitalu jak zwykle sfochowane. Przychodziły, brały główkę dziecka i moją pierś, rach, ciach i dziecko przystawione. Zanim zdażyłam się odezwać już znikały za drzwiami. A gdzie jakieś wytłumaczenie czy dobra rada, bym nie musiała ponownie wołać o pomoc? Na szczęście Albert szybko załapał o co chodzi i się ładnie przysysał. Coś jednak było nie tak, bo dużo stracił na wadze w szpitalu i słabo to nadrabiał. Laktator, który kupiłam z nadzieją, że się jednak nie przyda – nic nie wyciągał ze mnie. Próbowałam nim stymulować piersi, ale bardziej bolało niż samo karmienie. W szpitalu synek był dokarmiany za pomocą strzykawki (szpital nie podawał butelek), a po miesiącu zaczęliśmy to robić w domu butelką, gdy okazało się, że synek jest poza 3 centylem na niektórych siatkach. Od tamtej pory dostaje raz dziennie butelkę z mleczkiem modyfikowanym, bo nadal moje piersi nie mogą wyprodukować zapasu mleczka pomimo częstego karmienia lub są laktatooporne – dwa wypróbowałam i nadal słabo. Trwa to już 3 miesiąc i nie mamy problemu z przystawianiem do piersi. Jakoś smoczek nie zaburzył tego odruchu jak to wszędzie straszą. Mamy taki nie zaburzający ssania. Nikt też się nie przyczepił co ze mnie za matka, a niektórzy znajomi to nawet sami zalecali dokarmianie z różnych innych powodów. A teraz synek przybiera na wadze, a ja jestem przez to spokojniejsza i szczęśliwsza, a jak go karmię butelką to też mi to sprawia przyjemność. I tata też już chociaż raz dziennie może wziąć w tym udział. Jeden problem mniej z głowy 🙂 Na razie cieszymy się z karmienia piersią i jesteśmy wdzięczni za każdy dzień i kolejny tydzień. Byle jak najdłużej, a minimum upragnione 6 miesięcy.
    Jesli chodzi ogólnie o macierzyństwo to ciężko było po powrocie do domu ze szpitala. Dziecko bardzo mało spało (nie tak jak pisali o tym w książkach 😉 i dużo płakało, a ja razem z nim. Nie wiedziałam o co chodzi. Jak mu pomóc. Położna mówiła by smoczka nie dawać przez pierwszy miesiąc życia dziecka, bo może zaburzyć ssanie piersi. Nie wytrzymałam jednak i po 2 tygodniach dostał smoczka, który kupiłam i tak miesiąc przed porodem. Dla własnej uciechy kupiłam smoczki Lovi, bo bardzo mi się podobały te wzory. I trochę się po nich poprawiło. Dziecko jest spokojniejsze. Może sobie troszkę coś possać, a moja obecność nie jest obowiazkowa 24h na dobę 7 dni w tygodniu. Smoczusia dostaje przed spaniem i na spacerkach. Problemy z zasypianiem nadal zostały, ale to już inny temat.

  57. Jagoda Łączna says:

    Witaj, piękna historia, jak każda zwiazana z przyjściem na świat nowego życia i nawiązywaniem relacji między matką a dzieckiem. Moja historia jest taka, że oczekując pierwszego dziecka – córeczki kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać najpierw po porodzie a potem właśnie po karmieniu, tej więzi jaka się wtedy rodzi między dzidziusiem a mamą. Koleżanki straszyły ogromnym bólem piersi, pogryzionymi sutkami, stanami zapalnymi z gorączka… ja na szczęście miałam tak wspaniałą, doświadczoną położną której rady okazały się być na wagę złota. Była to położna, która pomagała również mojej mamie gdy ja się urodziłam a więc z ogromnym stażem pracy. Dzięki niej karmienie piersią już od pierwszych chwil było czystą przyjemnością podczas gdy inne pacjentki jeszcze będąc w szpitalu już walczyły z popękanymi brodawkami. Co prawda moja Zosia bardzo wolno przybierała na wadze i po 3 miesiącach zdecydowałam o przejściu na mleko modyfikowane. Było mi przykro z tego powodu ponieważ chciałam o wiele dłużej karmić córkę naturalnie. Mimo to początki macierzyństwa wspominam z ogromnym sentymentem i jako te najpiękniejsze chwile w życiu, kiedy maluszek zasypia a ty zamiast wykorzystać wolną chwilę i w tym czasie coś zrobić to po prostu stajesz nad dzieckiem lub kładziesz się obok, żeby po prostu popatrzeć jak śpi, bo wiesz, że już nigdy nie będzie takie małe. Dziś z niecierpliwością czekam na drugą córeczkę i już jestem przekonana, że będzie dokładnie tak samo ☺

  58. Jagoda Łączna says:

    Witaj, piękna historia, jak każda zwiazana z przyjściem na świat nowego życia i nawiązywaniem relacji między matką a dzieckiem. Moja historia jest taka, że oczekując pierwszego dziecka – córeczki kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać najpierw po porodzie a potem właśnie po karmieniu, tej więzi jaka się wtedy rodzi między dzidziusiem a mamą. Koleżanki straszyły ogromnym bólem piersi, pogryzionymi sutkami, stanami zapalnymi z gorączka… ja na szczęście miałam tak wspaniałą, doświadczoną położną której rady okazały się być na wagę złota. Była to położna, która pomagała również mojej mamie gdy ja się urodziłam a więc z ogromnym stażem pracy. Dzięki niej karmienie piersią już od pierwszych chwil było czystą przyjemnością podczas gdy inne pacjentki jeszcze będąc w szpitalu już walczyły z popękanymi brodawkami. Co prawda moja Zosia bardzo wolno przybierała na wadze i po 3 miesiącach zdecydowałam o przejściu na mleko modyfikowane. Było mi przykro z tego powodu ponieważ chciałam o wiele dłużej karmić córkę naturalnie. Mimo to początki macierzyństwa wspominam z ogromnym sentymentem i jako te najpiękniejsze chwile w życiu, kiedy maluszek zasypia a ty zamiast wykorzystać wolną chwilę i w tym czasie coś zrobić to po prostu stajesz nad dzieckiem lub kładziesz się obok, żeby po prostu popatrzeć jak śpi, bo wiesz, że już nigdy nie będzie takie małe. Dziś z niecierpliwością czekam na drugą córeczkę i już jestem przekonana, że będzie dokładnie tak samo ☺

  59. Marcelina mama Martynki says:

    Będąc w ciąży nie mogłam sie doczekać chwili, której będę mogła przytulić do piersi swoje maleństwo. Wyobrażałam sobie jak to będzie wyglądać, myślałam że to będzie takie proste bo co to nakarmić piersią dziecko, ale wszystko wyglądało inaczej…..
    Zaraz po porodzie córeczka nie chciała jeść ale to nie z jakiegoś poważnego powodu – widocznie nie była głodna. Ja oczywiście już zaczęłam się martwić i dobierać do głowy różne myśli że coś jest nie tak – jak to młoda mama. Później było już dobrze, córeczka jadła a dla mnie było to coś wspaniałego aż do momentu gdy wyszłyśmy ze szpitala do domu. Nikt mi nie pokazał jak należy prawidłowo przystawiać dziecko do piersi, wiadomo dużo się wcześniej na ten temat naczytałam ale wiedza a praktyka to nie to samo. Po 5 dniach karmienie piersią było dla mnie koszmarem. Każde przystawienie córeczki do piersi sprawiało mi okropny ból, moje brodawki były tak poranione że jakbym o coś zachaczyła to bym je oderwała.
    Do tego depresja poporodowa tzw. Baby blues i jeszcze brak wsparcia ze strony męża ;(
    Podsumowując – Jeden wielki koszmar!!!!
    Mąż nie chciał mi wierzyć że karmienie piersią aż tak mnie bolalo, uwarzał że przesadzam a przy każdym karmieniu łzy same leciały. Do chwili aż zobaczył w jakim stanie mam piersi, wtedy się przestraszył i w końcu usłyszałam „jak ci mogę pomóc?”. Jedynym wyjsciem był laktator żeby nie przystawiać Niuni do piersi a rana mogła się zagoić. Mąż kupił laktator ale…. o Matko co to on kupił… taki badziew że szok….!!! Ale trudno musialam odciągać mleko… Co się namęczyłam – 40 ml oddciagnęłam w 1,5h. Prawa pierś bardzo szybko się zagoiła chyba w 1 dzień gorzej było z lewą. Raz sobie pomyślałam „nakarmię dziecko i jak pójdzie spać odciagnę mleko tak na wszelki wypadek” i znowu….. spędziłam 2 godziny zeby odciągnąć…. uwaga….. 45 ml. I tak mleko wstawiłam do lodówki. Nadszedł wieczór i córeczka zaczęła płakać z głodu. Przystawiłam ja do prawej piersi ona ssie i nagle płacz jakby mleka nie było próbuje dalej a tu nadal nic. Dziecko płacze a tu mleka nie ma. Ale chwila… mleko mam w lodówce i mówię do męża „leć do kuchni w lodówce jest mleko podgrzej i przynieś”. Mąż poszedł a ja próbowałam uspokoić córeczkę. Za chwilkę przychodzi mąż i mówi że mleka nie będzie. Jak to? Dlaczego? Z tych nerwów że dziecko bardzo płakało mąż włożył mleko do mikrofalówku i na najwyższych obrotach to mleko wykipialo. Ja się załamałam tyle czasu poswiecilam zeby to mleko odciagnąć…. i co robic dziecko placze a tu nie ma mleka w prawej piersi nie ma mleka w butelce wiec musialam przystawic malenstwo do lewej piersi tego bolu nie zapomne nigdy.
    Później miałam dość karmienia bo córka wołała ciągle jeść…. że przy cycku najlepiej by spędziła 24h/7 aż miałam ochotę to przerwać… ale później jakoś się to samo zmieniło a teraz….
    Teraz to jest bajka 🙂 karmienie to sama przyjemność i cieszę się że wtedy nie przerwałam karmienia.
    Podsumowując moje początki karmienia to jeden wielki koszmar- ból, płacz, depresja, ale dla takiego maleństwa można wszystko zrobić i wszystko przetrwać 🙂

  60. Marcelina mama Martynki says:

    Będąc w ciąży nie mogłam sie doczekać chwili, której będę mogła przytulić do piersi swoje maleństwo. Wyobrażałam sobie jak to będzie wyglądać, myślałam że to będzie takie proste bo co to nakarmić piersią dziecko, ale wszystko wyglądało inaczej…..
    Zaraz po porodzie córeczka nie chciała jeść ale to nie z jakiegoś poważnego powodu – widocznie nie była głodna. Ja oczywiście już zaczęłam się martwić i dobierać do głowy różne myśli że coś jest nie tak – jak to młoda mama. Później było już dobrze, córeczka jadła a dla mnie było to coś wspaniałego aż do momentu gdy wyszłyśmy ze szpitala do domu. Nikt mi nie pokazał jak należy prawidłowo przystawiać dziecko do piersi, wiadomo dużo się wcześniej na ten temat naczytałam ale wiedza a praktyka to nie to samo. Po 5 dniach karmienie piersią było dla mnie koszmarem. Każde przystawienie córeczki do piersi sprawiało mi okropny ból, moje brodawki były tak poranione że jakbym o coś zachaczyła to bym je oderwała.
    Do tego depresja poporodowa tzw. Baby blues i jeszcze brak wsparcia ze strony męża ;(
    Podsumowując – Jeden wielki koszmar!!!!
    Mąż nie chciał mi wierzyć że karmienie piersią aż tak mnie bolalo, uwarzał że przesadzam a przy każdym karmieniu łzy same leciały. Do chwili aż zobaczył w jakim stanie mam piersi, wtedy się przestraszył i w końcu usłyszałam „jak ci mogę pomóc?”. Jedynym wyjsciem był laktator żeby nie przystawiać Niuni do piersi a rana mogła się zagoić. Mąż kupił laktator ale…. o Matko co to on kupił… taki badziew że szok….!!! Ale trudno musialam odciągać mleko… Co się namęczyłam – 40 ml oddciagnęłam w 1,5h. Prawa pierś bardzo szybko się zagoiła chyba w 1 dzień gorzej było z lewą. Raz sobie pomyślałam „nakarmię dziecko i jak pójdzie spać odciagnę mleko tak na wszelki wypadek” i znowu….. spędziłam 2 godziny zeby odciągnąć…. uwaga….. 45 ml. I tak mleko wstawiłam do lodówki. Nadszedł wieczór i córeczka zaczęła płakać z głodu. Przystawiłam ja do prawej piersi ona ssie i nagle płacz jakby mleka nie było próbuje dalej a tu nadal nic. Dziecko płacze a tu mleka nie ma. Ale chwila… mleko mam w lodówce i mówię do męża „leć do kuchni w lodówce jest mleko podgrzej i przynieś”. Mąż poszedł a ja próbowałam uspokoić córeczkę. Za chwilkę przychodzi mąż i mówi że mleka nie będzie. Jak to? Dlaczego? Z tych nerwów że dziecko bardzo płakało mąż włożył mleko do mikrofalówku i na najwyższych obrotach to mleko wykipialo. Ja się załamałam tyle czasu poswiecilam zeby to mleko odciagnąć…. i co robic dziecko placze a tu nie ma mleka w prawej piersi nie ma mleka w butelce wiec musialam przystawic malenstwo do lewej piersi tego bolu nie zapomne nigdy.
    Później miałam dość karmienia bo córka wołała ciągle jeść…. że przy cycku najlepiej by spędziła 24h/7 aż miałam ochotę to przerwać… ale później jakoś się to samo zmieniło a teraz….
    Teraz to jest bajka 🙂 karmienie to sama przyjemność i cieszę się że wtedy nie przerwałam karmienia.
    Podsumowując moje początki karmienia to jeden wielki koszmar- ból, płacz, depresja, ale dla takiego maleństwa można wszystko zrobić i wszystko przetrwać 🙂

  61. Estera Ad. says:

    Skąd ja to wszystko znam☺ Akurat u mnie przed narodzinami córci nastrój był optymistyczny i pewność, że sobie poradzę. Niestety zaraz na samym początku zaczęły się problemy… mala była takim śpioszkiem, że nie sposób jej było wybudzic do karmienia , a nawet jak mi się to już udało, to po minucie znów odpływała… Po szpitalu juz było lepiej, ale sesje trwały godzinami, bez znaczenia dzień czy noc? ..prawie nie spałam, a mała mimo wszystko nie przybierała jak powinna. Uratowała mnie rada, żeby skrocic czas karmienia, odciągać mleko i po karmieniu podawać jeszcze butlę. I tak co dwie godziny, wiec dalej nie miałam szans się wyspać? żeby jakoś ja uspokoić w międzyczasie podałam smoka, którego przyszykowałam jeszcze przed porodem, ale córcia go wypluwała. Spróbowaliśmy smoczka lovi, który byl w pudełku z próbkami, które dostałam w szpitalu i udało się! Zassała☺a po tygodniu dokarmiania butelką już nauczyła się efektywnie ssać i zaokrągliła się uroczo. Teraz jest już prawie trzymiesięczną dorodną kluseczką. Początki były ekstremalnie trudne, ale jakimś cudem udało nam się przez nie przebrnąć ?

  62. Estera Ad. says:

    Skąd ja to wszystko znam☺ Akurat u mnie przed narodzinami córci nastrój był optymistyczny i pewność, że sobie poradzę. Niestety zaraz na samym początku zaczęły się problemy… mala była takim śpioszkiem, że nie sposób jej było wybudzic do karmienia , a nawet jak mi się to już udało, to po minucie znów odpływała… Po szpitalu juz było lepiej, ale sesje trwały godzinami, bez znaczenia dzień czy noc? ..prawie nie spałam, a mała mimo wszystko nie przybierała jak powinna. Uratowała mnie rada, żeby skrocic czas karmienia, odciągać mleko i po karmieniu podawać jeszcze butlę. I tak co dwie godziny, wiec dalej nie miałam szans się wyspać? żeby jakoś ja uspokoić w międzyczasie podałam smoka, którego przyszykowałam jeszcze przed porodem, ale córcia go wypluwała. Spróbowaliśmy smoczka lovi, który byl w pudełku z próbkami, które dostałam w szpitalu i udało się! Zassała☺a po tygodniu dokarmiania butelką już nauczyła się efektywnie ssać i zaokrągliła się uroczo. Teraz jest już prawie trzymiesięczną dorodną kluseczką. Początki były ekstremalnie trudne, ale jakimś cudem udało nam się przez nie przebrnąć ?

  63. Katarzyna darul says:

    Mogłabym napisać jak jest mi ciężko przy drugim dziecku i ze taki zestaw przydałby mi się bardzo. Napisze nieco inaczej a czy to co napiszę trafi do ciebie nie wiem ale warto spróbować. Mam dwójkę dzieci w tym 4 miesięcznego synka ale zestawu nie chce dla siebie lecz dla koleżanki siostry. Niedawno odwiedziła mnie owa koleżanka wpadając na kawę i ploteczki. O tym ze jej siostra jest w ciąży wiedziałam juz jakiś czas temu. Nie wiedziałam jednak ze sytuacja życiowa tej dziewczyny jest tak poważna. Lena ma 1 stopień upośledzenia i niedługo spodziewa się pierwszego dziecka niestety utrzymuje się tylko ze skromnej renty a ojciec dziecka mało ze się do niego nie przyznaje to jest alkoholikiem. Nie znam jej osobiście ale siostra jej wypowiada się o niej bardzo ciepło. Moim dzieciom niczego nie brakuje ale są tacy ludzie którym warto pomoc. Ja oddałam ciuszki po moim małym synku i resztę tez jej odloze. Zostało mi też pół paczki pampers ów 1 zamiast sprzedać również jej podarowalam. Ja myślę że warto pomagać i dawać trochę swojego ciepła i miłości innym. Nie wiemy co nas spotka za rogiem. Ale zawsze mi się robi miło w sercu gdy pomyślę ze mogłam jej pomóc i pomyślę o lenie przy wigilijnym stole i by jej dziecku niczego nie zabrakło.

  64. Gosia says:

    Witajcie!

    ja już miesiąc wcześniej skapowałam torbę, ponieważ miałam ciąże od początku zagrożoną i spodziewaliśmy się dziecka wcześniej. Jak każda matka przeczytałam tysiące list rzeczy potrzebnych i niepotrzebnych do szpitala i do domu po porodzie. Spakowałam się jednak oszczędnie, ale nieco intuicyjnie przygotowałam w domu drugą torbę rzeczy, które mogą się przydać. Właśnie w niej znalazła się butelka, laktator, większy zestaw pieluch i kilka dodatkowych ubranek.
    Malutka rzeczywiście urodziła się miesiąc przed czasem. Ponieważ zabrano ja na oddział noworodkowy musiałam odciągać mleko i przynosić jej do podana w oddziale. Stad natychmiast okazała się, że druga torba jest niezbędna. Starałam się karmić córkę również prosto z piersi jednak była jeszcze słaba i nie otwierała buziaczka odpowiednio szeroko, a dodatkowo przyklejała języczek do podniebienia. To usilne przystawianie w końcu spowodowało jedne drobne pęknięcie brodawki. Na szczęście na tym się skończyło, ponieważ poszłam po rozum do głowy i postanowiłam karmić Małą po swojemu, nie do końca tak jak kazały położne- żeby przystawić i przystawiać, cały czas i le się da. W ten sposób obie się męczyłyśmy. Owszem potrzeba częstej i efektywnej stymulacji, żeby mleko się pojawiło, jednak dobry laktator da sobie radę.
    Kiedy dostałam Moje Szczęście na oddział położniczy zaczęłyśmy przygodę po mojemu. Odciągałam jej mleko przed karmieniem co 2-3h i odrazu podawałam cieplutkie z butelki. Wiedziałam ile odciągam i ile córcia zjada. To mnie uspokajało, a córeczka się najadała, nie krzyczała i była spokojna. Kilka razy w ciągu dnia przed karmieniem, kiedy było już tyle mleka, że lało się samo strumieniami przystawiałam ją do piersi i dałam jej szansę uczyć się ssać pierś. Sama hartowałam już brodawki laktatorem, następnie smarowałam obficie Maltanem i okładałam zimną kapustą. Pierwsze odciągania laktatorem były równie lub bardziej nieprzyjemne jak ssanie dziecka, jednak chcąc karmić trzeba przejść przez ten etap. W 10 dobie kiedy wychodziłyśmy ze szpitala Malutka ssała już pięknie pierś, a laktator poszedł w odstawkę na wyjątkowe okazje już w domu.
    Ponadto w pierwszej torbie akurat smoczek spakowałam, jednak u nas nie okazał się specjalnie przydatny, ponieważ był za duży i Maja częściej się nim krztusiła. Na pewno jednak warto, go zabrać, ponieważ nawet nam kilka razy się przydał. Pamiętajcie, żeby spakować miseczkę w której będziecie wyparzać smoczek i butelkę oraz płyn do mycia. 😉 Żałuję tylko, że nie miałam lepszej butelki, bo którą posiadałam miała wadę- Małej trochę mleko za szybko leciało i czasem się krztusiła, Lovi Aktywne Sanie powinna być lepsza, wtedy jeszcze nie wiedziałam o jej istnieniu (a ostatnio noszę się z zamiarem kupna, do karmienia kiedy wychodzę- żeby córki w ssaniu nie rozleniwiać).
    Podsumowując moje początki były zachęcające i dość przyjazne, nie bezbolesne, bo to chyba nie możliwe, ale najważniejsze, że obeszło się bez ran, a ja nie miałam problemów z karmieniem po wyjściu ze szpitala. Dodatkowo 0 ran, 0 stresu i tak już cudownie spędzamy czas przy karmieniu od ponad 2 miesięcy. Wiem, że przy drugim dziecku będę robić podobnie. Życzę wszystkim podobnych doświadczeń i pozdrawiam mamy walczące o laktację. Nie dajcie się zwariować i walczcie od dobro Wasze i dziecka! 🙂

  65. Gosia says:

    Witajcie!

    ja już miesiąc wcześniej skapowałam torbę, ponieważ miałam ciąże od początku zagrożoną i spodziewaliśmy się dziecka wcześniej. Jak każda matka przeczytałam tysiące list rzeczy potrzebnych i niepotrzebnych do szpitala i do domu po porodzie. Spakowałam się jednak oszczędnie, ale nieco intuicyjnie przygotowałam w domu drugą torbę rzeczy, które mogą się przydać. Właśnie w niej znalazła się butelka, laktator, większy zestaw pieluch i kilka dodatkowych ubranek.
    Malutka rzeczywiście urodziła się miesiąc przed czasem. Ponieważ zabrano ja na oddział noworodkowy musiałam odciągać mleko i przynosić jej do podana w oddziale. Stad natychmiast okazała się, że druga torba jest niezbędna. Starałam się karmić córkę również prosto z piersi jednak była jeszcze słaba i nie otwierała buziaczka odpowiednio szeroko, a dodatkowo przyklejała języczek do podniebienia. To usilne przystawianie w końcu spowodowało jedne drobne pęknięcie brodawki. Na szczęście na tym się skończyło, ponieważ poszłam po rozum do głowy i postanowiłam karmić Małą po swojemu, nie do końca tak jak kazały położne- żeby przystawić i przystawiać, cały czas i le się da. W ten sposób obie się męczyłyśmy. Owszem potrzeba częstej i efektywnej stymulacji, żeby mleko się pojawiło, jednak dobry laktator da sobie radę.
    Kiedy dostałam Moje Szczęście na oddział położniczy zaczęłyśmy przygodę po mojemu. Odciągałam jej mleko przed karmieniem co 2-3h i odrazu podawałam cieplutkie z butelki. Wiedziałam ile odciągam i ile córcia zjada. To mnie uspokajało, a córeczka się najadała, nie krzyczała i była spokojna. Kilka razy w ciągu dnia przed karmieniem, kiedy było już tyle mleka, że lało się samo strumieniami przystawiałam ją do piersi i dałam jej szansę uczyć się ssać pierś. Sama hartowałam już brodawki laktatorem, następnie smarowałam obficie Maltanem i okładałam zimną kapustą. Pierwsze odciągania laktatorem były równie lub bardziej nieprzyjemne jak ssanie dziecka, jednak chcąc karmić trzeba przejść przez ten etap. W 10 dobie kiedy wychodziłyśmy ze szpitala Malutka ssała już pięknie pierś, a laktator poszedł w odstawkę na wyjątkowe okazje już w domu.
    Ponadto w pierwszej torbie akurat smoczek spakowałam, jednak u nas nie okazał się specjalnie przydatny, ponieważ był za duży i Maja częściej się nim krztusiła. Na pewno jednak warto, go zabrać, ponieważ nawet nam kilka razy się przydał. Pamiętajcie, żeby spakować miseczkę w której będziecie wyparzać smoczek i butelkę oraz płyn do mycia. 😉 Żałuję tylko, że nie miałam lepszej butelki, bo którą posiadałam miała wadę- Małej trochę mleko za szybko leciało i czasem się krztusiła, Lovi Aktywne Sanie powinna być lepsza, wtedy jeszcze nie wiedziałam o jej istnieniu (a ostatnio noszę się z zamiarem kupna, do karmienia kiedy wychodzę- żeby córki w ssaniu nie rozleniwiać).
    Podsumowując moje początki były zachęcające i dość przyjazne, nie bezbolesne, bo to chyba nie możliwe, ale najważniejsze, że obeszło się bez ran, a ja nie miałam problemów z karmieniem po wyjściu ze szpitala. Dodatkowo 0 ran, 0 stresu i tak już cudownie spędzamy czas przy karmieniu od ponad 2 miesięcy. Wiem, że przy drugim dziecku będę robić podobnie. Życzę wszystkim podobnych doświadczeń i pozdrawiam mamy walczące o laktację. Nie dajcie się zwariować i walczcie od dobro Wasze i dziecka! 🙂

  66. bet says:

    Boziuuuuuu wypisz, wymaluj -Wikilistka cała, ja! czytam wpis i niedowierzam. Jakbym widziała siebie, choć nieco inaczej. Moja historia macierzyństwa zaczęła się gdy na teście pojawiły się 2 upragnione kreseczki. Wiedziałam że moje piersi nie są stworzone wprost do karmienia, mianowicie miałam i mam nadal bardzo wklęsłe brodawki (nie mam ich wcale). Ginekolog zalecił zakupić laktator i być przygotowanym że nie będę mogła karmić samoistnie. Walczyłam z tą myślą zakupiłam specjalnie przygotowane nipletki które miały wyciągać brodawki. i tak się działo wyciągały się poczym wciagały. aż przyszedł czas porodu. dwa tygodnie po terminie rozwiązanie cięciem cesarskim. pokarm sie pojawił w 4 dobie. lakatator nie dawał rady ściągać. bardzo małe ilości pokarmu. dzidzia głodna. mama zdesperowana. położna natrętna. aż ukojenie przyniosły butla z mlekiem podawana po kryjomu przed położnymi oraz smoczek. ach co za wspomnienia. Nigdy bym nie pomyślała że smoczek kupiony raczej do ozdoby stanie się numerem jeden!

  67. bet says:

    Boziuuuuuu wypisz, wymaluj -Wikilistka cała, ja! czytam wpis i niedowierzam. Jakbym widziała siebie, choć nieco inaczej. Moja historia macierzyństwa zaczęła się gdy na teście pojawiły się 2 upragnione kreseczki. Wiedziałam że moje piersi nie są stworzone wprost do karmienia, mianowicie miałam i mam nadal bardzo wklęsłe brodawki (nie mam ich wcale). Ginekolog zalecił zakupić laktator i być przygotowanym że nie będę mogła karmić samoistnie. Walczyłam z tą myślą zakupiłam specjalnie przygotowane nipletki które miały wyciągać brodawki. i tak się działo wyciągały się poczym wciagały. aż przyszedł czas porodu. dwa tygodnie po terminie rozwiązanie cięciem cesarskim. pokarm sie pojawił w 4 dobie. lakatator nie dawał rady ściągać. bardzo małe ilości pokarmu. dzidzia głodna. mama zdesperowana. położna natrętna. aż ukojenie przyniosły butla z mlekiem podawana po kryjomu przed położnymi oraz smoczek. ach co za wspomnienia. Nigdy bym nie pomyślała że smoczek kupiony raczej do ozdoby stanie się numerem jeden!

  68. Przyszła Mama Gosia says:

    Właśnie zaczynamy 4mc ciąży z moimi kochanymi bąbelkami. Tak… to będą bliźniaki 🙂 staram się przygotować na ich przyjście jak najlepiej. Dlatego czytam sporo artykułów które pomogą mi się przygotować na ten moment. Zwłaszcza że przy ciąży mnogiej jest spore prawdopodobieństwo że odbędzie się to przez cesarskie cięcie. Twoje rady na pewno przydadzą się do przygotowania wyprawki, którą już powoli zaczęłam kompletować, bo biorę pod uwagę to że pod koniec ciąży będzie mi ciężko,a chcę nacieszyć się tym czasem bo to pierwsza ciąża 🙂 Jeśli udałoby nam się otrzymać takowy zestaw od LOVI na pewno ułatwiłoby nam to kompletowanie podwójnej wyprawki, jednocześnie będę spokojniejsza w pierwszych dniach z maluszami i zaoszczędzi to nam stresu i pozwoli cieszyć się pierwszymi wspólnymi chwilami 🙂 pozdrawiam

  69. Przyszła Mama Gosia says:

    Właśnie zaczynamy 4mc ciąży z moimi kochanymi bąbelkami. Tak… to będą bliźniaki 🙂 staram się przygotować na ich przyjście jak najlepiej. Dlatego czytam sporo artykułów które pomogą mi się przygotować na ten moment. Zwłaszcza że przy ciąży mnogiej jest spore prawdopodobieństwo że odbędzie się to przez cesarskie cięcie. Twoje rady na pewno przydadzą się do przygotowania wyprawki, którą już powoli zaczęłam kompletować, bo biorę pod uwagę to że pod koniec ciąży będzie mi ciężko,a chcę nacieszyć się tym czasem bo to pierwsza ciąża 🙂 Jeśli udałoby nam się otrzymać takowy zestaw od LOVI na pewno ułatwiłoby nam to kompletowanie podwójnej wyprawki, jednocześnie będę spokojniejsza w pierwszych dniach z maluszami i zaoszczędzi to nam stresu i pozwoli cieszyć się pierwszymi wspólnymi chwilami 🙂 pozdrawiam

  70. Justyna Dragon says:

    Witaj!
    Z czysta przyjemnością przeczytałam Twój wpis, nawet kilkakrotnie 🙂 Żałuję tylko, że ten wpis nie pojawił się 3 miesiące temu jak wybierałam się do szpitala. 12 tygodni temu urodziłam córeczkę. Poród wspominam do dzisiaj strasznie. Zwłaszcza, że 4 dni wcześniej na usg wychodziło, że mała waży około 3500, a lekarz zapewniał mnie że i tak waży mniej, a tu się okazuje, że na świat przyszła zdrowa i duża dziewczynka ważąca 4140 i oczywiście poród był SN. Ciężko było mi ją urodzić, gdyby lekarz mi nie pomógł to pewnie nie wiadomo ile bym się męczyła. Ale tu nie o tym chciałam pisać 😛 Początki z karmieniem też nie były ciekawe, mała nie umiała zassać mojej brodawki bo mam je płaskie. Pielęgniarka próbowała mi ją wyciągać, nie pomagało. To mąż przywiózł mi kapturki z zalecenia pielęgniarki. Raz pomogły, a raz nie. Zbawieniem okazał się laktator, na szczęście udało nam się pożyczyć. Gdybym to ja wiedziała na początku, że laktator pomoże mi wyciągnąć brodawkę to ani minuty bym się nie zastanawiała nad jego kupnem. Ale to nie koniec problemów, po powrocie do domu tak mnie zaczęła bolec prawa pierś. Jak ją miałam przystawiać do tej piersi jakby wewnętrznie ona wiedziała, że zaraz będzie ssanie to tak nie miłosiernie mnie bolała, że aż same łzy leciały z oczu. Mąż nie mógł na to patrzeć i kilka krotnie chciał jechać po MM. Ja twardo odmawiałam, mówiąc, że dam rade i tak po jakichś 2 tygodniach przestało boleć, a teraz kiedy mija mojej królewnie 12 tydzień atrakcja zaczęła się z lewą piersią z tym, że tu jest różnica bo mi sam koniuszek przygryzła. Znowu walczę ze sobą, ale nie wiem jak długo to potrwa, myślałam, że jestem bardziej odporniejsza na ból, ale jednak nie. Jestem i tak z siebie dumna, a nie sądziłam, że dam radę ją karmić. Naczytałam się przeróżnych wypowiedzi jakie to cudowne i wspaniałe i wogóle,a tu rzeczywistość okazała się inna.
    P.s. dziękuję ci za ten wpis, oby więcej takim prawdziwych opowieści z życia trafiało do przyszłych mam, aby mogły się przygotować.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Justyna

  71. Justyna Dragon says:

    Witaj!
    Z czysta przyjemnością przeczytałam Twój wpis, nawet kilkakrotnie 🙂 Żałuję tylko, że ten wpis nie pojawił się 3 miesiące temu jak wybierałam się do szpitala. 12 tygodni temu urodziłam córeczkę. Poród wspominam do dzisiaj strasznie. Zwłaszcza, że 4 dni wcześniej na usg wychodziło, że mała waży około 3500, a lekarz zapewniał mnie że i tak waży mniej, a tu się okazuje, że na świat przyszła zdrowa i duża dziewczynka ważąca 4140 i oczywiście poród był SN. Ciężko było mi ją urodzić, gdyby lekarz mi nie pomógł to pewnie nie wiadomo ile bym się męczyła. Ale tu nie o tym chciałam pisać 😛 Początki z karmieniem też nie były ciekawe, mała nie umiała zassać mojej brodawki bo mam je płaskie. Pielęgniarka próbowała mi ją wyciągać, nie pomagało. To mąż przywiózł mi kapturki z zalecenia pielęgniarki. Raz pomogły, a raz nie. Zbawieniem okazał się laktator, na szczęście udało nam się pożyczyć. Gdybym to ja wiedziała na początku, że laktator pomoże mi wyciągnąć brodawkę to ani minuty bym się nie zastanawiała nad jego kupnem. Ale to nie koniec problemów, po powrocie do domu tak mnie zaczęła bolec prawa pierś. Jak ją miałam przystawiać do tej piersi jakby wewnętrznie ona wiedziała, że zaraz będzie ssanie to tak nie miłosiernie mnie bolała, że aż same łzy leciały z oczu. Mąż nie mógł na to patrzeć i kilka krotnie chciał jechać po MM. Ja twardo odmawiałam, mówiąc, że dam rade i tak po jakichś 2 tygodniach przestało boleć, a teraz kiedy mija mojej królewnie 12 tydzień atrakcja zaczęła się z lewą piersią z tym, że tu jest różnica bo mi sam koniuszek przygryzła. Znowu walczę ze sobą, ale nie wiem jak długo to potrwa, myślałam, że jestem bardziej odporniejsza na ból, ale jednak nie. Jestem i tak z siebie dumna, a nie sądziłam, że dam radę ją karmić. Naczytałam się przeróżnych wypowiedzi jakie to cudowne i wspaniałe i wogóle,a tu rzeczywistość okazała się inna.
    P.s. dziękuję ci za ten wpis, oby więcej takim prawdziwych opowieści z życia trafiało do przyszłych mam, aby mogły się przygotować.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Justyna

  72. Alicja Kozub-Podleśny says:

    Pod sam koniec ciąży okropnie się bałam czy sobie poradze z karmieniem, od razu nastawialam się na karmienie naturalne. Na szczęście Małej mój pokarm wystarcza i jest treściwy. Do szpitala zabrałam smoczek, pomimo iż wiedziałam, że Panie Położne bardzo krytykują ten wybór. Jedyną osobą, ktora mnie wsparła była Teściowa. Mój Szkrab od pierwszych dni polubił smoczki właśnie Lovi. Teraz doradzam moim koleżanką aby zabrały smoczek do szpitala. W nocy Maleństwo zaspokaja odruch ssący, a młoda Mama moze choć na chwilę się przespać. Początki zawsze są trudne. Wielokrotnie na samym początku płakałam wraz z Małą bo nie wiedziałam co się dzieje. Ciągle w głowie pojawiały się pytania czy pokarm jest treściwy. Najważniejsze to mieć wsparcie. Mnie mobilizował mąż i obie mamy. Nauczyłam się również iż rady radami, ale słychać trzeba instynktu, on zawsze dobrze podpowie i doradzi.

  73. Alicja Kozub-Podleśny says:

    Pod sam koniec ciąży okropnie się bałam czy sobie poradze z karmieniem, od razu nastawialam się na karmienie naturalne. Na szczęście Małej mój pokarm wystarcza i jest treściwy. Do szpitala zabrałam smoczek, pomimo iż wiedziałam, że Panie Położne bardzo krytykują ten wybór. Jedyną osobą, ktora mnie wsparła była Teściowa. Mój Szkrab od pierwszych dni polubił smoczki właśnie Lovi. Teraz doradzam moim koleżanką aby zabrały smoczek do szpitala. W nocy Maleństwo zaspokaja odruch ssący, a młoda Mama moze choć na chwilę się przespać. Początki zawsze są trudne. Wielokrotnie na samym początku płakałam wraz z Małą bo nie wiedziałam co się dzieje. Ciągle w głowie pojawiały się pytania czy pokarm jest treściwy. Najważniejsze to mieć wsparcie. Mnie mobilizował mąż i obie mamy. Nauczyłam się również iż rady radami, ale słychać trzeba instynktu, on zawsze dobrze podpowie i doradzi.

  74. Agnieszka Sadowska says:

    Początki są trudne… Najtrudniej jest zacząć, no chyba że chodzi o paczkę chipsów lub o lody czekoladowe, ale nie o tym tu mowa… Myślałam że będzie łatwo , no ale co może wiedzieć pierworódka o początkach, gdzie mały ssak najchętniej wisiałby na cycu 24H na dobę, nikt mi o tym nawet nie powiedział, a napewno wiele osób z mojego środowiska przeszłą przez to doświadczenie. Zaczęło się to już w szpitalu, myślałam że mały się nie najada a on po prostu miał taką silną potrzebę ssania, smoczka który na tamten czas miałam nie chciał, po czasie wyszło że nie odpowiadał mu jego kształt, ale zanim do tego doszliśmy to minęło gdzieś koło miesiąca. Potem były kolki które mnie wykańczały do granic możliwości, w dzień mały spał a od godziny 21 do 5 rano płakał… Oj dziewczyny ile to ja się wtedy nasłuchałam że ktoś go „urzekł” itp. A sądzę że mogłam ich uniknąć gdybym miała sprawdzoną butelkę, no ale mąż na tamten czas uważał że po co wydawać niepotrzebnie kasę skoro ze zwykłej też będzie pił… eh faceci… Przeszłam z synem jeszcze przez potrzebę ciągłej bliskości… Najlepiej mu było gdy go nosiłam na rękach, tylko wtedy nie płakał i był spokojny to trwało też dłuższy czas i strasznie mnie męczyło… po tym co przeszłam powiedziałam sobie „nigdy więcej”, ale oczywiście jak synek skończył rok i wszystko już się ładnie ustabilizowało ( przesypiał całe noce, sam potrafił chodzić i się potrafił sam ładnie zabawić) stwierdziłam że chcę drugie dziecko, no ale to wszystko co się działo z Kacprem odbiło swoje piętno też na moim mężu, który nie chciał tak szybko kolejnego malucha, trwało to kolejny rok i tak przed 2 urodzinami naszego synka dowiedziałam się o drugiej ciąży 🙂 Łzy szczęścia popłynęły bo bardzo chciałam w tamtym czasie zajść w ciążę 🙂 i już od samego początku myślałam o rzeczach które ułatwią mi życie przy drugim maluchu… Szukałam odpowiednich smoczków i butelek które przy maluchu pozwolą mi odetchnąć a i tatuś będzie się mógł wykazać… Bo przecież ja też potrzebuję trochę czasu dla siebie 🙂 Kolejny synuś pojawi się na początku stycznia 🙂 dokładniej termin mamy na 3.01.2016 a ja jak dotąd mam tylko smoczek który też nie wiem czy będzie mu odpowiadał. Stwierdziłam że butelki i smoczki zostawie na sam koniec. I super że znalazłam ten konkurs bo może się uda 🙂 A i ja mogłam się podzielić moimi początkami z pierwszym synkiem :)Teraz uzbrajam się z mężem w cierpliwość i oczekujemy na drugiego szkraba, musimy być dobrej myśli 🙂

  75. Agnieszka Sadowska says:

    Początki są trudne… Najtrudniej jest zacząć, no chyba że chodzi o paczkę chipsów lub o lody czekoladowe, ale nie o tym tu mowa… Myślałam że będzie łatwo , no ale co może wiedzieć pierworódka o początkach, gdzie mały ssak najchętniej wisiałby na cycu 24H na dobę, nikt mi o tym nawet nie powiedział, a napewno wiele osób z mojego środowiska przeszłą przez to doświadczenie. Zaczęło się to już w szpitalu, myślałam że mały się nie najada a on po prostu miał taką silną potrzebę ssania, smoczka który na tamten czas miałam nie chciał, po czasie wyszło że nie odpowiadał mu jego kształt, ale zanim do tego doszliśmy to minęło gdzieś koło miesiąca. Potem były kolki które mnie wykańczały do granic możliwości, w dzień mały spał a od godziny 21 do 5 rano płakał… Oj dziewczyny ile to ja się wtedy nasłuchałam że ktoś go „urzekł” itp. A sądzę że mogłam ich uniknąć gdybym miała sprawdzoną butelkę, no ale mąż na tamten czas uważał że po co wydawać niepotrzebnie kasę skoro ze zwykłej też będzie pił… eh faceci… Przeszłam z synem jeszcze przez potrzebę ciągłej bliskości… Najlepiej mu było gdy go nosiłam na rękach, tylko wtedy nie płakał i był spokojny to trwało też dłuższy czas i strasznie mnie męczyło… po tym co przeszłam powiedziałam sobie „nigdy więcej”, ale oczywiście jak synek skończył rok i wszystko już się ładnie ustabilizowało ( przesypiał całe noce, sam potrafił chodzić i się potrafił sam ładnie zabawić) stwierdziłam że chcę drugie dziecko, no ale to wszystko co się działo z Kacprem odbiło swoje piętno też na moim mężu, który nie chciał tak szybko kolejnego malucha, trwało to kolejny rok i tak przed 2 urodzinami naszego synka dowiedziałam się o drugiej ciąży 🙂 Łzy szczęścia popłynęły bo bardzo chciałam w tamtym czasie zajść w ciążę 🙂 i już od samego początku myślałam o rzeczach które ułatwią mi życie przy drugim maluchu… Szukałam odpowiednich smoczków i butelek które przy maluchu pozwolą mi odetchnąć a i tatuś będzie się mógł wykazać… Bo przecież ja też potrzebuję trochę czasu dla siebie 🙂 Kolejny synuś pojawi się na początku stycznia 🙂 dokładniej termin mamy na 3.01.2016 a ja jak dotąd mam tylko smoczek który też nie wiem czy będzie mu odpowiadał. Stwierdziłam że butelki i smoczki zostawie na sam koniec. I super że znalazłam ten konkurs bo może się uda 🙂 A i ja mogłam się podzielić moimi początkami z pierwszym synkiem :)Teraz uzbrajam się z mężem w cierpliwość i oczekujemy na drugiego szkraba, musimy być dobrej myśli 🙂

  76. Wdzięczna mama Paulina :) says:

    Witaj Moniko ! 😀
    Przeczytałam twój wpis 3 razy i dodałam do ulubionych z dopiskiem ”Przeczytaj przed porodem ! ” Mam na imię Paulina i od 3miesięcy jestem mamusią . To moje pierwsze dziecko i bardzo żałuję że nie było wcześniej podobnego wpisu ! Gdybym przeczytała Twój wpis kompletując wyprawkę na pewno nie popełniła bym właśnie takiego samego błędu jak Ty i ja 4 miesiące wcześniej… Miałam cesarkę w 38 tygodniu i oczywiście pokarmu miałam bardzo mało na początku wcale… Położne naciskały aby przystawiać cały czas przystawiać! PIERŚ TYLKO PIERŚĆ ….Moje sutki już po pierwszym dniu zaczęły boleć na drugi dzień były zakrwawione i w strupkach ! Karmiąc płakałam razem z dzieckiem ona z głodu ja z bólu… Nie wspominam tego okresu dobrze. Zamiast cieszyć się ze skarbu jaki właśnie przyszedł na świat ja byłam przerażona ! Chciałam przejść na mm dopóki nie będę mieć pokarmu, lecz inne mamy , położne jak i rodzina od razu mnie skrytykowały … Twierdziły że jak raz spróbuje butelkę to nie weźmie już cysia do buzi.. Teraz wiem że to był błąd. Nie miałam doświadczenia myślałam że to co mówią położne to świętość. Żałuję że nie spotkałam takiej mamy jak Ty wcześniej … Dzięki Tobie i Produktom Lovi , które dopiero poznałam mam szanse gdy przy drugim dziecku ( które już planuje )wszystko będzie inne! Lepsze i łatwiejsze, nie będę musiała się martwić i krzywić na myśl o ponownym karmieniu piersią. I nie poddam się tak łatwo jak wcześniej , trzeba mieć swoje zdanie i zdać się na rady innych mam a nie na słowa położnych którym to i tak później wszystko jedno. A doświadczenie mam jest najważniejsze! Dziękuję Ci za ten post jeszcze raz. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo mi pomogłaś! A przed kolejnym porodem do szpitala na pewno wezmę produkty Lovi o których wspomniałaś . Nie popełnię więcej naszych błędów! Jeśli nie masz nic przeciwko chciałam dodać Twój link na mojego bloga by ten post przeczytało jak najwięcej mam które kompletują wyprawkę by się nie męczyły takjak my 🙂

  77. Wdzięczna mama Paulina :) says:

    Witaj Moniko ! 😀
    Przeczytałam twój wpis 3 razy i dodałam do ulubionych z dopiskiem ”Przeczytaj przed porodem ! ” Mam na imię Paulina i od 3miesięcy jestem mamusią . To moje pierwsze dziecko i bardzo żałuję że nie było wcześniej podobnego wpisu ! Gdybym przeczytała Twój wpis kompletując wyprawkę na pewno nie popełniła bym właśnie takiego samego błędu jak Ty i ja 4 miesiące wcześniej… Miałam cesarkę w 38 tygodniu i oczywiście pokarmu miałam bardzo mało na początku wcale… Położne naciskały aby przystawiać cały czas przystawiać! PIERŚ TYLKO PIERŚĆ ….Moje sutki już po pierwszym dniu zaczęły boleć na drugi dzień były zakrwawione i w strupkach ! Karmiąc płakałam razem z dzieckiem ona z głodu ja z bólu… Nie wspominam tego okresu dobrze. Zamiast cieszyć się ze skarbu jaki właśnie przyszedł na świat ja byłam przerażona ! Chciałam przejść na mm dopóki nie będę mieć pokarmu, lecz inne mamy , położne jak i rodzina od razu mnie skrytykowały … Twierdziły że jak raz spróbuje butelkę to nie weźmie już cysia do buzi.. Teraz wiem że to był błąd. Nie miałam doświadczenia myślałam że to co mówią położne to świętość. Żałuję że nie spotkałam takiej mamy jak Ty wcześniej … Dzięki Tobie i Produktom Lovi , które dopiero poznałam mam szanse gdy przy drugim dziecku ( które już planuje )wszystko będzie inne! Lepsze i łatwiejsze, nie będę musiała się martwić i krzywić na myśl o ponownym karmieniu piersią. I nie poddam się tak łatwo jak wcześniej , trzeba mieć swoje zdanie i zdać się na rady innych mam a nie na słowa położnych którym to i tak później wszystko jedno. A doświadczenie mam jest najważniejsze! Dziękuję Ci za ten post jeszcze raz. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo mi pomogłaś! A przed kolejnym porodem do szpitala na pewno wezmę produkty Lovi o których wspomniałaś . Nie popełnię więcej naszych błędów! Jeśli nie masz nic przeciwko chciałam dodać Twój link na mojego bloga by ten post przeczytało jak najwięcej mam które kompletują wyprawkę by się nie męczyły takjak my 🙂

  78. Monika Legierska says:

    Kajtek urodzil sie miesiąc przed terminem i tego nawyku ssania nie mial tak rozwinietego, nie potrafil zlapac piersi i sie najeść, dlatego juz w szpitalu dostalam laktator elektryczny do odciagania. Mimo wszystko chcialam karmic piersia, ale sie nie udalo. Mleko odciagalam laktatorem i podawalam synowi w butelce. Byl to bardzo meczacy okres, bo moj cotrzygodzinny rytual karmienia i przebierania wzbogadzic sie jeszcze o pol godziny odciagania piersi. Po trzech miesiacach zrezygnowałam i przeszlismy na mleko modyfikowane

  79. Monika Legierska says:

    Kajtek urodzil sie miesiąc przed terminem i tego nawyku ssania nie mial tak rozwinietego, nie potrafil zlapac piersi i sie najeść, dlatego juz w szpitalu dostalam laktator elektryczny do odciagania. Mimo wszystko chcialam karmic piersia, ale sie nie udalo. Mleko odciagalam laktatorem i podawalam synowi w butelce. Byl to bardzo meczacy okres, bo moj cotrzygodzinny rytual karmienia i przebierania wzbogadzic sie jeszcze o pol godziny odciagania piersi. Po trzech miesiacach zrezygnowałam i przeszlismy na mleko modyfikowane

  80. BeataW says:

    Dzień porodu to miał być najszcześliwszy dzień mojego życia. Zaczęło się sie dobrze, szybkie skurcze, rozwarcie po trzech godzinach. Położna przebiła pecherz plodowy tetno dziecka zaczelo zanikac. I wtedy zaczal sie koszmar. Dezyzja lekarza cesarskie cięcie. Po 20 minutach bylo juz po wszystkim. Ale gdzie jest moje dziecko pytalam wszystkich dlaczego nie placze. Nikt nie chciał mi nic powiedziec, leżałam na stole i plakalam. Po 20 minutach przyszedl lekarz i powiedział ze mam córeczkę ale nie moga mi jej przyniesc bo jej stan jest ciężki. Nie mogła sama oddychac miala podawany tlen do tego zspalenie pluc, niedotlenienie i podejrzenie zamartwicy. Plakalam caly czas. Mąż byl ze mna jak zaczynałam rodzic a potem pstrzyl jak lekarze walcza o życie naszej córeczki wyczekanej po szesciu latach małżeństwa. Pojechalam na sale poporodowa, leżałam tam ze szczesliwymi mamami ktore miały przy sobie swoje pociechy. Koszmar. Przyszedł lekarz- decyzja- mysimy zawieźć Małą do krakowa ( od naszego domu to jakies 200 km). Pierwszy raz zobaczylam swoje dziecko na zywo po tygodniu jak wyszlam ze szpitala i pojechalismy z mezem do niej do krakowa. Caly tydzien w szpitalu pobudzalam laktacje laktatorem albo rekami. Zciagalam po 5ml a moj maz codziennie zawozil córeczce moj pokarm. Jak pojechalismy do krakowa zeby byc z naszą mala kruszynka mialam juz taki nawal pokarmu ze ciagle mialam mokra bielizne i koszulki bo nie nadazalam zmieniac wkladek. Pierwsze spotkanie z dzieckiem pierwsze karmienie emocje byly ogromne. Oczywiście mala nie chciala ssac przyzwyczaila sie do butelki i do smoczka wiec dalej sciagalam pokarm żeby jadla moj. Po twoch tygodniach wrocilismy wszyscy razem do domu i to byl najszcześliwszy dzień w naszym zyciu. Po ok tygodniu cierpliwosci córeczka zaczęła sama jeść z piersi i tak juz mija nam 5 miesiąc. A teraz musze ja uczyc jesc z butelki bo wogole nie chce i smoczka tez nie chce. Ale po malu damy rade.

  81. BeataW says:

    Dzień porodu to miał być najszcześliwszy dzień mojego życia. Zaczęło się sie dobrze, szybkie skurcze, rozwarcie po trzech godzinach. Położna przebiła pecherz plodowy tetno dziecka zaczelo zanikac. I wtedy zaczal sie koszmar. Dezyzja lekarza cesarskie cięcie. Po 20 minutach bylo juz po wszystkim. Ale gdzie jest moje dziecko pytalam wszystkich dlaczego nie placze. Nikt nie chciał mi nic powiedziec, leżałam na stole i plakalam. Po 20 minutach przyszedl lekarz i powiedział ze mam córeczkę ale nie moga mi jej przyniesc bo jej stan jest ciężki. Nie mogła sama oddychac miala podawany tlen do tego zspalenie pluc, niedotlenienie i podejrzenie zamartwicy. Plakalam caly czas. Mąż byl ze mna jak zaczynałam rodzic a potem pstrzyl jak lekarze walcza o życie naszej córeczki wyczekanej po szesciu latach małżeństwa. Pojechalam na sale poporodowa, leżałam tam ze szczesliwymi mamami ktore miały przy sobie swoje pociechy. Koszmar. Przyszedł lekarz- decyzja- mysimy zawieźć Małą do krakowa ( od naszego domu to jakies 200 km). Pierwszy raz zobaczylam swoje dziecko na zywo po tygodniu jak wyszlam ze szpitala i pojechalismy z mezem do niej do krakowa. Caly tydzien w szpitalu pobudzalam laktacje laktatorem albo rekami. Zciagalam po 5ml a moj maz codziennie zawozil córeczce moj pokarm. Jak pojechalismy do krakowa zeby byc z naszą mala kruszynka mialam juz taki nawal pokarmu ze ciagle mialam mokra bielizne i koszulki bo nie nadazalam zmieniac wkladek. Pierwsze spotkanie z dzieckiem pierwsze karmienie emocje byly ogromne. Oczywiście mala nie chciala ssac przyzwyczaila sie do butelki i do smoczka wiec dalej sciagalam pokarm żeby jadla moj. Po twoch tygodniach wrocilismy wszyscy razem do domu i to byl najszcześliwszy dzień w naszym zyciu. Po ok tygodniu cierpliwosci córeczka zaczęła sama jeść z piersi i tak juz mija nam 5 miesiąc. A teraz musze ja uczyc jesc z butelki bo wogole nie chce i smoczka tez nie chce. Ale po malu damy rade.

  82. Magdalena Branicka-Kuraszkiewi says:

    Jeszcze nie mam doświadczenia, bo dzieciątka
    spodziewam się dopiero w styczniu. Ale jestem zdania, że to matka ma prawo decydować i nie powinna być za to oceniana. Bo tylko ona wie co dla niej i jej dziecka jest najlepsze. Niestety jest wiele mitów, które często są przekazywane wraz z modą…

  83. Magdalena Branicka-Kuraszkiewi says:

    Jeszcze nie mam doświadczenia, bo dzieciątka
    spodziewam się dopiero w styczniu. Ale jestem zdania, że to matka ma prawo decydować i nie powinna być za to oceniana. Bo tylko ona wie co dla niej i jej dziecka jest najlepsze. Niestety jest wiele mitów, które często są przekazywane wraz z modą…

  84. AgaTka Czupryn says:

    W 100% Prawdziwa i Najszczesliwsza Mama zostanę w Kwietniu Mała Księżniczka Wiktoria wybrała termin akurat na swieta:).
    Jeśli chodzi o karmienie to chciałabym i marzę aby wszystko poszło bez dużego bólu,Nie jestem doświadcZona i Moje pytania na temat karmienia i decyzji wybrania skoczków kieruje do każdej znajomej mamy. Aktualnie jestem w 23 tygodniu ciąży i zaczynamy wraz z Mężem zakup wyprawki dla Córeczki,kiedy chodziłam po sklepach oglądałam buteleczki smoczki laktatory w pierwszej chwili spojrzałam na produkty LOVI sam wygląd i to że koleżanki polecają Mi tą firmę sprawiło że jestem przekonana w 100% na zakup butelek i akcesori.Mam ogromną nadzieję że naszej córce przypadnie do gustu każdy smoczek i buteleczki firmy LOVI 🙂 A Ja bede zadowolona z dobrego wyyboru młodą MAMA :))

  85. AgaTka Czupryn says:

    W 100% Prawdziwa i Najszczesliwsza Mama zostanę w Kwietniu Mała Księżniczka Wiktoria wybrała termin akurat na swieta:).
    Jeśli chodzi o karmienie to chciałabym i marzę aby wszystko poszło bez dużego bólu,Nie jestem doświadcZona i Moje pytania na temat karmienia i decyzji wybrania skoczków kieruje do każdej znajomej mamy. Aktualnie jestem w 23 tygodniu ciąży i zaczynamy wraz z Mężem zakup wyprawki dla Córeczki,kiedy chodziłam po sklepach oglądałam buteleczki smoczki laktatory w pierwszej chwili spojrzałam na produkty LOVI sam wygląd i to że koleżanki polecają Mi tą firmę sprawiło że jestem przekonana w 100% na zakup butelek i akcesori.Mam ogromną nadzieję że naszej córce przypadnie do gustu każdy smoczek i buteleczki firmy LOVI 🙂 A Ja bede zadowolona z dobrego wyyboru młodą MAMA :))

  86. Joanna Dąbrowska says:

    U mnie wyglądało to dokładnie tak jak to odpisałaś..syna rodziłam prawie 3 lata temu nie miałam w torbie ani butelki ani laktatora..poród zakończył się cc..pierwsze pyt o 23 po porodzie do mojego męża czy ma butelkę? A my ze nie..i była afera..syna dostałam o 6 rano Pani polozna stwierdziła że już nakarmiony nie miałam możliwości dać mu swojego mleka..ale się uparlam nikt nie pokazał mi co i jak a po cc byłam jeszcze bardzo ograniczona ruchowo..nie wiedziałam że pokarm dopiero może się pojawić po jakimś czasie więc trzymałam tego synka przy piersi non stop a on biedny ssal i nic nie leciało..zaczął sporo spadać z wagi ja rwalam włosy z głowy od lekarza usłyszałam że mam syna przestawić ma mm jeśli chcemy wyjść do domu..no więc się zgodziłam a w drodze do domu pierwsze co to kupiłam puszkę mleka..próbowałam dalej w domu piersia krew lala się z brodawek synek krzyczał bardzo chyba z glodu..nie wiem i tak skończyło się karmienie piersią..teraz jestem w drugiej ciąży rodzi na przełomie stycznia i lutego mam już butelkę laktator i smoczki spakowane do torby i wiem ze zrobię wszystko żeby moja córka dostawała moje mleko..szpital do porodu też wybrałam taki żeby od razu po cc dostać córkę do piersi a nie dopiero po 12 godz..wierzę że teraz nam się uda i będzie to dla mnie piękne doświadczenie 🙂

  87. Joanna Dąbrowska says:

    U mnie wyglądało to dokładnie tak jak to odpisałaś..syna rodziłam prawie 3 lata temu nie miałam w torbie ani butelki ani laktatora..poród zakończył się cc..pierwsze pyt o 23 po porodzie do mojego męża czy ma butelkę? A my ze nie..i była afera..syna dostałam o 6 rano Pani polozna stwierdziła że już nakarmiony nie miałam możliwości dać mu swojego mleka..ale się uparlam nikt nie pokazał mi co i jak a po cc byłam jeszcze bardzo ograniczona ruchowo..nie wiedziałam że pokarm dopiero może się pojawić po jakimś czasie więc trzymałam tego synka przy piersi non stop a on biedny ssal i nic nie leciało..zaczął sporo spadać z wagi ja rwalam włosy z głowy od lekarza usłyszałam że mam syna przestawić ma mm jeśli chcemy wyjść do domu..no więc się zgodziłam a w drodze do domu pierwsze co to kupiłam puszkę mleka..próbowałam dalej w domu piersia krew lala się z brodawek synek krzyczał bardzo chyba z glodu..nie wiem i tak skończyło się karmienie piersią..teraz jestem w drugiej ciąży rodzi na przełomie stycznia i lutego mam już butelkę laktator i smoczki spakowane do torby i wiem ze zrobię wszystko żeby moja córka dostawała moje mleko..szpital do porodu też wybrałam taki żeby od razu po cc dostać córkę do piersi a nie dopiero po 12 godz..wierzę że teraz nam się uda i będzie to dla mnie piękne doświadczenie 🙂

  88. Pauliś Olszewska says:

    Wspominam to cuuuudownie ? ale mała dostała smoczek w pierwszej dobie bo nie było opcji innej, nie chciała leżeć w inkubatorku. Swoje kryzysy laktacyjjne miałyśmy ale że dzielne z nas babki to pokanałyśmy je i tak już w trwamy w tym cycoholiźmie 10 msc 🙂 Dopiero od niedawna moge wychodzić sama bez małej :p najpierw tatuś był daleko od domu, później dostawał paraliżu na samą myśl że zostaja sami, gdy chciał już zostać to niunia miała go w nosie ?? ale teraz już zostają i żyć bez siebie nie mogą.
    Mimo że od 10 msc służe jako bar mleczny, mam małą „kule” u nogi, jestem workiem do bicia i gryzienia jak coś boli, to kocham ten stan i te małe cudowne stupki które właśnie śpią obok mnie i nie wiedzą że dziś zostają z tata na 3 godz bo mama idzie się zrelaksować ????
    Jestem MAMA i KOCHAM to !!! ???

  89. Pauliś Olszewska says:

    Wspominam to cuuuudownie ? ale mała dostała smoczek w pierwszej dobie bo nie było opcji innej, nie chciała leżeć w inkubatorku. Swoje kryzysy laktacyjjne miałyśmy ale że dzielne z nas babki to pokanałyśmy je i tak już w trwamy w tym cycoholiźmie 10 msc 🙂 Dopiero od niedawna moge wychodzić sama bez małej :p najpierw tatuś był daleko od domu, później dostawał paraliżu na samą myśl że zostaja sami, gdy chciał już zostać to niunia miała go w nosie ?? ale teraz już zostają i żyć bez siebie nie mogą.
    Mimo że od 10 msc służe jako bar mleczny, mam małą „kule” u nogi, jestem workiem do bicia i gryzienia jak coś boli, to kocham ten stan i te małe cudowne stupki które właśnie śpią obok mnie i nie wiedzą że dziś zostają z tata na 3 godz bo mama idzie się zrelaksować ????
    Jestem MAMA i KOCHAM to !!! ???

  90. Agnieszka Kubak says:

    Moje początki macierzyństwa kojarzą mi się gównie z presją karmienia piersią niestety. W szpitalu Boguś (2.5 roku) nie potrafił się przyssac do mojej płaskiej brodawki a jak już po pewnym czasie się przyssał to płakał z powodu kolek. Podczas karmienia łykał sporo powietrza. Przez następne 5 tyg wisiał przy piersi, bo bałam się mu podać smoczek. Przecież mógłby upośledzić mu umiejętność prawidłowego ssania. Efektem tego były moje śniadania jadane o 15stej po południu. Po pięciu tygodniach spróbowaliśmy ze smoczkiem i wszystko zmieniło się na lepsze. Przy drugim dziecku, które teraz ma 4 miesiące (Ignacy) smoczek podałam tuż po wyjściu ze szpitala, gdyż wiedziałam i umiałam rozpoznać kiedy jest głodny a kiedy chce sobie possać po prostu. Wyluzowałam. Nie mam już tej presji. Karmię piersią ale nie wiem jak długo. Jak pokarmie do roku czasu to będzie super ale jak pokarmie jeszcze z miesiąc to też nie będę płakać. Jak mam kryzysy laktacyjne to nie przeżywam tylko więcej piję i nie boję się podać dziecku mleka modyfikowanego jak jest głodne. Przecież nie będę go głodzić. Gdy wiedziałam, że przestałam produkować pokarm przy karmieniu Bogusia to wpadłam nieomal w depresje ale teraz wiem, że bycie dobrą matką nie oznacza tylko i wyłącznie karmienia piersią. Także chill out mom!!!!

  91. Zancia says:

    Samo tryskac *

  92. Zancia says:

    Samo tryskac *

  93. Zancia says:

    Mnie też bardzo bolały pogryzione sutki, mimo to prawie cały czas spędzala na ssaniu piersi. W szpitalu pielęgniarki mówiły na trzeci dzień to jest wysyp mleka ze dla dziecka będzie za dużo. W końcu na trzeci dzień mleka też tyle co kot na płakał, dopiero gdy przyszłam do domu i zaczęłam ściągać mleko laktatorem elektrycznym, naszedl mi pokarm i to nawet 60ml. Kupiłam latktator bo każdy mówił będziesz mieć tyle mleka żeby piersi nie bolały to trzeba ściągnąć mleko. A u mnie na odwrót żeby nie laktator to bym go wcale nie miała. W szpitalu też zaczęłam dawać dziecku smoczek. Jestem zadowolona z laktatora i smoczka lovi, jednak z butelki nie jestem zadowolona. Gdy przechylam butelkę do buzi dziecka mleko samochód tryska dziecko nie zdąży połknąc mleka i dlawi się. Cena też dwa razy wyższa od podobnych produktów

  94. Zancia says:

    Mnie też bardzo bolały pogryzione sutki, mimo to prawie cały czas spędzala na ssaniu piersi. W szpitalu pielęgniarki mówiły na trzeci dzień to jest wysyp mleka ze dla dziecka będzie za dużo. W końcu na trzeci dzień mleka też tyle co kot na płakał, dopiero gdy przyszłam do domu i zaczęłam ściągać mleko laktatorem elektrycznym, naszedl mi pokarm i to nawet 60ml. Kupiłam latktator bo każdy mówił będziesz mieć tyle mleka żeby piersi nie bolały to trzeba ściągnąć mleko. A u mnie na odwrót żeby nie laktator to bym go wcale nie miała. W szpitalu też zaczęłam dawać dziecku smoczek. Jestem zadowolona z laktatora i smoczka lovi, jednak z butelki nie jestem zadowolona. Gdy przechylam butelkę do buzi dziecka mleko samochód tryska dziecko nie zdąży połknąc mleka i dlawi się. Cena też dwa razy wyższa od podobnych produktów

  95. Beata Janoszek says:

    Moje początki karmienia – o zgrozo. Przy pierwszym dziecku tak jak i Ty przechodzilam ciężkie chwile, poranione sutki, krew, okropny ból nawet podczas kąpieli, która powinna być relaksująca. Ogromna chęć karmienia piersią połączona z brakiem wiedzy, doświadczenia i co najgorsze z brakiem pomocy od osób, które pomóc powinny. W szpitalu położne, które powinny pomóc jako młodej nie doświadczonej matce pocieszały, że nie jest mi pisane karmienie piersią. Nie jest pisane? Napisać można książkę ale na temat tego jak nie poddać się w takiej sytuacji bo przecież jest tyle sposobów i powodow, tyle porad żeby się nie poddać a ja nie ich nie znałam… niestety. Bardzo ciężko było mi się z tym pogodzić, pokarm znikł w mgnieniu oka a ja nie wiedząc, że laktację trzeba „uruchomić” puściłam swoje wielkie marzenia w niepamięć, marzenia o karmieniu piersią i spędzania w ten piękny sposób wielu chwil miłości i bliskości z swoim maluszkiem.
    Na szczęście dostałam drugą szansę, po siedmiu latach urodziłam kolejnego syna, przygotowywałam się całą ciążę, edukowałam na temat karmienia piersią, na tenat laktacji oraz znalazlam wiele porad żeby się nie poddawać i oto tym razem udało się. Nie pozwoliłam się zbywać opowieściami, że karmienie naturalne nie jest mi pisane, prosiłam uparcie o pomoc położne i tak dzięki ich pomocy i swojej determinacji doszłam do celu, już w pierwszej dobie życia maluszka karmiłam piersią, syn „wisiał” na piersi non stop a ja cieszyłam się, cieszyłam jak mała dziewczynka na widok nowej zabawki, ta rodząca się więź, ta ogromna bliskość z maleństwem, uczucie ogromnej siły i miłości.
    Moj syn niedługo będzie miał 4 miesiące, nadal karmię go piersią i nie zamierzam przestawiać.
    Nie poddawajcie się mamusie w karmieniu swoich pociech piersią, to najlepsza rzecz jaką możecie im dać poza swoją miłością.

  96. Beata Janoszek says:

    Moje początki karmienia – o zgrozo. Przy pierwszym dziecku tak jak i Ty przechodzilam ciężkie chwile, poranione sutki, krew, okropny ból nawet podczas kąpieli, która powinna być relaksująca. Ogromna chęć karmienia piersią połączona z brakiem wiedzy, doświadczenia i co najgorsze z brakiem pomocy od osób, które pomóc powinny. W szpitalu położne, które powinny pomóc jako młodej nie doświadczonej matce pocieszały, że nie jest mi pisane karmienie piersią. Nie jest pisane? Napisać można książkę ale na temat tego jak nie poddać się w takiej sytuacji bo przecież jest tyle sposobów i powodow, tyle porad żeby się nie poddać a ja nie ich nie znałam… niestety. Bardzo ciężko było mi się z tym pogodzić, pokarm znikł w mgnieniu oka a ja nie wiedząc, że laktację trzeba „uruchomić” puściłam swoje wielkie marzenia w niepamięć, marzenia o karmieniu piersią i spędzania w ten piękny sposób wielu chwil miłości i bliskości z swoim maluszkiem.
    Na szczęście dostałam drugą szansę, po siedmiu latach urodziłam kolejnego syna, przygotowywałam się całą ciążę, edukowałam na temat karmienia piersią, na tenat laktacji oraz znalazlam wiele porad żeby się nie poddawać i oto tym razem udało się. Nie pozwoliłam się zbywać opowieściami, że karmienie naturalne nie jest mi pisane, prosiłam uparcie o pomoc położne i tak dzięki ich pomocy i swojej determinacji doszłam do celu, już w pierwszej dobie życia maluszka karmiłam piersią, syn „wisiał” na piersi non stop a ja cieszyłam się, cieszyłam jak mała dziewczynka na widok nowej zabawki, ta rodząca się więź, ta ogromna bliskość z maleństwem, uczucie ogromnej siły i miłości.
    Moj syn niedługo będzie miał 4 miesiące, nadal karmię go piersią i nie zamierzam przestawiać.
    Nie poddawajcie się mamusie w karmieniu swoich pociech piersią, to najlepsza rzecz jaką możecie im dać poza swoją miłością.

  97. Eliza Puwalska says:

    O tak przy kolejnym porodzie będę mądrzejsza. Miałam cesarskie cięcie i pokarm pojawił mi się dopiero w trzeciej dobie i to kropelki. Kompletnie byłam zostawiona sama sobie, na szczęście moja położna którą sama wybrałam to cudna kobieta służąca zawsze pomocą. Wróciłam do domu a piersi pełne. Szymuś nie chciał ssać bo położne w szpitalu bez mojej wiedzy i zgody podawały mu butelkę z mm, więc lakator w akcji i podawalam moje mleczko w butelce. Niestety bardzo szybko sie skonczylo ale ile mogłam tyle dalam mojemu maluszkowi ?

  98. Eliza Puwalska says:

    O tak przy kolejnym porodzie będę mądrzejsza. Miałam cesarskie cięcie i pokarm pojawił mi się dopiero w trzeciej dobie i to kropelki. Kompletnie byłam zostawiona sama sobie, na szczęście moja położna którą sama wybrałam to cudna kobieta służąca zawsze pomocą. Wróciłam do domu a piersi pełne. Szymuś nie chciał ssać bo położne w szpitalu bez mojej wiedzy i zgody podawały mu butelkę z mm, więc lakator w akcji i podawalam moje mleczko w butelce. Niestety bardzo szybko sie skonczylo ale ile mogłam tyle dalam mojemu maluszkowi ?

  99. aga says:

    Moja coreczka ma dzis 4 latka a synek 5 misiecy i mam ogromne porownanie i zupelnie rozne doswiadczenia dotyczace karmienia. Oboje rodzilam naturalnie. Przy pierwszym dziecku karmienie piersia to byla czarna magia. Od razu po porodzie przyszla do mnie co prawda polozna i pokazala co i jak mam robic aby mala ssala ale teoria nie szla tu w parze z praktyka. Nie umiala dobrze zaciagnac ja dobrze nie potrafilam jej pomoc co doprowadzilo do tego ze moje sutki zostaly strasznie poranione i saczyla sie z nich krew. Gdy prychodzila pora karmienia lzy ciekly mi po twarzy bo wiedzialam ze musze dac malej jesc ale bol byl niesamowity. Maz prywiozl mi nakladki i tak choc troche usmiezyl bol. Corka zaczela dobrze ciagnac. Z drugim dzieckiem juz bylam bardziej „doswiadczona” wzielam ze soba do szpitala nakladki ktore okazaly sie na szczescie zbedne bo synek od razu radzil sobie z piciem mleczka. Obylo sie bez lez, nakladek i ran. Posrod dziewczyn z ktorymi lezalam na sali czulam sie dosc dziwnie bo do nich stale przuchodzily polozne z pomoca lub MM bo dzieci nie dojadaly a ja poprostu lezalam i czekalam na powrot do domu. Sprawa karmienia zawsze wywoluje duzo emocji jedni gania bo kobieta nie chce karmic ze wzgledu na bol, brak pokarmu czy cokolwiek. A to nie jest dobre wyjscie z sytuacji my potzrebujemy wsparcia i pomocy od osoby bardziej doswiadczonej a nie dziwnych komentarzy. Kazda z nas jest inna i inaczej sobie radzimy. Ale pogladami i doswiadczeniami mozemy sie wymieniac. I uwazam ze smoczki, butelki czy laktator w wyprawce do szpitala to nic zlego bo jesli nie pomoze nam ktos na miejscu to zawsze mozemy dzialac same i nie powinno to nikomu preszkadzac. Myslimy tylko i wylacznie o dobru dziecka a nie o swoim.

  100. aga says:

    Moja coreczka ma dzis 4 latka a synek 5 misiecy i mam ogromne porownanie i zupelnie rozne doswiadczenia dotyczace karmienia. Oboje rodzilam naturalnie. Przy pierwszym dziecku karmienie piersia to byla czarna magia. Od razu po porodzie przyszla do mnie co prawda polozna i pokazala co i jak mam robic aby mala ssala ale teoria nie szla tu w parze z praktyka. Nie umiala dobrze zaciagnac ja dobrze nie potrafilam jej pomoc co doprowadzilo do tego ze moje sutki zostaly strasznie poranione i saczyla sie z nich krew. Gdy prychodzila pora karmienia lzy ciekly mi po twarzy bo wiedzialam ze musze dac malej jesc ale bol byl niesamowity. Maz prywiozl mi nakladki i tak choc troche usmiezyl bol. Corka zaczela dobrze ciagnac. Z drugim dzieckiem juz bylam bardziej „doswiadczona” wzielam ze soba do szpitala nakladki ktore okazaly sie na szczescie zbedne bo synek od razu radzil sobie z piciem mleczka. Obylo sie bez lez, nakladek i ran. Posrod dziewczyn z ktorymi lezalam na sali czulam sie dosc dziwnie bo do nich stale przuchodzily polozne z pomoca lub MM bo dzieci nie dojadaly a ja poprostu lezalam i czekalam na powrot do domu. Sprawa karmienia zawsze wywoluje duzo emocji jedni gania bo kobieta nie chce karmic ze wzgledu na bol, brak pokarmu czy cokolwiek. A to nie jest dobre wyjscie z sytuacji my potzrebujemy wsparcia i pomocy od osoby bardziej doswiadczonej a nie dziwnych komentarzy. Kazda z nas jest inna i inaczej sobie radzimy. Ale pogladami i doswiadczeniami mozemy sie wymieniac. I uwazam ze smoczki, butelki czy laktator w wyprawce do szpitala to nic zlego bo jesli nie pomoze nam ktos na miejscu to zawsze mozemy dzialac same i nie powinno to nikomu preszkadzac. Myslimy tylko i wylacznie o dobru dziecka a nie o swoim.

  101. Renia says:

    Moje początki były bardzo trudne pierwszą córkę urodziłam trzy lata temu przez cc , maleństwo było wcześniakiem leżała w inkubatorze nie pozwolono mi jej karmić piersią ale kazali odciągać pokarm niestety nikt mi nie powiedział jak mam to zrobić, żadnej pomocy ani porady siedziałam na oddziale u córki całymi dniami pokarm szybko zanikł, Teraz gdy urodziłam drugą córkę ma już 4 miesiące również przez cc myślałam że będzie lepiej, laktacja super od pierwszych godzin bar mleczny pełną parą położne śmiały się że mogę wykarmić cały oddział nawet dziwiły się że po cc mam tak świetną laktację. Jednak nadal nikt nie objaśnił mi zbyt jak karmić maluszka byłam zielona a jedyne co słyszałam to że nie jestem pierworódką i powinnam wiedzieć jak się karmi dziecko. Płakałam z bólu brodawki mi pękały i krwawiły, w piersiach ciągle kamienie myślałam tylko o tym żeby wyjść ze szpitala i przejść na butlę bo przecież nie wytrzymam tego bólu…. W domu moja poożna kazała odciągać pokarm i karmić przez butelkę, niestety nie wiedziałam o butelkach Lovi aktywne ssanie i moja córcia teraz nie bardzo potrafi chwycić pierś pozostaje nam karmienie piersią przez butelkę, bo do dziś nie radzę sobie z dostawianiem małej do piersi 🙁 A jeśli chodzi o smoczek to tak używam od pierwszej doby życia dziecka, to ją uspokaja i pomaga w tych gorszych chwilach, nie jestem przeciwniczką wręcz przeciwnie uważam że jeśli dziecko ma taką potrzebę należy mu podać smoczek 🙂

  102. Asia says:

    Cztery miesiące temu przyszedł na świat mój syn. Po 10 godzinach prób rodzenia naturalnie lekarz podjął decyzję o cesarskim cięciu. Mleko miałam od początku, ale synek miał problem ze złapaniem PŁASKIE
    BRODAWKI. Życie uratowała nam położna, która przyszła z pomocą i doradziła Nam osłonki na piersi tzw,kapturki.
    Małemu ten pomysł się spodobał i tak pokonaliśmy pierwszy problem.

    Kolejne dni jednak niosły kolejne przeszkody. NAWAŁ POKARMU. Mleka było tak dużo, że ściągałam je laktatorem i wylewałam gdyż w szpitalu nie było warunków do jego przechowywania. Następnie robiłam chłodne okłady i nosiłam mocno dopasowany stanik.
    W ten sposób problem drugi również udało nam się pokonać.

    Po powrocie do domu czekało Nas jednak istne apogeum karmienia. Zastój mleka i zapalenie piersi.
    Ból, gorączka i bezsilność. Tu uratowały Nas okłady z kapusty, paracetamol oraz mój synek który dzielnie pił moje mleko w tych trudnych chwilach.
    Problem trzeci został zażegnany.

    Teraz po tych kilku miesiącach patrzę na to wszystko z uśmiechem.
    Dzięki pomocy wielu bliskich osób karmię mojego synka piersią do teraz.
    Pozdrawiam wszystkie karmiące mamy ! Asia i synek Cycoholik.:)

  103. Renia says:

    Moje początki były bardzo trudne pierwszą córkę urodziłam trzy lata temu przez cc , maleństwo było wcześniakiem leżała w inkubatorze nie pozwolono mi jej karmić piersią ale kazali odciągać pokarm niestety nikt mi nie powiedział jak mam to zrobić, żadnej pomocy ani porady siedziałam na oddziale u córki całymi dniami pokarm szybko zanikł, Teraz gdy urodziłam drugą córkę ma już 4 miesiące również przez cc myślałam że będzie lepiej, laktacja super od pierwszych godzin bar mleczny pełną parą położne śmiały się że mogę wykarmić cały oddział nawet dziwiły się że po cc mam tak świetną laktację. Jednak nadal nikt nie objaśnił mi zbyt jak karmić maluszka byłam zielona a jedyne co słyszałam to że nie jestem pierworódką i powinnam wiedzieć jak się karmi dziecko. Płakałam z bólu brodawki mi pękały i krwawiły, w piersiach ciągle kamienie myślałam tylko o tym żeby wyjść ze szpitala i przejść na butlę bo przecież nie wytrzymam tego bólu…. W domu moja poożna kazała odciągać pokarm i karmić przez butelkę, niestety nie wiedziałam o butelkach Lovi aktywne ssanie i moja córcia teraz nie bardzo potrafi chwycić pierś pozostaje nam karmienie piersią przez butelkę, bo do dziś nie radzę sobie z dostawianiem małej do piersi 🙁 A jeśli chodzi o smoczek to tak używam od pierwszej doby życia dziecka, to ją uspokaja i pomaga w tych gorszych chwilach, nie jestem przeciwniczką wręcz przeciwnie uważam że jeśli dziecko ma taką potrzebę należy mu podać smoczek 🙂

  104. Asia says:

    Cztery miesiące temu przyszedł na świat mój syn. Po 10 godzinach prób rodzenia naturalnie lekarz podjął decyzję o cesarskim cięciu. Mleko miałam od początku, ale synek miał problem ze złapaniem PŁASKIE
    BRODAWKI. Życie uratowała nam położna, która przyszła z pomocą i doradziła Nam osłonki na piersi tzw,kapturki.
    Małemu ten pomysł się spodobał i tak pokonaliśmy pierwszy problem.

    Kolejne dni jednak niosły kolejne przeszkody. NAWAŁ POKARMU. Mleka było tak dużo, że ściągałam je laktatorem i wylewałam gdyż w szpitalu nie było warunków do jego przechowywania. Następnie robiłam chłodne okłady i nosiłam mocno dopasowany stanik.
    W ten sposób problem drugi również udało nam się pokonać.

    Po powrocie do domu czekało Nas jednak istne apogeum karmienia. Zastój mleka i zapalenie piersi.
    Ból, gorączka i bezsilność. Tu uratowały Nas okłady z kapusty, paracetamol oraz mój synek który dzielnie pił moje mleko w tych trudnych chwilach.
    Problem trzeci został zażegnany.

    Teraz po tych kilku miesiącach patrzę na to wszystko z uśmiechem.
    Dzięki pomocy wielu bliskich osób karmię mojego synka piersią do teraz.
    Pozdrawiam wszystkie karmiące mamy ! Asia i synek Cycoholik.:)

  105. Marysia Fritzsche says:

    nie mowiac juz o roznicach dla mamy- czas odciagania sie przy ustabilizowanej laktacji wydluza i wydluza… na poczatku mozna w 15min uciagnac zawrotne ilosci, a po kilku mies zbieranie porcji moze trwac nawet godzine…i tak z 6-8 razy na dobe. a kto w tym czasie zajmie sie dzieckiem, posprzata, upierze, spedzi czas z mezem? oczywiscie, sa dwustronne moilne laktatory i staniki do odciagania to troche ulatwia, ale nie oszukujmy sie…. to najtrudniejszy sposob karmienia dziecka. warto prosic o pomoc i walczyc o bezposrednie kp.

  106. Marysia Fritzsche says:

    nie mowiac juz o roznicach dla mamy- czas odciagania sie przy ustabilizowanej laktacji wydluza i wydluza… na poczatku mozna w 15min uciagnac zawrotne ilosci, a po kilku mies zbieranie porcji moze trwac nawet godzine…i tak z 6-8 razy na dobe. a kto w tym czasie zajmie sie dzieckiem, posprzata, upierze, spedzi czas z mezem? oczywiscie, sa dwustronne moilne laktatory i staniki do odciagania to troche ulatwia, ale nie oszukujmy sie…. to najtrudniejszy sposob karmienia dziecka. warto prosic o pomoc i walczyc o bezposrednie kp.

  107. Mama Marta says:

    Mały Antoś przyjdzie na świat dopiero w styczniu :-))) Właśnie jestem na etapie przygotowywania się do macierzyństwa. Oczekiwanie na przyjście dziecka jest niesamowitym doświadczeniem pełnym wyzwań, uśmiechu a zarazem niepewności ogólnie mieszanką emocji i wielu pytań na które nie znamy odpowiedzi. Wiem jedno aby uniknąć problemów z początkiem karmienia mojego małego Antosia:-) wszystkie znajome mamy polecają butelki i akcesoria LOVI w końcu doświadczenie innych osób oraz Karmienie miłością da wszystko co najcenniejsze dla mojego kochanego synka :-))

  108. Mama Marta says:

    Mały Antoś przyjdzie na świat dopiero w styczniu :-))) Właśnie jestem na etapie przygotowywania się do macierzyństwa. Oczekiwanie na przyjście dziecka jest niesamowitym doświadczeniem pełnym wyzwań, uśmiechu a zarazem niepewności ogólnie mieszanką emocji i wielu pytań na które nie znamy odpowiedzi. Wiem jedno aby uniknąć problemów z początkiem karmienia mojego małego Antosia:-) wszystkie znajome mamy polecają butelki i akcesoria LOVI w końcu doświadczenie innych osób oraz Karmienie miłością da wszystko co najcenniejsze dla mojego kochanego synka :-))

  109. patrycjalewandowska3bf92@o2.pl says:

    Urodzilam 3 miesiące temu w szpitalu karmilam piersia po urodzeniu, gdy wrócilismy do domu sytuacja odwróciła się o 360 stopni. Pokarm zanikał laktator pomoc partnera masowanie piersi nic nie pomagalo w pobudzeniu laktacjii . Wkońcu po wielkim trudzie przystawiania dziecka do piersi co chwile i karmienie również metodą z pod pachy tak zwana nke dałam rady i przeszlismy na mleko modyfikowane . Bardzo chciałam karmić piersia , ale niestety nie wiem czemu tak sie stało, gdy podawałam juz MM synowi nawet nie sciagalam pokarmu i po 2 dniach nawet kropelka z piersi mi nie poleciala……???Ale synek zdrowy i kochany

  110. Mama Marta says:

    Mały Antoś przyjdzie na świat dopiero w styczniu :-))) Właśnie jestem na etapie przygotowywania się do macierzyństwa. Oczekiwanie na przyjście dziecka jest niesamowitym doświadczeniem pełnym wyzwań, uśmiechu a zarazem niepewności ogólnie mieszanką emocji i wielu pytań na które nie znamy odpowiedzi. Wiem jedno aby uniknąć problemów z początkiem karmienia mojego małego Antosia:-) wszystkie znajome mamy polecają butelki i akcesoria LOVI w końcu doświadczenie innych osób oraz Karmienie miłością da wszystko co najcenniejsze dla mojego kochanego synka :-))

  111. Marysia Fritzsche says:

    pierwsze dziecko karmilam 17,5mies odciagnietym mlekiem, z drugim udaje sie na szczescie karmienie bezposrednie. sposob podania ma znaczenie: ssac piers dziecko uzywa do tego ponad trzydziestu miesni, a ssac butelke tylko czterech, wiec jest gorzej przygotowane do nauki mowienia i jedzenia stalych pokarmow. do tego, przy ssaniu piersi mleko mamy (choc generalnie przeciwprochnicze) leci prosto do gardla i omija zeby- przy piciu z butelki nie ma tej dodatkowej ochrony. nie mowiac juz o tym, ze karmiac butelka nie rotuje sie za kazdym razem strony, jak z piersiami (ma to znaczenie dla rozwoju mozgu malucha), oraz ze czesto daje sie dziecko do karmienia innej osobie (tacie, babci…) albo karmi je na lezaco, nie zawsze przytulajac… sama tak robilam i dzis tego zaluje. oczywiscie karmic odciagnietym swoim mlekiem jest lepiej niz mm, ale jeszcze lepiej jest uzbroic sie przed porodem w wiedze o karmieniu piersia (mozna np. przeczytac „warto karmic piersia” dr nehring-gugulskiej) oraz miec pod reka telefon do certyfikowanego doradcy laktacyjnego (lista dostepna na stronie centrum nauki o laktacji) i gdy tylko pojawia sie prolemy natychmiast wzywac do domu czy szpitala.

  112. Magdalena Dyrda says:

    A u nas było tak, że Tomek zrobił nam kinderniespodziankę.Czterokrotnie.
    Pierwszą niespodzianką był w ogóle fakt pojawiania się go w naszym uporządkowanym świecie. Gdy już poukładaliśmy sobie w głowach na nowo, zaczęliśmy się cieszyć. Do czasu.
    Drugą niespodzianką była wykryta w ciąży wada serca (całkowity kanał przedsionkowo-komorowy), którą należy zoperować w pierwszym półroczu życia dziecka. Szok. Jaka wada serca? My?!
    Trzecia niespodzianka była silnie skorelowana z drugą. Trisomia21. Szok nr 2.
    Czwartą niespodzianką było przyjście Tomka na świat 2 tygodnie przed planowanym terminem. W Dzień Taty. Czerwcowy kalendarz urodzinowy w naszej rodzinie zapełnił się już do granic możliwości. Dziadkowie zapowiedzieli strajk i wyjazd na cały czerwiec na wczasy 😉
    No więc początki macierzyństwa były i dość trudne i szokujące.
    Karmienie małego Tomka wspominam jako horror. Do czasu. Tomiś przez chore serce nie miał siły ssać, szybko się męczył, jadł jak ptaszek, mało przybierał, potem zaczęły się wymioty. W domu do niedawna miałam całą kolekcję smoczków. Do 4mc/ż jadł tylko ze smoczków tzw. „szpitalnych”, jednorazówek – dla wcześniaków. Choć wcześniakiem nie był. Na szczęście po operacji (krążenie pozaustrojowe, otwarte serce), w tydzień „awansował” na smoczek dla noworodka i po kilku dniach dla niemowlaka (różnią się wielkościami). W głowie jednak cały czas miałam, że są to smoczki jednorazówki. Każda zmiana smoka kończyła się powrotem do szpitalnych – nie chciał jeść, lało się strumieniem, były za twarde, za duże, za małe, męczył się. Stwierdziłam, że już chyba na zawsze przy nich pozostaniemy. Postanowiłam jednak ostatni raz spróbować. Pomyślałam o LOVI, ponieważ słyszałam od wielu mam dzieci zespołowych, że zaakceptowały te smoczki. Raz kozie śmierć, najwyżej powiększymy kolekcję smoczków. Ale był to jednak strzał w dziesiątkę – aktywne ssanie. Wprawdzie Tomek 23. grudnia skończy 6. miesięcy, ale pije z „mini”. Smok przyjął się idealnie – jest w sam raz miękki, kształtem nawiązuje do tych nieszczęsnych jednorazówek. Od czasu, gdy z niego pijemy (czyli tygodnia;) karmienie to czysta przyjemność. I dla mnie i dla Tomka. Wreszcie się nie leje po buzi i nie męczy go. Zjada więcej. Uspokoiłam się, bo bywały dni, że stres ogarniał mnie przed każdą porą karmienia.
    Teraz, gdy wspominam początki już się śmieję. Żałuję, że nie spróbowałam wcześniej z LOVI, tylko kupowałam jakieś przestrasznie drogie butle, kombinowałam ze smoczkami. A Tomek rośnie i ma się dobrze 🙂 I to mnie najbardziej cieszy 🙂

  113. Magdalena Dyrda says:

    A u nas było tak, że Tomek zrobił nam kinderniespodziankę.Czterokrotnie.
    Pierwszą niespodzianką był w ogóle fakt pojawiania się go w naszym uporządkowanym świecie. Gdy już poukładaliśmy sobie w głowach na nowo, zaczęliśmy się cieszyć. Do czasu.
    Drugą niespodzianką była wykryta w ciąży wada serca (całkowity kanał przedsionkowo-komorowy), którą należy zoperować w pierwszym półroczu życia dziecka. Szok. Jaka wada serca? My?!
    Trzecia niespodzianka była silnie skorelowana z drugą. Trisomia21. Szok nr 2.
    Czwartą niespodzianką było przyjście Tomka na świat 2 tygodnie przed planowanym terminem. W Dzień Taty. Czerwcowy kalendarz urodzinowy w naszej rodzinie zapełnił się już do granic możliwości. Dziadkowie zapowiedzieli strajk i wyjazd na cały czerwiec na wczasy 😉
    No więc początki macierzyństwa były i dość trudne i szokujące.
    Karmienie małego Tomka wspominam jako horror. Do czasu. Tomiś przez chore serce nie miał siły ssać, szybko się męczył, jadł jak ptaszek, mało przybierał, potem zaczęły się wymioty. W domu do niedawna miałam całą kolekcję smoczków. Do 4mc/ż jadł tylko ze smoczków tzw. „szpitalnych”, jednorazówek – dla wcześniaków. Choć wcześniakiem nie był. Na szczęście po operacji (krążenie pozaustrojowe, otwarte serce), w tydzień „awansował” na smoczek dla noworodka i po kilku dniach dla niemowlaka (różnią się wielkościami). W głowie jednak cały czas miałam, że są to smoczki jednorazówki. Każda zmiana smoka kończyła się powrotem do szpitalnych – nie chciał jeść, lało się strumieniem, były za twarde, za duże, za małe, męczył się. Stwierdziłam, że już chyba na zawsze przy nich pozostaniemy. Postanowiłam jednak ostatni raz spróbować. Pomyślałam o LOVI, ponieważ słyszałam od wielu mam dzieci zespołowych, że zaakceptowały te smoczki. Raz kozie śmierć, najwyżej powiększymy kolekcję smoczków. Ale był to jednak strzał w dziesiątkę – aktywne ssanie. Wprawdzie Tomek 23. grudnia skończy 6. miesięcy, ale pije z „mini”. Smok przyjął się idealnie – jest w sam raz miękki, kształtem nawiązuje do tych nieszczęsnych jednorazówek. Od czasu, gdy z niego pijemy (czyli tygodnia;) karmienie to czysta przyjemność. I dla mnie i dla Tomka. Wreszcie się nie leje po buzi i nie męczy go. Zjada więcej. Uspokoiłam się, bo bywały dni, że stres ogarniał mnie przed każdą porą karmienia.
    Teraz, gdy wspominam początki już się śmieję. Żałuję, że nie spróbowałam wcześniej z LOVI, tylko kupowałam jakieś przestrasznie drogie butle, kombinowałam ze smoczkami. A Tomek rośnie i ma się dobrze 🙂 I to mnie najbardziej cieszy 🙂

  114. Agata Ternka says:

    Mój początek macierzyństwa był trudny, poród po terminie, cesarskie cięcie, ból, brak sił na zajmowanie się dzieckiem… karmienie go butlą przez położne. Mijają od tego momentu prawie 3 miesiące a ja nadal płaczę wspominając poród i pobyt w szpitalu. Przez to karmienie byle jaką butelką i mm teraz mam ogromny problem z karmieniem synka bo odrzucił pierś ;( serce mi pęka bo omija mnie coś cudownego. Ściągam pokarm laktatorem (lovi prolactis) i podaję w butelcę (też lovi, w ogólę korzystam tylko z ich produktów) ale przez to muszę być zawsze w gotowości, pokarmu mam mało bo laktator nigdy nie zastąpi dziecka. W dodatku maluch ma skazę białkową więc nawet nie mogę go na szybko nakarmić MM bo to co mam w domu się nie nadaje (skaza stwierdzona przed kilkoma dniami). Początek naszej wspólnej drogi z maleństwem jest ciężki… ale tak bardzo go kocham, że dałabym się za niego pokroić. Ale co wypłaczę to moje…

  115. Agata Ternka says:

    Mój początek macierzyństwa był trudny, poród po terminie, cesarskie cięcie, ból, brak sił na zajmowanie się dzieckiem… karmienie go butlą przez położne. Mijają od tego momentu prawie 3 miesiące a ja nadal płaczę wspominając poród i pobyt w szpitalu. Przez to karmienie byle jaką butelką i mm teraz mam ogromny problem z karmieniem synka bo odrzucił pierś ;( serce mi pęka bo omija mnie coś cudownego. Ściągam pokarm laktatorem (lovi prolactis) i podaję w butelcę (też lovi, w ogólę korzystam tylko z ich produktów) ale przez to muszę być zawsze w gotowości, pokarmu mam mało bo laktator nigdy nie zastąpi dziecka. W dodatku maluch ma skazę białkową więc nawet nie mogę go na szybko nakarmić MM bo to co mam w domu się nie nadaje (skaza stwierdzona przed kilkoma dniami). Początek naszej wspólnej drogi z maleństwem jest ciężki… ale tak bardzo go kocham, że dałabym się za niego pokroić. Ale co wypłaczę to moje…

  116. Monika Staniewicz says:

    Początki tragedia, straszny ból i nawet maści mało pomagały, chyba wszystkich próbowałam. Malutką miała dużą potrzebę ssania, non stop przy piersi bo inaczej płacz, w szpitalu mialysmy smoczek innej firmy, który wzmagal u niej odruch wymiotny i się nim krztusiła, w prezencie dostalysmy smoczek LOVI aktywne ssanie i hura ! Dla małej idealny a ja miałam trochę spokoju ;D przed nami zakup kolejnych smoczkow LOVI ale już na 3-6 miesiąca ;D

  117. Monika Staniewicz says:

    Początki tragedia, straszny ból i nawet maści mało pomagały, chyba wszystkich próbowałam. Malutką miała dużą potrzebę ssania, non stop przy piersi bo inaczej płacz, w szpitalu mialysmy smoczek innej firmy, który wzmagal u niej odruch wymiotny i się nim krztusiła, w prezencie dostalysmy smoczek LOVI aktywne ssanie i hura ! Dla małej idealny a ja miałam trochę spokoju ;D przed nami zakup kolejnych smoczkow LOVI ale już na 3-6 miesiąca ;D

  118. Ula Jasińska says:

    Poczatki karmienia? Jedno slowo – MASAKRA! Przez dwie doby w szpitalu corka non stop plakala z glodu, bo ciezko mi bylo przystawic ja do piersi. Polozne twierdzily, ze malutka ssie bardzo dobrze i nie ma powodow do zmartwien. Jednak powody byly. Nieprzespane noce, nasz wspolny placz.. Przy kazdym karmieniu proszona byla polozna do pomocy i od jednej uslyszalam diagnoze naszych cierpien: plaskie brodawki. Pozniej w domu bylo tylko gorzej. Kazdego dnia bol byl coraz wiekszy, ale nie chcialam sie poddawac. Przed kazdym karmieniem bralam do reki laktator, zeby brodawki troche wyciagnac. W efekcie pokaleczone brodawki, wycie z bolu, a coreczce pokarm ulewal sie razem z krwia.. Teraz jest troche lepiej i w koncu moge w 100% cieszyc sie z bycia mama, ale nie ukrywam, ze buteleczki czesto nas ratuja, kiedy to babcie zostaja z nasza pociecha, zebysmy mogli pozalatwiac rozne sprawy 🙂 Teraz nasza 3-tygodniowa coreczka moze sie porzadnie najesc. 17 grudnia minie miesiac jak cieszymy sie nasza trojka. Buteleczki i smoczki bardzo by nas ucieszyly jako prezent na miesiecznice naszego malego czlowieczka 🙂 :*

  119. Ula Jasińska says:

    Poczatki karmienia? Jedno slowo – MASAKRA! Przez dwie doby w szpitalu corka non stop plakala z glodu, bo ciezko mi bylo przystawic ja do piersi. Polozne twierdzily, ze malutka ssie bardzo dobrze i nie ma powodow do zmartwien. Jednak powody byly. Nieprzespane noce, nasz wspolny placz.. Przy kazdym karmieniu proszona byla polozna do pomocy i od jednej uslyszalam diagnoze naszych cierpien: plaskie brodawki. Pozniej w domu bylo tylko gorzej. Kazdego dnia bol byl coraz wiekszy, ale nie chcialam sie poddawac. Przed kazdym karmieniem bralam do reki laktator, zeby brodawki troche wyciagnac. W efekcie pokaleczone brodawki, wycie z bolu, a coreczce pokarm ulewal sie razem z krwia.. Teraz jest troche lepiej i w koncu moge w 100% cieszyc sie z bycia mama, ale nie ukrywam, ze buteleczki czesto nas ratuja, kiedy to babcie zostaja z nasza pociecha, zebysmy mogli pozalatwiac rozne sprawy 🙂 Teraz nasza 3-tygodniowa coreczka moze sie porzadnie najesc. 17 grudnia minie miesiac jak cieszymy sie nasza trojka. Buteleczki i smoczki bardzo by nas ucieszyly jako prezent na miesiecznice naszego malego czlowieczka 🙂 :*

  120. Paulina Datko says:

    Podpisuję się pod tym postem! Może nie miałam bardzo obolałych piersi i strupów ale moja córka momentalnie zasypiała na piersi i gdy tylko ją odkładam to płakała z głodu. W szpitalu nie pomogli, dali MM do dokarmiania i zostawili tak naprawdę samą sobie. A w domu przyszedł koszmar, w dzień wypisu dostałam nawału mlecznego i w domu nie byłam w stanie sobie z nim poradzić bo córka nadal zasypiała na piersi. Jako, że to moje pierwsze dziecko i ku wszystkim przestrogą znajomych i rodziny, że jak urzyje laktatora to stracę pokarm – zrobiłam to ! Nawet nie wiecie jaką poczułam ulgę. A córka też na tym zyskała – przez cały okres karmienia piersią odciagałam pokarm i podawałam jej go w butelce – oczywiście od Lovi. Była najedzona i od samego początku miała uregulowane karmienia a w nocy wstawała tylko dwa razy a po miesiącu tylko raz na nocne karmienie. Ja byłam spokojniejsza, że jest najedzona i ona też. Teraz jesteśmy już razem 9 miesięcy i nie żałuje tego co zrobiłam i jeśli będzie taka potrzeba to przy drugim dziecku też tak zrobię i na wszelki wypadek wezmę laktator juz do szpitala. A co do smoczkow również miałam w torbie zapakowany i o zgrozo – używałam go w szpitalu. Gdyby nie to nie zmrużyłabym oka nawet na minutę. Pozdrawiam 🙂

  121. Paulina Datko says:

    Podpisuję się pod tym postem! Może nie miałam bardzo obolałych piersi i strupów ale moja córka momentalnie zasypiała na piersi i gdy tylko ją odkładam to płakała z głodu. W szpitalu nie pomogli, dali MM do dokarmiania i zostawili tak naprawdę samą sobie. A w domu przyszedł koszmar, w dzień wypisu dostałam nawału mlecznego i w domu nie byłam w stanie sobie z nim poradzić bo córka nadal zasypiała na piersi. Jako, że to moje pierwsze dziecko i ku wszystkim przestrogą znajomych i rodziny, że jak urzyje laktatora to stracę pokarm – zrobiłam to ! Nawet nie wiecie jaką poczułam ulgę. A córka też na tym zyskała – przez cały okres karmienia piersią odciagałam pokarm i podawałam jej go w butelce – oczywiście od Lovi. Była najedzona i od samego początku miała uregulowane karmienia a w nocy wstawała tylko dwa razy a po miesiącu tylko raz na nocne karmienie. Ja byłam spokojniejsza, że jest najedzona i ona też. Teraz jesteśmy już razem 9 miesięcy i nie żałuje tego co zrobiłam i jeśli będzie taka potrzeba to przy drugim dziecku też tak zrobię i na wszelki wypadek wezmę laktator juz do szpitala. A co do smoczkow również miałam w torbie zapakowany i o zgrozo – używałam go w szpitalu. Gdyby nie to nie zmrużyłabym oka nawet na minutę. Pozdrawiam 🙂

  122. Ula says:

    Poczatki karmienia? Jedno slowo – MASAKRA! Przez dwie doby w szpitalu corka non stop plakala z glodu, bo ciezko mi bylo przystawic ja do piersi. Polozne twierdzily, ze malutka ssie bardzo dobrze i nie ma powodow do zmartwien. Jednak powody byly. Nieprzespane noce, nasz wspolny placz.. Przy kazdym karmieniu proszona byla polozna do pomocy i od jednej uslyszalam diagnoze naszych cierpien: plaskie brodawki. Pozniej w domu bylo tylko gorzej. Kazdego dnia bol byl coraz wiekszy, ale nie chcialam sie poddawac. Przed kazdym karmieniem bralam do reki laktator, zeby brodawki troche wyciagnac. W efekcie pokaleczone brodawki, wycie z bolu, a coreczce pokarm ulewal sie razem z krwia.. Teraz jest troche lepiej i w koncu moge w 100% cieszyc sie z bycia mama, ale nie ukrywam, ze buteleczki czesto nas ratuja, kiedy to babcie zostaja z nasza pociecha, zebysmy mogli pozalatwiac rozne sprawy 🙂 Teraz nasza 3-tygodniowa coreczka moze sie porzadnie najesc. 17 grudnia minie miesiac jak cieszymy sie nasza trojka. Buteleczki i smoczki bardzo by nas ucieszyly jako prezent na miesiecznice naszego malego czlowieczka 🙂 :*

  123. Ula says:

    Poczatki karmienia? Jedno slowo – MASAKRA! Przez dwie doby w szpitalu corka non stop plakala z glodu, bo ciezko mi bylo przystawic ja do piersi. Polozne twierdzily, ze malutka ssie bardzo dobrze i nie ma powodow do zmartwien. Jednak powody byly. Nieprzespane noce, nasz wspolny placz.. Przy kazdym karmieniu proszona byla polozna do pomocy i od jednej uslyszalam diagnoze naszych cierpien: plaskie brodawki. Pozniej w domu bylo tylko gorzej. Kazdego dnia bol byl coraz wiekszy, ale nie chcialam sie poddawac. Przed kazdym karmieniem bralam do reki laktator, zeby brodawki troche wyciagnac. W efekcie pokaleczone brodawki, wycie z bolu, a coreczce pokarm ulewal sie razem z krwia.. Teraz jest troche lepiej i w koncu moge w 100% cieszyc sie z bycia mama, ale nie ukrywam, ze buteleczki czesto nas ratuja, kiedy to babcie zostaja z nasza pociecha, zebysmy mogli pozalatwiac rozne sprawy 🙂 Teraz nasza 3-tygodniowa coreczka moze sie porzadnie najesc. 17 grudnia minie miesiac jak cieszymy sie nasza trojka. Buteleczki i smoczki bardzo by nas ucieszyly jako prezent na miesiecznice naszego malego czlowieczka 🙂 :*

  124. Izabela Kurzątkowska says:

    Byłam na pierwszym roku położnictwa, gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Karmienie piersią było dla mnie czymś naturalnym i byłam pewna, że przyjdzie mi ot tak, po prostu. W szpitalu po cięciu cesarskim nie otrzymałam żadnej pomocy ze strony położnych. Moim problemem były wklęsłe brodawki, których Jaś zupełnie nie mógł uchwycić. Jedno nasze karmienie trwało 1,5 h z, w tym czasie mały zjadł trochę, a za chwilę znów był głodny. Będąc 4 doby w szpitalu spałam łącznie 5 godzin. Gdy zasnęłam na siedząco, zabrano mi dziecko na godzinę, bym mogła wypocząć. Tyle pomocy ze strony personelu. W domu zaczęła się prawdziwa walka o karmienie piersią. Gdy już pokonałam nieszczęsny syndrom baby blues, który mnie nie ominął, postanowiłam wspomóc swoje piersi laktatorem. Ściągałam mleczko a w międzyczasie próbowałam nauczyć Jasia ssania piersi. Laktator pomógł mi nieco wyciągnąć brodawki i gdy już wychodziło nam całkiem zgrabnie zaczęły pękać mi brodawki. Do tego stopnia, że lała się z nich krew i zupełnie się nie goiły. Nigdy nie zapomnę tego bólu, gdy przystawiałam synka do piersi. Płakałam, ale karmiłam, bo wiedziałam o co walczę. Piersi zagoiły się po 2 tygodniach i mogę szczerze powiedzieć, że dopiero w 2 miesiącu życia mojego dziecka zaczęłam go tak naprawdę karmić piersią. Do dziś nie wiem, skąd znalazłam w sobie tyle siły i uporu, by mimo łez i ogromnego bólu nie poddać się, tylko dążyć do tego, co dla mojego synka najlepsze. Karmiłam łącznie 11 miesięcy i to mój największy życiowy wyczyn, z którego zawsze będę dumna.

  125. Izabela Kurzątkowska says:

    Byłam na pierwszym roku położnictwa, gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Karmienie piersią było dla mnie czymś naturalnym i byłam pewna, że przyjdzie mi ot tak, po prostu. W szpitalu po cięciu cesarskim nie otrzymałam żadnej pomocy ze strony położnych. Moim problemem były wklęsłe brodawki, których Jaś zupełnie nie mógł uchwycić. Jedno nasze karmienie trwało 1,5 h z, w tym czasie mały zjadł trochę, a za chwilę znów był głodny. Będąc 4 doby w szpitalu spałam łącznie 5 godzin. Gdy zasnęłam na siedząco, zabrano mi dziecko na godzinę, bym mogła wypocząć. Tyle pomocy ze strony personelu. W domu zaczęła się prawdziwa walka o karmienie piersią. Gdy już pokonałam nieszczęsny syndrom baby blues, który mnie nie ominął, postanowiłam wspomóc swoje piersi laktatorem. Ściągałam mleczko a w międzyczasie próbowałam nauczyć Jasia ssania piersi. Laktator pomógł mi nieco wyciągnąć brodawki i gdy już wychodziło nam całkiem zgrabnie zaczęły pękać mi brodawki. Do tego stopnia, że lała się z nich krew i zupełnie się nie goiły. Nigdy nie zapomnę tego bólu, gdy przystawiałam synka do piersi. Płakałam, ale karmiłam, bo wiedziałam o co walczę. Piersi zagoiły się po 2 tygodniach i mogę szczerze powiedzieć, że dopiero w 2 miesiącu życia mojego dziecka zaczęłam go tak naprawdę karmić piersią. Do dziś nie wiem, skąd znalazłam w sobie tyle siły i uporu, by mimo łez i ogromnego bólu nie poddać się, tylko dążyć do tego, co dla mojego synka najlepsze. Karmiłam łącznie 11 miesięcy i to mój największy życiowy wyczyn, z którego zawsze będę dumna.

  126. Malwa says:

    Urodziłam 3 miesiące temu przez cesarskie cięcie. W czasie ciąży byłam zdania, ze karmić piersią będę wyłącznie w szpitalu a w domu przejde na MM, ponieważ chciałam dbać o moje piersi, o to aby się nie znieksztalcily. Myslalam również o tym aby nie ttracic calego dnia spędzając go z dzieckiem przy piersi, bo po co!
    Lepiej dać butle z MM i mieć spokój na kilka godzin!
    Natomiast…..
    Po porodzie, po 4 godzinach po CC się obudziłam nad ranem, nie mogłam doczekać się pielęgniarek i zadzwonilam po nie aby mi podały dziecko. Ona od razu kierowała się ku piersi i cmokala buzka. Podalam jej pierś i od tamtej pory cały czas jest karmiona tylko piersią. Nie wyobrazalam sobie aby dać jej MM, byłam i jestem z siebie taką dumna, bo do życia wystarcza jej moje mleko , rośnie dzięki niemu. Nie zaprzestałam karmieniu mimo początkowych PORAD na temat tego, że należy ddokarmiac bo jej to nie wystarcza, bo ona płacze bo głodna, bo za długo siedzi przy piersi…. Serce mi pekalo gdy to słyszałem , bo nachodziły mnie myśli że ona głodna jest, ale na wadze przybierała i przetrwałysmy to .

  127. Malwa says:

    Urodziłam 3 miesiące temu przez cesarskie cięcie. W czasie ciąży byłam zdania, ze karmić piersią będę wyłącznie w szpitalu a w domu przejde na MM, ponieważ chciałam dbać o moje piersi, o to aby się nie znieksztalcily. Myslalam również o tym aby nie ttracic calego dnia spędzając go z dzieckiem przy piersi, bo po co!
    Lepiej dać butle z MM i mieć spokój na kilka godzin!
    Natomiast…..
    Po porodzie, po 4 godzinach po CC się obudziłam nad ranem, nie mogłam doczekać się pielęgniarek i zadzwonilam po nie aby mi podały dziecko. Ona od razu kierowała się ku piersi i cmokala buzka. Podalam jej pierś i od tamtej pory cały czas jest karmiona tylko piersią. Nie wyobrazalam sobie aby dać jej MM, byłam i jestem z siebie taką dumna, bo do życia wystarcza jej moje mleko , rośnie dzięki niemu. Nie zaprzestałam karmieniu mimo początkowych PORAD na temat tego, że należy ddokarmiac bo jej to nie wystarcza, bo ona płacze bo głodna, bo za długo siedzi przy piersi…. Serce mi pekalo gdy to słyszałem , bo nachodziły mnie myśli że ona głodna jest, ale na wadze przybierała i przetrwałysmy to .

  128. Natalia says:

    Pierwsze godziny jak byliśmy już razem na sali były cudowne, była noc, był spokój, mały spał a ja leżałam i patrzałam na Niego. Początki karmienia nie były już takie przyjemne. Miałam cesarke, początkowo mleka zero, mały nie potrafił dobrze ssać, ja nie potrafiłam odpowiednio przystawić, straszny ból, poranione sutki. Ale byłam twarda, nieoceniona pomoc położnych, mój upór i udało się:) Po trzech dniach pojawił się pokarm i z dnia na dzień było już tylko lepiej. Ale czy potrzebne były te męczarnie? Teraz już wiem, że nie i teraz byłabym mądrzejsza i na pewno zaopatrzyłabym się w laktator i butelki, wtedy pierwsze wspomnienia z karmienia byłyby o wiele przyjemniejsze:)

  129. Natalia says:

    Pierwsze godziny jak byliśmy już razem na sali były cudowne, była noc, był spokój, mały spał a ja leżałam i patrzałam na Niego. Początki karmienia nie były już takie przyjemne. Miałam cesarke, początkowo mleka zero, mały nie potrafił dobrze ssać, ja nie potrafiłam odpowiednio przystawić, straszny ból, poranione sutki. Ale byłam twarda, nieoceniona pomoc położnych, mój upór i udało się:) Po trzech dniach pojawił się pokarm i z dnia na dzień było już tylko lepiej. Ale czy potrzebne były te męczarnie? Teraz już wiem, że nie i teraz byłabym mądrzejsza i na pewno zaopatrzyłabym się w laktator i butelki, wtedy pierwsze wspomnienia z karmienia byłyby o wiele przyjemniejsze:)

  130. natalia says:

    Witam. Czas karmienia wspominam tragicznie, bol nie do zniesienia. Probowalam nakladek i laktatora z mysla ze piersi sie zagoja i w koncu karmienia sprawia mi przyjemnosc ale niestety po miesiacu walki poddalam sie .

  131. natalia says:

    Witam. Czas karmienia wspominam tragicznie, bol nie do zniesienia. Probowalam nakladek i laktatora z mysla ze piersi sie zagoja i w koncu karmienia sprawia mi przyjemnosc ale niestety po miesiacu walki poddalam sie .

  132. Sandrusia says:

    Początki karmienia były dla nas trudne. Malutka była małym glodomorkiem nawet już w szpitalu,bądź miała potrzebę bycia ciągle przy piersi. Niestety za dużej możliwości nie miałam jej WYKARMIC więc kończyło się na mleku sztucznym w szpitalu. Jednakże jak wyszlysmy ze szpitala próbowałam ją karmić piersią,zakupilismy mm jednakze stoi prawie w calej swej zawartosci. Zdazalo sie ze jedno karmienie trwało nawet do 3 h, naprzemiennie,raz prawa pierś a po chwili druga. A czasem nawet cały dzień przelezalam z Marysia przy piersi. Przez takie stymulowanie udało się i karmię piersią do teraz,może nie długo bo prawie 6 miesięcy,ale dla mojej półrocznej córeczki idealny posiłek. Co do macierzyństwa,to moja księżniczka ładnie przesypiala noce jedynie cały dzień nie spała. Nie było na co narzekać.,dawalam rade dzieki pomocy Tatusia. Marysia jest naszym oczkiem w głowie od momentu dowiedzenia się o małej 'fasolce ’ ❤

  133. Sandrusia says:

    Początki karmienia były dla nas trudne. Malutka była małym glodomorkiem nawet już w szpitalu,bądź miała potrzebę bycia ciągle przy piersi. Niestety za dużej możliwości nie miałam jej WYKARMIC więc kończyło się na mleku sztucznym w szpitalu. Jednakże jak wyszlysmy ze szpitala próbowałam ją karmić piersią,zakupilismy mm jednakze stoi prawie w calej swej zawartosci. Zdazalo sie ze jedno karmienie trwało nawet do 3 h, naprzemiennie,raz prawa pierś a po chwili druga. A czasem nawet cały dzień przelezalam z Marysia przy piersi. Przez takie stymulowanie udało się i karmię piersią do teraz,może nie długo bo prawie 6 miesięcy,ale dla mojej półrocznej córeczki idealny posiłek. Co do macierzyństwa,to moja księżniczka ładnie przesypiala noce jedynie cały dzień nie spała. Nie było na co narzekać.,dawalam rade dzieki pomocy Tatusia. Marysia jest naszym oczkiem w głowie od momentu dowiedzenia się o małej 'fasolce ’ ❤

  134. Joanna Gawłowska says:

    Tak więc moje początki po każdym z dwóch porodów były dość łatwe, ponieważ moi synowie odrazu wiedzieli do czego służy maminy cycuch 🙂 Cięzko było ze względu na to że mieli meeeega ogromny odruch ssania i przy piersi mogli być 24/7 . Cięzko! Strasznie! Było przy drugim synu po powrocie do domu, kiedy na głowie miałam porządki dziennie i opieke nad starszym – zazdrosnym synem… Ale kto nie da rady jak nie my MAMY!? Więc wspomagałam sie odciąganiem mleczka i podawaniem go w buteleczce, chodź i to przynosiło wiele łez w moim życiu.. Może to stres, może hormony.. Nie wiem ale łatwo nie było. Teraz młody jest na butelce, niestety nie udało mi się zbyt długo ciągnąć karmienia piersią. Przyznam że troszkę żałuję, ale troszkę odżyłam. Mam czas dla siebie.. I bez stresu mija każdy dzien! Pozdrawiam i życze powodzenia i wytrwałości!

  135. Joanna Gawłowska says:

    Tak więc moje początki po każdym z dwóch porodów były dość łatwe, ponieważ moi synowie odrazu wiedzieli do czego służy maminy cycuch 🙂 Cięzko było ze względu na to że mieli meeeega ogromny odruch ssania i przy piersi mogli być 24/7 . Cięzko! Strasznie! Było przy drugim synu po powrocie do domu, kiedy na głowie miałam porządki dziennie i opieke nad starszym – zazdrosnym synem… Ale kto nie da rady jak nie my MAMY!? Więc wspomagałam sie odciąganiem mleczka i podawaniem go w buteleczce, chodź i to przynosiło wiele łez w moim życiu.. Może to stres, może hormony.. Nie wiem ale łatwo nie było. Teraz młody jest na butelce, niestety nie udało mi się zbyt długo ciągnąć karmienia piersią. Przyznam że troszkę żałuję, ale troszkę odżyłam. Mam czas dla siebie.. I bez stresu mija każdy dzien! Pozdrawiam i życze powodzenia i wytrwałości!

  136. Agnieszka Prokopowicz says:

    Mam dwoje dzieci syna, który ma 11 lat i 10 miesięczną córeczkę i z każdym z nich zabierałam ze sobą smoczki do szpitala?. A moje wspomnienia z początków macierzyństwa są różne, ponieważ syn urodził się naturalnie i z nim nie miałam żadnych problemów jeśli chodzi o karmienie piersią. Z córką było inaczej, ponieważ urodziła się przez cesarskie cięcie, po którym pokarm pojawił się po dwóch dniach, było go mało, więc musiałam dokarmiać butelką. Jakby tego było mało to cały czas się krztusiła, więc każde karmienie kończyło się dla mnie paniką i płaczem. Dopiero koleżanka zadzwoniła do mnie i powiedziała, że miała ten sam problem i poleciła mi butelkę firmy „lovi ” i odrazu ją kupiłam. Muszę przyznać, że to był bardzo dobry wybór, ponieważ butelka według mnie ma najmniejszą dziureczkę z pośród innych butelek. Od tamtego czasu krztusiła się już tylko czasami. To był dla mnie trudny początek okresu macierzyństwa, ale jest już on za mną ?.

  137. Agnieszka Prokopowicz says:

    Mam dwoje dzieci syna, który ma 11 lat i 10 miesięczną córeczkę i z każdym z nich zabierałam ze sobą smoczki do szpitala?. A moje wspomnienia z początków macierzyństwa są różne, ponieważ syn urodził się naturalnie i z nim nie miałam żadnych problemów jeśli chodzi o karmienie piersią. Z córką było inaczej, ponieważ urodziła się przez cesarskie cięcie, po którym pokarm pojawił się po dwóch dniach, było go mało, więc musiałam dokarmiać butelką. Jakby tego było mało to cały czas się krztusiła, więc każde karmienie kończyło się dla mnie paniką i płaczem. Dopiero koleżanka zadzwoniła do mnie i powiedziała, że miała ten sam problem i poleciła mi butelkę firmy „lovi ” i odrazu ją kupiłam. Muszę przyznać, że to był bardzo dobry wybór, ponieważ butelka według mnie ma najmniejszą dziureczkę z pośród innych butelek. Od tamtego czasu krztusiła się już tylko czasami. To był dla mnie trudny początek okresu macierzyństwa, ale jest już on za mną ?.

  138. Monika Piechocka-Cieśla says:

    Pamiętam ten czas, chociaż czasami wolałabym o nim zapomnieć… I tu po raz pierwszy część matek-Polek zrówna mnie z ziemią. Trafiłam do szpitala w 40 tygodniu ze straszną, swędzącą wysypką na nogach i ogromnym brzuchu. Podejrzenie cholestazy i hospitalizacja. To był 12 sierpnia 2013 roku… 15 sierpnia o 17 pojawily sie pierwsze bóle porodowe, a w zasadzie taki ból o jakim w życiu nie słyszałam i jakiego nigdy nie doświadczyłam. O 20 lekarz podjął decyzję, że trzeba mi pomóc, bo rozwarcie ani drgnęło, a ja zaraz zemdleję z bólu.. Podłaczyli mnie na 4 godziny pod wielką strzykawę, wduszajacą do mojego krwioobiegu substancję dzięki której ból ni był tsk silny a ja miłdzy skórczami mogłam odpocząć. Niestety… 24:00 i substancja przestała płynąć. A rozwarcie… Brak reakcji… W takich mękach przetrwałam do 5:00. Wtedy ordynator wkroczył do akcji i przebił pęcherz płodowy. Rozwarcie poszło… 8 cm i prę… Kolejny problem… Tętno mojej córki spada… Decyzja? CC… Prędko na blok… Kiedy dawali mi znieczólenie byłam półprzytomna. Nie do konca świadoma. Odzyskałam świadomość kiedy o 5:55 ujrzałam czarną czuprynę i usłyszałam płacz Hani. 10 punktów, zdrowa… Odetchnęłam i poczułam, że jestem mamą. Taki był początek… Po nim ciężko mi było się ogarnąć. Pragnienie karmienia piersią było wielkie, ale… Obolałe ciało, ogromne piersi, których rozmiar był 2x większy od głowki Hani, wklęsłe brodawki i płacz głodnego dziecka. Kazali mi karmić przez kapturki, na leżąco. Musiałam jedną ręką trzymac małą, drugą pierś zeby jej przypadkiem nie udusić, a trzecią…której niestety nie posiadałam… Kapturek. Masakra. Pomagał mi mąż jak umiał, ale szło nam słabo. Gdyby mi ktoś wtedy poradził, doradził laktator, butelkę, smoczek… Może byłoby mi łatwiej. Niestety… Presja karmienia piersią była ogromna, a ja płakałam w poduszkę. W koncu nie wytrzymałam i zażądałam by małą dokarmić mm, bo ja i ona się wykończymy. Po dwóch dniach od CC wyszłam ze szpitala na własną prośbę. Nie mogłam znieść tego nacisku i spojrzeń. Wyrodna matka… Nie umie karmić. Daje mm… Dopiero w domu, po wizycie położnej patronażowej, która pokazała mi jak karmić córkę tak dużymi piersiami, doszłam do jako takiej wprawy. Presja i stres jaki towarzyszył mi od początku odbił się niestety na moim podejsciu do kp… Częściej wybierałam laktator i ściągniętym mlekiem karmiłam córkę butelką. Pierś podawałam głównie w nocy. 8 miesięcy Hania była karmiona mlekiem moim odciągniętym, chociaż zdarzało sie też że była dokarmiana mm. I nie uważam się za gorszą mamę. Córka jest zdrowa i nic jej nie brakuje. Teraz jestem w 25 tygodniu 2 ciąży i już mam uszykowany laktator. Nie uważam żeby to było coś złego. Moje piersi są w tej chwili w rozmiarze 70 H… Ogromne. Wiem już teraz że będzie mi ciężko nimi karmić. Nie zrezygnuję jednak. Nie będę też tak przejmować się opiniami otoczenia i presją personelu szpitala: karmic piersią!!!! Wezmę i butelkę i smoczek, bo wiem, ze te rzeczy ułatwią mi poczatek i sprawią, że nie będę sfrustrowana i zestresowana. A to bezposrednio wpłynie na mojego synusia Mikołajka.

  139. Monika Piechocka-Cieśla says:

    Pamiętam ten czas, chociaż czasami wolałabym o nim zapomnieć… I tu po raz pierwszy część matek-Polek zrówna mnie z ziemią. Trafiłam do szpitala w 40 tygodniu ze straszną, swędzącą wysypką na nogach i ogromnym brzuchu. Podejrzenie cholestazy i hospitalizacja. To był 12 sierpnia 2013 roku… 15 sierpnia o 17 pojawily sie pierwsze bóle porodowe, a w zasadzie taki ból o jakim w życiu nie słyszałam i jakiego nigdy nie doświadczyłam. O 20 lekarz podjął decyzję, że trzeba mi pomóc, bo rozwarcie ani drgnęło, a ja zaraz zemdleję z bólu.. Podłaczyli mnie na 4 godziny pod wielką strzykawę, wduszajacą do mojego krwioobiegu substancję dzięki której ból ni był tsk silny a ja miłdzy skórczami mogłam odpocząć. Niestety… 24:00 i substancja przestała płynąć. A rozwarcie… Brak reakcji… W takich mękach przetrwałam do 5:00. Wtedy ordynator wkroczył do akcji i przebił pęcherz płodowy. Rozwarcie poszło… 8 cm i prę… Kolejny problem… Tętno mojej córki spada… Decyzja? CC… Prędko na blok… Kiedy dawali mi znieczólenie byłam półprzytomna. Nie do konca świadoma. Odzyskałam świadomość kiedy o 5:55 ujrzałam czarną czuprynę i usłyszałam płacz Hani. 10 punktów, zdrowa… Odetchnęłam i poczułam, że jestem mamą. Taki był początek… Po nim ciężko mi było się ogarnąć. Pragnienie karmienia piersią było wielkie, ale… Obolałe ciało, ogromne piersi, których rozmiar był 2x większy od głowki Hani, wklęsłe brodawki i płacz głodnego dziecka. Kazali mi karmić przez kapturki, na leżąco. Musiałam jedną ręką trzymac małą, drugą pierś zeby jej przypadkiem nie udusić, a trzecią…której niestety nie posiadałam… Kapturek. Masakra. Pomagał mi mąż jak umiał, ale szło nam słabo. Gdyby mi ktoś wtedy poradził, doradził laktator, butelkę, smoczek… Może byłoby mi łatwiej. Niestety… Presja karmienia piersią była ogromna, a ja płakałam w poduszkę. W koncu nie wytrzymałam i zażądałam by małą dokarmić mm, bo ja i ona się wykończymy. Po dwóch dniach od CC wyszłam ze szpitala na własną prośbę. Nie mogłam znieść tego nacisku i spojrzeń. Wyrodna matka… Nie umie karmić. Daje mm… Dopiero w domu, po wizycie położnej patronażowej, która pokazała mi jak karmić córkę tak dużymi piersiami, doszłam do jako takiej wprawy. Presja i stres jaki towarzyszył mi od początku odbił się niestety na moim podejsciu do kp… Częściej wybierałam laktator i ściągniętym mlekiem karmiłam córkę butelką. Pierś podawałam głównie w nocy. 8 miesięcy Hania była karmiona mlekiem moim odciągniętym, chociaż zdarzało sie też że była dokarmiana mm. I nie uważam się za gorszą mamę. Córka jest zdrowa i nic jej nie brakuje. Teraz jestem w 25 tygodniu 2 ciąży i już mam uszykowany laktator. Nie uważam żeby to było coś złego. Moje piersi są w tej chwili w rozmiarze 70 H… Ogromne. Wiem już teraz że będzie mi ciężko nimi karmić. Nie zrezygnuję jednak. Nie będę też tak przejmować się opiniami otoczenia i presją personelu szpitala: karmic piersią!!!! Wezmę i butelkę i smoczek, bo wiem, ze te rzeczy ułatwią mi poczatek i sprawią, że nie będę sfrustrowana i zestresowana. A to bezposrednio wpłynie na mojego synusia Mikołajka.

  140. Anna Gołdyn says:

    U mnie początki były krwawe, bo mój synek mocą ssania przewyższał dobrej klasy odkurzacz, ale jakimś cudem udało mi się to przetrwać, między innymi dzięki smoczkowi (i wiedz,że nie jesteś jedyną wyrodną matką ze smoczkiem w szpitalnej torbie ;)). Szybko więc dotarliśmy się w tym czego on chce,a ile ja mu mogę dać. Niedługo Maks kończy pół roku,a ja w dalszym ciągu karmię go piersią.. 🙂

  141. Anna Gołdyn says:

    U mnie początki były krwawe, bo mój synek mocą ssania przewyższał dobrej klasy odkurzacz, ale jakimś cudem udało mi się to przetrwać, między innymi dzięki smoczkowi (i wiedz,że nie jesteś jedyną wyrodną matką ze smoczkiem w szpitalnej torbie ;)). Szybko więc dotarliśmy się w tym czego on chce,a ile ja mu mogę dać. Niedługo Maks kończy pół roku,a ja w dalszym ciągu karmię go piersią.. 🙂

  142. Agnieszka M says:

    Oj Początki były trudne. Rok przed porodem miałam usuwanego guza z lewej piersi, lekarze zapewniali mnie, że nie będę miała problemu z karmieniem. Niestety miałam problem, z lewej piersi absolutnie nic nie leciało, położne i pielęgniarki nie były zainteresowane aby mi pomóc. Gdy zapytałam się czy mogłabym skorzystać ze szpitalnego laktatora dowiedziałam się że wszystkie są wypożyczone, mąż w nocy jeździł po aptekach i próbował kupić laktator- wcześniej twierdzilam że nie będzie mi potrzebny więc nie kupowałam. W szpitalu spędziliśmy tydzień – przez dodatni wynik paciorkowca. Dopiero w 4 dobie po porodzie pielęgniarki z noworodków zmieniły się i starały się pomóc. Ominął mnie nawet nawał laktacyjne : Synek był często zabieramy na badania i na podanie antybiotyku i wtedy był dokarmianie bez mojej wiedzy a ja głupia cieszylam się że jestem w stanie jedna piersią wykarmic dziecko. Pierwsza noc w domu była ciężka o północy mąż musiał jechać po mleko modyfikowane- w piersiach pusto nic nie lecialo 🙁 po 2 tygodniach pokarm całkiem zanikl mimo pobudzania laktacji. Karmie synka tylko mlekiem modyfikowanym, najbardziej rania mnie stwierdzenia koleżanek że to nie możliwe Przecież każda kobieta ma pokarm, na ostatniej wizycie u Pani Doktor która jest ordynatorem oddziału noworodkowego w moim mieście dowiedziałam się że jestem leniwa, wygodna i że zła matka że mnie. Teraz synek ma 4 miesiące i uodpornilam się na głupie gadanie. Ale początki były niemiłe, wcale się nie dziwię że niektóre kobiety mają depresję poporodowa. Dzięki „życzliwym” osoba naprawde można zwariować ważne oby mieć wsparcie najbliższych osób. Miałam takie dni że potrafiłam płakać 24h, chyba tylko dzięki mężowi dałam radę i zrozumiałe że Najważniejsze że synek jest zdrowy a to jak karmię to moja sprawa na nie innych wscipskich osób.

  143. Agnieszka M says:

    Oj Początki były trudne. Rok przed porodem miałam usuwanego guza z lewej piersi, lekarze zapewniali mnie, że nie będę miała problemu z karmieniem. Niestety miałam problem, z lewej piersi absolutnie nic nie leciało, położne i pielęgniarki nie były zainteresowane aby mi pomóc. Gdy zapytałam się czy mogłabym skorzystać ze szpitalnego laktatora dowiedziałam się że wszystkie są wypożyczone, mąż w nocy jeździł po aptekach i próbował kupić laktator- wcześniej twierdzilam że nie będzie mi potrzebny więc nie kupowałam. W szpitalu spędziliśmy tydzień – przez dodatni wynik paciorkowca. Dopiero w 4 dobie po porodzie pielęgniarki z noworodków zmieniły się i starały się pomóc. Ominął mnie nawet nawał laktacyjne : Synek był często zabieramy na badania i na podanie antybiotyku i wtedy był dokarmianie bez mojej wiedzy a ja głupia cieszylam się że jestem w stanie jedna piersią wykarmic dziecko. Pierwsza noc w domu była ciężka o północy mąż musiał jechać po mleko modyfikowane- w piersiach pusto nic nie lecialo 🙁 po 2 tygodniach pokarm całkiem zanikl mimo pobudzania laktacji. Karmie synka tylko mlekiem modyfikowanym, najbardziej rania mnie stwierdzenia koleżanek że to nie możliwe Przecież każda kobieta ma pokarm, na ostatniej wizycie u Pani Doktor która jest ordynatorem oddziału noworodkowego w moim mieście dowiedziałam się że jestem leniwa, wygodna i że zła matka że mnie. Teraz synek ma 4 miesiące i uodpornilam się na głupie gadanie. Ale początki były niemiłe, wcale się nie dziwię że niektóre kobiety mają depresję poporodowa. Dzięki „życzliwym” osoba naprawde można zwariować ważne oby mieć wsparcie najbliższych osób. Miałam takie dni że potrafiłam płakać 24h, chyba tylko dzięki mężowi dałam radę i zrozumiałe że Najważniejsze że synek jest zdrowy a to jak karmię to moja sprawa na nie innych wscipskich osób.

  144. Urszula says:

    Synka karmilam tylko miesiąc bo niestety sie nie najadal co chwile byl przy piersi a i tak plakal wiec nie chcialam męczyć synka i podalam mu mleko modyfikowane teraz wiem, ze za szybko sie poddałam moglm walczyc ale bylam młoda i głupia nie miał kto mi podpowiedzieć tak jak i Tobie żeby odciagac laktatorem itp. Teraz mam tygodniową córeczkę i jak na razie pieknie sie najada i na pewno sie tak szybko nie poddam bede wallczyc jak lwica o pokarm bo to najlepsze co mozemy dac dziecku. Moja dieta zmienila.sie o 360 stopni wiec mam nadzieje ze sie uda jak najdluzej karmic moją księżniczkę.

  145. Urszula says:

    Synka karmilam tylko miesiąc bo niestety sie nie najadal co chwile byl przy piersi a i tak plakal wiec nie chcialam męczyć synka i podalam mu mleko modyfikowane teraz wiem, ze za szybko sie poddałam moglm walczyc ale bylam młoda i głupia nie miał kto mi podpowiedzieć tak jak i Tobie żeby odciagac laktatorem itp. Teraz mam tygodniową córeczkę i jak na razie pieknie sie najada i na pewno sie tak szybko nie poddam bede wallczyc jak lwica o pokarm bo to najlepsze co mozemy dac dziecku. Moja dieta zmienila.sie o 360 stopni wiec mam nadzieje ze sie uda jak najdluzej karmic moją księżniczkę.

  146. Marta Baradziej says:

    Początki macierzyństwa chyba jak dla każdej kobiety , która urodziła pierwsze dziecko jest przerażające. Kiedy ujrzałam pierwszy raz moją córeczkę zapytałam lekarzy ” i co teraz ?” a lekarz nie myśląc zbyt długo odpowiedział ” noo wychować ” w sumie miał racje . Mi raczej chodziło o to jak mam ją teraz wziąć na ręce ale każda odpowiedź w tamtym momencie była dobra. Moja córeczka od razu przyssała się do piersi jak odkurzacz byłam w szoku bo patrząc na inne koleżanki, które urodziły to wydawało się to znacznie trudniejsze.Wiktoria po prostu ssała jak mały odkurzacz z teletubisiów ” nono ” . kwestia smoczka dałam jej go drugiego dnia w szpitalu, bo tak mi sie wydawało,że małe dziecko musi mieć smoczek 🙂 Wiki jak poczuła smoczek to pielęgniarki jak jej go wyjmowały do jedzenia to myślały, że oderwią to rondo od smoczka . Smiały się ,że ona ma tak mocny odruch ssania,że chce połknąć smoczek. Tak też było z piersią chciała ją cała zjeść 🙂 ja ją przykładałam a on robiła „nonusia ” czyli odkurzacz i jadła 😀 Ja osobiście przezywam wspaniale macierzyństwo, każdy dzień jest dla mnie po prostu cudowny . Nie przypuszczałam ,że tak będę pochłonięta moją niunią . Są dni gorsze i lepsze. Przez pierwsze dni pytałam się o wszystko wszystkich bo wydawało mi się,że każdy wie więcej ode mnie . Z każdym dniem jest co raz lepiej , co raz więcej wiem i uczę się być mamą . P.s uwielbiam smoczki Lovi pozwalją mi fajnie stylizować Wiki – do ślicznej błekitnej czapeczki ma błekitny smoczek itp. Wygląda cudnie . Dzisiaj przyszły kolejne z serii I love daddy itp.:)))))

  147. Marta Baradziej says:

    Początki macierzyństwa chyba jak dla każdej kobiety , która urodziła pierwsze dziecko jest przerażające. Kiedy ujrzałam pierwszy raz moją córeczkę zapytałam lekarzy ” i co teraz ?” a lekarz nie myśląc zbyt długo odpowiedział ” noo wychować ” w sumie miał racje . Mi raczej chodziło o to jak mam ją teraz wziąć na ręce ale każda odpowiedź w tamtym momencie była dobra. Moja córeczka od razu przyssała się do piersi jak odkurzacz byłam w szoku bo patrząc na inne koleżanki, które urodziły to wydawało się to znacznie trudniejsze.Wiktoria po prostu ssała jak mały odkurzacz z teletubisiów ” nono ” . kwestia smoczka dałam jej go drugiego dnia w szpitalu, bo tak mi sie wydawało,że małe dziecko musi mieć smoczek 🙂 Wiki jak poczuła smoczek to pielęgniarki jak jej go wyjmowały do jedzenia to myślały, że oderwią to rondo od smoczka . Smiały się ,że ona ma tak mocny odruch ssania,że chce połknąć smoczek. Tak też było z piersią chciała ją cała zjeść 🙂 ja ją przykładałam a on robiła „nonusia ” czyli odkurzacz i jadła 😀 Ja osobiście przezywam wspaniale macierzyństwo, każdy dzień jest dla mnie po prostu cudowny . Nie przypuszczałam ,że tak będę pochłonięta moją niunią . Są dni gorsze i lepsze. Przez pierwsze dni pytałam się o wszystko wszystkich bo wydawało mi się,że każdy wie więcej ode mnie . Z każdym dniem jest co raz lepiej , co raz więcej wiem i uczę się być mamą . P.s uwielbiam smoczki Lovi pozwalją mi fajnie stylizować Wiki – do ślicznej błekitnej czapeczki ma błekitny smoczek itp. Wygląda cudnie . Dzisiaj przyszły kolejne z serii I love daddy itp.:)))))

  148. Klaudia Krajza says:

    Urodziłam w październiku i początki karmienia piersią wspominam dobrze i źle. Karmienie było dla mnie czymś zupełnie nowym i większość osób nastraszyło mnie jak boli i jak jest strasznie, bałam się że nie wytrzymam tego bólu i poddam się. Jednak tak naprawdę sutki bolały mnie tylko w szpitalu – 4 dni – właśnie tyle cierpiałam i nie były ze strupkami, na jednym tylko była malutka ranka. Także kp kojarzy mi sie bardzo dobrze, a źle tylko ten okres szpitalny, gdzie mały ciągle wisiał przy piersi, nie mogłam sie ruszyć nawet do toalety… Późniejsze i teraźniejsze karmienie to czysta przyjemność. To uśmiechanie się przy piersi, to patrzenie w moje oczy, ten wyraz twarzyczki – IDEALNIE.

  149. Klaudia Krajza says:

    Urodziłam w październiku i początki karmienia piersią wspominam dobrze i źle. Karmienie było dla mnie czymś zupełnie nowym i większość osób nastraszyło mnie jak boli i jak jest strasznie, bałam się że nie wytrzymam tego bólu i poddam się. Jednak tak naprawdę sutki bolały mnie tylko w szpitalu – 4 dni – właśnie tyle cierpiałam i nie były ze strupkami, na jednym tylko była malutka ranka. Także kp kojarzy mi sie bardzo dobrze, a źle tylko ten okres szpitalny, gdzie mały ciągle wisiał przy piersi, nie mogłam sie ruszyć nawet do toalety… Późniejsze i teraźniejsze karmienie to czysta przyjemność. To uśmiechanie się przy piersi, to patrzenie w moje oczy, ten wyraz twarzyczki – IDEALNIE.

  150. Paulina Kozub says:

    Oczekuję mojego pierwszego dziecka – córeczki, więc na razie jedyne co jestem w stanie oceniać z własnej perspektywy to początki macierzyństwa, gdy maleństwo jest jeszcze w brzuchu. Jest to dla mnie piękny, niepowtarzalny czas, którego nie zamieniłabym na nic innego (pomimo 5 miesięcy okropnych wymiotów, przez które nie byłam w stanie wychodzić z łóżka i generalnie wszelkich możliwych dolegliwości ciążowych), ale i jednocześnie niesamowicie trudny. Piękny, bo czekam na moje i męża wymarzone maleństwo, trudny, bo ciąża jest zagrożona i ilość chorób, które grożą mojej córeczce zwala z nóg. W związku z tym drugim staram się tak przygotować na jej przyjście na świat, by zapewnić jej wszystko czego może potrzebować. Jednocześnie chcę sama dowiedzieć się i nauczyć jak najwięcej, by podołać temu trudnemu zadaniu, jakim jest macierzyństwo. Zdrowie i szczęście mojej córki to są teraz moje największe marzenia. Dlatego cieszę się z blogów i wpisów takich jak ten. Nie przyszło mi do głowy, by do spakowanej już torby dorzucić smoczek i butelkę dla małej, ale teraz mam szansę to zrobić i uczyć się na błędach innych kobiet. Za to Ci ogromnie dziękuję i pozdrawiam.

  151. Paulina Kozub says:

    Oczekuję mojego pierwszego dziecka – córeczki, więc na razie jedyne co jestem w stanie oceniać z własnej perspektywy to początki macierzyństwa, gdy maleństwo jest jeszcze w brzuchu. Jest to dla mnie piękny, niepowtarzalny czas, którego nie zamieniłabym na nic innego (pomimo 5 miesięcy okropnych wymiotów, przez które nie byłam w stanie wychodzić z łóżka i generalnie wszelkich możliwych dolegliwości ciążowych), ale i jednocześnie niesamowicie trudny. Piękny, bo czekam na moje i męża wymarzone maleństwo, trudny, bo ciąża jest zagrożona i ilość chorób, które grożą mojej córeczce zwala z nóg. W związku z tym drugim staram się tak przygotować na jej przyjście na świat, by zapewnić jej wszystko czego może potrzebować. Jednocześnie chcę sama dowiedzieć się i nauczyć jak najwięcej, by podołać temu trudnemu zadaniu, jakim jest macierzyństwo. Zdrowie i szczęście mojej córki to są teraz moje największe marzenia. Dlatego cieszę się z blogów i wpisów takich jak ten. Nie przyszło mi do głowy, by do spakowanej już torby dorzucić smoczek i butelkę dla małej, ale teraz mam szansę to zrobić i uczyć się na błędach innych kobiet. Za to Ci ogromnie dziękuję i pozdrawiam.

  152. Paula says:

    Cała swoją ciąże byłam pewna, ze będę karmić piersią. Uważałam to za najlepsze i w ogóle nie brałam innej opcji pod uwagę. Miałam cesarskie ciecie (córeczka była ułożona miednicowo) i na bloku odrazu została przystawiona do piersi. Byłam niesamowicie szczęśliwa, zawsze czekałam na te chwile. Cała ciąże miałam bardzo tkliwe piersi. Byłam przekonana, ze wraz z przyjściem mojego dziecka na świat to minie, ale niestety. Pierwsze dwa dni karmiłam piersią, córka ciagle chciała ssać i ssać, była nerwowa, wciąż głodna. Ja cały czas trzymałam ja przy piersi choć ich ból stawał sie z chwili na chwile coraz gorszy. W drugiej dobie przystawialam ja płacząc, myślałam ze umrę z bólu. Brodawki miałam popękane, krwawiące, mała Piła mleko z krwią, a ja zaciskałam żeby. Załamana chodziłam do położnych, prosiłam o radę, pomoc, mówiłam ze sobie nie radzę i nie wiem co mam robić. Żadna nie pomogła, wręcz patrzyły na mnie jak na histeryczkę która nie umie wykarmić dziecka. Pętla zataczała koło. Przystawialam wciąż córeczkę, ból niesamowity, mój płacz. Ona czując to jadła i płakała… Miałam już lek przed każdym przystawieniem do cyca, dreszcze jak tylko słyszałam płacz mojego głodnego dziecka. Koszmar. Obwinialam sie widząc inne kobiety normalnie karmiące. Cały czas myślałam, co ze mną nie tak, co ze mnie za matka… Patrzyłam na inne dzieci jedzące pierś i serce mnie ściskało, ze swojej nie daje rady tak karmić… To były najgorsze chwile mojego życia… I ciagle łzy. W końcu mój maz już nie mogąc na to patrzeć poszedł do pani dr z awantura, ze nikt nie udziela mi pomocy, kiedy ja sobie nie radzę, ze stresu pokarmu tyle co kot napłakał, a moja córka nerwowa i głodna. W końcu dostała MM. Obwinialam sie, ze musi jeść sztuczny… Ale kiedy zjadła to w końcu porządnie zasnęła. I znowu. I znowu. Robiłam sie coraz spokojniejsza, ze mała nie jest głodna, stała sie odrazu inna dziewczynka. Ja odetchnęłam i powolutku leczyłam rany na piersiach pobudzając laktację laktatorem. Każde kilka mililitrów dostawała w butelce, robiłam co mogłam. Dzisiaj moja córka ma miesiąc. Ściągam pokarm co 3-4 godziny laktatorem. Mała je jak oszalała, nawet lekarze są w szoku ze żarłok tak przybiera. Ściągam dostatecznie dużo pokarmu ile potrzebuje. Niestety po kolejnych próbach przystawiania było to samo – rany i ból. Boli nawet laktatorem, ale do przeżycia. Grunt to samozaparcie. Dzisiaj jestem z siebie dumna! Mimo, ze nie karmie piersią córka jest tylko na moim pokarmie. Grunt, ze je moje, podajnik jest nieistotny. Całuje ja i przytulam, także bliskość ma zapewniona! Nie możemy sie obwiniać jak karmienie piersią jest niemożliwe. To nie nasza wina. Nagonka na to jest potworna. I zawsze pamietajmy, ze szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko!

  153. Paula says:

    Cała swoją ciąże byłam pewna, ze będę karmić piersią. Uważałam to za najlepsze i w ogóle nie brałam innej opcji pod uwagę. Miałam cesarskie ciecie (córeczka była ułożona miednicowo) i na bloku odrazu została przystawiona do piersi. Byłam niesamowicie szczęśliwa, zawsze czekałam na te chwile. Cała ciąże miałam bardzo tkliwe piersi. Byłam przekonana, ze wraz z przyjściem mojego dziecka na świat to minie, ale niestety. Pierwsze dwa dni karmiłam piersią, córka ciagle chciała ssać i ssać, była nerwowa, wciąż głodna. Ja cały czas trzymałam ja przy piersi choć ich ból stawał sie z chwili na chwile coraz gorszy. W drugiej dobie przystawialam ja płacząc, myślałam ze umrę z bólu. Brodawki miałam popękane, krwawiące, mała Piła mleko z krwią, a ja zaciskałam żeby. Załamana chodziłam do położnych, prosiłam o radę, pomoc, mówiłam ze sobie nie radzę i nie wiem co mam robić. Żadna nie pomogła, wręcz patrzyły na mnie jak na histeryczkę która nie umie wykarmić dziecka. Pętla zataczała koło. Przystawialam wciąż córeczkę, ból niesamowity, mój płacz. Ona czując to jadła i płakała… Miałam już lek przed każdym przystawieniem do cyca, dreszcze jak tylko słyszałam płacz mojego głodnego dziecka. Koszmar. Obwinialam sie widząc inne kobiety normalnie karmiące. Cały czas myślałam, co ze mną nie tak, co ze mnie za matka… Patrzyłam na inne dzieci jedzące pierś i serce mnie ściskało, ze swojej nie daje rady tak karmić… To były najgorsze chwile mojego życia… I ciagle łzy. W końcu mój maz już nie mogąc na to patrzeć poszedł do pani dr z awantura, ze nikt nie udziela mi pomocy, kiedy ja sobie nie radzę, ze stresu pokarmu tyle co kot napłakał, a moja córka nerwowa i głodna. W końcu dostała MM. Obwinialam sie, ze musi jeść sztuczny… Ale kiedy zjadła to w końcu porządnie zasnęła. I znowu. I znowu. Robiłam sie coraz spokojniejsza, ze mała nie jest głodna, stała sie odrazu inna dziewczynka. Ja odetchnęłam i powolutku leczyłam rany na piersiach pobudzając laktację laktatorem. Każde kilka mililitrów dostawała w butelce, robiłam co mogłam. Dzisiaj moja córka ma miesiąc. Ściągam pokarm co 3-4 godziny laktatorem. Mała je jak oszalała, nawet lekarze są w szoku ze żarłok tak przybiera. Ściągam dostatecznie dużo pokarmu ile potrzebuje. Niestety po kolejnych próbach przystawiania było to samo – rany i ból. Boli nawet laktatorem, ale do przeżycia. Grunt to samozaparcie. Dzisiaj jestem z siebie dumna! Mimo, ze nie karmie piersią córka jest tylko na moim pokarmie. Grunt, ze je moje, podajnik jest nieistotny. Całuje ja i przytulam, także bliskość ma zapewniona! Nie możemy sie obwiniać jak karmienie piersią jest niemożliwe. To nie nasza wina. Nagonka na to jest potworna. I zawsze pamietajmy, ze szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko!

  154. Martyna Dziura says:

    Moje początki macierzyństwa nie należały do łatwych. W trakcie ciąży miałam nadciśnienie, przez co byłam na tabletkach, by je obniżyć. W 32 tygodniu ciąży, ze względu na mój pogarszający stan zdrowia, postanowiono zrobić mi cesarskie cięcie. Byłam na znieczuleniu ogólnym (zapadłam w sen), więc nie mogłam zobaczyć mojej kruszynki. Ze wzlędu na to, że była zbyt mała, została przewieziona na oddział intensywnej terapii dla noworodków i leżała w inkubatorze. Pierwsze 2 tygodnie były okropne. Z piersi leciało mi tyle mleka, że mogłabym dwójke dzieci wykarmić, ale nie mogłam ze wzlędu na tabletki, które wciąż musiałam brać. Plakałam wylewając swój pokarm pod prysznicem. Moje mleko było bezwartościowe dla mojego dziecka. Najbardziej bolała mnie postawa koleżanki z oddziału (cesarka w 30tyg., miała problem z utrzymaniem ciąży). Stwierdziła, że karmić nie będzie, bo poprzednie dziecko karmiła tylko miesiąc… A ja bym wiele dała, żeby chociaż tyle karmić…
    Gdy moja Łucja wyszła ze szpitala, karmiłam ją mlekiem modyfikowanym. Nie miałam tyle siły i samozaparcia, żeby utrzymywać pokarm w piersiach. Miałam nadzieje, że przynajmniej nie pozna smoczka, ale po paru nerwowych dniach i nocach został moim przyjacielem. Niestety 🙂
    Łucja ma już 3,5 roku, jest zdrowa, a smoczek sama oddała, gdy miała 1,5 roku. Butle porzuciła po roku.
    Teraz przyszedł czas na drugie dziecko i nic nie planuję. Przy pierwszym chciałam rodzić naturalnie, karmić piersią i smoczka nie dawać pod żadnym pozorem. A wszystko wyszło oczywiście odwrotnie 😉 Trzeba pamiętać o jednym: macierzyństwo to coś więcej niż szczypanie się o takie drobnostki jak smoczek. Dla dziecka nie ma nic ważniejszego niż szczęśliwa mama. A szczęśliwa nie musi znaczyć idealna 🙂

  155. Martyna Dziura says:

    Moje początki macierzyństwa nie należały do łatwych. W trakcie ciąży miałam nadciśnienie, przez co byłam na tabletkach, by je obniżyć. W 32 tygodniu ciąży, ze względu na mój pogarszający stan zdrowia, postanowiono zrobić mi cesarskie cięcie. Byłam na znieczuleniu ogólnym (zapadłam w sen), więc nie mogłam zobaczyć mojej kruszynki. Ze wzlędu na to, że była zbyt mała, została przewieziona na oddział intensywnej terapii dla noworodków i leżała w inkubatorze. Pierwsze 2 tygodnie były okropne. Z piersi leciało mi tyle mleka, że mogłabym dwójke dzieci wykarmić, ale nie mogłam ze wzlędu na tabletki, które wciąż musiałam brać. Plakałam wylewając swój pokarm pod prysznicem. Moje mleko było bezwartościowe dla mojego dziecka. Najbardziej bolała mnie postawa koleżanki z oddziału (cesarka w 30tyg., miała problem z utrzymaniem ciąży). Stwierdziła, że karmić nie będzie, bo poprzednie dziecko karmiła tylko miesiąc… A ja bym wiele dała, żeby chociaż tyle karmić…
    Gdy moja Łucja wyszła ze szpitala, karmiłam ją mlekiem modyfikowanym. Nie miałam tyle siły i samozaparcia, żeby utrzymywać pokarm w piersiach. Miałam nadzieje, że przynajmniej nie pozna smoczka, ale po paru nerwowych dniach i nocach został moim przyjacielem. Niestety 🙂
    Łucja ma już 3,5 roku, jest zdrowa, a smoczek sama oddała, gdy miała 1,5 roku. Butle porzuciła po roku.
    Teraz przyszedł czas na drugie dziecko i nic nie planuję. Przy pierwszym chciałam rodzić naturalnie, karmić piersią i smoczka nie dawać pod żadnym pozorem. A wszystko wyszło oczywiście odwrotnie 😉 Trzeba pamiętać o jednym: macierzyństwo to coś więcej niż szczypanie się o takie drobnostki jak smoczek. Dla dziecka nie ma nic ważniejszego niż szczęśliwa mama. A szczęśliwa nie musi znaczyć idealna 🙂

  156. Ewa Sz says:

    Ja miałam wielkie plany-karmienie wyłącznie piersią, żadnych butelek. Nie przewidziałam tylko, że po cesarce nie będzie dla mnie miejsca na oddziale i spędzę 35 godzin na OIOMie bo tylko tam było łóżko. W międzyczasie okazało się, że mój Synek ma hipotrofię, infekcję wrodzoną i brak odruchu ssania. Zobaczyłam Go dopiero po dwóch dniach, ponieważ gdy znalazło się w końcu łóżko dla mnie, było już za późno na odwiedziny u Wcześniaków. W międzyczasie dostałam nawału pokarmu i Mąż w pędzie organizował mi elektryczny laktator, ponieważ ręcznym nie dawałam rady ściągnąć mleka. Mój Synek był maleńki (2790) i gdy w końcu przystawiłam Go do piersi, okazało się, że nie daje rady objąć brodawki swoją maleńką buzią. Ściągałam więc pokarm co 3 godziny i przywoziłam Mu na oddział Wcześniaków, gdzie spędził 11 dni. Próby przystawiania do piersi oczywiście podejmowałam nadal, ale nie przynosiły skutku. Gdy w końcu mogłam zabrać Synka do domu, postanowiłam, że teraz już się nie poddam i MUSI ssać pierś. Niestety pomimo prywatnych wizyt laktatorki i wizyt w poradni laktacyjnej nie udało mi się. Odebrałam to jako prywatną porażkę i płakałam, gdy Synek miał czkawkę, a ja nie mogłam Go przystawić do piersi, na którą reagował już po tych wszystkich próbach wyłącznie odwróceniem głowy. Dałam radę karmić swoim mlekiem przez dwa miesiące-co trzy godziny karmienie butelką, odbijanie, usypianie, ściąganie pokarmu. Spałam po 20 minut i w końcu poddałam się bo fizycznie nie dawałam rady. Teraz jestem w drugiej ciąży, mam termin na styczeń i również wielkie plany karmienia piersią, ale też naszykowany do szpitala laktator i butelkę, tak na wszelki wypadek. Moim zdaniem lepiej podać siarę i pierwsze mleko butelką, niż wcale. Dobrze, że są teraz takie butelki, jak LOVI. Mam nadzieję, że wygram jedną z nich i wesprze mnie ona w walce o karmienie piersią.

  157. Kasia M says:

    Jestem mamą od tygodnia, dokładnie 5 grudnia przyszła na świat moja piękna córeczka. Pospieszyła się, bo przyszła miesiąc przed czasem. Stąd też długi poród, bo lekarze nie chcieli jej poganiać, a wody odeszły. Poród siłami natury aż 19 godzin w towarzystwie skurczy z krzyża, prawda że fajny początek nowego etapu w życiu? Malutka dostała 9 punktów w skali apgar, ale i tak musiała iść do inkubatorka. Dopiero po 3 dobach mogłam ją przytulić, nakarmić. Niesamowite uczucie! Jednak 3 doby czekania na to dały swoje- płacz, tęsknota, bezsilność i strach o moje maleństwo. Od pierwszej doby walczyłam o pokarm, w ruch poszedł właśnie laktator. Przecież nie ważne, że dostanie pokarm butelką, ważne że dostanie mój pokarm. Był płacz i ból, bo pokarmu było mało, ale w końcu pojawił się nawał i byłam w stanie wykarmić moje Maleństwo. Jeszcze jesteśmy w szpitalu, Malutka już jest przy mnie i możliwe, że w weekend wyjdziemy do domu. Jestem szczęśliwą mamą mimo cięższego startu. Wiem, że teraz musi być tylko lepiej!! A co do karmienia piersią.. niesamowity jest kontakt matki z dzieckiem pojawiający się przy karmieniu piersią, ale nie zmienia to faktu, że podając mój pokarm z butelki również czułam się matką w 100%. Pozdrawiam wszystkie szczęśliwe i te mniej szczęśliwe mamusie! :).

  158. Ewa Sz says:

    Ja miałam wielkie plany-karmienie wyłącznie piersią, żadnych butelek. Nie przewidziałam tylko, że po cesarce nie będzie dla mnie miejsca na oddziale i spędzę 35 godzin na OIOMie bo tylko tam było łóżko. W międzyczasie okazało się, że mój Synek ma hipotrofię, infekcję wrodzoną i brak odruchu ssania. Zobaczyłam Go dopiero po dwóch dniach, ponieważ gdy znalazło się w końcu łóżko dla mnie, było już za późno na odwiedziny u Wcześniaków. W międzyczasie dostałam nawału pokarmu i Mąż w pędzie organizował mi elektryczny laktator, ponieważ ręcznym nie dawałam rady ściągnąć mleka. Mój Synek był maleńki (2790) i gdy w końcu przystawiłam Go do piersi, okazało się, że nie daje rady objąć brodawki swoją maleńką buzią. Ściągałam więc pokarm co 3 godziny i przywoziłam Mu na oddział Wcześniaków, gdzie spędził 11 dni. Próby przystawiania do piersi oczywiście podejmowałam nadal, ale nie przynosiły skutku. Gdy w końcu mogłam zabrać Synka do domu, postanowiłam, że teraz już się nie poddam i MUSI ssać pierś. Niestety pomimo prywatnych wizyt laktatorki i wizyt w poradni laktacyjnej nie udało mi się. Odebrałam to jako prywatną porażkę i płakałam, gdy Synek miał czkawkę, a ja nie mogłam Go przystawić do piersi, na którą reagował już po tych wszystkich próbach wyłącznie odwróceniem głowy. Dałam radę karmić swoim mlekiem przez dwa miesiące-co trzy godziny karmienie butelką, odbijanie, usypianie, ściąganie pokarmu. Spałam po 20 minut i w końcu poddałam się bo fizycznie nie dawałam rady. Teraz jestem w drugiej ciąży, mam termin na styczeń i również wielkie plany karmienia piersią, ale też naszykowany do szpitala laktator i butelkę, tak na wszelki wypadek. Moim zdaniem lepiej podać siarę i pierwsze mleko butelką, niż wcale. Dobrze, że są teraz takie butelki, jak LOVI. Mam nadzieję, że wygram jedną z nich i wesprze mnie ona w walce o karmienie piersią.

  159. Kasia M says:

    Jestem mamą od tygodnia, dokładnie 5 grudnia przyszła na świat moja piękna córeczka. Pospieszyła się, bo przyszła miesiąc przed czasem. Stąd też długi poród, bo lekarze nie chcieli jej poganiać, a wody odeszły. Poród siłami natury aż 19 godzin w towarzystwie skurczy z krzyża, prawda że fajny początek nowego etapu w życiu? Malutka dostała 9 punktów w skali apgar, ale i tak musiała iść do inkubatorka. Dopiero po 3 dobach mogłam ją przytulić, nakarmić. Niesamowite uczucie! Jednak 3 doby czekania na to dały swoje- płacz, tęsknota, bezsilność i strach o moje maleństwo. Od pierwszej doby walczyłam o pokarm, w ruch poszedł właśnie laktator. Przecież nie ważne, że dostanie pokarm butelką, ważne że dostanie mój pokarm. Był płacz i ból, bo pokarmu było mało, ale w końcu pojawił się nawał i byłam w stanie wykarmić moje Maleństwo. Jeszcze jesteśmy w szpitalu, Malutka już jest przy mnie i możliwe, że w weekend wyjdziemy do domu. Jestem szczęśliwą mamą mimo cięższego startu. Wiem, że teraz musi być tylko lepiej!! A co do karmienia piersią.. niesamowity jest kontakt matki z dzieckiem pojawiający się przy karmieniu piersią, ale nie zmienia to faktu, że podając mój pokarm z butelki również czułam się matką w 100%. Pozdrawiam wszystkie szczęśliwe i te mniej szczęśliwe mamusie! :).

  160. Agata K. says:

    Początki mojego macierzyństwa, w porównaniu z początkami karmienia, były zdecydowanie udane. Ale najpierw o macierzyństwie. Poród był długi i bolesny, ale zakończony sukcesem, to najważniejsze. W domu, otoczona miłością męża i pomocą najbliższych dawałam sobie radę, mimo permanentnego niewyspania. Jakoś powoli wszystkiego się uczyłam, odchodziłam do nowej roli ze spokojem. Bywało oczywiście, że zmęczenie dawało o sobie znać, ale na szczęście jakoś to wspólnie przetrwaliśmy. To chyba dzięki miłości męża. Niby banalne, a jednak tak wiele znaczy. Z początkami karmienia było zdecydowanie trudniej. Ból brodawek zaczął się już w szpitalu. Ale ja nie dawałam za wygraną, myślałam poboli i przestanie, kiedyś musi przestać boleć. Niestety ból stawał się nie do wytrzymania, a każde przystawienie córeczki do piersi zaczynało się moim płaczem… potem już jakoś szło. Mimo to położna dała mi nadzieję, że rany zaczną się goić, jak mała nauczy się ssać. Moja desperacja była ogromna, więc zaciskałam zęby i karmiłam. Po 4 długich tygodniach rany zaczęły się goić a ja wreszcie odczułam czym jest przyjemność płynąca z karmienia piersią. Może gdybym wtedy wiedziała o butelkach i smoczkach Lovi to nie musiałabym tak ciężko tych 4 pierwszych tygodni znosić. Przy kolejnym dziecku będę już mądrzejsza i bardziej otwarta na pomoc płynącą z nowoczesnych rozwiązań wspierających mamy 🙂

  161. Agata says:

    Początki mojego macierzyństwa, w porównaniu z początkami karmienia, były zdecydowanie udane. Ale najpierw o macierzyństwie. Poród był długi i bolesny, ale zakończony sukcesem, to najważniejsze. W domu, otoczona miłością męża i pomocą najbliższych dawałam sobie radę, mimo permanentnego niewyspania. Jakoś powoli wszystkiego się uczyłam, odchodziłam do nowej roli ze spokojem. Bywało oczywiście, że zmęczenie dawało o sobie znać, ale na szczęście jakoś to wspólnie przetrwaliśmy. To chyba dzięki miłości męża. Niby banalne, a jednak tak wiele znaczy. Z początkami karmienia było zdecydowanie trudniej. Ból brodawek zaczął się już w szpitalu. Ale ja nie dawałam za wygraną, myślałam poboli i przestanie, kiedyś musi przestać boleć. Niestety ból stawał się nie do wytrzymania, a każde przystawienie córeczki do piersi zaczynało się moim płaczem… potem już jakoś szło. Mimo to położna dała mi nadzieję, że rany zaczną się goić, jak mała nauczy się ssać. Moja desperacja była ogromna, więc zaciskałam zęby i karmiłam. Po 4 długich tygodniach rany zaczęły się goić a ja wreszcie odczułam czym jest przyjemność płynąca z karmienia piersią. Może gdybym wtedy wiedziała o butelkach i smoczkach Lovi to nie musiałabym tak ciężko tych 4 pierwszych tygodni znosić. Przy kolejnym dziecku będę już mądrzejsza i bardziej otwarta na pomoc płynącą z nowoczesnych rozwiązań wspierających mamy 🙂

  162. Angel 23 says:

    Brawo za wpis . Zgadzam się w stu procentach. Też słyszałam różne rzeczy , gdy dawałam małej smoka, ale uważam że to moja decyzja i się nie dałam. Jestem mamą dwójki dzieciaczków , moja młodsza córcia ma trzy miesiące i od samego początku czyli juz w szpitalu miałam dla niej smoczek co nie uważam za jakąś wielką krzywdę. Zwłaszcza że do tej pory karmie piersią i dobrze sobie radzimy, wiec smoczek jak widać krzywdy nam nie robi, wręcz przeciwnie. A Butelka i laktator od poczatku były spakowane w mojej torbie do szpitala i co więcej , laktator uratował mnie przed zapaleniem piersi, gdy dostałam nawału pokarmu, a chyba wszyscy wiedzą jakie przeciągi bywają w szpitalach, a to nie sprzyja świeżo upieczonym mamuśkom i naszym piersiom w tym okresie. Każdy ma prawo do własnych decyzji a inni mogą tylko nam radzić a nie narzucać swoje , nieraz chore opinie. A jesli chodzi o początki macierzyństwa, na szczęście wspominam dobrze , już pierwszego dnia zaczęłam karmić malutką bez jakichś większych bóli i problemów ,dość szybko pozbierałam się po cc. I sądzę ze dużo zalezy od położnych z którymi przebywamy przez te pierwsze dni w szpitalu , ja trafiłam na miłe i bardzo pomocne kobiety, które nie krytykowały tylko stopniowo i nie na siłę pomagały mi zacząć karmić . Karmie malutką juz trzy miesiące i zamierzam przynajmniej przez okres zimy, a potem powoli przejdziemy na butelkę .

  163. Angel 23 says:

    Brawo za wpis . Zgadzam się w stu procentach. Też słyszałam różne rzeczy , gdy dawałam małej smoka, ale uważam że to moja decyzja i się nie dałam. Jestem mamą dwójki dzieciaczków , moja młodsza córcia ma trzy miesiące i od samego początku czyli juz w szpitalu miałam dla niej smoczek co nie uważam za jakąś wielką krzywdę. Zwłaszcza że do tej pory karmie piersią i dobrze sobie radzimy, wiec smoczek jak widać krzywdy nam nie robi, wręcz przeciwnie. A Butelka i laktator od poczatku były spakowane w mojej torbie do szpitala i co więcej , laktator uratował mnie przed zapaleniem piersi, gdy dostałam nawału pokarmu, a chyba wszyscy wiedzą jakie przeciągi bywają w szpitalach, a to nie sprzyja świeżo upieczonym mamuśkom i naszym piersiom w tym okresie. Każdy ma prawo do własnych decyzji a inni mogą tylko nam radzić a nie narzucać swoje , nieraz chore opinie. A jesli chodzi o początki macierzyństwa, na szczęście wspominam dobrze , już pierwszego dnia zaczęłam karmić malutką bez jakichś większych bóli i problemów ,dość szybko pozbierałam się po cc. I sądzę ze dużo zalezy od pobożnych z którymi przebywamy przez te pierwsze dni w szpitalu , ja trafiłam na miłe i bardzo pomocne kobiety, które nie krytykowały tylko stopniowo i nie na siłę pomagały mi zacząć karmić . Karmie malutką juz trzy miesiące i zamierzam przynajmniej przez okres zimy, a potem powoli przejdziemy na butelkę .

  164. Karolina Guza says:

    Ja swoją drogę macierzyństwa dopiero zaczynam, mój synek na świecie pojawi się za nie całe 3 miesiące 🙂 mam nadzieję, że poradzę sobie dzięki Twoim radą

  165. Karolina Guza says:

    Ja swoją drogę macierzyństwa dopiero zaczynam, mój synek na świecie pojawi się za nie całe 3 miesiące 🙂 mam nadzieję, że poradzę sobie dzięki Twoim radą

  166. Lidia Monika Sinkiewicz says:

    A u mnie …. początki były bardzo ciężkie.
    Przez całą ciąże obiecywałam sobie, że będę karmić piersią i nawet przez myśl mi nie przeszła inna opcja. Kiedy Córeczka urodziła się naturalnie, ucieszyłam się i potraktowałam to jako dobry znak. Malutka była zdrowa, po przystawieniu do piersi na porodówce ochoczo ssała pierś. Byłam szczęśliwa jak nigdy dotąd! Po zaspokojeniu pierwszego „małego głoda” obie usnęłyśmy, wyczerpane porodem. Kolejne karmienie również przebiegło bez zarzutu… jednak każde kolejne trwało dłużej i dłużej…. Mała usypiała z cycem w dziubku, ale gdy tylko próbowałam się odsunąć budziła się i płakała… na początku myślałam, że to normalne…. jednak obchód pediatry stwierdzał nieubłaganie, że Malutka straciła bardzo dużo na wadze i w ogóle jej nie przybywa a wręcz dalej waga spada. Pielęgniarki pomagały mi, bo karmiłam nieustająco, ciężko mi było nawet wyjść do toalety, bo Mała ciągle ssała. Kolejny obchód pediatry znowu pokazał spadek wagi i o zgrozo Żółtaczkę…. dostałam informację, że na pewno będziemy musiały zostać dłużej. Lekarka sprawdzała czy mam mleko, czy dobrze podstawiam Małą…. no i niestety…. okazało się, że Córeczka była tak drobna i nieporadna, że nie potrafiła objąć ustami sutka, tak żeby dobrze ssać mleko, a to, że nie wypuszczała mnie nawet na sekunde było spowodowane tym, że ciągle była głodna… 🙁 Jak to usłyszałam, myślałam, że serce mi pęknie… byłam załamana…. zapadła decyzja, że należy ją dokarmić MM. Dostała pierwszą porcję. Po której nareszcie usnęła spokojnie i spała tak mocno, jakby wreszcie mogła porządnie zasnąć. Pielęgniarki starej daty, próbowały pomóc mi i jej lepiej podstawiać się do piersi, ale bez porządanych rezultatów. Zagrzewały mnie do „walki” o karmienie ale jedna z nich sama mi powiedziała, że powinnam się liczyć z tym, że się nie uda…. w kolejnej dobie pediatra stwierdziła, że nareszcie nie widać spadku, waga się zatrzymała. Koleja doba w szpitalu, kolejne dokarmianie MM. Żółtaczka wyleczona. Wróciłyśmy wreszcie do domu.
    Kolejne dni całe spędzałam na karmieniu… piłam hektolitry wody i herbatek, bo mleka było coraz mniej, a mała nadal nie potrafiła dobrze złapać sutka. Razem z meżem zdecydowaliśmy, że będę ją dokarmiała MM na noc. Tak też było. Dzięki temu spała spokojnie. I ja też mogłam chwile się zdrzemnąć…. codziennie ją ważyłam…. waga przybywała tak strasznie wolno, że aż mi się płakać chciało, bo ciągle miałam w głowie słowa „że ona jest głodna”. A przecież nie ma dla Matki nic gorszego niż niemożność zapokojenia dziecięcego głodu.
    Ponieważ mimo ciągłego karmienia (po 6 godzin non stop) mleka miałam coraz mniej, Kupiłam laktator elektryczny. Z dwóch piersi udawało mi się ściągnąć maks 50- 60 ml i to tylko wtedy kiedy na troche odstawiłam małą. Mimo tego po kilku dniach zrobił mi się zator w piersi, była gorąca i obolała…. z dnia na dzień było nie lepiej a gorzej z mlekiem… mimo dokarmiania butelką, Malutka nie protestowała przystawiana do piersi, ale ciągle ssała i ssała bez większego skutku…
    Z każdym dniem zwiększałam więc ilość MM, aż w końcu tylko w nocy karmiłam piersią a w dzień tylko butelką. A ponieważ moja córeczka bardzo szybko zaczęła przesypiać noce (po 6-8 godzin), skończyło się i nocne karmienie. Przez cały ten czas ściągałam sobie mleko by zjadała mojego mleka jak najwięcej.

    Jakoś koło 4 miesiąca przeszłam całkowicie na MM.
    Powiem tak…. to był dla mnie niesamowicie cudowny czas. Każda sekunda napawała mnie dumą, że mam taką piękną córkę, że sama ją urodziłam (byłam pewna, że nie dam rady)! Że jestem mamą najwspanialszej i najdzielniejszej dziewczynki na Świecie… a jednocześnie codziennie wyrzucałam sobie, że niezasłużyłam na takie cudowne dziecko i jestem złą matką, skoro nie mogę jej karmić. Że jestem beznadziejna, bo nie mam mleka… Ale ten czas uczynił mnie mega twardzielką 🙂 teraz moja Królewna ma 1,5 roczku, jest bardzo zdrowa, radosna i szczęśliwa. Rozwija się cudnownie i wiem, że cokolwiek by się nie zadziało to dam sobie rade, skoro przetrwałam tamten czas 🙂 Ale nie dałabym sobie rady gdyby nie fizyczne i psychiczne wsparcie męża, a także gdyby Moja Córeczka nie miała w sobie woli walki 🙂 A tak obie postanowiłyśmy, że damy rade! Bo od pierwszej sekundy nie potrafiłyśmy bez siebie żyć! 🙂 Nie łatwo jest być matką, ale nie zamieniłabym tego na nic innego…..

  167. Lidia Monika Sinkiewicz says:

    A u mnie …. początki były bardzo ciężkie.
    Przez całą ciąże obiecywałam sobie, że będę karmić piersią i nawet przez myśl mi nie przeszła inna opcja. Kiedy Córeczka urodziła się naturalnie, ucieszyłam się i potraktowałam to jako dobry znak. Malutka była zdrowa, po przystawieniu do piersi na porodówce ochoczo ssała pierś. Byłam szczęśliwa jak nigdy dotąd! Po zaspokojeniu pierwszego „małego głoda” obie usnęłyśmy, wyczerpane porodem. Kolejne karmienie również przebiegło bez zarzutu… jednak każde kolejne trwało dłużej i dłużej…. Mała usypiała z cycem w dziubku, ale gdy tylko próbowałam się odsunąć budziła się i płakała… na początku myślałam, że to normalne…. jednak obchód pediatry stwierdzał nieubłaganie, że Malutka straciła bardzo dużo na wadze i w ogóle jej nie przybywa a wręcz dalej waga spada. Pielęgniarki pomagały mi, bo karmiłam nieustająco, ciężko mi było nawet wyjść do toalety, bo Mała ciągle ssała. Kolejny obchód pediatry znowu pokazał spadek wagi i o zgrozo Żółtaczkę…. dostałam informację, że na pewno będziemy musiały zostać dłużej. Lekarka sprawdzała czy mam mleko, czy dobrze podstawiam Małą…. no i niestety…. okazało się, że Córeczka była tak drobna i nieporadna, że nie potrafiła objąć ustami sutka, tak żeby dobrze ssać mleko, a to, że nie wypuszczała mnie nawet na sekunde było spowodowane tym, że ciągle była głodna… 🙁 Jak to usłyszałam, myślałam, że serce mi pęknie… byłam załamana…. zapadła decyzja, że należy ją dokarmić MM. Dostała pierwszą porcję. Po której nareszcie usnęła spokojnie i spała tak mocno, jakby wreszcie mogła porządnie zasnąć. Pielęgniarki starej daty, próbowały pomóc mi i jej lepiej podstawiać się do piersi, ale bez porządanych rezultatów. Zagrzewały mnie do „walki” o karmienie ale jedna z nich sama mi powiedziała, że powinnam się liczyć z tym, że się nie uda…. w kolejnej dobie pediatra stwierdziła, że nareszcie nie widać spadku, waga się zatrzymała. Koleja doba w szpitalu, kolejne dokarmianie MM. Żółtaczka wyleczona. Wróciłyśmy wreszcie do domu.
    Kolejne dni całe spędzałam na karmieniu… piłam hektolitry wody i herbatek, bo mleka było coraz mniej, a mała nadal nie potrafiła dobrze złapać sutka. Razem z meżem zdecydowaliśmy, że będę ją dokarmiała MM na noc. Tak też było. Dzięki temu spała spokojnie. I ja też mogłam chwile się zdrzemnąć…. codziennie ją ważyłam…. waga przybywała tak strasznie wolno, że aż mi się płakać chciało, bo ciągle miałam w głowie słowa „że ona jest głodna”. A przecież nie ma dla Matki nic gorszego niż niemożność zapokojenia dziecięcego głodu.
    Ponieważ mimo ciągłego karmienia (po 6 godzin non stop) mleka miałam coraz mniej, Kupiłam laktator elektryczny. Z dwóch piersi udawało mi się ściągnąć maks 50- 60 ml i to tylko wtedy kiedy na troche odstawiłam małą. Mimo tego po kilku dniach zrobił mi się zator w piersi, była gorąca i obolała…. z dnia na dzień było nie lepiej a gorzej z mlekiem… mimo dokarmiania butelką, Malutka nie protestowała przystawiana do piersi, ale ciągle ssała i ssała bez większego skutku…
    Z każdym dniem zwiększałam więc ilość MM, aż w końcu tylko w nocy karmiłam piersią a w dzień tylko butelką. A ponieważ moja córeczka bardzo szybko zaczęła przesypiać noce (po 6-8 godzin), skończyło się i nocne karmienie. Przez cały ten czas ściągałam sobie mleko by zjadała mojego mleka jak najwięcej.

    Jakoś koło 4 miesiąca przeszłam całkowicie na MM.
    Powiem tak…. to był dla mnie niesamowicie cudowny czas. Każda sekunda napawała mnie dumą, że mam taką piękną córkę, że sama ją urodziłam (byłam pewna, że nie dam rady)! Że jestem mamą najwspanialszej i najdzielniejszej dziewczynki na Świecie… a jednocześnie codziennie wyrzucałam sobie, że niezasłużyłam na takie cudowne dziecko i jestem złą matką, skoro nie mogę jej karmić. Że jestem beznadziejna, bo nie mam mleka… Ale ten czas uczynił mnie mega twardzielką 🙂 teraz moja Królewna ma 1,5 roczku, jest bardzo zdrowa, radosna i szczęśliwa. Rozwija się cudnownie i wiem, że cokolwiek by się nie zadziało to dam sobie rade, skoro przetrwałam tamten czas 🙂 Ale nie dałabym sobie rady gdyby nie fizyczne i psychiczne wsparcie męża, a także gdyby Moja Córeczka nie miała w sobie woli walki 🙂 A tak obie postanowiłyśmy, że damy rade! Bo od pierwszej sekundy nie potrafiłyśmy bez siebie żyć! 🙂 Nie łatwo jest być matką, ale nie zamieniłabym tego na nic innego…..

  168. Klaudia says:

    Przeczytalam powyzszy wpis i podpisuje sie pod nim w 100%. Ze szpitala wyszlam ze strupaminna piersiach i pekajacymi po kazdym zassaniu. 3 i 4 dobe nie karmilam wogole. Dopiero polozna srodowiskowa pokazala mi jak przystawiac w kapturkach dziecko. Pierwszy miesiac to byla walka z bolem i laktatorem oraz dziecko z kolkami wyjace nocami. Drugi miesiac bylo karmienie pol na pol piersia i butelka. Jestesmy w polowie 3 miesiaca i udalo sie przejsc od tygodnia na sama piers ale jest widmo powrotu do butelki raz dziennie bo malutka slabo przybiera. Podsumowujac- karmienie piersia to droga pezez meke

  169. Klaudia says:

    Przeczytalam powyzszy wpis i podpisuje sie pod nim w 100%. Ze szpitala wyszlam ze strupaminna piersiach i pekajacymi po kazdym zassaniu. 3 i 4 dobe nie karmilam wogole. Dopiero polozna srodowiskowa pokazala mi jak przystawiac w kapturkach dziecko. Pierwszy miesiac to byla walka z bolem i laktatorem oraz dziecko z kolkami wyjace nocami. Drugi miesiac bylo karmienie pol na pol piersia i butelka. Jestesmy w polowie 3 miesiaca i udalo sie przejsc od tygodnia na sama piers ale jest widmo powrotu do butelki raz dziennie bo malutka slabo przybiera. Podsumowujac- karmienie piersia to droga pezez meke

  170. Zwirek says:

    Witajcie, jest to moja pierwsza ciąża i wszystko przede mną. Od kiedy dowiedziałam, ze jestem w stanie odmiennym, automatycznie zaczęłam czytać o wszystkim, co jest związane z ciąża i macierzyństwem. Naczytałam się tyle rzeczy…że postanowiłam, że nie bede słuchać tych wszystkich pseudo rad, oskarżeń o złym trzymaniu dziecka czy złym odżywianiu. Szykują wyprawkę dla Maluszka i siebie do szpitala miałam na liście laktator, butelkę i smoczek. Widząc jak kobiety na różnych forach wzajemnie sie oskarżają o to czy to słuszne, czy nie, sama zaczęłam sie nad tym zastanawiać. Stwierdziłam jednak, ze nie mogę zrobić tym krzywdy mojemu dziecku, a wręcz odwrotnie. 🙂 każda mama, nie ważne czy z doświadczeniem, czy nie, ma instynkt macierzyński i wie co robi. Ja osobiście jestem za wyłącznym karmieniem piersią, ale nie mam zamiaru krytykować mam, które na to się nie decydują, byc może mają naprawde ważny powód do takiej decyzji, niemniej jednak nie mam również zamiaru rezygnować z laktatora, butelki a przede wszystkim smoczka w naszej wyprawce do szpitala! Pozdrawiam wszystkie mamusie 🙂

  171. Basiek says:

    Ja rodziłam w październiku przez cc. Tosia to moje pierwsze dziecko. Obecnie karmię i butelką i piersią. Ale to dokarmianie to wynikło moim zdaniem z winy szpitala. No właśnie … osobiście nie mam przyjemnych do doświadczeń dotyczących zarówno porodu jak i własnie początku karmienia. Ale do rzeczy. Po pierwsze nie wiem jak w innych polskich szpitalach ale w tym, w którym ja rodziłam pseudoporady dotyczące karmienia to jedna wielka porażka. Wiadomo pierwsze dziecko człowiek jeszcze taki niedoświadczony, a tu w ciągu dnia przewija się tabun pielęgniarek, położnych i każda mówi co innego. A najgorsze doświadczenie miałam z dokarmianiem. Aby tylko dziecko zapłakało już lecą z butelką. Czasami to nawet nie dają szansy dobrze „podłączyć” dziecko do piersi. Tylko macali mi piersi i oczywiście każdy co innego mówił. W ciągu dnia jedna położna podstawiała non stop małą do piersi za co plus, ale kończył się dyżur przychodziła druga zmiana i już aby co tylko od razu lecą z butelką. A własnie co do smoczka to oczywiście to kategorycznie nie. A podobnie jak Pani drugiego dnia miałam poranione brodawki i ból niesamowity no ale zagryzałam zęby i pomału z Tosią uczyłyśmy się karmienia nawzajem. Po powrocie do domu to niebo a ziemia. Pomalutku bez pielgrzymek dobrych doradców dajemy sobie radę. Ale po szpitalu zostało małej to, że się denerwuje szybko jak jest przystawiona przy piersi co wymaga ode mnie wielkiej cierpliwości – dajemy radę. Moim skromnym zdaniem mimo zapewne wielkiego doświadczenia personelu medycznego na oddziałach położniczych powinny być osoby zajmujące się tylko laktacją a nie tabuny osób przewijające się przez sale i tylko dodatkowo stresujace matki i dziecko.

  172. Incessant Journey says:

    Moja przygoda z karmieniem zaczela sie cudownie, po CC malutka zostala za pomoca pielegniarek przystawiona do piersi i ladnie ssala… Wesolo zaczelo sie robic, gdy musialam przystawiac ja sama… byla bardzo malutka a moj biust nie nalezy do malych, wiec pojawil sie problem. W szpitalu pomocnikow laktacji bylo sporo… ale nie dla mnie. One widzialy, ze przystawiam dziecko tylko, ze ona caly ten czas spala i jedzenia nie bylo. Przez to zmartwienie zostalysmy dzien dluzej w szpitalu i przy tylu 'pomocnicach’ skonczylo sie ze na drugi dzien odciagnelam 5ml mleka… 'pomocnica laktacji nakarmila mi dziecko butelka (!?!)… niestety po tym znow zostalam sama i skonczylo sie na tym, ze pokarm zanikl. Po stresie i placzu dziecko dostalo mm… Juz prawie sie pogodzilam ze dziecko bedzie karmione mieszanka, Maz zakupil wiecej butelek i innych sprzetow… ale ja nie chcialam rezygnowac… zaczelo sie od zakupu laktatora… caly dzien karmilismy butelka ale moim mlekiem. 🙂 Na szczescie po rozmowach meza z kolega (tak faceci o laktacji tez gadaja) podsunal mu pomysl na oslonki… od razu kupilismy z szybka wysylka i od nastepnego dnia wszystkie butelki poszly w odstawke a my od prawie 3 miesiecy karmimy sie piersia przez oslonki! I mama i dziecko sa zadowolone i szczesliwe 🙂

  173. Mamma says:

    Oj,długo by opowiadać…Oczywiście ma samym początku po c.c. miałam mało mleka;-) moja córka chciała od razu strasznie dużo jeść,w zw.z tym wydzierala się ogromnie, wiec położne co rusz wlewaly w nią mieszankę,której ja nigdy nie chciałam dać,ale jako młoda,niedoświadczona matka nie byłam w stanie nic na to poradzić…W ramach pomocy słyszałam Tylko:”No niech pani przystawia ile się da…”Pobyt w szpitalu wspominam zle,gdyby nie mąż i moja mama to nie wiem jak bym sobie poradziła…Wróciłam do domu i odpalilam laktator…a tam… Może 20 ml mleka ledwo co…a mała głodna…pamiętam ze w końcu ja nakarmilam i wszystko się rozkręcilo.Mąż zrobił mi masaż,wypiłam herbatkę laktacyjna i poszło…na tych herbatkach bazowalam w zasadzie cały czas. Potem okazało się ze córeczka ma kolki,nietolerancje laktozy.4 miesiące płaczu…i znowu mąż tym razem zaproponował mieszankę.Ale ja się uparlam aby karmić piersią i tym sposobem dokarmilam do 9 m.z.kiedy to już byłam na tyle zmęczona tym wszystkim ze musiałam odstawić.Mimo wszystko jestem z siebie dumna 🙂 Juz wiem,jak ważne jest też korzystanie z butelki.Bo w natłoku myślenia tylko i wyłącznie o karmieniu piersią, przez dłuższy okres nie podawałam mleka z butelki i mała później zupełnie nie chciałam butli.Z tym też przechodzilismy batalię 😉 Za to bardzo dobre doświadczenia mam z wprowadzaniem innych produktów do diety, słoiczków itd.Teraz moja córeczka ma 15 miesięcy, je prawie wszystko i jesteśmy szczęśliwe 🙂 Bardzo sobie cenimy kubek początkowy Lovi oraz Lovi 360,z którego pije od niedawna po tym jak ukochany kubeczek początkowy został przypadkowo u znajomych 😉

  174. Ewelina says:

    Moje poczatki maciezynstwa wspominam dosyć dobrze, mając naprawdę spokojnego niemowlaczka. Od początku narodzin Oliwka była karmiony tylko piersią, co prawda początki nie były dla mnie łatwe gdyż nie miałam żadnego doświadczenia, był mały problem z przystawianiem do piersi i trochę mnie to nurtowalo lecz z czemu nabrałam doświadczenia. Pierwszy miesiąc to miesiąc nieprzespanych nocy, płacz dziecka i milion pytań dlaczego on płacze czy coś go boli czy jest głodny? Człowiek zamartwial się najmniejszym blachostkami dlaczego tyle ulewa czy przybiera na wadze?? Z kolejnym miesiącem człowiek się przyzwyczaił i nabiera doświadczenia . Tak właśnie wspominam swój pierwszy miesiąc w okresie maciezynstwa .

  175. Ewelina says:

    Moje poczatki maciezynstwa wspominam dosyć dobrze, mając naprawdę spokojnego niemowlaczka. Od początku narodzin Oliwka była karmiony tylko piersią, co prawda początki nie były dla mnie łatwe gdyż nie miałam żadnego doświadczenia, był mały problem z przystawianiem do piersi i trochę mnie to nurtowalo lecz z czemu nabrałam doświadczenia. Pierwszy miesiąc to miesiąc nieprzespanych nocy, płacz dziecka i milion pytań dlaczego on płacze czy coś go boli czy jest głodny? Człowiek zamartwial się najmniejszym blachostkami dlaczego tyle ulewa czy przybiera na wadze?? Z kolejnym miesiącem człowiek się przyzwyczaił i nabiera doświadczenia . Tak właśnie wspominam swój pierwszy miesiąc w okresie maciezynstwa .

  176. Kamila Szymkiewicz says:

    Ja również po cesarskim cięciu baaaardzo byłam wręcz sfiksoeana na temat karmienia piersią. 3tygodnie mowilam stanowczo zie na butelkę i smoczek. Mały Leon nie potrafił dobrze złapać sutka. Tragedia, taki ból… Po 3tyg nie wytrzymała. Dostał mm, bo moje piersi musiały odpocząć. Dzięki temu ją się odblokowalam i karmienie piersią w końcu się rozkrecilo, bez stresu. Karmilam piersią do roczku. W razie pogrzeby (np mojego wyjścia) była awaryjnie butelka. Teraz mam nadzieję, że też uda mi się tak rozkrecic. Na pewno nie będę miała tak wrogiego podejścia do butelki i smoczka.

  177. Kamila Szymkiewicz says:

    Ja również po cesarskim cięciu baaaardzo byłam wręcz sfiksoeana na temat karmienia piersią. 3tygodnie mowilam stanowczo zie na butelkę i smoczek. Mały Leon nie potrafił dobrze złapać sutka. Tragedia, taki ból… Po 3tyg nie wytrzymała. Dostał mm, bo moje piersi musiały odpocząć. Dzięki temu ją się odblokowalam i karmienie piersią w końcu się rozkrecilo, bez stresu. Karmilam piersią do roczku. W razie pogrzeby (np mojego wyjścia) była awaryjnie butelka. Teraz mam nadzieję, że też uda mi się tak rozkrecic. Na pewno nie będę miała tak wrogiego podejścia do butelki i smoczka.

  178. daga says:

    Moje początki karmienia piersią wspominam jako dość trudne i ciężkie. Julcie urodziłam poprzez cesarskie cięcie i niestety było zagrożenie martwicą, więc od razu po porodzie zabrali Małą na prawie dobe na oddział noworodkowy i tam podłączyli pod cpap. Po kilkunastu godzinach przystawilam Julke po raz pierwszy do piersi – od razu się przyssała i ciągnęłą nieprzerwanie całe cztery doby, robiąc sobie tylko krótkie przerwy na sen. Z pokarmem więc nie miałam żadnego problemu, gdyż od samego początku mi się wytworzył. Przez cały ten czas pobytu w szpitalu i nieustannego karmienia piersią, dostałam traumy i pojawiła się niechęć karmienia. Cały czas płakałam, ponieważ sutki miałam całe poranione, co bolało podczas karmienia i nie tylko. W dniu wyjścia ze szpitala byłam już tak wykończona i obolała – nie wytrzymałam i dałam Małej smoczka, co oczywiście odbiło się echem na całym oddziale. Zostałam skrytykowana przez położną, która natychmiast wyjęła smoczka z buzi Małej. Po wyjściu ze szpitala przez przypadek „wpadł mi w ręce” smoczek Lovi. Sprawdził się doskonale – nie dość, że uspokaja to jeszcze wygląda cudownie. Teraz karmienie piersią nie jest już dla mnie traumatycznym przeżyciem, ponieważ smoczek Lovi zaspokoił naturalną potrzebę ssania.

  179. daga says:

    Moje początki karmienia piersią wspominam jako dość trudne i ciężkie. Julcie urodziłam poprzez cesarskie cięcie i niestety było zagrożenie martwicą, więc od razu po porodzie zabrali Małą na prawie dobe na oddział noworodkowy i tam podłączyli pod cpap. Po kilkunastu godzinach przystawilam Julke po raz pierwszy do piersi – od razu się przyssała i ciągnęłą nieprzerwanie całe cztery doby, robiąc sobie tylko krótkie przerwy na sen. Z pokarmem więc nie miałam żadnego problemu, gdyż od samego początku mi się wytworzył. Przez cały ten czas pobytu w szpitalu i nieustannego karmienia piersią, dostałam traumy i pojawiła się niechęć karmienia. Cały czas płakałam, ponieważ sutki miałam całe poranione, co bolało podczas karmienia i nie tylko. W dniu wyjścia ze szpitala byłam już tak wykończona i obolała – nie wytrzymałam i dałam Małej smoczka, co oczywiście odbiło się echem na całym oddziale. Zostałam skrytykowana przez położną, która natychmiast wyjęła smoczka z buzi Małej. Po wyjściu ze szpitala przez przypadek „wpadł mi w ręce” smoczek Lovi. Sprawdził się doskonale – nie dość, że uspokaja to jeszcze wygląda cudownie. Teraz karmienie piersią nie jest już dla mnie traumatycznym przeżyciem, ponieważ smoczek Lovi zaspokoił naturalną potrzebę ssania.

  180. KasiaMamaStasia says:

    Nasze początki były przepełnione szczęściem, strachem, miłością, bólem, radością i zmęczeniem. Wszystko zaczęło się o miesiąc za wcześnie. W środku nocy trafiliśmy do szpitala, przed godziną 9 Staś był już z nami, urodził się na sali operacyjnej przez cesarskie cięcie. Pierwsze chwile wspaniałe – mnie nic nie boli, bo znieczulenie działa, Mały choć wcześniak to całkiem zdrowy, godzinę po porodzie złapał cyca i zajadał. Potem było już tylko gorzej. Przez dwa dni Maleństwo było ze mną tylko w dzień i to pod warunkiem, że Mąż był przy nas, inaczej Brzdąca zabierali na noworodki. Przez te dwa dni, wyłączając ten jeden raz zaraz po porodzie, żadna z położnych nie pomogła, nie podała ręki, a Stasia bez mojej wiedzy i zgody dokarmiono sztucznie. W końcówce drugiej doby pojawił się nawał. Wreszcie ktoś się nami zainteresował, ale Mały był mały, przez dwa dni zapomniał jak się ssie, nie miał siły. Mimo moich szczerych chęci nic nie było tak jak to sobie wyobrażałam będąc w ciąży – karmienie piersią nie wyglądało jak na zdjęciach w kolorowych pisemkach: ja nie byłam uśmiechnięta, a Dzidziuś nie był we mnie wpatrzony i wtulony. Położna zaproponowała aby „odpalić” laktator, całe szczęście miałam go przy sobie. Przez kolejne 6 dni pobytu w szpitalu karmiłam swoim pokarmem, lecz z butli LOVI. Na pytania „dlaczego nie karmi Pani piersią?” już nawet nie odpowiadałam. Nadszedł dzień wypisu – WRESZCIE DO DOMU! Jakież było moje zdziwienie, gdy po powrocie Dziecko zaczęło normalnie jeść z piersi, wszystkie dotychczasowe problemy minęły, jakby ich w ogóle nie było. Pomyślałam „sielanka!”, mój entuzjazm jednak szybko osłabł gdy piersi zaczęły boleć, brodawki pękać i krwawić. Minęło dobre 6 tygodni zanim wszystko się wygoiło i przystosowało do małego ssaka. Po drodze dopadł nas kryzys – mały głodomór wiecznie głodny! Po dwóch dniach męki złamałam się, podałam 60ml sztucznego mleka, a nad tymi 60ml mleka wylałam wiadra łez, że jestem złą matką, że nie potrafię wykarmić własnego dziecka. Taka sytuacja jeszcze parokrotnie się powtórzyła, lecz wreszcie powiedziałam sobie STOP! Zacisnęłam zęby i od tamtej pory dajemy radę, i ja i Staś, a trochę pomaga nam też Lovi Prolactis. Gdy sięgam pamięcią do tamtych dni uśmiecham się w duchu. Minęło 15 tygodni i od tych 15 tygodni jestem najszczęśliwszą Mamą świata, wszystkie te problemy wydają mi się teraz błahostką, choć aby je przezwyciężyć musiałam wiele poświęcić, a strach o zdrowie mojego Synka, który w 9 dniu swojego życia przeszedł tomografię komputerową główki mi w tym nie pomagał. A teraz? Karmienie piersią jest dla nas samą radością i wielką wygodą – hopsa cycek na wierzch i obiad gotowy 🙂

  181. KasiaMamaStasia says:

    Nasze początki były przepełnione szczęściem, strachem, miłością, bólem, radością i zmęczeniem. Wszystko zaczęło się o miesiąc za wcześnie. W środku nocy trafiliśmy do szpitala, przed godziną 9 Staś był już z nami, urodził się na sali operacyjnej przez cesarskie cięcie. Pierwsze chwile wspaniałe – mnie nic nie boli, bo znieczulenie działa, Mały choć wcześniak to całkiem zdrowy, godzinę po porodzie złapał cyca i zajadał. Potem było już tylko gorzej. Przez dwa dni Maleństwo było ze mną tylko w dzień i to pod warunkiem, że Mąż był przy nas, inaczej Brzdąca zabierali na noworodki. Przez te dwa dni, wyłączając ten jeden raz zaraz po porodzie, żadna z położnych nie pomogła, nie podała ręki, a Stasia bez mojej wiedzy i zgody dokarmiono sztucznie. W końcówce drugiej doby pojawił się nawał. Wreszcie ktoś się nami zainteresował, ale Mały był mały, przez dwa dni zapomniał jak się ssie, nie miał siły. Mimo moich szczerych chęci nic nie było tak jak to sobie wyobrażałam będąc w ciąży – karmienie piersią nie wyglądało jak na zdjęciach w kolorowych pisemkach: ja nie byłam uśmiechnięta, a Dzidziuś nie był we mnie wpatrzony i wtulony. Położna zaproponowała aby „odpalić” laktator, całe szczęście miałam go przy sobie. Przez kolejne 6 dni pobytu w szpitalu karmiłam swoim pokarmem, lecz z butli LOVI. Na pytania „dlaczego nie karmi Pani piersią?” już nawet nie odpowiadałam. Nadszedł dzień wypisu – WRESZCIE DO DOMU! Jakież było moje zdziwienie, gdy po powrocie Dziecko zaczęło normalnie jeść z piersi, wszystkie dotychczasowe problemy minęły, jakby ich w ogóle nie było. Pomyślałam „sielanka!”, mój entuzjazm jednak szybko osłabł gdy piersi zaczęły boleć, brodawki pękać i krwawić. Minęło dobre 6 tygodni zanim wszystko się wygoiło i przystosowało do małego ssaka. Po drodze dopadł nas kryzys – mały głodomór wiecznie głodny! Po dwóch dniach męki złamałam się, podałam 60ml sztucznego mleka, a nad tymi 60ml mleka wylałam wiadra łez, że jestem złą matką, że nie potrafię wykarmić własnego dziecka. Taka sytuacja jeszcze parokrotnie się powtórzyła, lecz wreszcie powiedziałam sobie STOP! Zacisnęłam zęby i od tamtej pory dajemy radę, i ja i Staś, a trochę pomaga nam też Lovi Prolactis. Gdy sięgam pamięcią do tamtych dni uśmiecham się w duchu. Minęło 15 tygodni i od tych 15 tygodni jestem najszczęśliwszą Mamą świata, wszystkie te problemy wydają mi się teraz błahostką, choć aby je przezwyciężyć musiałam wiele poświęcić, a strach o zdrowie mojego Synka, który w 9 dniu swojego życia przeszedł tomografię komputerową główki mi w tym nie pomagał. A teraz? Karmienie piersią jest dla nas samą radością i wielką wygodą – hopsa cycek na wierzch i obiad gotowy 🙂

  182. Daria Klekot-Paraszczak says:

    Czytam Twôj, jakbym czytała o sobie.. Podczas ciąży postanowiłam sobie ochoczo, że mojego synka będę karmić piersią i nawet przez myśl mi nie przeszło, by poczytać coś więcej o mm.. Bo przecież kobieta jest stworzona do naturalnego karmienia, to nasza fizjologia. A i owszem, ale….
    Po porodzie doatałam bardzo silne antybiotyki, a mogłam jeść tylko ” wodzianki” przez pierwsze 3 dni. Môj synek chciał cały czas ssać, ale ja nie umiałam sobie poradzić z przystawieniem, mimo, że tak dużo o tym czytałam, a wielce szanowna pani pomoc laktacyjna zwyczjnie się na mnie wypieła… Co ze mnie za matka, która nie potrafi dzidzi uspokoić, a udawało się to paniom salowym.. Byłam naprawdę zrozpaczona, chyba przez miesiąc nie było dnia bym nie ryczała..
    Pobudzałqm piersi laktatorem, wyciągałam brodawki strzykawką. Bolało jak nie wiem co, ale starałam się dla mego synka! Pierwsze tygodnie był dokarmiany tak ze trzy razy dziennie sztucznym pokarmem, reszta karmień to cycuś. Niestety maluch strasznie się denerwował przy cycusiu, possał chwilę i wpadał dosłownie w histerię. I był głodny… Do dziś pamiętam, że dzień, w ktorym postanowiłam przejść na laktator to był 1 listopada.. Odciągałam ile się dało, co godzinę, później co 3, by maluszek się najadł. I to była najlepsza decyzja jaką podjęłam, gdyż mały się uspokoił, zaczął ładnie spać, przestałam się bać wychodzić z nim na długie spacery!
    Synek jest zadowolony, mama spokojna, a buteki i smoczusie dalej używamy.
    Co do smoczkow, to staram się mu dawać jak najmniej, ale jak widzę, że potrzebuję, to nie odmawiam. A on dziękuje mi swoim „smoczkowym ejaejaeja”.

  183. Daria Klekot-Paraszczak says:

    Czytam Twôj, jakbym czytała o sobie.. Podczas ciąży postanowiłam sobie ochoczo, że mojego synka będę karmić piersią i nawet przez myśl mi nie przeszło, by poczytać coś więcej o mm.. Bo przecież kobieta jest stworzona do naturalnego karmienia, to nasza fizjologia. A i owszem, ale….
    Po porodzie doatałam bardzo silne antybiotyki, a mogłam jeść tylko ” wodzianki” przez pierwsze 3 dni. Môj synek chciał cały czas ssać, ale ja nie umiałam sobie poradzić z przystawieniem, mimo, że tak dużo o tym czytałam, a wielce szanowna pani pomoc laktacyjna zwyczjnie się na mnie wypieła… Co ze mnie za matka, która nie potrafi dzidzi uspokoić, a udawało się to paniom salowym.. Byłam naprawdę zrozpaczona, chyba przez miesiąc nie było dnia bym nie ryczała..
    Pobudzałqm piersi laktatorem, wyciągałam brodawki strzykawką. Bolało jak nie wiem co, ale starałam się dla mego synka! Pierwsze tygodnie był dokarmiany tak ze trzy razy dziennie sztucznym pokarmem, reszta karmień to cycuś. Niestety maluch strasznie się denerwował przy cycusiu, possał chwilę i wpadał dosłownie w histerię. I był głodny… Do dziś pamiętam, że dzień, w ktorym postanowiłam przejść na laktator to był 1 listopada.. Odciągałam ile się dało, co godzinę, później co 3, by maluszek się najadł. I to była najlepsza decyzja jaką podjęłam, gdyż mały się uspokoił, zaczął ładnie spać, przestałam się bać wychodzić z nim na długie spacery!
    Synek jest zadowolony, mama spokojna, a buteki i smoczusie dalej używamy.
    Co do smoczkow, to staram się mu dawać jak najmniej, ale jak widzę, że potrzebuję, to nie odmawiam. A on dziękuje mi swoim „smoczkowym ejaejaeja”.

  184. Monika Magdalena Adamska says:

    Początki, właściwie wmawiałam sobie ze idzie mi świetnie… A nie szło wcale.
    Poród naturalny, Syn 4200, wielki 🙂

    Przystawialam do piersi z pomocą położnej a właściwie ona włożyła mojego sutka do buzi maluszka… Troche posłał i po sprawie, myślałam prościzna 🙂
    W nocy poszło nieźle a w dzień cały czas bujalam koszyczkiem z dzieckiem byle tylko nie chciało piersi, bałam się ze wszyscy patrzą mi na rece tzn. Na piersi, że robię to nie poradnie

    W domu przeszłam przez nawał pokarmu budząc się w nocy z zalanymi koszulkami, krwawiacymi skutkami… Zaciskalam zęby i karmiłam… Wytrzymałam 4 miesiace, synek był duży i dużo jadł a ja ważyłam już 49kg ( mam 178 cm) wiec na kontroli ginekologicznej miałam nakaz odstawienia go od piersi..

    Drugie dziecko…. Hmyyy większy dystans do tego, tutaj zmagalam się z odrzuceniem jednej piersi, mój Julian nie akceptował prawej piersi…. Ale się uparlam już nie brałam tego osobiście do siebie… Karmię do dziś ( Julian ma 8 miesięcy) …. Tak tak wykarmilam go z jednej piersi 🙂
    Pa i Powodzenia w KP.

  185. Monika Magdalena Adamska says:

    Początki, właściwie wmawiałam sobie ze idzie mi świetnie… A nie szło wcale.
    Poród naturalny, Syn 4200, wielki 🙂

    Przystawialam do piersi z pomocą położnej a właściwie ona włożyła mojego sutka do buzi maluszka… Troche posłał i po sprawie, myślałam prościzna 🙂
    W nocy poszło nieźle a w dzień cały czas bujalam koszyczkiem z dzieckiem byle tylko nie chciało piersi, bałam się ze wszyscy patrzą mi na rece tzn. Na piersi, że robię to nie poradnie

    W domu przeszłam przez nawał pokarmu budząc się w nocy z zalanymi koszulkami, krwawiacymi skutkami… Zaciskalam zęby i karmiłam… Wytrzymałam 4 miesiace, synek był duży i dużo jadł a ja ważyłam już 49kg ( mam 178 cm) wiec na kontroli ginekologicznej miałam nakaz odstawienia go od piersi..

    Drugie dziecko…. Hmyyy większy dystans do tego, tutaj zmagalam się z odrzuceniem jednej piersi, mój Julian nie akceptował prawej piersi…. Ale się uparlam już nie brałam tego osobiście do siebie… Karmię do dziś ( Julian ma 8 miesięcy) …. Tak tak wykarmilam go z jednej piersi 🙂
    Pa i Powodzenia w KP.

  186. Anna Mazurek says:

    Początki karmienia i macierzyństwa pamiętam dokładnie ponieważ swojego synka urodziłam troszkę ponad miesiąc temu. Od pewnego czasu wiedziałam, że czeka mnie cesarka, dlatego jeszcze bardziej stresowałam sie porodem. Mam niespełna 22 lata, Sylwek to moje pierwsze dziecko dlatego nie oszukam Was pisząc że o noworodkach, porodach, ciaży przeczytałam cały Internet, każde forum i zrobiłam wszytsko by być przygotowana na przyjście małego. Teraz wiem, że to był błąd. Naczytałam się takich bzdur na forach, że dziwi mnie to, że nie jestem teraz w 4 białych ścianach bez klamek.
    Idąc na porodówkę byłam przekonana: zero smoczków ponieważ to jest złe dla dziecka, zero butelek ponieważ dziecku wystarczy mleko matki. Nie kupiłam żadnych pomocy takich jak laktator, nakładki, maści na poranione sutki… To był własnie błąd.
    Dnia 6 listopada urodził mi się zdrowy i duży Syn ( 3870/ 58cm ). Po cesarce czułam się fatalnie, całe szczęscie miałam duże wsparcie i pomoc wśród rodziny i pielęgniarek. Oczywiście tylko do czasu ponieważ po niespełna 10h zostałam ,,uruchomiona”. Ból po cesarce był nie do zniesienia, czułam się jakby leki w ogóle nie działały, a pielęgniarki i położne odmawiały mi pomocy przy dziecku ponieważ już czas najwyższy samej sobie radzić.
    Mój synek cały czas ,,wisiał” mi na piersi, jak już usnął i chciałam go odłożyć do łóżeczka lub obok mnie to natychmiast się budził i płakał wiec musiałam znów go uspokajać przy piersi. Lekarz tłumaczył mi to tak, że Mały ma wyostrzony odruch ssania i cesarka była dla niego dużym przeżyciem i potrzebował wiecej mojej bliskości.
    Po 2 dniach byłam wykonczona i wycięczona. Sutki miałam tak poranione, że przy przystawianiu dziecka do piersi płakałam z bólu.
    Od tego czasu przekonałam się do wszystkich pomocy. W szpitalu dostałam paczkę prezentową na start dla maluszka, znajdował się tam smoczek LOVI. Dzieki smoczkowi miałam pare chwil w ciagu dnia na odpoczynek. Na bolące sutki zaczęłam używac nakładek i maści. Na szczęscie synek potrafił ssac także przez te nakładki ( mimo ciągłego podawnia smoka). Po paru dniach rany się zagoiły i znow karmiłam bez zadnych udziwnień.
    Wciąz pozostawał problem, ponieważ Synek chciał cały czas być przystawiony do piersi.( karmiłam go co godzinę ).Po tygodniu kupiłam laktator i butelkę. Zaczełam sciagac pokarm i podawać małemu przez butelkę, była to najlepsza decyzja w moim zyciu. Po raz pierwszy dziecko przespało mi 4h ciągiem.
    Dziś nie boje się zadnych pomocy i wynalazków, korzystam ze wszystkiego co jest na rynku. A w liście do świętego Mikołaja zażyczę sobie LAKTATOR ELEKTRYCZNY by móc oszczedzić trochę czasu i miec go dla siebie i męża 🙂
    Mamusie moja rada: NIE BÓJCIE SIĘ I NIE REZYGNUJCIE Z OFEROWANYCH WAM POMOCY!

  187. Anna Mazurek says:

    Początki karmienia i macierzyństwa pamiętam dokładnie ponieważ swojego synka urodziłam troszkę ponad miesiąc temu. Od pewnego czasu wiedziałam, że czeka mnie cesarka, dlatego jeszcze bardziej stresowałam sie porodem. Mam niespełna 22 lata, Sylwek to moje pierwsze dziecko dlatego nie oszukam Was pisząc że o noworodkach, porodach, ciaży przeczytałam cały Internet, każde forum i zrobiłam wszytsko by być przygotowana na przyjście małego. Teraz wiem, że to był błąd. Naczytałam się takich bzdur na forach, że dziwi mnie to, że nie jestem teraz w 4 białych ścianach bez klamek.
    Idąc na porodówkę byłam przekonana: zero smoczków ponieważ to jest złe dla dziecka, zero butelek ponieważ dziecku wystarczy mleko matki. Nie kupiłam żadnych pomocy takich jak laktator, nakładki, maści na poranione sutki… To był własnie błąd.
    Dnia 6 listopada urodził mi się zdrowy i duży Syn ( 3870/ 58cm ). Po cesarce czułam się fatalnie, całe szczęscie miałam duże wsparcie i pomoc wśród rodziny i pielęgniarek. Oczywiście tylko do czasu ponieważ po niespełna 10h zostałam ,,uruchomiona”. Ból po cesarce był nie do zniesienia, czułam się jakby leki w ogóle nie działały, a pielęgniarki i położne odmawiały mi pomocy przy dziecku ponieważ już czas najwyższy samej sobie radzić.
    Mój synek cały czas ,,wisiał” mi na piersi, jak już usnął i chciałam go odłożyć do łóżeczka lub obok mnie to natychmiast się budził i płakał wiec musiałam znów go uspokajać przy piersi. Lekarz tłumaczył mi to tak, że Mały ma wyostrzony odruch ssania i cesarka była dla niego dużym przeżyciem i potrzebował wiecej mojej bliskości.
    Po 2 dniach byłam wykonczona i wycięczona. Sutki miałam tak poranione, że przy przystawianiu dziecka do piersi płakałam z bólu.
    Od tego czasu przekonałam się do wszystkich pomocy. W szpitalu dostałam paczkę prezentową na start dla maluszka, znajdował się tam smoczek LOVI. Dzieki smoczkowi miałam pare chwil w ciagu dnia na odpoczynek. Na bolące sutki zaczęłam używac nakładek i maści. Na szczęscie synek potrafił ssac także przez te nakładki ( mimo ciągłego podawnia smoka). Po paru dniach rany się zagoiły i znow karmiłam bez zadnych udziwnień.
    Wciąz pozostawał problem, ponieważ Synek chciał cały czas być przystawiony do piersi.( karmiłam go co godzinę ).Po tygodniu kupiłam laktator i butelkę. Zaczełam sciagac pokarm i podawać małemu przez butelkę, była to najlepsza decyzja w moim zyciu. Po raz pierwszy dziecko przespało mi 4h ciągiem.
    Dziś nie boje się zadnych pomocy i wynalazków, korzystam ze wszystkiego co jest na rynku. A w liście do świętego Mikołaja zażyczę sobie LAKTATOR ELEKTRYCZNY by móc oszczedzić trochę czasu i miec go dla siebie i męża 🙂
    Mamusie moja rada: NIE BÓJCIE SIĘ I NIE REZYGNUJCIE Z OFEROWANYCH WAM POMOCY!

  188. Kasia says:

    Witam, ja wspaniałe wspominam moje początki macierzyństwa i karmienia. Chociaż w szpitalu byłam trochę zestresowana bo Hania jest moim pierwszym dzieckiem. Rodziłam siłami natury, razem z mężem i chwila gdy położna położyła mi córkę na piersi była najwspanialszym momentem w moim życiu. Mała natychmiast przestała płakać i zaczęła szukać piersi. Po chwili położna pomogła mi ją przystąpić do piersi po raz pierwszy. Mała od razu aktywnie ssała. Nawet nie jestem w stanie opisać tego uczucia które mnie przepelniło pod zaś tego pierwszego karmienia. To chyba fala ogromnej i bezgranicznej miłości <3 przez cały pobyt w szpitalu Hania właściwie cały czas wisiała mi na piersi ale od początku prawidłowo się przystawia la i dobrze ssała. Owszem brodawki bolały przez parę dni ale tragedii nie było. Pomocne okazały się maści na brodawki z lanoliną. Ogólnie cały czas karmienia piersią wspaniałe wspominam. Mąż nawet mi zazdrościł ze ja mogę karmić piersią a on nie bo też chciałby móc spędzać z córką takie chwile sam na sam. Nie ma większej bliskości między matką a dzieckiem niż ta chwila podczas karmienia piersią. Poza tym miałam duże wsparcie u położnych w szpitalu a także w domu :) najważniejsze to nie zostać pozostawionej samej sobie w tej jakże trudnej i nowej roli - najważniejsze życiowej roli - ROLI MATKI :)

  189. Kasia says:

    Witam, ja wspaniałe wspominam moje początki macierzyństwa i karmienia. Chociaż w szpitalu byłam trochę zestresowana bo Hania jest moim pierwszym dzieckiem. Rodziłam siłami natury, razem z mężem i chwila gdy położna położyła mi córkę na piersi była najwspanialszym momentem w moim życiu. Mała natychmiast przestała płakać i zaczęła szukać piersi. Po chwili położna pomogła mi ją przystąpić do piersi po raz pierwszy. Mała od razu aktywnie ssała. Nawet nie jestem w stanie opisać tego uczucia które mnie przepelniło pod zaś tego pierwszego karmienia. To chyba fala ogromnej i bezgranicznej miłości <3 przez cały pobyt w szpitalu Hania właściwie cały czas wisiała mi na piersi ale od początku prawidłowo się przystawia la i dobrze ssała. Owszem brodawki bolały przez parę dni ale tragedii nie było. Pomocne okazały się maści na brodawki z lanoliną. Ogólnie cały czas karmienia piersią wspaniałe wspominam. Mąż nawet mi zazdrościł ze ja mogę karmić piersią a on nie bo też chciałby móc spędzać z córką takie chwile sam na sam. Nie ma większej bliskości między matką a dzieckiem niż ta chwila podczas karmienia piersią. Poza tym miałam duże wsparcie u położnych w szpitalu a także w domu 🙂 najważniejsze to nie zostać pozostawionej samej sobie w tej jakże trudnej i nowej roli – najważniejsze życiowej roli – ROLI MATKI 🙂

  190. Ewa Wiśniewska says:

    Pierwsze dni mojego macierzyństwa były trudne,bo byliśmy, synkiem rozdzieleni, ja w jednym szpitalu, ponieważ omal nie umarła(zespół hellp),a synuś w drugim naszczescie zdrowy,oglądałam go tylko na zdjęciu zrobiony przez męża,płakałam z radości że jest i z tęsknoty za nim.Po kilku dniach byliśmy w tym samym szpitalu, ale na innych oddziałach,widywalismy się krótko bo byłam za słaba żeby był cały czas że mną. Kiedy już wkoncu byliśmy razem było za późno na karmienie piersią,więc zostaliśmy przy butelce.Szkoda że wtedy nikt mi nie podsuna pomysłu z laktatorem,bo ja sama po tych wszystkich przejściach na to nie wpadłam.Najważniejsze że synuś rośnie zdrowo i apetycik dopisuje Pozdrawiam serdecznie

  191. Ewa Wiśniewska says:

    Pierwsze dni mojego macierzyństwa były trudne,bo byliśmy, synkiem rozdzieleni, ja w jednym szpitalu, ponieważ omal nie umarła(zespół hellp),a synuś w drugim naszczescie zdrowy,oglądałam go tylko na zdjęciu zrobiony przez męża,płakałam z radości że jest i z tęsknoty za nim.Po kilku dniach byliśmy w tym samym szpitalu, ale na innych oddziałach,widywalismy się krótko bo byłam za słaba żeby był cały czas że mną. Kiedy już wkoncu byliśmy razem było za późno na karmienie piersią,więc zostaliśmy przy butelce.Szkoda że wtedy nikt mi nie podsuna pomysłu z laktatorem,bo ja sama po tych wszystkich przejściach na to nie wpadłam.Najważniejsze że synuś rośnie zdrowo i apetycik dopisuje Pozdrawiam serdecznie

  192. Jagoda Szczupacka says:

    Karmiła piersią 1 córkę 7 lat temu nie umiał i nie chciała mojej piersi , moje brodawki były zmasakrowane a córka głodna przeszłam na butelkę ulzylo mi i córce Z kolei przy 2 dziecku synku który ma 2 mc nie było problemu z ssaniem pięknie to robił już godzinę po porodzie i nie przeszkadzało mi że ciągle przy cycu siedzi ?byłam dumna z Syna i z siebie że się udało ?Niestety mc po prodzie na kontroli U lekarza okazało się że mały nic nie przybrał nawet grama?lekarz polecił dokarmiac butelka ?i to był błąd że Tak szybko dopuściła mały bardzo szybko zrezygnował z piersi choć stram się przykladac jak najczęściej przegrała ?jak długo się udawało odciagalm i robiłam zapasy niestety pokarmu już nie ma?Jedyn plus tego to to że mały zaczął przybierać na wadze i jest zdrowy i szczęśliwy ?Choć ja mam wyrzuty sumienia

  193. Jagoda Szczupacka says:

    Karmiła piersią 1 córkę 7 lat temu nie umiał i nie chciała mojej piersi , moje brodawki były zmasakrowane a córka głodna przeszłam na butelkę ulzylo mi i córce Z kolei przy 2 dziecku synku który ma 2 mc nie było problemu z ssaniem pięknie to robił już godzinę po porodzie i nie przeszkadzało mi że ciągle przy cycu siedzi ?byłam dumna z Syna i z siebie że się udało ?Niestety mc po prodzie na kontroli U lekarza okazało się że mały nic nie przybrał nawet grama?lekarz polecił dokarmiac butelka ?i to był błąd że Tak szybko dopuściła mały bardzo szybko zrezygnował z piersi choć stram się przykladac jak najczęściej przegrała ?jak długo się udawało odciagalm i robiłam zapasy niestety pokarmu już nie ma?Jedyn plus tego to to że mały zaczął przybierać na wadze i jest zdrowy i szczęśliwy ?Choć ja mam wyrzuty sumienia

  194. Marta Walczak says:

    Witam
    Moje początki karmienia były bardzo trudne bo moja córeczka jest wcześniakiem. Urodziłam dokładnie 8 września tego roku wiec nie tak dawno i pamiętam jak dziś ten moment. Karmienie wcześniaka to inna historia niż karmienie dziecka które się donosi ma się je na sali i można przytulać. Moje dziecko urodzilo sie bez odruchu ssania i trzy tygodnie uczyło się ssac chociaż butelkę wiec to było trudne patrzeć jak karmione jest sonda gdyż ani piersi ani butelki nie umiała ssac. Ja musiałam walczyć o każdą kroplę pokarmu i to bez dziecka na sali i przy piersi. Przy mojej piersi można było zobaczyć tylko laktator i walkę o pokarm. Jednak mimo przeciwności braku dziecka nie poddawałam się i systematycznie co 3 godziny ściągałam pokarm w dzień i w nocy lakatorem. Pokarmu było mało ale się nie podawałam bo jak zaszlam w ciaze na ktora czekalam 2 lata od poczatku bardzo chciałam karmić piersią. Personel szpitala bardzo mnie wspierał tak jak inne mamy wcześniaków i naprawdę jestem im wdzięczna za pomoc. Naprawde to trudne utrzymac laktacje w takich warunkach gdy życie dziecka jest zagrożone i nie można nic zrobić gdy patrzysz na dziecko przez szybę które jest podpięte to setki kabli to jest trudne ale możliwe trzeba tylko uwierzyć w siebie i w to ze będzie dobrze ze nasza miłość do dziecka działa cuda i ze uda się je i karmić i ze będzie z dzieckiem wszystko w porządku. Nam się udało i jesteśmy szczęśliwa rodzina juz w domku i dzięki laktatorowi Lovi udało się utrzymać laktacje a dzięki butelka Lovi od trzech tygodni mogę być dumna z mojej córeczki gdyż nauczyła się ssać pierś i to zasługa butelek Lovi gdyż innych nie tolerowała i dzięki nim załapała pierś. Mogę więc powiedzieć ze od trzech tygodni jestem prawdziwa mamą ale też silną kobietą ponieważ udało mi się zawalczyć o to co najlepsze dla mojego dziecka które jeszcze bardziej mnie i mojego pokarmu potrzebowało i mogę cieszyć się z macierzyństwa a kiedy chce wyjść to tatuś spokojnie może córka się zająć bo potrafi sprawnie jeść z butelek Lovi a ja ściągam pokarm ile się da gdy jest potrzeba 🙂

  195. Pani Nałsowa says:

    „Szkoda tylko,że nie bylam tak mądra”…od tego cytatu zacznę bo chyba każda z nas idąc po raz pierwszy na porodowke była przygotowana(wg siebie) na wszystko,a okazuje się ze nie można przygotować się na wszystko. Ja również po długiej walce cc, tylko niestety położne zamiast dostawic dziecko dp piersi zaaplikowaly butelkę(Bóg jeden wie jaka!!! i z czym) a ja jeszcze znieczulona,nieświadoma,jak przez mgle widziałam jak byłam przestawiqna z kąta w kat z uwagi na brak miejsc. I tak córka zabrana,dokarmiana! Bez żadnego porozumienia ze mną,bez pytania, propozycji żeby maleństwo juz po drugiej stronie najpierw spedzilo troszkę czasu z mama i oswoilo się ze mama ma mleczko 😉 ehhh żal,złość,i dużo epitetów na położne które zamiast pomóc, podjęły decyzję. Finał?! Jak napisałaś,ból,rany,stres, głód,ehhh a po czasie zapalenie piesi,nie poddawalam sie,walka z poradnia laktacyjna o kp,i finalnie samoodstawienie się dziecka w 3mz, (kryzys laktacyjny,wiec koniecznoac wspomagania laktacji laltatorem przejścia na butelkę, a niestety nie miałam pojęcia ze istnieją takie cuda jak butelki Lovi!!!:( kolejne miesiące spędzone z laktatorem. Zdrowie dziecka jest najważniejsze, ale gdybym wiedziała,ktoś doradził,zapytał, przeczytalabym Twoja listę:) byłabym przygotowana i DEFINITYWNIE miała butelkę Lovi w torbie!!! I jeśli ktoś jest przekonany że „tak trzeba” lub „tak nie wolno” polecam podobne doswoadczenia do moich czy autorki. Punkt widzenia z punktu siedzenia. Każda młoda mama potrzebuje wsparcia,szkoda ze nie przeczytałam tego zanim to wszystko miało miejsce,pewnie dziś nie miałabym czasu tego pisać bo zamiast właśnie odciagac melko karmilabym córkę piersia i mocno tulila nie wypuszczając jej z rąk nawet na chwilę:)
    Życzę dużo radości z kolejnych rączek do całowania 🙂 i z wszystkiego dookoła, a młodym mamom odwagi w walce o siebie, bo jak autorka wspomniała, my też jesteśmy ważne, a położne/ciocie/koleżanki mają być wsparciem nie wyrocznia!

  196. Marta Walczak says:

    Witam
    Moje początki karmienia były bardzo trudne bo moja córeczka jest wcześniakiem. Urodziłam dokładnie 8 września tego roku wiec nie tak dawno i pamiętam jak dziś ten moment. Karmienie wcześniaka to inna historia niż karmienie dziecka które się donosi ma się je na sali i można przytulać. Moje dziecko urodzilo sie bez odruchu ssania i trzy tygodnie uczyło się ssac chociaż butelkę wiec to było trudne patrzeć jak karmione jest sonda gdyż ani piersi ani butelki nie umiała ssac. Ja musiałam walczyć o każdą kroplę pokarmu i to bez dziecka na sali i przy piersi. Przy mojej piersi można było zobaczyć tylko laktator i walkę o pokarm. Jednak mimo przeciwności braku dziecka nie poddawałam się i systematycznie co 3 godziny ściągałam pokarm w dzień i w nocy lakatorem. Pokarmu było mało ale się nie podawałam bo jak zaszlam w ciaze na ktora czekalam 2 lata od poczatku bardzo chciałam karmić piersią. Personel szpitala bardzo mnie wspierał tak jak inne mamy wcześniaków i naprawdę jestem im wdzięczna za pomoc. Naprawde to trudne utrzymac laktacje w takich warunkach gdy życie dziecka jest zagrożone i nie można nic zrobić gdy patrzysz na dziecko przez szybę które jest podpięte to setki kabli to jest trudne ale możliwe trzeba tylko uwierzyć w siebie i w to ze będzie dobrze ze nasza miłość do dziecka działa cuda i ze uda się je i karmić i ze będzie z dzieckiem wszystko w porządku. Nam się udało i jesteśmy szczęśliwa rodzina juz w domku i dzięki laktatorowi Lovi udało się utrzymać laktacje a dzięki butelka Lovi od trzech tygodni mogę być dumna z mojej córeczki gdyż nauczyła się ssać pierś i to zasługa butelek Lovi gdyż innych nie tolerowała i dzięki nim załapała pierś. Mogę więc powiedzieć ze od trzech tygodni jestem prawdziwa mamą ale też silną kobietą ponieważ udało mi się zawalczyć o to co najlepsze dla mojego dziecka które jeszcze bardziej mnie i mojego pokarmu potrzebowało i mogę cieszyć się z macierzyństwa a kiedy chce wyjść to tatuś spokojnie może córka się zająć bo potrafi sprawnie jeść z butelek Lovi a ja ściągam pokarm ile się da gdy jest potrzeba 🙂

  197. Pani Nałsowa says:

    „Szkoda tylko,że nie bylam tak mądra”…od tego cytatu zacznę bo chyba każda z nas idąc po raz pierwszy na porodowke była przygotowana(wg siebie) na wszystko,a okazuje się ze nie można przygotować się na wszystko. Ja również po długiej walce cc, tylko niestety położne zamiast dostawic dziecko dp piersi zaaplikowaly butelkę(Bóg jeden wie jaka!!! i z czym) a ja jeszcze znieczulona,nieświadoma,jak przez mgle widziałam jak byłam przestawiqna z kąta w kat z uwagi na brak miejsc. I tak córka zabrana,dokarmiana! Bez żadnego porozumienia ze mną,bez pytania, propozycji żeby maleństwo juz po drugiej stronie najpierw spedzilo troszkę czasu z mama i oswoilo się ze mama ma mleczko 😉 ehhh żal,złość,i dużo epitetów na położne które zamiast pomóc, podjęły decyzję. Finał?! Jak napisałaś,ból,rany,stres, głód,ehhh a po czasie zapalenie piesi,nie poddawalam sie,walka z poradnia laktacyjna o kp,i finalnie samoodstawienie się dziecka w 3mz, (kryzys laktacyjny,wiec koniecznoac wspomagania laktacji laltatorem przejścia na butelkę, a niestety nie miałam pojęcia ze istnieją takie cuda jak butelki Lovi!!!:( kolejne miesiące spędzone z laktatorem. Zdrowie dziecka jest najważniejsze, ale gdybym wiedziała,ktoś doradził,zapytał, przeczytalabym Twoja listę:) byłabym przygotowana i DEFINITYWNIE miała butelkę Lovi w torbie!!! I jeśli ktoś jest przekonany że „tak trzeba” lub „tak nie wolno” polecam podobne doswoadczenia do moich czy autorki. Punkt widzenia z punktu siedzenia. Każda młoda mama potrzebuje wsparcia,szkoda ze nie przeczytałam tego zanim to wszystko miało miejsce,pewnie dziś nie miałabym czasu tego pisać bo zamiast właśnie odciagac melko karmilabym córkę piersia i mocno tulila nie wypuszczając jej z rąk nawet na chwilę:)
    Życzę dużo radości z kolejnych rączek do całowania 🙂 i z wszystkiego dookoła, a młodym mamom odwagi w walce o siebie, bo jak autorka wspomniała, my też jesteśmy ważne, a położne/ciocie/koleżanki mają być wsparciem nie wyrocznia!

  198. Ola - odwazniej.pl says:

    szkoda, że pytanie konkursowe kierujesz do już doświadczonych mam, przecież my-inkubatory też chętnie posłuchamy Twojej rady i weźmiemy sprzęt do karmienia do szpitala 🙂
    na razie wierzę, że uda się karmienie piersią, ale zamierzam dokształcić się w kwestiach mm, laktatorów itd. tak, żeby w razie problemów nie kupować na szybko byle czego.
    Mam nadzieję, że po porodzie będę na tyle silna, by nie dać się poniżać personelowi szpitala i wmówić sobie, że jestem złą matką bo nie umiem karmić 🙂

  199. Ola says:

    szkoda, że pytanie konkursowe kierujesz do już doświadczonych mam, przecież my-inkubatory też chętnie posłuchamy Twojej rady i weźmiemy sprzęt do karmienia do szpitala 🙂
    na razie wierzę, że uda się karmienie piersią, ale zamierzam dokształcić się w kwestiach mm, laktatorów itd. tak, żeby w razie problemów nie kupować na szybko byle czego.
    Mam nadzieję, że po porodzie będę na tyle silna, by nie dać się poniżać personelowi szpitala i wmówić sobie, że jestem złą matką bo nie umiem karmić 🙂

  200. Ewelina Adamczewska says:

    Witam bardzo milo było przecztac taki wpis. Jestem mamą 3 dzieci i wiem a tak bynajmniej mi sie wydaje co Pani przeszla moje doswiadczenie z karmieniem piersia bylo rozne i tez konczylo sie tym iz przestawalam karmic po miesiacu czasu(popekane brodawki zapalenie piersi brak wsparcia od bliskich osob) 2 starszych dzieci. Teraz obecnie karmie juz 5 tydzien naszego synka. Jest roznie czasami spi 3 godziny czasami chcialby byc przy cycu caly czas, lecz nie moge tez na to pozwolic gdyz musze zajac sie 2 pozostalych i dlatego tez uzywam smoczka, butelki. Pozdrawiam Ewelina

  201. Ewelina Adamczewska says:

    Witam bardzo milo było przecztac taki wpis. Jestem mamą 3 dzieci i wiem a tak bynajmniej mi sie wydaje co Pani przeszla moje doswiadczenie z karmieniem piersia bylo rozne i tez konczylo sie tym iz przestawalam karmic po miesiacu czasu(popekane brodawki zapalenie piersi brak wsparcia od bliskich osob) 2 starszych dzieci. Teraz obecnie karmie juz 5 tydzien naszego synka. Jest roznie czasami spi 3 godziny czasami chcialby byc przy cycu caly czas, lecz nie moge tez na to pozwolic gdyz musze zajac sie 2 pozostalych i dlatego tez uzywam smoczka, butelki. Pozdrawiam Ewelina

  202. Basia Golińska says:

    Post jest super 🙂 ja miałam same problemy z karmieniem….I niestety po 3,5 miesiąca w 17 tygodniu przestałam karmić a raczej odciągac pokarm. ..od samego początku e szpitalu zaczęło się ze położna na poporodowej slrzyczala mnie ze nie mumi em dziecka do piersi przystawiac i czy do szkoły rodzenia nie chodziłam. ….a to moje pierwsze dziecko…pomyślałem. ..lalkę do piersi to każdy przystawia…a takie maleństwo 2910…. stres obawa…ale próbowałam potem na normalnej sali walczyłam. ..ale miałam małego leniuszka. .małe usta…brak brodawek. ..młody słabo ciągnął i tak go dokarmiać musiałam. ..ale wróciłam do domu i z moja cudowna polozna wyvzynialysmy cuda…nakładki. ..smoczki specjalne do karmienia… calma. ..mały traktował piers jak uspokajacza. …a popil tylko trochę i potem i tak odciagam ..i podawałam w butelce. …testowałam ich tonę a najlepsza była lovi podobnie jak smoczki …dzis kubus ma 6 mscy I uwielbia smoczki w butelki lovi a ostatnio kubeczki z dziubkiem 🙂 jedyne które mu pasują. …ubolewam ze tak krótko karmiłam. ..nie jedna noc przeplakalam ….ale teraz wiem ze przy drugim tez będę walczyć ale nic na siłę. ..widocznie tak miało być. ..ale le tak chciałam karmić rok. …ehhh widać życie bywa przewrotne … następnym razem żeby rozkręcić
    szybciej laktacje zabiorę do szpitala laktator pewnie 🙂

  203. Basia Golińska says:

    Post jest super 🙂 ja miałam same problemy z karmieniem….I niestety po 3,5 miesiąca w 17 tygodniu przestałam karmić a raczej odciągac pokarm. ..od samego początku e szpitalu zaczęło się ze położna na poporodowej slrzyczala mnie ze nie mumi em dziecka do piersi przystawiac i czy do szkoły rodzenia nie chodziłam. ….a to moje pierwsze dziecko…pomyślałem. ..lalkę do piersi to każdy przystawia…a takie maleństwo 2910…. stres obawa…ale próbowałam potem na normalnej sali walczyłam. ..ale miałam małego leniuszka. .małe usta…brak brodawek. ..młody słabo ciągnął i tak go dokarmiać musiałam. ..ale wróciłam do domu i z moja cudowna polozna wyvzynialysmy cuda…nakładki. ..smoczki specjalne do karmienia… calma. ..mały traktował piers jak uspokajacza. …a popil tylko trochę i potem i tak odciagam ..i podawałam w butelce. …testowałam ich tonę a najlepsza była lovi podobnie jak smoczki …dzis kubus ma 6 mscy I uwielbia smoczki w butelki lovi a ostatnio kubeczki z dziubkiem 🙂 jedyne które mu pasują. …ubolewam ze tak krótko karmiłam. ..nie jedna noc przeplakalam ….ale teraz wiem ze przy drugim tez będę walczyć ale nic na siłę. ..widocznie tak miało być. ..ale le tak chciałam karmić rok. …ehhh widać życie bywa przewrotne … następnym razem żeby rozkręcić
    szybciej laktacje zabiorę do szpitala laktator pewnie 🙂

  204. Aleksandra Konik says:

    W moim przypadku nie myślałam wogóle o porodzie podczas ciąży, poród niestety był wywoływany i skończył się cc, więc odrazu sobie wbiłam do głowy że to moja wina, że już nawaliłam na samym początku. Moja córeczka Wiktoria skończyła teraz 3 miesiące. Pierwszy tydzień był okropny bo nie mogłam się wogóle ruszać, a wiadomo małą trzeba nakarmić. Nie chciała ssać odemnie, a jak chciałam odciągnąć to bardzo mało było tego mleka i mała była ciągle głodna. Więc niestety zrobiłam ten błąd że zaczęłam ją dokarmiać mm. Oczywiście wielkie pretensje, że jestem wyrodną matką. Powoli gdy dochodziłam do siebie to częściej przystawiałam do piersi i teraz już tylko piersią karmie ? A jeśli chodzi o przebieranie, pielęgnacje, przyszło to naturalnie, a kąpiele poprostu uwielbiamy. Mała jak tylko wchodzi do wody odrazu zaczyna machać nogami i rączkami jakby już chciała sama popływać. Kocham ją z Całego serca i uwielbiam obserwować jak się rozwija, jak z każdym tygodniem jest coś nowego. Taki mój mały skarb ☺

  205. Aleksandra Konik says:

    W moim przypadku nie myślałam wogóle o porodzie podczas ciąży, poród niestety był wywoływany i skończył się cc, więc odrazu sobie wbiłam do głowy że to moja wina, że już nawaliłam na samym początku. Moja córeczka Wiktoria skończyła teraz 3 miesiące. Pierwszy tydzień był okropny bo nie mogłam się wogóle ruszać, a wiadomo małą trzeba nakarmić. Nie chciała ssać odemnie, a jak chciałam odciągnąć to bardzo mało było tego mleka i mała była ciągle głodna. Więc niestety zrobiłam ten błąd że zaczęłam ją dokarmiać mm. Oczywiście wielkie pretensje, że jestem wyrodną matką. Powoli gdy dochodziłam do siebie to częściej przystawiałam do piersi i teraz już tylko piersią karmie ? A jeśli chodzi o przebieranie, pielęgnacje, przyszło to naturalnie, a kąpiele poprostu uwielbiamy. Mała jak tylko wchodzi do wody odrazu zaczyna machać nogami i rączkami jakby już chciała sama popływać. Kocham ją z Całego serca i uwielbiam obserwować jak się rozwija, jak z każdym tygodniem jest coś nowego. Taki mój mały skarb ☺

  206. Paulina Rachwa says:

    Moje początki były bardzo trudne ale się nie poddalam. Juz w szpitalu mialam za mało mleka i mały był dokarmiany. Jedna położna nawet poleciła mi dawać smoczek,(chociaż spał typowo anty soczkowy) bo mały ciągle na nie wisiał. Po wyjściu ze szpitala uparlam się ze będę karmić tylko piersią, bo skoro tyle kobiety potrafi to ja też muszę! Miałam myśli, że jestem wypracowana i co ze mną nie tak 🙁 Przez miesiąc były małe przyrosty, lekarz kazał dokarmiać mm, po którym mały dostał pierwszej kołki, a ja w swoim uparciu przestałam je podawać. No i po miesiącu jest udało się nagle przyrosty były już ok, chociaż nawet byliśmy z tym w szpitalu! Teraz karmienie to czysta przyjemność! Ale nie długo chce wrócić do pracy i mam nadzieję że mały przekona się do butelki:-) a smoczek lovi jest z nami wlasnie od szpitala(teraz już większy 3+)i mały je uwielbia a mamie dają trochę czasu dla siebie 🙂

  207. Paulina Rachwa says:

    Moje początki były bardzo trudne ale się nie poddalam. Juz w szpitalu mialam za mało mleka i mały był dokarmiany. Jedna położna nawet poleciła mi dawać smoczek,(chociaż spał typowo anty soczkowy) bo mały ciągle na nie wisiał. Po wyjściu ze szpitala uparlam się ze będę karmić tylko piersią, bo skoro tyle kobiety potrafi to ja też muszę! Miałam myśli, że jestem wypracowana i co ze mną nie tak 🙁 Przez miesiąc były małe przyrosty, lekarz kazał dokarmiać mm, po którym mały dostał pierwszej kołki, a ja w swoim uparciu przestałam je podawać. No i po miesiącu jest udało się nagle przyrosty były już ok, chociaż nawet byliśmy z tym w szpitalu! Teraz karmienie to czysta przyjemność! Ale nie długo chce wrócić do pracy i mam nadzieję że mały przekona się do butelki:-) a smoczek lovi jest z nami wlasnie od szpitala(teraz już większy 3+)i mały je uwielbia a mamie dają trochę czasu dla siebie 🙂

  208. Ewelina P. says:

    Mam nadzieję, że moja historia będzie przestrogą dla innych mam by nie słuchać rad innych, ale własnej intuicji. W marcu tego roku urodziłam córkę w moim małomiasteczkowym szpitalu, gdzie łóżka pamiętają czasy PRL. Już podczas porodu kłóciłam się z personelem, bo chcieli mi narzucić jak mam rodzić – ale nie dałam im się. Ale prawdziwe problemy zaczęły się wraz z pierwszym karmieniem. W trakcie ciąży wyobrażałam to sobie, że wraz z malutką będziemy sobie razem, w spokoju wypracowywać technikę karmienia – o naiwności! Położna nie zważała na to, że to moje pierwsze dziecko i nie wiem, jak przystawiać małą. Prawie krzyczała na mnie, że jak będę tak przystawiać małą, to będę ją głodzić. Nie muszę chyba mówić, jak te słowa na mnie podziałały. Rozpłakałam się ze zmęczenia i bezsilności. A ona tylko dodała: „Płacz nic w tej sytuacji nie pomoże!” – i poszła. I wtedy z pomocą przyszedł mój anioł stróż – tak określam Panią z łóżka obok, której zawdzięczam to, że się nie poddałam. Pani, około 10 lat starsza ode mnie powiedziała: 'Niech Pani nie słucha tej jędzy, ona tak zawsze. Proszę poprosić męża, by przywiózł laktator i buteleczkę dla maleństwa. Ja Pani pomogę, bo sama wiem jak to jest.” Mąż w pół godziny zjawił się ze wszystkim. Pani Ania pokazała mi w jaki sposób mogę przystawiać małą, jak korzystać z laktatora. Powiedziała też co robić, gdy będą bolały piersi lub brodawki będą poranione. Była jak najwspanialsza położna. Z każdym karmieniem szło nam coraz lepiej. Zdarzały nam się kryzysy laktacyjne, ale ten największy – kryzys karmić czy się poddać – miałyśmy już za sobą. Na położną napisałam skargę i mam nadzieję, że odniosła jakiś skutek. Mamusie, walczcie o to by karmić piersią wszelkimi sposobami – bo warto! A smoczek też podawałam małej i nie uważam bym robiła jej tym krzywdę, wręcz przeciwnie – mała dzięki smoczkowi szybko usypiała. Najczęściej krytycznie wobec smoczka wypowiadali się ci, co sami dzieci jeszcze nie mają. Ja komentowałam to tak: „Poczekamy, zobaczymy, aż wy będziecie mieli dzieci.” Nie dajcie wmówić sobie, że jesteście złymi rodzicami tylko dlatego, że próbujecie ułatwić życie sobie i maleństwu. Przecież nikt nie powiedział, że bycie rodzicem = bycie męczennikiem. Jeśli można mieć łatwiej, to czemu nie!

  209. Ewelina P. says:

    Mam nadzieję, że moja historia będzie przestrogą dla innych mam by nie słuchać rad innych, ale własnej intuicji. W marcu tego roku urodziłam córkę w moim małomiasteczkowym szpitalu, gdzie łóżka pamiętają czasy PRL. Już podczas porodu kłóciłam się z personelem, bo chcieli mi narzucić jak mam rodzić – ale nie dałam im się. Ale prawdziwe problemy zaczęły się wraz z pierwszym karmieniem. W trakcie ciąży wyobrażałam to sobie, że wraz z malutką będziemy sobie razem, w spokoju wypracowywać technikę karmienia – o naiwności! Położna nie zważała na to, że to moje pierwsze dziecko i nie wiem, jak przystawiać małą. Prawie krzyczała na mnie, że jak będę tak przystawiać małą, to będę ją głodzić. Nie muszę chyba mówić, jak te słowa na mnie podziałały. Rozpłakałam się ze zmęczenia i bezsilności. A ona tylko dodała: „Płacz nic w tej sytuacji nie pomoże!” – i poszła. I wtedy z pomocą przyszedł mój anioł stróż – tak określam Panią z łóżka obok, której zawdzięczam to, że się nie poddałam. Pani, około 10 lat starsza ode mnie powiedziała: 'Niech Pani nie słucha tej jędzy, ona tak zawsze. Proszę poprosić męża, by przywiózł laktator i buteleczkę dla maleństwa. Ja Pani pomogę, bo sama wiem jak to jest.” Mąż w pół godziny zjawił się ze wszystkim. Pani Ania pokazała mi w jaki sposób mogę przystawiać małą, jak korzystać z laktatora. Powiedziała też co robić, gdy będą bolały piersi lub brodawki będą poranione. Była jak najwspanialsza położna. Z każdym karmieniem szło nam coraz lepiej. Zdarzały nam się kryzysy laktacyjne, ale ten największy – kryzys karmić czy się poddać – miałyśmy już za sobą. Na położną napisałam skargę i mam nadzieję, że odniosła jakiś skutek. Mamusie, walczcie o to by karmić piersią wszelkimi sposobami – bo warto! A smoczek też podawałam małej i nie uważam bym robiła jej tym krzywdę, wręcz przeciwnie – mała dzięki smoczkowi szybko usypiała. Najczęściej krytycznie wobec smoczka wypowiadali się ci, co sami dzieci jeszcze nie mają. Ja komentowałam to tak: „Poczekamy, zobaczymy, aż wy będziecie mieli dzieci.” Nie dajcie wmówić sobie, że jesteście złymi rodzicami tylko dlatego, że próbujecie ułatwić życie sobie i maleństwu. Przecież nikt nie powiedział, że bycie rodzicem = bycie męczennikiem. Jeśli można mieć łatwiej, to czemu nie!

  210. Patrycja Małachowska says:

    Swoje początki z karmieniem pamiętam doskonale. Chyba nic się specjalnie na tych naszych porodówkach nie zmieniło. Pamiętam jak położna ciągnęła mnie za piersi jak dojną krowę(wybacz za wyrażenie) krzycząc, że przecież mając o TAAAAKIE warunki nie powinnam mieć z karmieniem żadnego problemu. Jak dla każdego świeżaka w tym temacie było mi po prostu ciężko, bo niby skąd miałam wiedzieć jak się do tego zabrać? Okropny ból, zmęczenie i zero pomocy, bo przecież wszystko powinnam wiedzieć.
    Kiedy tylko wróciłam do domu przyssałam się do laktatora jak do najlepszego kumpla. Wierzcie mi albo nie, ale dziś zrobiłabym wszystko aby móc choć trochę odespać, dlatego odciągane mleko było świetnym sposobem na zaangażowanie taty w cały ten mlekowy proceder 🙂
    Czasem jednak mam żal, żal do położnej środowiskowej, która po 6 tygodniach kazała mi przejść na mm. Uznała, że moje dziecko się nie najada. Szkoda tylko, że nie widziała jak później ta niedokarmiona kruszynka wciąga mleko w takich ilościach, że większość później lądowała na mamie. Gdybym mogła cofnąć czas to rok temu nie zaufałabym nikomu prócz sobie. Dzisiaj wiem, że to ja miałam rację.

  211. Patrycja Małachowska says:

    Swoje początki z karmieniem pamiętam doskonale. Chyba nic się specjalnie na tych naszych porodówkach nie zmieniło. Pamiętam jak położna ciągnęła mnie za piersi jak dojną krowę(wybacz za wyrażenie) krzycząc, że przecież mając o TAAAAKIE warunki nie powinnam mieć z karmieniem żadnego problemu. Jak dla każdego świeżaka w tym temacie było mi po prostu ciężko, bo niby skąd miałam wiedzieć jak się do tego zabrać? Okropny ból, zmęczenie i zero pomocy, bo przecież wszystko powinnam wiedzieć.
    Kiedy tylko wróciłam do domu przyssałam się do laktatora jak do najlepszego kumpla. Wierzcie mi albo nie, ale dziś zrobiłabym wszystko aby móc choć trochę odespać, dlatego odciągane mleko było świetnym sposobem na zaangażowanie taty w cały ten mlekowy proceder 🙂
    Czasem jednak mam żal, żal do położnej środowiskowej, która po 6 tygodniach kazała mi przejść na mm. Uznała, że moje dziecko się nie najada. Szkoda tylko, że nie widziała jak później ta niedokarmiona kruszynka wciąga mleko w takich ilościach, że większość później lądowała na mamie. Gdybym mogła cofnąć czas to rok temu nie zaufałabym nikomu prócz sobie. Dzisiaj wiem, że to ja miałam rację.

  212. Kornelia Hilger says:

    Moje początki z macierzyństwem były nie tak dawno bo zaledwie 3 miesiące
    temu 🙂 wspominam ten czas w szczęściu i w bólu he he nie będę ukrywać ,
    było to piękne i niezapomniane co przeżyła ale sam poród jak twierdzą
    lekarze był bardzo ciężki … jak urodziła się moja córeczka to przez 2
    dni dostawała jedzenie przez butelkę ponieważ była na obserwacji a ja
    ledwo co stałam na nogach i nie mogłam wogóle siedzieć żeby ją nakarmić
    lecz później normalnie zaczęła dostawać pierś 🙂 początki były ciężkie
    wiec nie zawsze chciałam jej dawać tak pokarm wolałam dawać jej mleko z
    pomocą laktatora do butelek z seri Lovi ( zakup mojego kochanego męża ,
    stwierdził że ta firma jest lepsza ood innych he he ) bo miałam je
    zarówno w szpitalu i w domu tak samo smoczki z tej firmy stosuje do dziś
    ponieważ nie chce innych moja córka a rożne próbowałam 🙂 nawiasem
    mówiac wolała ssać je na odwrót nie wiem czemu 😛 lecz teraz zawsze ma „
    mumusia ” przy sobie i myśle że to dziwne by było jeżeli dziecko w
    takim wieku nie miało do czynienia ze smoczkiem czy butelką po pierwsze
    ono to lubi ,po drugie jest to wygodne bo są sytułacje że musimy pilnie
    wyjść i najlepszą zastepczą mama na chwile jest właśnie butelka (
    oczywiście preferuje pokarm matki . Żyjemy w takich czasach że mamy
    wiele na głowie i możemy pomóc w taki sposób naszym maluchom <3
    butelka często towarzyszy nam w podróżach samochodem czy także
    spacerkach z Laurusią , czesto odciągałam pokarm do butelki bo mąż też
    chciał być mamą he he i karmić sw córeczkę sprawia mu tyle radości 🙂
    ciesze się że moja córka jest nauczona 2 sposobami przyjmować pokarm ,
    spotklam się z opiniami że tylko najlepiej podawać pierś ale z tym sie
    nie zgadzam ponieważ teraz nie mam problemów ze nie będzię piła herbatki
    i wszędzie muszę ja brac żeby miała pierś 🙂

  213. Kornelia Hilger says:

    Moje początki z macierzyństwem były nie tak dawno bo zaledwie 3 miesiące
    temu 🙂 wspominam ten czas w szczęściu i w bólu he he nie będę ukrywać ,
    było to piękne i niezapomniane co przeżyła ale sam poród jak twierdzą
    lekarze był bardzo ciężki … jak urodziła się moja córeczka to przez 2
    dni dostawała jedzenie przez butelkę ponieważ była na obserwacji a ja
    ledwo co stałam na nogach i nie mogłam wogóle siedzieć żeby ją nakarmić
    lecz później normalnie zaczęła dostawać pierś 🙂 początki były ciężkie
    wiec nie zawsze chciałam jej dawać tak pokarm wolałam dawać jej mleko z
    pomocą laktatora do butelek z seri Lovi ( zakup mojego kochanego męża ,
    stwierdził że ta firma jest lepsza ood innych he he ) bo miałam je
    zarówno w szpitalu i w domu tak samo smoczki z tej firmy stosuje do dziś
    ponieważ nie chce innych moja córka a rożne próbowałam 🙂 nawiasem
    mówiac wolała ssać je na odwrót nie wiem czemu 😛 lecz teraz zawsze ma ”
    mumusia ” przy sobie i myśle że to dziwne by było jeżeli dziecko w
    takim wieku nie miało do czynienia ze smoczkiem czy butelką po pierwsze
    ono to lubi ,po drugie jest to wygodne bo są sytułacje że musimy pilnie
    wyjść i najlepszą zastepczą mama na chwile jest właśnie butelka (
    oczywiście preferuje pokarm matki . Żyjemy w takich czasach że mamy
    wiele na głowie i możemy pomóc w taki sposób naszym maluchom <3
    butelka często towarzyszy nam w podróżach samochodem czy także
    spacerkach z Laurusią , czesto odciągałam pokarm do butelki bo mąż też
    chciał być mamą he he i karmić sw córeczkę sprawia mu tyle radości 🙂
    ciesze się że moja córka jest nauczona 2 sposobami przyjmować pokarm ,
    spotklam się z opiniami że tylko najlepiej podawać pierś ale z tym sie
    nie zgadzam ponieważ teraz nie mam problemów ze nie będzię piła herbatki
    i wszędzie muszę ja brac żeby miała pierś 🙂

  214. Karolina Woźniak says:

    Moja córka właśnie kończy 3 latka. Po jej urodzeniu pokarm miałam od razu i to w nadmiarze, problemem było jednak samo jedzenie z piersi – malutka nie radziła sobie i od razu po powrocie do domu podawałam jej pokarm butelką. Laktator był więc w użyciu cały czas, wymagało to dużo cierpliwości i czasu ale dzięki temu wiedziałam że córeczka jest najedzona (widziałam ile zjada) i przesypiała noce. Takie karmienie ułatwiło przejście później na mleko modyfikowane i dało możliwość zostawienia małej z babcią czy z tatusiem:-) zgadzam się z Tobą w 100% – dziecko jest najważniejsze ale żeby ono było szczęśliwe, szczęśliwa musi być również mama! Za 4 miesiące urodzę synka i zamierzam stosować te same metody – laktator, butelka i smoczki są więc na pierwszym miejscu mojej wyprawki:)

  215. Anna says:

    Moje początki karmienia piersią wspominam tragicznie. Po pierwsze dziecko nie umiało chwycić brodawki (nie pomagały nakładki), po drugie ja mam wklęsłe, po trzecie jak już złapała to ciągle gubiła złościła się i denerwowała. Ciągle płakała, bo była głodna. Położne w oddziale powiedziały, że mleka sztucznego jej nie dadzą, bo jest za mała. Dopiero w drugiej dobie popołudniu uprosiłam o mleko, jak zjadła tak w końcu poszła spać i spała ok 3 godzin. Wtedy na wizycie od pediatry padła propozycja kupienia laktatora i w ten sposób podawania jej mojego mleka. Laktator był w ciągu dwóch godzin w szpitalu najpierw pożyczony, a w domu już miałyśmy swój własny. Ze szpitala wyszłyśmy w czwartek, a w poniedziałek byłyśmy w nim z powrotem z powodu bardzo dużej żółtaczki. Te chwile były najgorsze- kiedy odciągałam się i walczyłam o mleko- musząc je wylewać. Ponieważ by bilirubina szybciej spadała mała była na mleku sztucznym. Na początku mleka dużo nie było, ale nie poddawałam się i odciągałam. Z obu piersi byłam w stanie odciągnąć ok 50-60ml później było stopniowo więcej aż dochodziłam do 170ml- z obu piersi. W ten sposób karmiłam ją 5 miesięcy. Teraz jestem drugi raz w ciąży i do szpitalnej torby w czerwcu spakuje od razu laktator, butelki i smoczki. Bez względu na to co myślą inne mamy.

  216. Karolina Woźniak says:

    Moja córka właśnie kończy 3 latka. Po jej urodzeniu pokarm miałam od razu i to w nadmiarze, problemem było jednak samo jedzenie z piersi – malutka nie radziła sobie i od razu po powrocie do domu podawałam jej pokarm butelką. Laktator był więc w użyciu cały czas, wymagało to dużo cierpliwości i czasu ale dzięki temu wiedziałam że córeczka jest najedzona (widziałam ile zjada) i przesypiała noce. Takie karmienie ułatwiło przejście później na mleko modyfikowane i dało możliwość zostawienia małej z babcią czy z tatusiem:-) zgadzam się z Tobą w 100% – dziecko jest najważniejsze ale żeby ono było szczęśliwe, szczęśliwa musi być również mama! Za 4 miesiące urodzę synka i zamierzam stosować te same metody – laktator, butelka i smoczki są więc na pierwszym miejscu mojej wyprawki:)

  217. Anna says:

    Moje początki karmienia piersią wspominam tragicznie. Po pierwsze dziecko nie umiało chwycić brodawki (nie pomagały nakładki), po drugie ja mam wklęsłe, po trzecie jak już złapała to ciągle gubiła złościła się i denerwowała. Ciągle płakała, bo była głodna. Położne w oddziale powiedziały, że mleka sztucznego jej nie dadzą, bo jest za mała. Dopiero w drugiej dobie popołudniu uprosiłam o mleko, jak zjadła tak w końcu poszła spać i spała ok 3 godzin. Wtedy na wizycie od pediatry padła propozycja kupienia laktatora i w ten sposób podawania jej mojego mleka. Laktator był w ciągu dwóch godzin w szpitalu najpierw pożyczony, a w domu już miałyśmy swój własny. Ze szpitala wyszłyśmy w czwartek, a w poniedziałek byłyśmy w nim z powrotem z powodu bardzo dużej żółtaczki. Te chwile były najgorsze- kiedy odciągałam się i walczyłam o mleko- musząc je wylewać. Ponieważ by bilirubina szybciej spadała mała była na mleku sztucznym. Na początku mleka dużo nie było, ale nie poddawałam się i odciągałam. Z obu piersi byłam w stanie odciągnąć ok 50-60ml później było stopniowo więcej aż dochodziłam do 170ml- z obu piersi. W ten sposób karmiłam ją 5 miesięcy. Teraz jestem drugi raz w ciąży i do szpitalnej torby w czerwcu spakuje od razu laktator, butelki i smoczki. Bez względu na to co myślą inne mamy.

  218. Monika Gadaszewska says:

    Nigdy jeszcze piersią nie karmiłam. Jestem w pierwszej ciąży, termin porodu mam wyznaczony na 15 lutego, może wyjdzie 14-stego (będzie mały lovilasek ;)). W teorii wydaje mi się, że jestem przygotowana na karmienie piersią, ale mimo to obawiam się strony praktycznej. Czy sobie poradzę, jak ruszy laktacja, czy będę potrafiła poradzić sobie z ewentualnymi problemami. Mimo, że nie mogę podzielić się doświadczeniem, to dzięki temu, że przeczytałam ten wpis mogę być spokojniejsza 🙂

  219. Monika Gadaszewska says:

    Nigdy jeszcze piersią nie karmiłam. Jestem w pierwszej ciąży, termin porodu mam wyznaczony na 15 lutego, może wyjdzie 14-stego (będzie mały lovilasek ;)). W teorii wydaje mi się, że jestem przygotowana na karmienie piersią, ale mimo to obawiam się strony praktycznej. Czy sobie poradzę, jak ruszy laktacja, czy będę potrafiła poradzić sobie z ewentualnymi problemami. Mimo, że nie mogę podzielić się doświadczeniem, to dzięki temu, że przeczytałam ten wpis mogę być spokojniejsza 🙂

  220. Katarzyna Fatla says:

    Oj ciezkie. Z pierwszym synkiem nie bylo mowy o karmieniu wiec laktator Lovi reczny uratowal malego. Dostawal moje mleko przez sonde zalozona do zoladka. Z drugim tez bylo ciężko bo nie umial sie przyssac. Laktator po raz drugi utrzymal laktacje. Po tygodniu maly zaczal ssac z piersi i tak zaczęła sie przygoda z karmieniem ktira trwa 7 miesiecy. Laktator uzywam od czasu do czasu jak potrzebuje wyjsc i zostawic synka pod opieka meza. Laktator z Lovi pomogl rowniez mojwj siostrze i siostrze meza. Jest niezastapiony gdy nie mozna karmic malenstwa piersia. Poza tym mally ssak uwielbia smoczki Lovi. Wszystkie inne odrzucil. Poczatki ciezkie ale laktator smoczki i butelka z Lovi pomogły. Teraz swoim diswidczeniem dziele sie z kobietami w rodzinie ktore maja swoje pierwsze dzieci i z kolezankami.

  221. Katarzyna Fatla says:

    Oj ciezkie. Z pierwszym synkiem nie bylo mowy o karmieniu wiec laktator Lovi reczny uratowal malego. Dostawal moje mleko przez sonde zalozona do zoladka. Z drugim tez bylo ciężko bo nie umial sie przyssac. Laktator po raz drugi utrzymal laktacje. Po tygodniu maly zaczal ssac z piersi i tak zaczęła sie przygoda z karmieniem ktira trwa 7 miesiecy. Laktator uzywam od czasu do czasu jak potrzebuje wyjsc i zostawic synka pod opieka meza. Laktator z Lovi pomogl rowniez mojwj siostrze i siostrze meza. Jest niezastapiony gdy nie mozna karmic malenstwa piersia. Poza tym mally ssak uwielbia smoczki Lovi. Wszystkie inne odrzucil. Poczatki ciezkie ale laktator smoczki i butelka z Lovi pomogły. Teraz swoim diswidczeniem dziele sie z kobietami w rodzinie ktore maja swoje pierwsze dzieci i z kolezankami.

  222. Ewa says:

    Pierwsza córcie karmiłam 21 mies . Cztery no prawie pięć lat temu trafiłam na fajna polozna która pomogła mi zrozumieć i przejść przez to cierpienie. Bo bardzo cierpiała ja z kolei miałam nadmiar pokarmu i cyc ki pekaly mi w szwach. Pomogły okłady , kapusta , butelki i laktator. Miałam też smoczek o dziwo w szpitalu sami kazali dawać. Niestety nie kupiłam dobrego smoczka wtedy i chyba za 4 razem jakiś podpasowal młodej. Teraz mam 2 mies córcie i nie kupowalam za wiele . Miałam laktator smoczek od kogoś dostałam i butelkę tez. Smoczek znowu nie trafiony wiec zmieniliśmy na lovi i o dziwo zadziałało. Karmie cały czas tylko piersią ale smoczek jest super jak nie mam już innego wyjścia. Butelki i laktator tez się przydają , szczególnie jak męża zostawiam samego 🙂 to trzeba pokarm odciągnąć i wtedy łatwiej mi wyjść na trochę samej z domu 🙂 pozdrawiam ciepło :*

  223. Ewa says:

    Pierwsza córcie karmiłam 21 mies . Cztery no prawie pięć lat temu trafiłam na fajna polozna która pomogła mi zrozumieć i przejść przez to cierpienie. Bo bardzo cierpiała ja z kolei miałam nadmiar pokarmu i cyc ki pekaly mi w szwach. Pomogły okłady , kapusta , butelki i laktator. Miałam też smoczek o dziwo w szpitalu sami kazali dawać. Niestety nie kupiłam dobrego smoczka wtedy i chyba za 4 razem jakiś podpasowal młodej. Teraz mam 2 mies córcie i nie kupowalam za wiele . Miałam laktator smoczek od kogoś dostałam i butelkę tez. Smoczek znowu nie trafiony wiec zmieniliśmy na lovi i o dziwo zadziałało. Karmie cały czas tylko piersią ale smoczek jest super jak nie mam już innego wyjścia. Butelki i laktator tez się przydają , szczególnie jak męża zostawiam samego 🙂 to trzeba pokarm odciągnąć i wtedy łatwiej mi wyjść na trochę samej z domu 🙂 pozdrawiam ciepło :*

  224. aga says:

    Witam ja jeszcze w ciąży martwilam jak to będzie z tym karmieniem…tyle koleżanek po paru dniach zrezygnowało…ja postanowilam ze bede karmic piersia chocby niewiem co dzialo…niemoglam doczekać tej chwili.Zraz po porodzie małą przystawilam i ssala super,miałam dużo pokarmu.Maz zakupił lakrator bo moje piersi pekaly od nadmiaru mleka…przez jeden dzień mogłam narobić zapasówale po powrocie do domu stało się tak ze przez jeden dzień nie miałam pokarmu a Zuzia wypila wszystkie zapasy…i byl krzyk płacz i moj i dzidziusia.Probowalam na wszelakie sposoby wyciskac masowac ale nawet kropelka niechciala wyplynac…noi stało najgorsze maz od 12w nocy musiał pojechać do apteki całodobowej kupic mleko.Mala wypila usnela ale ja cala noc plakalam myslam co sie stalo ze stracilam pokarm.Zadzwonilam do poloznej,która jak tylko jej powiedziałam co sie stalo zaraz przyjechała pomogła uspokoił mnie ze mleka będę mieć na litry ,że to chwilowe czasem tak jest ze zmęczenie,stres blokuje…Dzięki super reakcji pani Basi karmię do dziś może nie już tak jak na początku ale staram się przystawiac jak tylko możliwe odciaglam i karmię butelka Lovi aktywne ssanie ,która jest niezastąpiona.Pomagają mi również smoczki Lovi z seri retro,które bardzo uspokajają Zuzie ponieważ wypustki w nich przypominają pierś i podtrzymują odruch ssania.Zycze każdemu takiej super położonej oraz polecam produkty Lovi głównie butelki z smoczkiem aktywne ssanie oraz smoczki uspokajające.Pozdrawiam Życzę Wesołych Świąt i nie poddawać się macierzyństwo to kawał ciezkiego krzyża ale to najlepszy czas w życiu kobiety.

  225. aga says:

    Witam ja jeszcze w ciąży martwilam jak to będzie z tym karmieniem…tyle koleżanek po paru dniach zrezygnowało…ja postanowilam ze bede karmic piersia chocby niewiem co dzialo…niemoglam doczekać tej chwili.Zraz po porodzie małą przystawilam i ssala super,miałam dużo pokarmu.Maz zakupił lakrator bo moje piersi pekaly od nadmiaru mleka…przez jeden dzień mogłam narobić zapasówale po powrocie do domu stało się tak ze przez jeden dzień nie miałam pokarmu a Zuzia wypila wszystkie zapasy…i byl krzyk płacz i moj i dzidziusia.Probowalam na wszelakie sposoby wyciskac masowac ale nawet kropelka niechciala wyplynac…noi stało najgorsze maz od 12w nocy musiał pojechać do apteki całodobowej kupic mleko.Mala wypila usnela ale ja cala noc plakalam myslam co sie stalo ze stracilam pokarm.Zadzwonilam do poloznej,która jak tylko jej powiedziałam co sie stalo zaraz przyjechała pomogła uspokoił mnie ze mleka będę mieć na litry ,że to chwilowe czasem tak jest ze zmęczenie,stres blokuje…Dzięki super reakcji pani Basi karmię do dziś może nie już tak jak na początku ale staram się przystawiac jak tylko możliwe odciaglam i karmię butelka Lovi aktywne ssanie ,która jest niezastąpiona.Pomagają mi również smoczki Lovi z seri retro,które bardzo uspokajają Zuzie ponieważ wypustki w nich przypominają pierś i podtrzymują odruch ssania.Zycze każdemu takiej super położonej oraz polecam produkty Lovi głównie butelki z smoczkiem aktywne ssanie oraz smoczki uspokajające.Pozdrawiam Życzę Wesołych Świąt i nie poddawać się macierzyństwo to kawał ciezkiego krzyża ale to najlepszy czas w życiu kobiety.

  226. EwelinaSki says:

    Witajcie. Moja dzidzia narazie grzeje się w brzuszku. Sporo czytam, aby później być jak najlepszą mamą, ale także znaleźć odrobinę czasu dla siebie. Każde rady i przestrogi innych mamuś są dla mnie bardzo cenne, gdyż wszystko przedemną i na wszystko muszę się przygotować. Cieszę się, że tu trafiłam i może uda zdobyć się zestaw na lepszy początek. Pozdrawiam wszystkie obecne i przyszłe mamy. ?

  227. EwelinaSki says:

    Witajcie. Moja dzidzia narazie grzeje się w brzuszku. Sporo czytam, aby później być jak najlepszą mamą, ale także znaleźć odrobinę czasu dla siebie. Każde rady i przestrogi innych mamuś są dla mnie bardzo cenne, gdyż wszystko przedemną i na wszystko muszę się przygotować. Cieszę się, że tu trafiłam i może uda zdobyć się zestaw na lepszy początek. Pozdrawiam wszystkie obecne i przyszłe mamy. ?

  228. Magdalena Jureczko says:

    Początki macierzyństwa, hmm…trafiłam do szpitala z rozwarciem na 8 cm. Ból znosiłam w sobie. Myślałam, że Skoro tak łatwo teraz mi idzie to poród raz dwa. Niestety…poród- mały zaklinowany, stracenie 700 ml krwi, czyszczenie i szycie. Gdy przewieziono mnie na salę byłam całą biała, śpiąca i bez sił, nawet żeby wziąć małego i przytulić. Musieli mi przytaczać krew, ale po tym przynajmniej mogłam juz wstać, iść się umyć i pierwszy raz w życiu od A do Z zająć się Karolkiem. Oczywiście później okazało się że mam płaskie brodawki i trzeba kupić nakladki. W domu dokarmiałam i dokarmiam MM i właśnie z butelek LOVI, a do spania smoczek również LOVI ☺
    Początki były trudne, ale jak ktoś powiedział „nieważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz” 🙂

  229. Ania Chawłowska says:

    Ojej jak bardzo ten wpis jest mi bliski. Na wstępie oznajmie od razu, że zgadzam się ze wszystkim w 100%. Równo 4miesiące temu przyszła na świat Zuzia poprzez Cc, i za cholerę nie umiałysmy się zgrać podczas karmienia piersią. Ból i zagryzanie zębów towarzyszyły mi dobrych kilka tygodni i gdyby nie laktator, akurat zdecydowałam się na lovi nie mając jeszcze pojęcia o jego świetności, to nic by nie było z naszej przygody mlecznej. Pierwsze równo 2tyg odciągalas pokarm laktatorem, ponieważ poranione brodawki dawały się odczuć za każdym razem kiedy przystawialam mała do piersi. Na szczęście się udało, bez bólu i bez kolejnych łez. Zuzia się ssać nauczyła a przerwy nie było w karmieniu, ponieważ dostawała cały czas moje mleko z butelki. I niech nikt mi nie mówi, że dziecko przyzwyczaja się od razu do butli skoro podawałam jej w ten sposób pokarm 14dni ciągiem i nie zapomniała odruchu ssania po zagojeniu ran. Także lovi robi robotę, wszystko co teraz kupuje jest właśnie z tej firmy. Jest sprawdzona i polecam każdej mamie ;)) to są dobrze wydane pieniądze!

  230. Ania Chawłowska says:

    Ojej jak bardzo ten wpis jest mi bliski. Na wstępie oznajmie od razu, że zgadzam się ze wszystkim w 100%. Równo 4miesiące temu przyszła na świat Zuzia poprzez Cc, i za cholerę nie umiałysmy się zgrać podczas karmienia piersią. Ból i zagryzanie zębów towarzyszyły mi dobrych kilka tygodni i gdyby nie laktator, akurat zdecydowałam się na lovi nie mając jeszcze pojęcia o jego świetności, to nic by nie było z naszej przygody mlecznej. Pierwsze równo 2tyg odciągalas pokarm laktatorem, ponieważ poranione brodawki dawały się odczuć za każdym razem kiedy przystawialam mała do piersi. Na szczęście się udało, bez bólu i bez kolejnych łez. Zuzia się ssać nauczyła a przerwy nie było w karmieniu, ponieważ dostawała cały czas moje mleko z butelki. I niech nikt mi nie mówi, że dziecko przyzwyczaja się od razu do butli skoro podawałam jej w ten sposób pokarm 14dni ciągiem i nie zapomniała odruchu ssania po zagojeniu ran. Także lovi robi robotę, wszystko co teraz kupuje jest właśnie z tej firmy. Jest sprawdzona i polecam każdej mamie ;)) to są dobrze wydane pieniądze!

  231. Kamila says:

    Po dosyć szybkim pierwszym porodzie zaczął się trudniejszy czas dla mnie i mojej córki. Uparcie wierzyłam, że będę miała pokarm od samego początku i tak też się stało. Po 5 godzinach Mała dostała pierwsze mleczko z piersi. (Uważam, że dużo zależy od psychicznego nastawienia, dla mnie nie bylo takiej opcji, że mogłabym nie miec mleka, badz miec go za malo. )Niestety nikt nie pokazał jak powinnam przystawić Mała do piersi. Pierwsza noc spędziłam przykładając Mała do jednej i drugiej piersi bo miała wielka potrzebę ssania. Jak nie miała sutka w buzi to płakała i tu przydałby się smoczek, który oczywiście miałam ze sobą no, ale straszno mnie, że Mała może przestać ssać pierś, gdy podam jej smoczek…tak więc w środku nocy juz zaciskalam zęby z bólu jak ją karmiłam. Rano wyglądałam jak zombi i do tego te bolące sutki. Dopiero ranna zmiana pokazała jak powinnam Mała przystawiać do piersi. 3 doby w szpitalu były gorsze niż poród. Spałam dopiero wtedy jak maż przychodził do nas i to krótko bo Mała potrzebowała moich piersi. Polozne twierdzily, ze Mala wisi ciągle na cycku bo dzieci tak nieregularnie na poczatku jedza. Oczywiście to tez prawda, ale niektóre noworodki maja dodatkowo wielka potrzebę ssania I tu niezbędny jest smoczek. Nasze piersi nie mogą być jedyną formą uspokojenia.! Dobrze, że z natury jestem uparta I pomimo tych przeciwności karmie Mała do dzis, cżyli juz 10 tygodni, pobyt w szpitalu wspominam gorzej niż sam poród właśnie przez początki karmienia.

  232. Kamila says:

    Po dosyć szybkim pierwszym porodzie zaczął się trudniejszy czas dla mnie i mojej córki. Uparcie wierzyłam, że będę miała pokarm od samego początku i tak też się stało. Po 5 godzinach Mała dostała pierwsze mleczko z piersi. (Uważam, że dużo zależy od psychicznego nastawienia, dla mnie nie bylo takiej opcji, że mogłabym nie miec mleka, badz miec go za malo. )Niestety nikt nie pokazał jak powinnam przystawić Mała do piersi. Pierwsza noc spędziłam przykładając Mała do jednej i drugiej piersi bo miała wielka potrzebę ssania. Jak nie miała sutka w buzi to płakała i tu przydałby się smoczek, który oczywiście miałam ze sobą no, ale straszno mnie, że Mała może przestać ssać pierś, gdy podam jej smoczek…tak więc w środku nocy juz zaciskalam zęby z bólu jak ją karmiłam. Rano wyglądałam jak zombi i do tego te bolące sutki. Dopiero ranna zmiana pokazała jak powinnam Mała przystawiać do piersi. 3 doby w szpitalu były gorsze niż poród. Spałam dopiero wtedy jak maż przychodził do nas i to krótko bo Mała potrzebowała moich piersi. Polozne twierdzily, ze Mala wisi ciągle na cycku bo dzieci tak nieregularnie na poczatku jedza. Oczywiście to tez prawda, ale niektóre noworodki maja dodatkowo wielka potrzebę ssania I tu niezbędny jest smoczek. Nasze piersi nie mogą być jedyną formą uspokojenia.! Dobrze, że z natury jestem uparta I pomimo tych przeciwności karmie Mała do dzis, cżyli juz 10 tygodni, pobyt w szpitalu wspominam gorzej niż sam poród właśnie przez początki karmienia.

  233. Małgosia says:

    Początki mojego macierzyństwa wciąż trwają, bo mam malutkiego szkrabusia, choć już teraz złapałam odrobinę doświadczenia jest mi trochę łatwiej. Bardzo obawiałam się do samego porodu czy w czas pojawi się u mnie mleczko czy będzie go wystarczająca ilość czy będę potrafiła małego przystawić do piersi, te pytania towarzyszyły mi przez cały okres ciąży. Gdy przyszedł ten upragniony dzień okazało się, że moje obawy były bezpodstawne, gdyż dzieciątko od razu po urodzeniu jak zostało przystawione do piersi bardzo ładnie ssało, aż położna była zadziwiona. Na sali było trochę ciężej, gdyż nie miałam żadnej pomocy, a przez ogromne wysilenie podczas porodu (rodziłam 15 godz.) karmiłam malutkiego wytężając wszystkie swoje siły, choć nie za bardzo mi to wtedy jeszcze wychodziło. Aniołek mój jednak sporo stracił na wadze, gdyż jak się okazało za rzadko go dokarmiałam, jednak powoli siły wracały i ja mogłam już częściej przystawiać go do piersi. W domu było lepiej choć byłam zdana tylko na siebie uczucie większej prywatności pomagało mi oswoić się i przyzwyczaić do karmienia. Teraz już mija 8 miesięcy, powoli zaczynam odstawiać mojego skarba od piersi, ze względu na spore odwapnienie kości, jednak strasznie mi to cięzko przychodzi. Na początku mówiłam jak tak długo można wytrzymać z piersiami wiecznie na wierzchu, wkładkach laktacyjnych itd. ale teraz jest mi najzwyczajniej w świecie przykro, że mój mały już się ode mnie oddala i jakoś bardzo ciężko mi z tym.

  234. Małgosia says:

    Początki mojego macierzyństwa wciąż trwają, bo mam malutkiego szkrabusia, choć już teraz złapałam odrobinę doświadczenia jest mi trochę łatwiej. Bardzo obawiałam się do samego porodu czy w czas pojawi się u mnie mleczko czy będzie go wystarczająca ilość czy będę potrafiła małego przystawić do piersi, te pytania towarzyszyły mi przez cały okres ciąży. Gdy przyszedł ten upragniony dzień okazało się, że moje obawy były bezpodstawne, gdyż dzieciątko od razu po urodzeniu jak zostało przystawione do piersi bardzo ładnie ssało, aż położna była zadziwiona. Na sali było trochę ciężej, gdyż nie miałam żadnej pomocy, a przez ogromne wysilenie podczas porodu (rodziłam 15 godz.) karmiłam malutkiego wytężając wszystkie swoje siły, choć nie za bardzo mi to wtedy jeszcze wychodziło. Aniołek mój jednak sporo stracił na wadze, gdyż jak się okazało za rzadko go dokarmiałam, jednak powoli siły wracały i ja mogłam już częściej przystawiać go do piersi. W domu było lepiej choć byłam zdana tylko na siebie uczucie większej prywatności pomagało mi oswoić się i przyzwyczaić do karmienia. Teraz już mija 8 miesięcy, powoli zaczynam odstawiać mojego skarba od piersi, ze względu na spore odwapnienie kości, jednak strasznie mi to cięzko przychodzi. Na początku mówiłam jak tak długo można wytrzymać z piersiami wiecznie na wierzchu, wkładkach laktacyjnych itd. ale teraz jest mi najzwyczajniej w świecie przykro, że mój mały już się ode mnie oddala i jakoś bardzo ciężko mi z tym.

  235. Patrycja Kiełbasa says:

    Witam,

    Jestem młodą mamą mam 22 lata urodziłam synka w sierpniu. Poród naturalny ale karmienie było dla mnie bardzo trudne ponieważ miałam bardzo chude mleko i synek się nie najadał i położne go dokarmiały. Sutki miałam strasznie poranione i maluszek cały czas płakał bo bym głodny i nie zawsze mogłam liczyć na pomoc. Karmiłam przez 3 tygodnie piersią a później mleko odciągałam do butelki i właśnie korzystałam z butelek lovi i jestem bardzo zadowolona. Mały szybko nauczył się pić z butelki. Używałam smoczków anty kolkowych lovi. Ale również jak maluszek płakał uspokajałam go smoczkiem. I bardzo mi to pomagało. Teraz Wojtuś ma 4 miesiące ale jestem bardzo dumna mamą choć było bardzo ciężko ale wiedziałam, że muszę dać rade i robiłam to dla niego żeby on miał dobrze. Teraz już podaje tylko mleko modyfikowane. Bycie mamą to praca 24/7 ale to są najpiękniejsze chwile w moim życiu. Codziennie widzę jak rośnie, rozwija się i jestem szczęśliwa że go mam 😉

  236. Patrycja Kiełbasa says:

    Witam,

    Jestem młodą mamą mam 22 lata urodziłam synka w sierpniu. Poród naturalny ale karmienie było dla mnie bardzo trudne ponieważ miałam bardzo chude mleko i synek się nie najadał i położne go dokarmiały. Sutki miałam strasznie poranione i maluszek cały czas płakał bo bym głodny i nie zawsze mogłam liczyć na pomoc. Karmiłam przez 3 tygodnie piersią a później mleko odciągałam do butelki i właśnie korzystałam z butelek lovi i jestem bardzo zadowolona. Mały szybko nauczył się pić z butelki. Używałam smoczków anty kolkowych lovi. Ale również jak maluszek płakał uspokajałam go smoczkiem. I bardzo mi to pomagało. Teraz Wojtuś ma 4 miesiące ale jestem bardzo dumna mamą choć było bardzo ciężko ale wiedziałam, że muszę dać rade i robiłam to dla niego żeby on miał dobrze. Teraz już podaje tylko mleko modyfikowane. Bycie mamą to praca 24/7 ale to są najpiękniejsze chwile w moim życiu. Codziennie widzę jak rośnie, rozwija się i jestem szczęśliwa że go mam 😉

  237. Agata Chmielewska says:

    Pierwszej córki karmić nie mogłam. Druga była karmiona piersią ale przyznam się szczerze,że dokarmiłam pierwszej nocy butelką. Rozkręcałyśmy się powoli z karmieniem. Nie dziwię się ,że zabierasz butelki ze sobą. Ja też zamierzam spakować je do torby. Nigdy nic nie wiadomo

  238. Pierwszej córki karmić nie mogłam. Druga była karmiona piersią ale przyznam się szczerze,że dokarmiłam pierwszej nocy butelką. Rozkręcałyśmy się powoli z karmieniem. Nie dziwię się ,że zabierasz butelki ze sobą. Ja też zamierzam spakować je do torby. Nigdy nic nie wiadomo

  239. Martyna Izydorczyk says:

    Mój synek ma 13 miesięcy. Urodził się w listopadzie zeszłego roku.
    Pamiętam, jak cała ciążę wyobrażałam sobie jak będzie wyglądał, jak będę się nim opiekowała, karmila. Dużo czytałam, dowiadywalam się, chodziłam do szkoły rodzenia. Juz od samego początku osoby z najbliższego otoczenia (kobiety w zasadzie) mówiły mi, że MUSZĘ karmić piersią, że choćby nie wiem co MUSZĘ urodzić naturalnie. Nie wiedziałam z czego wynikało takie podejście i nacisk na to. Im bliżej porodu,tym bardziej wszystko zaczynało mnie stresować, martwić.. 2 tygodnie przed porodem dostałam porażenia mięśnia twarzy (połowa twarzy przestała reagować) i przy okazji badań dowiedziałam się, że syn waży ok. 4,6 kg 🙂 byłam przerażona. Biegalam od lekarza do lekarza, gdzie jeden nakazywal cc, zaś inny nie widział przeciwwskazań do naturalnego porodu. Koniec końców opinii miałam mnóstwo, a z decyzją zostałam sama. Zdecydowałam się spróbować urodzić naturalnie, od położnej przy porodzie usłyszałam,że „jestem niemądra mając podkładkę i możliwość cc,gdzie kobiety za to płacą a ja przyszłam sobie rodzic naturalnie”. Fajnie co? 🙂
    Dobra do sedna! O 2:20 na świat przyszedł mój 62centymeteowy i ważący 4450g syn Filip! Byłam taka szczęśliwa! Pokochalam go od pierwszego wejrzenia! No i dałam rade 😀 czego matka nie zrobi dla swojego dziecka..
    Byłam szczęśliwa,a z drugiej strony nie umiałam pojąć,że to się stało. Że urodziłam dziecko, że to właśnie moje dziecko. Byłam przez kilka dni po porodzie bardzo placzliwa,smutna,przybita. Teraz z czasem wydaje mi się, że był to baby blues. Wszystko minęło, jednak postawa położnych w szpitalu i najbliższych w domu wcale nie pomagała. W szpitalu wręcz zmuszano mnie do przystawiania małego do piersi. Miał z tym problem i bardzo się denerwował. Później pomogły nakładki jednak wtedy była to męczarnia dla niego,małego,głodnego noworodka i dla mnie- świeżej,młodej i niedoświadczonej mamy. Istotną informacja jest tez to, że nie miałam ze sobą smoczka czego żałowałam gdyż właśnie Filip miał silny odruch ssania. Dziecko było najedzone, jednak tylko smoczus potrafił go uspokoić 🙂 i niech nikt mi nie mówi,że smoczki są takie złe i w ogóle zbrodnią jest zabierać je już do szpitala. Przy drugim dziecku będę mądrzejsza 🙂
    Z czasem wszystkiego się nauczyłam, wiele pomogła mi przyjaciółka,która jako jedna z nielicznych rozumiała moja sytuację potrzeby korzystania z laktatora, skoczków i niestety po miesiącu przejścia na mleko modyfikowane ponieważ z niewiadomych mi przyczyn kranik się zakręcil.
    Dzisiaj mój syn jest zdrowym,szczęśliwym roczniakiem,kochanym przez swoją mamę nade wszystko i wcale nie mniej niż matki,które ta piersią karmily o wiele dłużej 🙂
    Ze wszystkiego wyciągnęłam wnioski, wiem co zrobię inaczej przy drugim dziecku. Jak pomogę jemu i sobie,jak ułatwić wiele rzeczy. Jedno wiem.. bardzo ważne jest wsparcie najbliższych ale najważniejsze to nie robić niczego wbrew sobie. Matka zawsze wie co jest najlepsze dla niej i jej dziecka i nie pozwólmy sobie wmówić,że jest inaczej! 🙂

  240. Martyna Izydorczyk says:

    Mój synek ma 13 miesięcy. Urodził się w listopadzie zeszłego roku.
    Pamiętam, jak cała ciążę wyobrażałam sobie jak będzie wyglądał, jak będę się nim opiekowała, karmila. Dużo czytałam, dowiadywalam się, chodziłam do szkoły rodzenia. Juz od samego początku osoby z najbliższego otoczenia (kobiety w zasadzie) mówiły mi, że MUSZĘ karmić piersią, że choćby nie wiem co MUSZĘ urodzić naturalnie. Nie wiedziałam z czego wynikało takie podejście i nacisk na to. Im bliżej porodu,tym bardziej wszystko zaczynało mnie stresować, martwić.. 2 tygodnie przed porodem dostałam porażenia mięśnia twarzy (połowa twarzy przestała reagować) i przy okazji badań dowiedziałam się, że syn waży ok. 4,6 kg 🙂 byłam przerażona. Biegalam od lekarza do lekarza, gdzie jeden nakazywal cc, zaś inny nie widział przeciwwskazań do naturalnego porodu. Koniec końców opinii miałam mnóstwo, a z decyzją zostałam sama. Zdecydowałam się spróbować urodzić naturalnie, od położnej przy porodzie usłyszałam,że „jestem niemądra mając podkładkę i możliwość cc,gdzie kobiety za to płacą a ja przyszłam sobie rodzic naturalnie”. Fajnie co? 🙂
    Dobra do sedna! O 2:20 na świat przyszedł mój 62centymeteowy i ważący 4450g syn Filip! Byłam taka szczęśliwa! Pokochalam go od pierwszego wejrzenia! No i dałam rade 😀 czego matka nie zrobi dla swojego dziecka..
    Byłam szczęśliwa,a z drugiej strony nie umiałam pojąć,że to się stało. Że urodziłam dziecko, że to właśnie moje dziecko. Byłam przez kilka dni po porodzie bardzo placzliwa,smutna,przybita. Teraz z czasem wydaje mi się, że był to baby blues. Wszystko minęło, jednak postawa położnych w szpitalu i najbliższych w domu wcale nie pomagała. W szpitalu wręcz zmuszano mnie do przystawiania małego do piersi. Miał z tym problem i bardzo się denerwował. Później pomogły nakładki jednak wtedy była to męczarnia dla niego,małego,głodnego noworodka i dla mnie- świeżej,młodej i niedoświadczonej mamy. Istotną informacja jest tez to, że nie miałam ze sobą smoczka czego żałowałam gdyż właśnie Filip miał silny odruch ssania. Dziecko było najedzone, jednak tylko smoczus potrafił go uspokoić 🙂 i niech nikt mi nie mówi,że smoczki są takie złe i w ogóle zbrodnią jest zabierać je już do szpitala. Przy drugim dziecku będę mądrzejsza 🙂
    Z czasem wszystkiego się nauczyłam, wiele pomogła mi przyjaciółka,która jako jedna z nielicznych rozumiała moja sytuację potrzeby korzystania z laktatora, skoczków i niestety po miesiącu przejścia na mleko modyfikowane ponieważ z niewiadomych mi przyczyn kranik się zakręcil.
    Dzisiaj mój syn jest zdrowym,szczęśliwym roczniakiem,kochanym przez swoją mamę nade wszystko i wcale nie mniej niż matki,które ta piersią karmily o wiele dłużej 🙂
    Ze wszystkiego wyciągnęłam wnioski, wiem co zrobię inaczej przy drugim dziecku. Jak pomogę jemu i sobie,jak ułatwić wiele rzeczy. Jedno wiem.. bardzo ważne jest wsparcie najbliższych ale najważniejsze to nie robić niczego wbrew sobie. Matka zawsze wie co jest najlepsze dla niej i jej dziecka i nie pozwólmy sobie wmówić,że jest inaczej! 🙂

  241. Anna Dziewanna says:

    Sam poród choć naturalny, był dla mnie najokropniejszych doświadczeniem w życiu, potem podobnie jak u Pani było tylko gorzej. Poranione sutki, nawał pokarmu a dziecko z braku umiejętności skutecznego ssania ciagle głodne. Dopiero gdy wróciłam do domu maz pojechał kupić laktator. Był dla mnie zbawieniem. Dzis córeczka ma 4 tyg ja wciąż spuszczam pokarm i podaje w butelce do tego w dzień cierpliwie próbuje karmić piersia. Co do smoczka położna powiedziała mi mądre słowa, ze maluszek pomimo tego ze jest od niedawna na swiecie bedzie umiał rozróżnić ze ciagnąc smoczek nie dostaje pokarmu a mając w buzi butelkę lub piersi mleczko juz otrzymuje. Wiec śmiało można podawać smoczek który według niektórych badań chroni rownież od śmierci łóżeczkowej. Nie czuje sie gorsza matka ze podaje dziecku mleko w butelce bo przecież najważniejsze jest to ze jest to mój a zarazem najzdrowszy pokarm dla dziecka. Nie zamierzam z tego zrezygnować przez kolejne miesiące.

  242. Anna Dziewanna says:

    Sam poród choć naturalny, był dla mnie najokropniejszych doświadczeniem w życiu, potem podobnie jak u Pani było tylko gorzej. Poranione sutki, nawał pokarmu a dziecko z braku umiejętności skutecznego ssania ciagle głodne. Dopiero gdy wróciłam do domu maz pojechał kupić laktator. Był dla mnie zbawieniem. Dzis córeczka ma 4 tyg ja wciąż spuszczam pokarm i podaje w butelce do tego w dzień cierpliwie próbuje karmić piersia. Co do smoczka położna powiedziała mi mądre słowa, ze maluszek pomimo tego ze jest od niedawna na swiecie bedzie umiał rozróżnić ze ciagnąc smoczek nie dostaje pokarmu a mając w buzi butelkę lub piersi mleczko juz otrzymuje. Wiec śmiało można podawać smoczek który według niektórych badań chroni rownież od śmierci łóżeczkowej. Nie czuje sie gorsza matka ze podaje dziecku mleko w butelce bo przecież najważniejsze jest to ze jest to mój a zarazem najzdrowszy pokarm dla dziecka. Nie zamierzam z tego zrezygnować przez kolejne miesiące.

  243. Od Małego Na Całego says:

    Ja też jestem po cc 12.12 minie rok a początki o dziwo były łatwe 🙂 córeczka odrazu złapała o co chodzi z ssaniem piersi i zanim wyszłysmy ze szpitala całkowicie była karmione naturalnie 😀 przygoda z laktatorem zaczęła się po ok miesiącu bo miałam już nawał pokarmu. A co do smoczka to w drugiej dobie poprosiłam męża aby przywiózł mi go do szpitala (smoczek LOVI oczywiście z napisem I love mummy <3). Mała była spokojniejsza a dla mnie ważniejszy był jej spokój od opinii innych. Z drugim dzidziusiem też już będę mądrzejsza i jak najbardziej odrazu spakuję laktator :)
    Pozdrawiam i powodzenia!

  244. Justyna Cebula says:

    Ja też jestem po cc 12.12 minie rok a początki o dziwo były łatwe 🙂 córeczka odrazu złapała o co chodzi z ssaniem piersi i zanim wyszłysmy ze szpitala całkowicie była karmione naturalnie 😀 przygoda z laktatorem zaczęła się po ok miesiącu bo miałam już nawał pokarmu. A co do smoczka to w drugiej dobie poprosiłam męża aby przywiózł mi go do szpitala (smoczek LOVI oczywiście z napisem I love mummy <3). Mała była spokojniejsza a dla mnie ważniejszy był jej spokój od opinii innych. Z drugim dzidziusiem też już będę mądrzejsza i jak najbardziej odrazu spakuję laktator 🙂
    Pozdrawiam i powodzenia!

  245. Ula R says:

    ja wspominam karmienie niemal identycznie jak Ty ;/ 🙂 dwa lata temu jak urodziłam synka moja przygoda z laktacją zakończyła się po 4 miesiącach nieustannej walki z dzieckiem i wszystkimi „życzliwymi” osobami otaczającymi mnie. Fakt kończyłam w tedy studia i ganiałam z laktatorem po uczelni żeby nie zatracić mleka, ale z tym sobie nawet radziłam, najgorsza była niewiedza i obawa ze coś robie nie tak że dziecko cały czas jest głodne i rozdrażnione. A na dokładkę tego „inteligentna” pani położna środowiskowa która nas nawiedzała doradziła mi karmienie mlekiem modyfikowanym żeby synek szybciej pozbył się żółtaczki i to chyba była kropka nad i z definitywnym zanikiem i brakiem mojego mleka w piersiach! …. ale to już minęło jestem wdzięczna Lovi za wsparcie mojego synka w dalszym karmieniu bo oczywiście tej marce zaufaliśmy i do tej pory jest z nami 🙂
    A dziś mam już 2 tygodnowego następnego cudownego synka i bez wszytkich „doradzających” radzimy sobie z naturalnym karmieniem całkiem dobrze 🙂 a buteleczki przydałyby się na wodę i późniejsze rozszeżanie diety, o przydatności smoczków to chyba nie muszę pisać bo oczywiście do szpitalnej torby też włożyłam smoczka 🙂 sama nie wiem czy po to że może się przydać czy dlatego że są takie piękne 🙂 ale na pewno z nich nie zrezygnuję mimo różnych opini na ich temat 🙂
    serdecznie pozdrawiamy 🙂

  246. Ula R says:

    ja wspominam karmienie niemal identycznie jak Ty ;/ 🙂 dwa lata temu jak urodziłam synka moja przygoda z laktacją zakończyła się po 4 miesiącach nieustannej walki z dzieckiem i wszystkimi „życzliwymi” osobami otaczającymi mnie. Fakt kończyłam w tedy studia i ganiałam z laktatorem po uczelni żeby nie zatracić mleka, ale z tym sobie nawet radziłam, najgorsza była niewiedza i obawa ze coś robie nie tak że dziecko cały czas jest głodne i rozdrażnione. A na dokładkę tego „inteligentna” pani położna środowiskowa która nas nawiedzała doradziła mi karmienie mlekiem modyfikowanym żeby synek szybciej pozbył się żółtaczki i to chyba była kropka nad i z definitywnym zanikiem i brakiem mojego mleka w piersiach! …. ale to już minęło jestem wdzięczna Lovi za wsparcie mojego synka w dalszym karmieniu bo oczywiście tej marce zaufaliśmy i do tej pory jest z nami 🙂
    A dziś mam już 2 tygodnowego następnego cudownego synka i bez wszytkich „doradzających” radzimy sobie z naturalnym karmieniem całkiem dobrze 🙂 a buteleczki przydałyby się na wodę i późniejsze rozszeżanie diety, o przydatności smoczków to chyba nie muszę pisać bo oczywiście do szpitalnej torby też włożyłam smoczka 🙂 sama nie wiem czy po to że może się przydać czy dlatego że są takie piękne 🙂 ale na pewno z nich nie zrezygnuję mimo różnych opini na ich temat 🙂
    serdecznie pozdrawiamy 🙂

  247. karolina woźniak says:

    Moje karmienie piersią,oh co ty były za czasu.Złota polska jesień i ja,znaczy moja pierś.:
    Brrr zimno. Kolorowe liście z drzew spadają, jest
    tak uroczo. Tak sentymentalnie. Mam ciszę ,spokój i małe serduszko bijące
    głośno. Lezy obok mnie i wpatruje się na wpół otwartymi oczętami. Niebieskie
    jak błękit nieba . Nagla przebiega mnie dreszcz. Brrr zimno. Ale to nie powód
    żeby nie wyjśc na spacer. Ba! Wręcz przeciwnie,to powód żeby wyjść! Więc
    ubieramy się ciepło,cebulka to mojej córci drugie imię. A ja,no własnie tu
    pojawia się odwieczny problem. Od kiedy karmię piersią podwójny odwieczny
    problem. Bo jak ubrac się zarazem ciepło, schludnie,wyjściowo a na dodatek z
    możliwością nakarmienia dziecka. Moje ukochane golfy przezimują w szafie. Po
    krótkiej walce z wózkiem wychodzimy. Od razu w moje nozdrza wpada świeże
    powietrze,rozchodzi się po płucach. Słońce chowające się za rude liście
    przyjemnie otula świat. Jest cudownie. Idziemy pobliskim laskiem. Szum liści,śpiew
    ptaków i wybioje kołysza do snu moje maleństwo. Nagle córka zaczyna płakać.
    Głośny krzyk rozlega się na okolicę ,echem niesie po lesie. Zwierzęta uciekają
    w popłochu,a ja w duszy myślę,nie tylko nie TO!Tylko nie bądź głodna,nie teraz
    ,nie 2 kilometry od domu.W nadziei sprawdzam pieluszkę…sucho…przytulam i nic. No dobra. Ścielę matę na
    ściółce,uschłe liście szeleszcza pod tyłkiem.Rozsiadam się wygodnie. Przytulam
    córcię. Rozchylam płaszcz, bluzę, wyjmuję moją”naturalną butelkę”…brrr
    zimno,ale tylko przez chwilkę. Po chwili czuję jak ciepłe mleczko leci wprost
    do dzióbka mojej ptaszynki.W pierś robi mi się ciepło. Podnosze oczy i widze
    jak drzewa tańczą. Ptaki znów wyśpiewuja swoje arie,jakby na cześc tego
    cudu,który właśnie odbywa się na moich kolanach.Czuje się tak zjenoczona z
    Matka Natura jak nigdy wcześniej! Czuje się częścia tej planety.Mrówki idą w
    rządku jakby kierowała nimi niewidzialna ręka,a ja karmię piersią bo tak
    chciała natura.Tak mnie stworzyła. Tysiące myśli przebiegają przez głowę. A
    najpiękniejsza z nich to ta,że nasze mamy neandertaldzkie i praprzodkowie
    ludzkości robili to samo co ja. Może nawet w tym samym miejscu siedziała jakaś
    praprapra-kobieta i karmiła ludzkośc życiodajnym płynem! Córcia zasypia. Widze
    jak jest jej dobrze. Nie umie mówić,chodzić,nawet uśmiechac się a wydusić mleko
    z mojej piersi umie jak zawodowiec. To nie przypadek to naturalny pierwotny
    instynkt. Wiedziała nawet lepiej ode mnie że trzeba opróźnić pierś. No tak to
    nie przypadek-to idealne zjednoczenie ,mnie,dziecka i świata. Natura znów
    wygrała! Triumf sił przyrody nad ludzkością! A teraz niech moja mała
    zwyciężczyni śpi smaczni ,bo czeka nas powolny spacer do jaskini…oj do domku.

  248. karolina woźniak says:

    Moje karmienie piersią,oh co ty były za czasu.Złota polska jesień i ja,znaczy moja pierś.:
    Brrr zimno. Kolorowe liście z drzew spadają, jest
    tak uroczo. Tak sentymentalnie. Mam ciszę ,spokój i małe serduszko bijące
    głośno. Lezy obok mnie i wpatruje się na wpół otwartymi oczętami. Niebieskie
    jak błękit nieba . Nagla przebiega mnie dreszcz. Brrr zimno. Ale to nie powód
    żeby nie wyjśc na spacer. Ba! Wręcz przeciwnie,to powód żeby wyjść! Więc
    ubieramy się ciepło,cebulka to mojej córci drugie imię. A ja,no własnie tu
    pojawia się odwieczny problem. Od kiedy karmię piersią podwójny odwieczny
    problem. Bo jak ubrac się zarazem ciepło, schludnie,wyjściowo a na dodatek z
    możliwością nakarmienia dziecka. Moje ukochane golfy przezimują w szafie. Po
    krótkiej walce z wózkiem wychodzimy. Od razu w moje nozdrza wpada świeże
    powietrze,rozchodzi się po płucach. Słońce chowające się za rude liście
    przyjemnie otula świat. Jest cudownie. Idziemy pobliskim laskiem. Szum liści,śpiew
    ptaków i wybioje kołysza do snu moje maleństwo. Nagle córka zaczyna płakać.
    Głośny krzyk rozlega się na okolicę ,echem niesie po lesie. Zwierzęta uciekają
    w popłochu,a ja w duszy myślę,nie tylko nie TO!Tylko nie bądź głodna,nie teraz
    ,nie 2 kilometry od domu.W nadziei sprawdzam pieluszkę…sucho…przytulam i nic. No dobra. Ścielę matę na
    ściółce,uschłe liście szeleszcza pod tyłkiem.Rozsiadam się wygodnie. Przytulam
    córcię. Rozchylam płaszcz, bluzę, wyjmuję moją”naturalną butelkę”…brrr
    zimno,ale tylko przez chwilkę. Po chwili czuję jak ciepłe mleczko leci wprost
    do dzióbka mojej ptaszynki.W pierś robi mi się ciepło. Podnosze oczy i widze
    jak drzewa tańczą. Ptaki znów wyśpiewuja swoje arie,jakby na cześc tego
    cudu,który właśnie odbywa się na moich kolanach.Czuje się tak zjenoczona z
    Matka Natura jak nigdy wcześniej! Czuje się częścia tej planety.Mrówki idą w
    rządku jakby kierowała nimi niewidzialna ręka,a ja karmię piersią bo tak
    chciała natura.Tak mnie stworzyła. Tysiące myśli przebiegają przez głowę. A
    najpiękniejsza z nich to ta,że nasze mamy neandertaldzkie i praprzodkowie
    ludzkości robili to samo co ja. Może nawet w tym samym miejscu siedziała jakaś
    praprapra-kobieta i karmiła ludzkośc życiodajnym płynem! Córcia zasypia. Widze
    jak jest jej dobrze. Nie umie mówić,chodzić,nawet uśmiechac się a wydusić mleko
    z mojej piersi umie jak zawodowiec. To nie przypadek to naturalny pierwotny
    instynkt. Wiedziała nawet lepiej ode mnie że trzeba opróźnić pierś. No tak to
    nie przypadek-to idealne zjednoczenie ,mnie,dziecka i świata. Natura znów
    wygrała! Triumf sił przyrody nad ludzkością! A teraz niech moja mała
    zwyciężczyni śpi smaczni ,bo czeka nas powolny spacer do jaskini…oj do domku.

  249. Ewa Drożdż says:

    U nas początki były bardzo trudne mały ssal dość dobrze ale na początku bardzo mało było pokarmu brodawki poranione krwawiace koszmar poprostu, ale bardzo zależało mi żeby synus miał moje mleko dlatego mimo bólu przystawialam go do piersi. No i udało się po powrocie do domu pobudzalam jeszcze laktatorem. Później oczywiście nawal pokarmu. Mimo wszystko mały zamiast jesc spał przy piersi po odstawieniu płakał bo dalej chciał ssać znów szedł spać i tak w kółko. Nic nie mogłam zrobić ani gotować ani sprzątać w końcu zaczęłam odciagac pokarm laktatorem i podawalam z butelki mały się najadal wiedziałam że jest najedzony i zadowolony. Dziś ma 4 miesiace nadal mu odciagam mi to nie przeszkadza najważniejsze przecież że ma moje mleko. Oczywiście mamy butelkę z lovi jest niezastąpiona jak jadł z innej to się krztusil ta jest rewelacyjna karmienie teraz to przyjemność a nie strach że się zakrztusi. Co do smoczkow wzięłam do szpitala i nie załuje inaczej cały czas by płakal. Oczywiście padł komentarz „dopiero się urodził a już smoczka doi” , ale nie przejmowalam się komentarzem to w końcu moje dziecko moja sprawa.

  250. Ewa Drożdż says:

    U nas początki były bardzo trudne mały ssal dość dobrze ale na początku bardzo mało było pokarmu brodawki poranione krwawiace koszmar poprostu, ale bardzo zależało mi żeby synus miał moje mleko dlatego mimo bólu przystawialam go do piersi. No i udało się po powrocie do domu pobudzalam jeszcze laktatorem. Później oczywiście nawal pokarmu. Mimo wszystko mały zamiast jesc spał przy piersi po odstawieniu płakał bo dalej chciał ssać znów szedł spać i tak w kółko. Nic nie mogłam zrobić ani gotować ani sprzątać w końcu zaczęłam odciagac pokarm laktatorem i podawalam z butelki mały się najadal wiedziałam że jest najedzony i zadowolony. Dziś ma 4 miesiace nadal mu odciagam mi to nie przeszkadza najważniejsze przecież że ma moje mleko. Oczywiście mamy butelkę z lovi jest niezastąpiona jak jadł z innej to się krztusil ta jest rewelacyjna karmienie teraz to przyjemność a nie strach że się zakrztusi. Co do smoczkow wzięłam do szpitala i nie załuje inaczej cały czas by płakal. Oczywiście padł komentarz „dopiero się urodził a już smoczka doi” , ale nie przejmowalam się komentarzem to w końcu moje dziecko moja sprawa.

  251. Joanna Kołodziej says:

    Urodziłam synka siłami natury. Mimo wielkiego zmęczenia po 14-sto godzinnym porodzie byłam przeszczęśliwa widząc pierwszy raz tą małą istotkę. Zdrowy, silny i śliczny chłopak. Moja największa miłość. Pierwszy dotyk, pierwsze spojrzenie, pierwsze karmienie to najwspanialsze wspólne momenty. Godzinami mogłam wpatrywać się w małego śpioszka i rozpływać się z miłości. Jednak nie wszystko szło dokładnie po mojej myśli. Leżeliśmy razem na sali matek z dziećmi. Jako młoda mama zostałam rzucona na głęboką wodę. Największym problemem okazało się właśnie karmienie. Przystawiany do piersi niby prawidłowo, nadmiar mleka (okropny nawał melczny), a mimo wszystko utrata na wadze. Synek nie potrafił ssać, co bardzo mnie zasmuciło, ponieważ bardzo chciałam karmić piersią. Na dodatek wkradła się żółtaczka, przez co mały był jeszcze bardziej ospały i ciężko było go wybudzać. Zaczęłam odciągać mleko ręcznie. Położna pokazała mi jak karmić go strzykawką. To była tragedia! Karmienie trwało nawet 1,5h, kiedy ja musiałam nachylać się nad łóżeczkiem i kropelka po kropelce podawać mu mleczko. Karmiłam go tak chyba 2 dni, po czym mąż kupił mi laktator, który przyniósł ogromną ulgę moim piersiom. Synek dostawał już mleko z butelki. Zaczął przybierać na wadze, żółtaczka zeszła i po 7dniach wróciliśmy do domu. Ale problem z karmieniem został. Nie chciałam ciągle odciągać mleka i karmić syna butelką. Pomyślałam o sylikonowych nakładkach na piersi, które okazały się moim zbawieniem. Dziecko od razu zaciągnęło mleko przez nakładki, a po 3 tygodniach jadł już samodzielnie. Jestem z siebie dumna, że wytrwałam i nie poddałam się. Karmie piersią już 6,5 miesięcy i będę karmić jeszcze długo 🙂 Syn jest radosnym, pulchnym niemowlakiem i jesteśmy razem najszczęśliwsi na świecie 🙂

  252. Joanna Kołodziej says:

    Urodziłam synka siłami natury. Mimo wielkiego zmęczenia po 14-sto godzinnym porodzie byłam przeszczęśliwa widząc pierwszy raz tą małą istotkę. Zdrowy, silny i śliczny chłopak. Moja największa miłość. Pierwszy dotyk, pierwsze spojrzenie, pierwsze karmienie to najwspanialsze wspólne momenty. Godzinami mogłam wpatrywać się w małego śpioszka i rozpływać się z miłości. Jednak nie wszystko szło dokładnie po mojej myśli. Leżeliśmy razem na sali matek z dziećmi. Jako młoda mama zostałam rzucona na głęboką wodę. Największym problemem okazało się właśnie karmienie. Przystawiany do piersi niby prawidłowo, nadmiar mleka (okropny nawał melczny), a mimo wszystko utrata na wadze. Synek nie potrafił ssać, co bardzo mnie zasmuciło, ponieważ bardzo chciałam karmić piersią. Na dodatek wkradła się żółtaczka, przez co mały był jeszcze bardziej ospały i ciężko było go wybudzać. Zaczęłam odciągać mleko ręcznie. Położna pokazała mi jak karmić go strzykawką. To była tragedia! Karmienie trwało nawet 1,5h, kiedy ja musiałam nachylać się nad łóżeczkiem i kropelka po kropelce podawać mu mleczko. Karmiłam go tak chyba 2 dni, po czym mąż kupił mi laktator, który przyniósł ogromną ulgę moim piersiom. Synek dostawał już mleko z butelki. Zaczął przybierać na wadze, żółtaczka zeszła i po 7dniach wróciliśmy do domu. Ale problem z karmieniem został. Nie chciałam ciągle odciągać mleka i karmić syna butelką. Pomyślałam o sylikonowych nakładkach na piersi, które okazały się moim zbawieniem. Dziecko od razu zaciągnęło mleko przez nakładki, a po 3 tygodniach jadł już samodzielnie. Jestem z siebie dumna, że wytrwałam i nie poddałam się. Karmie piersią już 6,5 miesięcy i będę karmić jeszcze długo 🙂 Syn jest radosnym, pulchnym niemowlakiem i jesteśmy razem najszczęśliwsi na świecie 🙂

  253. Magdalena88 says:

    Ja bardzo marzyłam o kp. Przez cały okres starań o dziecko. O zgrozo trwało to prawie 4 lata. Nie dopuszczalam innej myśli jak tylko „cyc”. Niestety a może stety bo dzięki temu mój syn żyje. Otóż Domik urodził się w 29tc przez cc ważył zaledwie 870g. Po wyjsciu ze szpitala po ponad 2 mce ważył 2150g za mały by dostawać pierś bo wiadomo ssanie z piersi to duży wysiłek dla dziecka a u nas ważne było by synek przybieral na wadze. Jednak mimo takiego kopa na dzień dobry w przygodzie jajkiej jest macierzyństwo nie poddalam się i dzięki firmie Lovi z której miałam laktator przez 5mce mogłam ściągać mleko dla młodego i dać mu to co najlepsze. A pił i pije do tej pory z butelek lovi 🙂 ktore sa super. Od początku pije z nich bez problemu. Pozdrawiamy. I życzymy wszystkim powodzenia 🙂
    Wiem jedno ze jeśli odwaze się na kolejną ciążę napewno będzie nam towarzyszyc LOVI 😉

  254. Magdalena88 says:

    Ja bardzo marzyłam o kp. Przez cały okres starań o dziecko. O zgrozo trwało to prawie 4 lata. Nie dopuszczalam innej myśli jak tylko „cyc”. Niestety a może stety bo dzięki temu mój syn żyje. Otóż Domik urodził się w 29tc przez cc ważył zaledwie 870g. Po wyjsciu ze szpitala po ponad 2 mce ważył 2150g za mały by dostawać pierś bo wiadomo ssanie z piersi to duży wysiłek dla dziecka a u nas ważne było by synek przybieral na wadze. Jednak mimo takiego kopa na dzień dobry w przygodzie jajkiej jest macierzyństwo nie poddalam się i dzięki firmie Lovi z której miałam laktator przez 5mce mogłam ściągać mleko dla młodego i dać mu to co najlepsze. A pił i pije do tej pory z butelek lovi 🙂 ktore sa super. Od początku pije z nich bez problemu. Pozdrawiamy. I życzymy wszystkim powodzenia 🙂
    Wiem jedno ze jeśli odwaze się na kolejną ciążę napewno będzie nam towarzyszyc LOVI 😉

  255. Emilka says:

    Olę urodziłam w 40 tyg. Ciąża powikłana cukrzycą typu II i niedoczynnością tarczycy…. Od 6 miesiąca byłam już na insulinie do każdego posiłku, dieta i ten ciągły strach i niepokój… Najgorsze jednak zaczęło się w szpitalu, gdzie trafiłam tydzień przed porodem, szpital paręset km od domu, gdyż w miejscu zamieszkania nie odbierali porodów z cukrzycą…. Potem wywoływanie porodu, które skończyło się niepowodzeniem ponieważ malutka zaczęła gubić tętno i owijać się pępowiną…Od najgorszego zaczęły dzielić nas już sekundy. Potem w mgnieniu oka wylądowałam na stole operacyjnym i nie pamiętam już nic…. Po otwarciu oczu pytałam już tylko o moją córeczkę, czy jest zdrowa i czy w ogóle jest….? Na szczęście zdążyli, miałam już swoją ukochaną córeczkę, na którą tak długo i z niepokojem czekaliśmy. Na drugi dzień po cesarce wręcz prosiłam żeby przywieźli mi małą na moją salę, nie wyobrażałam sobie żebyśmy miały leżeć oddzielnie, od początku robiłam wszystko przy niej sama.
    A potem pierwsze próby karmienia, to wspominam najgorzej… Nawał pokarmu w 3 dobie, próbowałam przystawić małą, a że biust mam wymiarów mam raczej marnych to nic z tego nie wyszło, mała nie umiała złapać brodawki, płakała ona i płakałam ja, sama nie wiem która gorzej, ech…. Nikt nawet nie zapytał jak karmię czy umiem, czy nie – ogólnie rzecz biorąc nie mogłam się już doczekać aż będziemy w domu…. Co 3 godziny wędrowałam więc do pielęgniarek po MM dla dziecka, przez dwa dni dostawałam je bez problemów, potem usłyszałam, że panie mają wrażenie iż tylko ja bez przerwy chodzę po mleko…. Jakby ktoś mi w policzek dał, tak się poczułam…. Nigdy więcej dzieci, szpitali a już na pewno nie na porodówce…. Choć moje dziecko to najlepsze co mnie w życiu spotkało i wynagradza mi wszystko to nie pozwolę się tak poniżać i robić z siebie wyrodnej matki, o nie!

  256. Emilka says:

    Olę urodziłam w 40 tyg. Ciąża powikłana cukrzycą typu II i niedoczynnością tarczycy…. Od 6 miesiąca byłam już na insulinie do każdego posiłku, dieta i ten ciągły strach i niepokój… Najgorsze jednak zaczęło się w szpitalu, gdzie trafiłam tydzień przed porodem, szpital paręset km od domu, gdyż w miejscu zamieszkania nie odbierali porodów z cukrzycą…. Potem wywoływanie porodu, które skończyło się niepowodzeniem ponieważ malutka zaczęła gubić tętno i owijać się pępowiną…Od najgorszego zaczęły dzielić nas już sekundy. Potem w mgnieniu oka wylądowałam na stole operacyjnym i nie pamiętam już nic…. Po otwarciu oczu pytałam już tylko o moją córeczkę, czy jest zdrowa i czy w ogóle jest….? Na szczęście zdążyli, miałam już swoją ukochaną córeczkę, na którą tak długo i z niepokojem czekaliśmy. Na drugi dzień po cesarce wręcz prosiłam żeby przywieźli mi małą na moją salę, nie wyobrażałam sobie żebyśmy miały leżeć oddzielnie, od początku robiłam wszystko przy niej sama.
    A potem pierwsze próby karmienia, to wspominam najgorzej… Nawał pokarmu w 3 dobie, próbowałam przystawić małą, a że biust mam wymiarów mam raczej marnych to nic z tego nie wyszło, mała nie umiała złapać brodawki, płakała ona i płakałam ja, sama nie wiem która gorzej, ech…. Nikt nawet nie zapytał jak karmię czy umiem, czy nie – ogólnie rzecz biorąc nie mogłam się już doczekać aż będziemy w domu…. Co 3 godziny wędrowałam więc do pielęgniarek po MM dla dziecka, przez dwa dni dostawałam je bez problemów, potem usłyszałam, że panie mają wrażenie iż tylko ja bez przerwy chodzę po mleko…. Jakby ktoś mi w policzek dał, tak się poczułam…. Nigdy więcej dzieci, szpitali a już na pewno nie na porodówce…. Choć moje dziecko to najlepsze co mnie w życiu spotkało i wynagradza mi wszystko to nie pozwolę się tak poniżać i robić z siebie wyrodnej matki, o nie!

  257. Basiapil682 says:

    Pamietam, że pierwsze 2 tyg karmienia były przepełnione strasznym bólem, z którym słabo sobie radziłam. Za pierwszym razem również nie wzięłam do szpitala paru rzeczy jak np. Laktator (bo doswiadczone mamy mówiły że to wydatek pieniędzy), smoczek („bo nauczysz i bedziesz mieć przegwizdane”), butelka („po co Ci ona?”), nakładki na sutki (ponoć też pieniądze rzucone w błoto). Teraz, kiedy czas najwyzszy na kompletowanie kolejnej wyprawki jestem bogatsza w doświadczenia i wiem, że te gadżety na pewno znajdą miejsce w torbie, ktora wezmę ze sobą do szpitala. I niech inni mówią co chcą w d**ie to mam, najważniejsze jest dziecko, a jeśli mama zmęczona to i dziecko niespokojne. Nie zamierzam po raz kolejny popelnic tego błędu i zaraz po wyjsciu ze szpitala biec do sklepu i kupować to czego nie miałam, a o czym warto pomyśleć. Oczywiście takie przedmioty należy wybierac z głową. Z doswiadczenia moge wszystkim mamom polecic smoczki i butelki Lovi, teraz jednak chcialabym nabyc butelke szklaną( mialam plastikową), wydaje mi się bardziej sterylna i ładniejsza. Pozdrawiam wszystkie mamy te obecne i te przyszłe?

  258. Basiapil682 says:

    Pamietam, że pierwsze 2 tyg karmienia były przepełnione strasznym bólem, z którym słabo sobie radziłam. Za pierwszym razem również nie wzięłam do szpitala paru rzeczy jak np. Laktator (bo doswiadczone mamy mówiły że to wydatek pieniędzy), smoczek („bo nauczysz i bedziesz mieć przegwizdane”), butelka („po co Ci ona?”), nakładki na sutki (ponoć też pieniądze rzucone w błoto). Teraz, kiedy czas najwyzszy na kompletowanie kolejnej wyprawki jestem bogatsza w doświadczenia i wiem, że te gadżety na pewno znajdą miejsce w torbie, ktora wezmę ze sobą do szpitala. I niech inni mówią co chcą w d**ie to mam, najważniejsze jest dziecko, a jeśli mama zmęczona to i dziecko niespokojne. Nie zamierzam po raz kolejny popelnic tego błędu i zaraz po wyjsciu ze szpitala biec do sklepu i kupować to czego nie miałam, a o czym warto pomyśleć. Oczywiście takie przedmioty należy wybierac z głową. Z doswiadczenia moge wszystkim mamom polecic smoczki i butelki Lovi, teraz jednak chcialabym nabyc butelke szklaną( mialam plastikową), wydaje mi się bardziej sterylna i ładniejsza. Pozdrawiam wszystkie mamy te obecne i te przyszłe?

  259. julka says:

    Witam. Niespełna rok temu zostałam mamą Oli. Ciężko znosilam ciążę bo moje dziecko ważyło ponad normę (4600g) a sama przy wcześniejszej, przed ciążowej wadze (50kg) w dniu porodu odbiłam aż do 81kg. W trakcie stanu błogosławieństwa miałam różnej maści problemy zdrowotne, ale za dużo by pisać. Do rozwiązania ciąży wybrałam prywatną opiekę i jestem bardzo zadowolona bo traktowano mnie jak gwiazdę (szczerze powiem nie chciało mi się stamtąd wychodzić?) rzecz jasna miałam cięcie cesarskie, przez co dostałam krwotoku. Wychodząc że szpitalu za przeproszeniem cycki miałam jak wymiona krowie z rozmiaru B przeszło na F. Przez tydzień miałam brak mleka, lecz nie trafiłam nadzieji, w każdej wolnej chwili siedziałam z laktatorem i meczyłam swoje piersi do tego stopnia, że z sutek łała się krew a ja przy każdym przystawianiu Olki wyła z bólu. Nie pomagały maście, kapusta czy okłady z sody. Nie tracilam jednak nadzieji i z każdych 10ml cieszylam się jak dziecko. Trafiłam na wspaniałą położoną, która wyjaśniła mi na czym polega karmienie piersią i jak prawidłowo przestawiać dziecko do cyca by nie zrobić na własne życzenie stanu zapalnego. Przy okazji tak ponaciskala mi sutki,że wyłącznie z bólu, jednak się nie poddawałam i swoją Olcie karmilam 5msc do momentu kiedy nie wyszła alergia na moje mleko. Reasumując dokładnie wiem co Pani czuła,jednak nie wolno się poddawać, bo brak mleka przy całym wkladzie macierzyńskim to pikuś. Sprawa druga jest też taka, że jeśli kobieta ma b.dobra opiekę że strony lekarzy, położna i rodzinę to wytrwa wszystko, nie wspominając o najpiękniejszym uśmiechu dziecka, który wita „zgarowaną”mamusie, po nieprzespanej nocy. ? mimo młodego wieku jestem najszczesliwsza mamusią na świecie. Ps. Mam nadzieję, że w tym roku swoje 24urodziny, które wypadają 19grudnia spędzę w gronie najbliższych popijając drineczka, bez laktatora z poczesanymi włosami i umytymi zębami. Pozdrawiam ?

  260. julka says:

    Witam. Niespełna rok temu zostałam mamą Oli. Ciężko znosilam ciążę bo moje dziecko ważyło ponad normę (4600g) a sama przy wcześniejszej, przed ciążowej wadze (50kg) w dniu porodu odbiłam aż do 81kg. W trakcie stanu błogosławieństwa miałam różnej maści problemy zdrowotne, ale za dużo by pisać. Do rozwiązania ciąży wybrałam prywatną opiekę i jestem bardzo zadowolona bo traktowano mnie jak gwiazdę (szczerze powiem nie chciało mi się stamtąd wychodzić?) rzecz jasna miałam cięcie cesarskie, przez co dostałam krwotoku. Wychodząc że szpitalu za przeproszeniem cycki miałam jak wymiona krowie z rozmiaru B przeszło na F. Przez tydzień miałam brak mleka, lecz nie trafiłam nadzieji, w każdej wolnej chwili siedziałam z laktatorem i meczyłam swoje piersi do tego stopnia, że z sutek łała się krew a ja przy każdym przystawianiu Olki wyła z bólu. Nie pomagały maście, kapusta czy okłady z sody. Nie tracilam jednak nadzieji i z każdych 10ml cieszylam się jak dziecko. Trafiłam na wspaniałą położoną, która wyjaśniła mi na czym polega karmienie piersią i jak prawidłowo przestawiać dziecko do cyca by nie zrobić na własne życzenie stanu zapalnego. Przy okazji tak ponaciskala mi sutki,że wyłącznie z bólu, jednak się nie poddawałam i swoją Olcie karmilam 5msc do momentu kiedy nie wyszła alergia na moje mleko. Reasumując dokładnie wiem co Pani czuła,jednak nie wolno się poddawać, bo brak mleka przy całym wkladzie macierzyńskim to pikuś. Sprawa druga jest też taka, że jeśli kobieta ma b.dobra opiekę że strony lekarzy, położna i rodzinę to wytrwa wszystko, nie wspominając o najpiękniejszym uśmiechu dziecka, który wita „zgarowaną”mamusie, po nieprzespanej nocy. ? mimo młodego wieku jestem najszczesliwsza mamusią na świecie. Ps. Mam nadzieję, że w tym roku swoje 24urodziny, które wypadają 19grudnia spędzę w gronie najbliższych popijając drineczka, bez laktatora z poczesanymi włosami i umytymi zębami. Pozdrawiam ?

  261. Edzia says:

    Ją początki wspomina bardzo dobrze, mimo iż zaczęło się od ciągłego widzenia na piersi, co powodowało krwawienie i ogromny ból. Było tak jak pani pisze również byłam po cesarskim cięciu i na początku pokarmu praktycznie nie było ale mi również z pomocą przyszły produkty lovi:) zaraz po porodzie myslalam męża na zakupy, ale nie takie zwykle, poprosiła go o zakup laktatora i smoczka( mimo iż mama mówiła żeby nie uczyć dziecka ssać smoka). I tym oto sposobem mąż udał się do sklepu i urzeczony pięknym designem kupił produkty z firmy lovi:) ręczny laktatora w pięknej saszetce i kolorowe smoki dla naszego synka. Na ten widok mama znowu zaczęła krzyk, tym bardziej że smoczki maja inny niż typowy kiedyś kształt, natomiast synek odrazu połknął cumel i w końcu przestał wisieć na piersi. Późniejsze próby zmiany cumla na taki o innym kształcie nie powiodły się( na szczescie):). Synek też uwielbia pić z butli mimo iż karmiony jest piersią ale czasem odciagam pokarm kiedy muszę gdzieś wyjść. Smoczki lovi nie zaklucaja w żaden sposób odruchu ssania!! I takim oto sposobem jeszcze szczęśliwa mama a w moim domu niezbędnym pomocnikiem są produkty lovi:) ( mamy też podgrzewacz lovi który uwielbiam:)

  262. Edzia says:

    Ją początki wspomina bardzo dobrze, mimo iż zaczęło się od ciągłego widzenia na piersi, co powodowało krwawienie i ogromny ból. Było tak jak pani pisze również byłam po cesarskim cięciu i na początku pokarmu praktycznie nie było ale mi również z pomocą przyszły produkty lovi:) zaraz po porodzie myslalam męża na zakupy, ale nie takie zwykle, poprosiła go o zakup laktatora i smoczka( mimo iż mama mówiła żeby nie uczyć dziecka ssać smoka). I tym oto sposobem mąż udał się do sklepu i urzeczony pięknym designem kupił produkty z firmy lovi:) ręczny laktatora w pięknej saszetce i kolorowe smoki dla naszego synka. Na ten widok mama znowu zaczęła krzyk, tym bardziej że smoczki maja inny niż typowy kiedyś kształt, natomiast synek odrazu połknął cumel i w końcu przestał wisieć na piersi. Późniejsze próby zmiany cumla na taki o innym kształcie nie powiodły się( na szczescie):). Synek też uwielbia pić z butli mimo iż karmiony jest piersią ale czasem odciagam pokarm kiedy muszę gdzieś wyjść. Smoczki lovi nie zaklucaja w żaden sposób odruchu ssania!! I takim oto sposobem jeszcze szczęśliwa mama a w moim domu niezbędnym pomocnikiem są produkty lovi:) ( mamy też podgrzewacz lovi który uwielbiam:)

  263. Katarzyna Rolnik says:

    Początki wspominam bardzo ciężko. Już sam poród do lekkich nie należał, bo trwał ponad 26 godzin. Rodziłam naturalnie. Okropne skurcze trwały całą noc, znieczulenia podać nie chcieli, a rozwarcie nie postepowało. Dopiero nad ranem podali mi oksytocynę i jakoś poszło. Synek cudowny, śliczne cieplutkie ciałko, ale ja przez pierwszą dobę nie miałam sił, żeby się nim zajmować. Urodziłam rano, a dopiero popoludniu podano mi go do piersi. Kilka razy w szpitalu położne dokarmiły go butelką. Ale ja się nie poddałam w karmieniu piersią i przystawiałam, aby rozkręcić laktację. Synek miał silny odruch ssania i pomimo, że na początku źle chwytał brodawkę karmiłam go. Położne od pierwszego dnia dały mu smoczek, jednak nie zaburzyło to nam naturalnego karmienia. W szpitalu spędziliśmy 5 dni. Synek praktycznie cały czas wisiał mi na piersi. Nawał pokarmu odciągałam już w szpitalu laktatorem i to było zbawienie. Pierwsza noc w domu była dla mnie naprawdę straszna, ponieważ po nakarmieniu małego ulało mu się pokarmem z krwią. Byłam przerażona! Kazałam mężowi dzwonić na pogotowie. Bez problemu przyjechali po 5 minutach. W tym czasie zorienowałam się, że to moje brodawki krwawią, więc ochłonęłam. Lekarz zalecił mi karmienie przez nakładki silikonowe, jednak udało mi się szybko wyleczyć przy pomocy maści i własnego pokarmu. Było ciężko. Dwa razy przeżyłam eksplozję pokarmu i ratowałam się laktatorem i okładami z kapusty, a raz zdarzył się kryzys i pokarmu było bardzo malutko. Mąż leciał wieczorem po mm do apteki. Nakarmiłam i noc przespana, ale nie zniechęciłam się do piersi. Synek jadł co godzinę, nie poddawałam się.Nawet na spacerach pierś była w ciągłym użytku 😉 Nie zrażałam się. Odzież dla karmiących to super wynalazek i nie trzeba się obnażać, a można dyskretnie nakarmić małego głodka. W końcu po kilku tygodniach wszystko się unormowało i karmimy się szczęsliwie już 9 miesięcy piersią. Z butelki jak trzeba to też chętnie zjada. Aktualnie na spacerkach jest juz za zimno na wyjmowanie cycusia, więc ratujemy się soczkiem lub wodą z butelki. Jednak na dłuzsze wypady zakupowe do galerii handlowej czy lekarza cycuś dalej w użyciu. A smoczek jest przyjacielem do zasypiania i uspokajania, zwłaszcza, że coraz więcej ząbków pojawia się na horyzoncie i uspokajać trzeba często 😉

  264. Katarzyna Rolnik says:

    Początki wspominam bardzo ciężko. Już samporód do lekkich nie należał, bo trwał ponad 26 godzin. Rodziłam naturalnie. Okropne skurcze trwały całą noc, znieczulenia podać nie chcieli, a rozwarcie nie postepowało. Dopiero nad ranem podali mi oksytocynę i jakoś poszło. Synek cudowny, ale ja przez pierwszą dobę nie miałam sił, żeby się nim zajmować. Urodziłam rano, a dopiero popoludniu podano mi go do piersi. Kilka razy w szpitalu połozne dokarmiły go butelką. Ale ja się nie poddałam w karmieniu piersią i przystawiałam, aby rozkręcić laktację. Synek miał silny odruch ssania i pomimo, że na początku źle chwytał brodawkę karmiłam go. Położne od pierwszego dnia dały mu smoczek, jednak nie zaburzyło to nam naturalnego karmienia. W szpitalu spędziliśmy 5 dni. Synek praktycznie cały czas wisiał mi na piersi. Nawał pokarmu odciągałam już w szpitalu laktatorem i to było zbawienie. Pierwsza noc w domu była dla mnie naprawdę straszna, ponieważ po nakarmieniu małego ulało mu się pokarmem z krwią. Byłam przerażona! Kazałam mężowi dzwonić na pogotowie. Bez problemu przyjechali po 5 minutach. W tym czasie zorienowałam się, że to moje brodawki krwawią, więc ochłonęłam. Lekarz zalecił mi karmienie przez nakładki silikonowe, jednak udało mi się szybko wyleczyć przy pomocy maści i własnego pokarmu. Było ciężko. Dwa razy przeżyłam eksplozję poakrmu i ratowałam się laktatorem i okładami z kapusty. Synek jadł co godzinę, ale nie poddawałam się. W końcu po kilku tygodniach wszystko się unormowało i karmimy się szczęsliwie już 9 miesięcy piersią. Z butelki jak trzeba to też chętnie zjada. A smoczek jest przyjacielem do zasypiania i uspokajania, zwłaszcza, że coraz więcej ząbków pojawia się na horyzoncie i uspokajać trzeba często 😉

  265. AgniesKa says:

    Początki z pierwszym dzieckiem były ciężkie. Pokarmu było mało i trzeba było dokarmiac mm. Przeplakalam z tego powodu chyba 3 dni. Ale cóż mialam poradzić. W sumie moje mleko synek pił 5mc i różne w nocy wolal pierś a w dzień Odciagalam laktatorem bo wolal butelke. Smoczek daliśmy pod koniec 2mc bo miał kołki ale przed 1 urodzinami sam odzucila smoka:-). Teraz z córką, ma już 2mc, miałam inne nastawienie. Wiedziałam że też mogę mieć problem z karmieniem. I sie nie myliłam. Do 2mc karmiłam piersią a kilka dni po 2mc córcia płakała przy piersi…uspokajala się smoczkiem. Okazało się ze pokarm nie leciał. Myslalam ze laktatorem pobudze laktacje ale jak udawalo mi sie sciagnac 20ml to byl cud. No i przeszliśmy na mm. I tym razem obyło się bez łez. :-). A smoczek…no bez niego to córka zjadlaby sobie palce bo ssie kciuk jak jej smok wyleci:-)

  266. AgniesKa says:

    Początki z pierwszym dzieckiem były ciężkie. Pokarmu było mało i trzeba było dokarmiac mm. Przeplakalam z tego powodu chyba 3 dni. Ale cóż mialam poradzić. W sumie moje mleko synek pił 5mc i różne w nocy wolal pierś a w dzień Odciagalam laktatorem bo wolal butelke. Smoczek daliśmy pod koniec 2mc bo miał kołki ale przed 1 urodzinami sam odzucila smoka:-). Teraz z córką, ma już 2mc, miałam inne nastawienie. Wiedziałam że też mogę mieć problem z karmieniem. I sie nie myliłam. Do 2mc karmiłam piersią a kilka dni po 2mc córcia płakała przy piersi…uspokajala się smoczkiem. Okazało się ze pokarm nie leciał. Myslalam ze laktatorem pobudze laktacje ale jak udawalo mi sie sciagnac 20ml to byl cud. No i przeszliśmy na mm. I tym razem obyło się bez łez. :-). A smoczek…no bez niego to córka zjadlaby sobie palce bo ssie kciuk jak jej smok wyleci:-)

  267. Edyta Fałkowska says:

    Kurcze, właściwie to tylko ciąża była ciekawym doświadczeniem, poród mój okazain ł się koszmarem, rodziłam prawie dobę mojego synka, karmienie nie lepiej wychodziło gdyż każda położna w szpitalu była najmadrzejsza, s było ich z osiem. Synek był bardzo głodny od samego porodu. Kazaly mi go ciągle przystawiać do piersi, co w efekcie zmasakrowało moje skutki do krwi. W końcu zaczęłam słuchać własnej intuicji. Podałam mu mleko modyfikowane, dziecko się uspokoiło, najadło, co umożliwiło kontynuowanie nauki ssania,na spokojnie. Dodam jeszcze, że gdy wróciłam do domu to spałam dwa dni z przerwami na karmienie. Teraz oczekuję córeczki i zaufam tylko sobie, każdej mamie to radzę. Nasze maluszki różnią się i nie ma recepty na to jak postępować. Mój synek nie chciał ssać smoczka na przykład, do butelki też nie chciał się przekonać. Pozdrawiam wszystkie mamy i życzę wszystkiego najlepszego na święta, no i tym przyszłym mamom, jak i sobie, bezbolesnego rozwiązania.

  268. Marta Kensbock says:

    Ja jeszcze przed porodem kompletując wyprawkę dla synka kupiłam laktator oraz butelki. Smoczków nie kupowałam, gdyż w sumie nie chciałam, aby mój synek je ciągał. Pewnego dnia, jeszcze przed porodem, odwiedziła nas moja przyjaciółka i właśnie w prezencie dla Aleksandra przyniosła smoczka i ręczniczek. Pakując torbę do szpitala zapakowałam laktator, butelkę i przezornie wzięłam również smoczek, który dostaliśmy. Pierwsze dni w szpitalu i karmienie synka okazały się koszmarem. Rodziłam naturalnie, ale mimo mojej niedoczynności tarczycy mleka było niewiele, a do tego mam płaskie brodawki a więc miałam kłopot z przystawianiem synka do piersi. Położne mi oczywiście pomagały, jak już synek złapał to zajadał, ale w związku z tym, że mleczka było mało to się nie najadał. Brodawki miałam całe poranione i obolałe, synek tracił na wadze a do tego pojawiła się silna żółtaczka i musieliśmy zostać dłużej w szpitalu. Olek był 24h naświetlany, mogłam go wyciągać jedynie do karmienia, ale w związku jego potrzebą ssania i małą ilością mleka on ciągle mógłby wisieć na cycu i wtedy właśnie postanowiłam dać mu smoka. Położne mówiły mi, żebym nie dawała, bo to zaburza odruch ssania, ale ja robiłam swoje. Po 4 dniach, kiedy wróciliśmy do domu, próbowałam przystawić syna do piersi i sama bez pomocy położnych nie dawałam rady, syn płakał z głodu, ale nie mógł złapać cyca a ja nie umiałam mu podać i wtedy właśnie postanowiłam odciągnąć mleko laktatorem i podać mu z butelki. Mleka było cały czas malutko a synek był prawie ciągle głodny. Pierwszego wieczora w domu, gdy chciałam odciągnąć mleko zamiast tego poleciała krew. Mój narzeczony o 12 w nocy pojechał do apteki po MM, aby nakarmić synka. Chciałam karmić Olka moim mlekiem, więc się nie poddawałam, piłam herbatki na laktację i regularnie co 2h odciągałam mleko. Jednak ilości były tak małe, że czasem musiałam dokarmić syna MM. Jednak nie poddawałam się i po miesiącu nagle mleka pojawiło się tyle, że mogłam spokojnie wykarmić syna, a później mogłam nawet kilka porcji zamrozić na „czarną godzinę” :). Dookoła każdy oczywiście „dobrze” radził. Mama mówiła, już daj spokój z tym odciąganiem jak nie masz mleka i karm go MM, koleżanka mówiła tylko w żadnym wypadku nie podawaj MM bo stracisz pokarm całkiem. Ja nikogo nie słuchałam i robiłam swoje i udało mi się wytrwałam i mogłam karmić synka moim mlekiem. Karmiłam 5 miesięcy, od miesiąca jesteśmy na MM. Musiałam odstawić Małego o cyca, gdyż wróciłam na studia i nie dawałam rady już odciągać mleka. O smoczkach i butelkach LOVI dowiedziałam się dopiero, gdy mój synek miał 2 tygodnie. Na początku kupiliśmy butelki AVENT, ale synek pijąc z nich miał bóle brzuszka, kolki i zaczęłam szukać innych butelek i wtedy właśnie trafiłam na LOVI i to był strzał w dziesiątek! Nie powodowały bóli brzucha, kolek, nie zaburzały odruchu ssania – syn najczęściej pił z butelki, ale czasem też podawałam mu cyca i chętnie zajadał. Teraz Olek ma 6 miesięcy pije MM z butelek oczywiście LOVI, a smoczki uspakajające LOVI towarzyszą mu zawsze i wszędzie 🙂

  269. Edyta Fałkowska says:

    Kurcze, właściwie to tylko ciąża była ciekawym doświadczeniem, poród mój okazain ł się koszmarem, rodziłam prawie dobę mojego synka, karmienie nie lepiej wychodziło gdyż każda położna w szpitalu była najmadrzejsza, s było ich z osiem. Synek był bardzo głodny od samego porodu. Kazaly mi go ciągle przystawiać do piersi, co w efekcie zmasakrowało moje skutki do krwi. W końcu zaczęłam słuchać własnej intuicji. Podałam mu mleko modyfikowane, dziecko się uspokoiło, najadło, co umożliwiło kontynuowanie nauki ssania,na spokojnie. Dodam jeszcze, że gdy wróciłam do domu to spałam dwa dni z przerwami na karmienie. Teraz oczekuję córeczki i zaufam tylko sobie, każdej mamie to radzę. Nasze maluszki różnią się i nie ma recepty na to jak postępować. Mój synek nie chciał ssać smoczka na przykład, do butelki też nie chciał się przekonać. Pozdrawiam wszystkie mamy i życzę wszystkiego najlepszego na święta, no i tym przyszłym mamom, jak i sobie, bezbolesnego rozwiązania.

  270. Marta Kensbock says:

    Ja jeszcze przed porodem kompletując wyprawkę dla synka kupiłam laktator oraz butelki. Smoczków nie kupowałam, gdyż w sumie nie chciałam, aby mój synek je ciągał. Pewnego dnia, jeszcze przed porodem, odwiedziła nas moja przyjaciółka i właśnie w prezencie dla Aleksandra przyniosła smoczka i ręczniczek. Pakując torbę do szpitala zapakowałam laktator, butelkę i przezornie wzięłam również smoczek, który dostaliśmy. Pierwsze dni w szpitalu i karmienie synka okazały się koszmarem. Rodziłam naturalnie, ale mimo mojej niedoczynności tarczycy mleka było niewiele, a do tego mam płaskie brodawki a więc miałam kłopot z przystawianiem synka do piersi. Położne mi oczywiście pomagały, jak już synek złapał to zajadał, ale w związku z tym, że mleczka było mało to się nie najadał. Brodawki miałam całe poranione i obolałe, synek tracił na wadze a do tego pojawiła się silna żółtaczka i musieliśmy zostać dłużej w szpitalu. Olek był 24h naświetlany, mogłam go wyciągać jedynie do karmienia, ale w związku jego potrzebą ssania i małą ilością mleka on ciągle mógłby wisieć na cycu i wtedy właśnie postanowiłam dać mu smoka. Położne mówiły mi, żebym nie dawała, bo to zaburza odruch ssania, ale ja robiłam swoje. Po 4 dniach, kiedy wróciliśmy do domu, próbowałam przystawić syna do piersi i sama bez pomocy położnych nie dawałam rady, syn płakał z głodu, ale nie mógł złapać cyca a ja nie umiałam mu podać i wtedy właśnie postanowiłam odciągnąć mleko laktatorem i podać mu z butelki. Mleka było cały czas malutko a synek był prawie ciągle głodny. Pierwszego wieczora w domu, gdy chciałam odciągnąć mleko zamiast tego poleciała krew. Mój narzeczony o 12 w nocy pojechał do apteki po MM, aby nakarmić synka. Chciałam karmić Olka moim mlekiem, więc się nie poddawałam, piłam herbatki na laktację i regularnie co 2h odciągałam mleko. Jednak ilości były tak małe, że czasem musiałam dokarmić syna MM. Jednak nie poddawałam się i po miesiącu nagle mleka pojawiło się tyle, że mogłam spokojnie wykarmić syna, a później mogłam nawet kilka porcji zamrozić na „czarną godzinę” :). Dookoła każdy oczywiście „dobrze” radził. Mama mówiła, już daj spokój z tym odciąganiem jak nie masz mleka i karm go MM, koleżanka mówiła tylko w żadnym wypadku nie podawaj MM bo stracisz pokarm całkiem. Ja nikogo nie słuchałam i robiłam swoje i udało mi się wytrwałam i mogłam karmić synka moim mlekiem. Karmiłam 5 miesięcy, od miesiąca jesteśmy na MM. Musiałam odstawić Małego o cyca, gdyż wróciłam na studia i nie dawałam rady już odciągać mleka. O smoczkach i butelkach LOVI dowiedziałam się dopiero, gdy mój synek miał 2 tygodnie. Na początku kupiliśmy butelki AVENT, ale synek pijąc z nich miał bóle brzuszka, kolki i zaczęłam szukać innych butelek i wtedy właśnie trafiłam na LOVI i to był strzał w dziesiątek! Nie powodowały bóli brzucha, kolek, nie zaburzały odruchu ssania – syn najczęściej pił z butelki, ale czasem też podawałam mu cyca i chętnie zajadał. Teraz Olek ma 6 miesięcy pije MM z butelek oczywiście LOVI, a smoczki uspakajające LOVI towarzyszą mu zawsze i wszędzie 🙂

  271. Dorota Burzyńska-Wolska says:

    Pięknie powiedziane, chociaż samej nie udało mi się karmić synka zbyt długo, to uważam też, żeforma podania mleka nie ma znaczenia. Najważniejszy jest spokój. Pisząc z własnego niewielkiego doświadczenia chciałabym żeby większość miała takie podejście. Było mi niezmiernie przykro kiedy ktoś mnie krytykował, że nie karmię syna swoim mlekiem i u mnie było inaczej niż u Ciebie w szpitalu, bo wszyscy bardzo mi pomagali, próbowaliśmy różnych pozycji karmienia ale na nic się to zdało, syn nie umiał jeść z mojej piersi. Dopadły mnie wyrzuty sumienia, że nie umiem nakarmić własnego dziecka. Doszły kolki i karmienie Go kończyło się naszym wspólnym płaczem. Nie jest to najlepsze wyjście z sytuacji, bo dzięki temu też na pewno nie zbyt długo mogłam cieszyć się naturalnym pokarmem. Później doszła choroba syna i jego pobyty w szpitalu, coraz więcej nerwów i niestety pokarmu brak. Próbowałam laktatorem i wszystkimi sposobami. Nie udało się. Jednak z perspektywy czasu nie sądzę, abym zrobiła mu krzywdę. Starałam się, nie wyszło. Musimy radzić sobie inaczej. Dlatego też myślę, że zdrowie psychiczne ma bardzo duże znaczenie i czy z laktatorem czy ze smokiem ale są sytuacje, kiedy trzeba się wspomóc. Gdyby nie tyle problemów, stresu i brak wsparcia to może udałoby się karmić dłużej. Tak jak już wspomniałam, żałuję tylko że każdy patrzy na mnie jak na wyrodna matkę, która podaje dziecku sztuczne mleko i smoka bo nie umie sobie z dzieckiem poradzić. Tylko nikt nie wie jak bardzo ten smok przydał nam się kiedy syn leżał 4 dni w szpitalu bez rodziców. Życzę wszystkim mamom wytrwałości 🙂

  272. Dorota Burzyńska-Wolska says:

    Pięknie powiedziane, chociaż samej nie udało mi się karmić synka zbyt długo, to uważam też, żeforma podania mleka nie ma znaczenia. Najważniejszy jest spokój. Pisząc z własnego niewielkiego doświadczenia chciałabym żeby większość miała takie podejście. Było mi niezmiernie przykro kiedy ktoś mnie krytykował, że nie karmię syna swoim mlekiem i u mnie było inaczej niż u Ciebie w szpitalu, bo wszyscy bardzo mi pomagali, próbowaliśmy różnych pozycji karmienia ale na nic się to zdało, syn nie umiał jeść z mojej piersi. Dopadły mnie wyrzuty sumienia, że nie umiem nakarmić własnego dziecka. Doszły kolki i karmienie Go kończyło się naszym wspólnym płaczem. Nie jest to najlepsze wyjście z sytuacji, bo dzięki temu też na pewno nie zbyt długo mogłam cieszyć się naturalnym pokarmem. Później doszła choroba syna i jego pobyty w szpitalu, coraz więcej nerwów i niestety pokarmu brak. Próbowałam laktatorem i wszystkimi sposobami. Nie udało się. Jednak z perspektywy czasu nie sądzę, abym zrobiła mu krzywdę. Starałam się, nie wyszło. Musimy radzić sobie inaczej. Dlatego też myślę, że zdrowie psychiczne ma bardzo duże znaczenie i czy z laktatorem czy ze smokiem ale są sytuacje, kiedy trzeba się wspomóc. Gdyby nie tyle problemów, stresu i brak wsparcia to może udałoby się karmić dłużej. Tak jak już wspomniałam, żałuję tylko że każdy patrzy na mnie jak na wyrodna matkę, która podaje dziecku sztuczne mleko i smoka bo nie umie sobie z dzieckiem poradzić. Tylko nikt nie wie jak bardzo ten smok przydał nam się kiedy syn leżał 4 dni w szpitalu bez rodziców. Życzę wszystkim mamom wytrwałości 🙂

  273. Ania says:

    Nasze początki macierzyństwa przypominam sobie jako jedną wielką niewiadomą 🙂 Tak to jest, kiedy dopiero poznajesz tego małego człowieczka i uczysz się rozpoznawać jego potrzeby. Teraz, po dziewięciu miesiącach, wiem co oznacza dosłownie każde jego stęknięcie i każdy rodzaj płaczu 🙂 To jest piękna więź i zrozumienie. Jeśli chodzi o karminie, to bardzo szybko miałam pokarm, mimo iż mój poród po wieluuuu godzinach zakończył się cesarskim cięciem. Synek nie potrafił dobrze ssać, więc wiem z czym wiążą się poranione sutki. Do tego spadek wagi maluszka, kontrole przed każdym karmieniem i po, długie trzymanie go przy piersi. Na szczęście udało nam się, przy pomocy położnych, wszystko pięknie unormować. Nauczyłam się również masażu piersi, dzięki czemu do tej pory nie musiałam kupować laktatora. Malec mój nadal jest karmiony piersią, ale już niedługo będzie trzeba wrócić do pracy, więc powoli zaopatrujemy się w butelki. Mamy jedną buteleczkę lovi – na wodę 🙂 W lecie troszeczkę dopajałam maluszka, kiedy nie miałam możliwości podania mu piersi. A teraz przyjdzie czas na odejście od karmienia piersią. Szkoda, bo tak pięknie mi patrzy w oczy, kiedy wcina sobie piersiowy obiadek 🙂

  274. Ania says:

    Nasze początki macierzyństwa przypominam sobie jako jedną wielką niewiadomą 🙂 Tak to jest, kiedy dopiero poznajesz tego małego człowieczka i uczysz się rozpoznawać jego potrzeby. Teraz, po dziewięciu miesiącach, wiem co oznacza dosłownie każde jego stęknięcie i każdy rodzaj płaczu 🙂 To jest piękna więź i zrozumienie. Jeśli chodzi o karminie, to bardzo szybko miałam pokarm, mimo iż mój poród po wieluuuu godzinach zakończył się cesarskim cięciem. Synek nie potrafił dobrze ssać, więc wiem z czym wiążą się poranione sutki. Do tego spadek wagi maluszka, kontrole przed każdym karmieniem i po, długie trzymanie go przy piersi. Na szczęście udało nam się, przy pomocy położnych, wszystko pięknie unormować. Nauczyłam się również masażu piersi, dzięki czemu do tej pory nie musiałam kupować laktatora. Malec mój nadal jest karmiony piersią, ale już niedługo będzie trzeba wrócić do pracy, więc powoli zaopatrujemy się w butelki. Mamy jedną buteleczkę lovi – na wodę 🙂 W lecie troszeczkę dopajałam maluszka, kiedy nie miałam możliwości podania mu piersi. A teraz przyjdzie czas na odejście od karmienia piersią. Szkoda, bo tak pięknie mi patrzy w oczy, kiedy wcina sobie piersiowy obiadek 🙂

  275. 0202oliwcia says:

    Początki dla młodej mamy która dopiero poznaję się z dzieckiem z tą całą nową sytuacją nie są najlepsze ja swoje wspominam średnio ciężki poród z komplikacjami nie oddychające dziecko po urodzeniu stres nerwy strach o życie dziecka, problemy z laktacją (nawał mleczny+gorączka 40 stopni), codzienne wizyty w szpitalu kontrolne po powikłaniach po porodowych antybiotyki i tak wszystko na raz nic fajnego bywały momenty że dosłownie i w przenośni ręce mi opadały dni zwątpienia się zdarzają każda z młodych mam przez to przechodzi pamiętam swój najgorszy dzień było rano po prostu siedziałam na łóżku i płakałam razem z moją córeczką i tak na prawdę to sama nie wiedziałam dla czego płacze po prostu wszystko ze mnie zeszło emocję zmęczenie nie przespane noce połóg i to wszystko na raz. Teraz czuję się cudownie uwielbiam spędzać czas w domu ze swoją córcia bawić się z nią przytulać.

  276. 0202oliwcia says:

    Początki dla młodej mamy która dopiero poznaję się z dzieckiem z tą całą nową sytuacją nie są najlepsze ja swoje wspominam średnio ciężki poród z komplikacjami nie oddychające dziecko po urodzeniu stres nerwy strach o życie dziecka, problemy z laktacją (nawał mleczny+gorączka 40 stopni), codzienne wizyty w szpitalu kontrolne po powikłaniach po porodowych antybiotyki i tak wszystko na raz nic fajnego bywały momenty że dosłownie i w przenośni ręce mi opadały dni zwątpienia się zdarzają każda z młodych mam przez to przechodzi pamiętam swój najgorszy dzień było rano po prostu siedziałam na łóżku i płakałam razem z moją córeczką i tak na prawdę to sama nie wiedziałam dla czego płacze po prostu wszystko ze mnie zeszło emocję zmęczenie nie przespane noce połóg i to wszystko na raz. Teraz czuję się cudownie uwielbiam spędzać czas w domu ze swoją córcia bawić się z nią przytulać.

  277. Angelika Dzięgielewska says:

    Wielkie brawa za ten wpis? . Sama jestem młodą mamuśką. Moja córcia na dniach będzie kończyć trzy miesiące. I od pierwszych dni w szpitalu miałam przy sobie ten „nieszczęsny” dla nie których osób smoczek . A moim zdaniem bardzo pomocny . Również spotkałam się z negatywnymi opiniami, ale nie przejmowałam się tym, bo każdy ma prawo mieć swoje zdanie i chociażby spróbować radzić sobie wedle własnego uznania. Butelka i laktator także od poczatku były w mojej torbie szpitalnej . Gdy miałam nawał pokarmu, to właśnie laktator uratował mnie przed zapaleniem piersi , a każdy chyba wie jakie przeciągi potrafią być w szpitalach, co wcale nie służy nam świeżo upieczonym mamuśkom . Wiec tak podsumowując, drogie panie każdy ma prawo do decydowania o sobie , inni tylko mogą radzić, ale nie wpierać komuś swoich racji. A co do pytania konkursowego . Moje początki macierzyństwa wspominam wyjątkowo dobrze. Szybko pozbierałam się po cc i jeśli chodzi o pokarm, po paru godzinach juz mogłam nakarmić moją córcię i nie odczułam większego bólu podczas pierwszego czy tez kolejnego przykładania małej do piersi. A najlepsze w tym jest to że karmie juz trzy miesiące i będę karmić póki będę mogła , a moje maleństwo ciągnie smoka od pierwszych dni życia ?

  278. Angelika Dzięgielewska says:

    Wielkie brawa za ten wpis? . Sama jestem młodą mamuśką. Moja córcia na dniach będzie kończyć trzy miesiące. I od pierwszych dni w szpitalu miałam przy sobie ten „nieszczęsny” dla nie których osób smoczek . A moim zdaniem bardzo pomocny . Również spotkałam się z negatywnymi opiniami, ale nie przejmowałam się tym, bo każdy ma prawo mieć swoje zdanie i chociażby spróbować radzić sobie wedle własnego uznania. Butelka i laktator także od poczatku były w mojej torbie szpitalnej . Gdy miałam nawał pokarmu, to właśnie laktator uratował mnie przed zapaleniem piersi , a każdy chyba wie jakie przeciągi potrafią być w szpitalach, co wcale nie służy nam świeżo upieczonym mamuśkom . Wiec tak podsumowując, drogie panie każdy ma prawo do decydowania o sobie , inni tylko mogą radzić, ale nie wpierać komuś swoich racji. A co do pytania konkursowego . Moje początki macierzyństwa wspominam wyjątkowo dobrze. Szybko pozbierałam się po cc i jeśli chodzi o pokarm, po paru godzinach juz mogłam nakarmić moją córcię i nie odczułam większego bólu podczas pierwszego czy tez kolejnego przykładania małej do piersi. A najlepsze w tym jest to że karmie juz trzy miesiące i będę karmić póki będę mogła , a moje maleństwo ciągnie smoka od pierwszych dni życia ?

  279. Anna Żelasko says:

    Bardzo źle wspominam początki. Synek przyszedł na świat przez cięcie. Na drugi dzień w szpitalu chcieli juz zostawić go ze mną na noc, a ja niestety nie byłam się nim w stanie zająć. Podczas, gdy poprosił aby zabrali go na noworodki patrzyli na mnie jak na jakąś wyrodna matkę. Bardzo chciałam być przy nim być, jednak fizycznie nie byłam w stanie. Jeżeli chodzi o karmienie to dopiero na trzecią dobę dostałam pokarm, tego nie wspominam tak źle nie bolało pomimo ciągłego przykładania w tym momencie już karmie trzeci miesiąc :). Najgorsze było przed nami po tygodniu okazało się, że mój organizm nie oczyszcza się jak powinien i tafilam do szpitala, a moje maleństwo było w domu. Wtedy pomógł nam laktator tatuś jeździł po 70 km codziennie, aby nasz kochany synek miał pokarm od mamy.. trauma do końca życia tak mi go wtedy brakowało :'( smoczka nie miałam w szpitalu, ale mój synek był takim śpiochem, ze musieliśmy go wybudzac na karmienie 🙂 czasami nawet rozbieranie i zmiania pieluszki nie było w stanie go dobudzic, za to teraz wstaje co 2 h, w dzień nie śpi wcale szkoda czasu na spanie :-). Gdy skończył miesiąc myślałam, że już skończymy się karmić, ponieważ maluszek nie przybieral na wadze co zjadł to zwymiotowal, jednak laktator lovi i zagęszczanie pokarmu pozwoliło nam przetrwać do dzisiaj :-).
    Tak swoją drogą w szpitalu, w którym urodził się mój synek nie było żadnego nacisku na karmienie, dziewczyny po cięciach prosiły, aby ktoś im pomógł przyłożyć dziecko często bezskutecznie.

    Butelki bardzo nam się przydały, widzę ze mojemu synkowi jest bez różnicy czy z piersi, czy z butelki byle dobrze zjeść 🙂

  280. Anna Żelasko says:

    Bardzo źle wspominam początki. Synek przyszedł na świat przez cięcie. Na drugi dzień w szpitalu chcieli juz zostawić go ze mną na noc, a ja niestety nie byłam się nim w stanie zająć. Podczas, gdy poprosił aby zabrali go na noworodki patrzyli na mnie jak na jakąś wyrodna matkę. Bardzo chciałam być przy nim być, jednak fizycznie nie byłam w stanie. Jeżeli chodzi o karmienie to dopiero na trzecią dobę dostałam pokarm, tego nie wspominam tak źle nie bolało pomimo ciągłego przykładania w tym momencie już karmie trzeci miesiąc :). Najgorsze było przed nami po tygodniu okazało się, że mój organizm nie oczyszcza się jak powinien i tafilam do szpitala, a moje maleństwo było w domu. Wtedy pomógł nam laktator tatuś jeździł po 70 km codziennie, aby nasz kochany synek miał pokarm od mamy.. trauma do końca życia tak mi go wtedy brakowało :'( smoczka nie miałam w szpitalu, ale mój synek był takim śpiochem, ze musieliśmy go wybudzac na karmienie 🙂 czasami nawet rozbieranie i zmiania pieluszki nie było w stanie go dobudzic, za to teraz wstaje co 2 h, w dzień nie śpi wcale szkoda czasu na spanie :-). Gdy skończył miesiąc myślałam, że już skończymy się karmić, ponieważ maluszek nie przybieral na wadze co zjadł to zwymiotowal, jednak laktator lovi i zagęszczanie pokarmu pozwoliło nam przetrwać do dzisiaj :-).
    Tak swoją drogą w szpitalu, w którym urodził się mój synek nie było żadnego nacisku na karmienie, dziewczyny po cięciach prosiły, aby ktoś im pomógł przyłożyć dziecko często bezskutecznie.

    Butelki bardzo nam się przydały, widzę ze mojemu synkowi jest bez różnicy czy z piersi, czy z butelki byle dobrze zjeść 🙂

  281. Inga says:

    Rodziłam przez cc, ze względu na odklejajace sie łozysko, ale ku zdziwieniu moim i pielegniarek pokarm pojawil sie wlasciwie od razu. karmienie jednak nie było najprostsze ze wzgleedu na mojego niecierpliwego Głodomorka oraz fakt, ze ze względu na problemy z nereczką mały nie był pry moim lozku. przez pierwsze 1,5 miesiaca właściwie jezdzilismy od szpitala do szpitala a po miesiący oprocz problemow z nerka pojawil sie u malego problem z kalem, a konkretniej w pampersach pojawila sie krew. po tygodniowym pobycie w szpitalu, placzu moim i malego, wyeliminowaniu z diety praktycznie wszystkiego dzieki czemu jadlam tylko jablka i suchy chleb dla konia, zdecydowano o odstawieniu mojego pokarmu. od tej pory maly jest na produkcie mlekozastepczym… Ciezko bylo mi sie z tym pogodzic, ale moj zdrowy i usmiechniety Michas pomogl mi sie z tym uporac 🙂 Nie zycze nikomu takich poczatkow jaki mielismy my, ale tak czy siak niczego nie zaluje. Maly w koncu caly i zdowy jest razem ze mna w domku 🙂

  282. Inga says:

    Rodziłam przez cc, ze względu na odklejajace sie łozysko, ale ku zdziwieniu moim i pielegniarek pokarm pojawil sie wlasciwie od razu. karmienie jednak nie było najprostsze ze wzgleedu na mojego niecierpliwego Głodomorka oraz fakt, ze ze względu na problemy z nereczką mały nie był pry moim lozku. przez pierwsze 1,5 miesiaca właściwie jezdzilismy od szpitala do szpitala a po miesiący oprocz problemow z nerka pojawil sie u malego problem z kalem, a konkretniej w pampersach pojawila sie krew. po tygodniowym pobycie w szpitalu, placzu moim i malego, wyeliminowaniu z diety praktycznie wszystkiego dzieki czemu jadlam tylko jablka i suchy chleb dla konia, zdecydowano o odstawieniu mojego pokarmu. od tej pory maly jest na produkcie mlekozastepczym… Ciezko bylo mi sie z tym pogodzic, ale moj zdrowy i usmiechniety Michas pomogl mi sie z tym uporac 🙂 Nie zycze nikomu takich poczatkow jaki mielismy my, ale tak czy siak niczego nie zaluje. Maly w koncu caly i zdowy jest razem ze mna w domku 🙂

  283. mamawiki says:

    Zaczne od tego ze tez mam córke Wiktorie 🙂 moje poczatki macierzyństwa mimo wszstko wspominam dobrze. Wiki jak sie urodzila (w 35 tygodniu) nie miala wlaśnie odruchu ssania przez pierwsze 3 doby byla karmiona sonda potem butelka a ja wlaśnie ściągałam jej pokarm na poczatku pare kropel i zanosilam na oddzial neonatologii bo tam leżala. Kiedy nauczyla sie ssac butelke powoli bez przymusu nauczylysmy sie ssac pierś i tak karmie ja piersia do dziś 🙂 na szczescie bez bólu 🙂

  284. Karolina Maciąg says:

    Początki były straszne po cc – zanik tetna w pierwszej dobie synek w ogóle nie chciał złapać piersi, w drugiej przenieśli go do innego szpitala bo nie wydalił smółki i podejrzewali niedrożność jelita, pielęgniarki same mu zrobiły smoczka bo mąż nie wziął ze sobą a to było późno wieczorem. Zero pomocy od położnych jak prosiłam żeby pomogli z laktatorem a syn karmiony kroplówka. Sama z pomocą męża walczyliśmy żeby było moje mleko jak będę mogła karmić. Dopiero w piątej dobie mogłam karmić ale tylko jedna dobę i znów zabronili bo mały miał zabieg, po zabiegu przeżyliśmy swoje bo wyniki były złe i samolotem polecieliśmy do CZD w Warszawie. Dopiero tam trafiliśmy na lekarzy, którzy stwierdzili że próbujemy karmić piersią i dokarmiamy mlekiem dla wcześniaków bo synek z wagi urodzeniowej 3150 g zmalał do 2700g. I tu znów zderzyliśmy się z problemami bo zero pomocy, spanie na ziemi po cc, stres i nerwy bo sami byliśmy tak daleko. Mały nie mógł złapać piersi, ja miałam nawał, synek pogryzł mnie do krwi, wiec bez laktatora i butelki nie dalibyśmy rady. Wróciliśmy co prawda po 2 tygodniach ze zdrowym synkiem ale ze stresu i nerwów nie udało mi się z karmieniem piersią i synek jest na mleku modyfikowanym. Mam nadzieje, że przy drugim dziecku tego nie przeżyjemy i uda mi się karmić piersią.

  285. Madzia says:

    U mnie początki karmienia wspominam jako ciężkie. Juz przy pierwszym karmieniu po cesarce położna powiedziala ze napewno będę musiała dokarmiać MM Natalie ponieważ jest duża (waga urodzenia 4070) i napewno mojego mleka jej nie wystarczy. Posłuchałam jej jako tej bardziej doświadczonej. Wiec po każdej próbie karmienia Małej piersią podawałam butelkę. Juz na drugi dzień moja prawa pierś była strasznie poraniona, lewej w ogóle nie mogła ssać ze względu na wklesnieta brodawkę, ale nie poddawałam się. W aptece kupiłam kapturki i jakoś sobie radzilysmy.za wszelka cene chciałam karmić piersią. Mała okropnie płakała za każdym razem gdy próbowałam ją przystąpić do piersi a ja razem z nią ( z bólu i niemocy nakarmienia własnego dziecka ). Po powrocie do domu wieczorem nastąpił jakiś cud miałam taki nawał pokarmu, że mleko które kupił mąż nie było potrzebne, a poprosiłam go o kupienie laktatora. Kapturki stosowałam jeszcze jakieś dwa tygodnie.jednak pierś się wyleczyla , druga tez się poprawiła. Teraz Natalka ma 3,5 miesiąca i póki co jest tylko i wyłącznie na piersi. Rośnie zdrowo. I oby tak dalej.

  286. AMK owo says:

    Początki jak to początki, zawsze są ciężkie. Alek na piersi piersi był praktycznie cały czas. ale mimo tego chciałam go karmić, Bardzo. Gdy mały miał 3 miesiące musiałam udać się na operację i wtedy pomogły mi w karmieniu niezawodne butelki LOVI 😉 na szczęście po kilku dniach picia z butelki mały nie oduczył się ssania i dalej wrócił na pierś. Uwielbiamy zarówno smoczki jak i butelki LOVI.

    Wiem jedno – Karmienie i macierzyństwo to najpiękniejszy okres w moim życiu!

  287. natalinda92 says:

    Moje macierzyństwo i karmienie jest właśnie przede mną 😉 zaczynam się powolutku przygotowywać, czytać i edukować się w tym temacie, żeby było jak najlepiej dla maleństwa i dla mnie. Zawsze uważałam, że karmienie butelką czy podawanie dziecku smoczka to żadna zbrodnia, a po przeczytaniu Pani wpisu tym bardziej uświadomiło mnie w przekonaniu, że warto się tak przygotować. W końcu wzbogacone w witaminy mleko matki poprzez podanie go przez butelkę nie straci swojej wartości 😉

  288. kamila says:

    Ja zostane mamą dopiero w marcu wiec doświadczenia nie mam bo to pierwsze dziecko 😉 ale jestem lekko przerażona bo się nasłuchałam jakie to początki nie są straszne i trudne, że nie masz nawet iść siku, chodzisz nieuczesana i nieogarnieta dziecko wisi na cycku i nic nie można zrobić… nie twierdzę, że będzie łatwo ale to chyba kwestia organizacji Twój post to potwierdza że jednak się da… a wszystkie smoczki butelki laktatory są właśnie po to żeby nam Mamą ułatwić troche życie bo „wartością jest mleko Mamy,a nie sposób jego podania”.

  289. Paulaa says:

    Na tę chwilę nie mogę opowiedzieć o swoich pierwszych doświadczeniach z karmieniem, itp., ponieważ jestem jeszcze wspomnianym przez Ciebie INKUBATOREM dla naszego synka 🙂 Chociaż już coraz bliżej, bo zaczynamy właśnie 35 tydzień. Nie mam może jeszcze takich doświadczeń, ale jestem przekonana tak jak Ty, o tym, że wartością jest mleko mamy, a nie sposób jego podania. Tym bardziej, że w dzisiejszych czasach są tak wspaniałe ułatwienia, jak butelki i smoczki niezaburzające odruchu ssania- dlaczego z tego nie korzystać?
    PS. Podoba mi się Twój tok rozumowania i to w jaki sposób to opisujesz. Czuć, że nie owijasz w bawełnę, tak, aby przypodobać się czytelnikom, tylko piszesz, co myślisz i co wyniosłaś z własnego doświadczenia! Tak trzymać! Pozdrawiamy!

  290. Nicha says:

    P.S- przy drugim dziecku nie zrobie tego bledu, butelke dam w szpitalu, i niech gadaja co chca, niech krytykuja. Z dwojka dzieci w przyszlosci w tym z jednym przy piersi jak teraz nie da rady zyc 🙂

  291. Agnieszka says:

    Ja jestem matką 2 dzieci. Przy pierwszym podobnie jak u Ciebie. Brak wsparcia w szpitalu chociaż mówiłam, ze synek głodny. Dopiero w domu był laktator – ale nie miałam za dużo pokarmu. Potem tabletki, herbatki na pobudzenie laktacji i ciągle nic. Więc synek przeszedł na MM. Teraz po latach w maju urodziłam córeczkę. pokarm był jako taki. Miałam w szpitalu smoczek i dawałam małej – położne nic nie mówiły. Zwróciły mi tylko uwagę, gdy obcinałam małej paznokcie u rąk. Ale jak nie obciąć skoro miała baardzo długie jak u noworodka. Nawet niedrapki nie zdawały egzaminu. Ale historia z karmieniem się powtórzyła. Nie wiem czy to wina Matki Natury czy czyja ale mi nie było dane karmić dzieci piersią 🙁 Mimo walki po 2 tygodniach w obu przypadkach pokarm sam zanikał 🙁 Ale na szczęście dzieci zdrowe, szczęśliwe i rosną. Brakowało i brakuje mi tej bliskości matka-dziecko jakie jest przy karmieniu piersią. Tylko matki karmiące wiedzą o czym mówię … Ale było, przebolałam to jakoś i cieszę się moimi skarbami. Są całym moim zyciem <3

  292. RedLajf says:

    Mam 20 lat i w niedzielę 6 grudnia niespodziewanie zostałam mamą bliźniaków, niespodziewanie ponieważ urodzili się w 34t+4d. Nagle odeszły mi wody i w drodze do szpitala zaczęły się skurcze. Jadąc na porodówke miałam już 6cm rozwarcia, ale i tak i tak czekała mnie cesarka. Chłopcy urodzili się o 7:14 i 7:15, z wagą 2000g i 2020g. Na początku leżeli na sali opieki ciągłej, w inkubatorach, podłączeni do różnych elektrod, z sondą do karmienia, ale w całkiem dobrym stanie. W poniedziałek okazało się że jeden z maluchów nie toleruje sztucznego mleka i wtedy się zaczęło. Co chwilę ktoś do mnie przychodził pytać się o moje mleko, jedna pani ręcznie zaczęła mi odciągać, to tak cholernie bolało. Udało się po 1ml dla każdego, ale wieczorem miałam kryzys…straszny kryzys. Siedziałam, próbowałam coś wydobyć z tych piersi ale nic nie szło, siedziałam i płakałam (wiem że nie powinno mieć to miejsca, ale bezsilność w tej sytuacji robi swoje). We wtorek już sama śmigałam po oddziale. Miałam końcówkę do laktatora i próbowałam ściągnąć cokolwiek. Jeżeli już coś mi się udało ściągnąć cieszyłam się niezmiernie, ale niektóre panie na noworodkach potrafiły powiedzieć że nie ma sensu im tego podawać bo jest tego za mało. Było mi przykro ale się nie poddałam. Na karmienie o 23 udało mi się już ściągnąć około 10ml, a z odciągania na odciąganie szło coraz lepiej. Rano w środę gdy zaniosłam „płynne złoto” jak to tatuś mówi 😉 okazało się że chłopaki zostają przeniesieni na salę opieki pośredniej, co prawda w inkubatorach, ale już bez elektrod, tylko z sondą, wenflonem i urządzeniem do pomiaru tętna na stopce, albo na rączce. Ssają szpitalne smoki, bo czasami są niegrzeczni, albo tak głodni 😉 teraz dostają tylko moje mleko, którego z odciągania na odciąganie jest coraz więcej. A widok podawanego swojego mleka maluchowi rekompensuje wszystko! I oczywiście chłopcy też z dnia na dzień robią coraz większe postępy. Mam nadzieję, że na święta będziemy już w domu! <3

  293. Weronika Kaczała says:

    Wszyskie kobiety mowia ze porod boli- od zadnej nie uslyszalam ze karmienie piersia tez moze… kiedy urodzil sie syn, kiedy myslalam, ze to co boli jest juz za mna, ze moge cieszyc sie macierzynstwem, pojawil sie bol zwiazany z karmieniem. Okropnie poranione sutki, draznione bielizna, kazde przystawienie do piersi bylo męka zamiast czerpaniem radosci z bliskosci z synem. Brak pomocy personelu w szpitalu, zewszad glosy „po co sie meczyc, daj mm”. poddalam sie- przygoda kp trwala 4tyg. w sierpniu urodzilam corke- napakowana pozytywnym nastawieniem przyrtawilam malutka do piersi zaraz po tym jak wziela piewszy oddech. Bolalo, wytrzymalam- z kazdym dniem bylo coraz lepiej! teraz uwielbiam ten moment kiedy ssie moja piers! Nawet gdy budzi sie po to w srodku nocy?ta wiez,bliskosc! Nie dostala ani razu mm. jestem dumna z siebie i mojej coreczki!

  294. Nicha says:

    U mnie tez nie bylo fajerwerkow 🙂 od samego poczatku nastawialam sie na karmienie piersia, tym bardziej ze od 4 msc ciazy mialam juz mleko. Takze wkladki laktacyjne zagoscily dosc wczesnie. Do szpitala wzielam smoczek, butelke i laktator. Po porodzie mala od razu chwycila piersc. Nie bylo problemow. Okazala sie glodomorem ktory moglby jesc i jesc. Lecz niestety nie przeszlo mi przez mysl zeby sciagnac swoj pokarm i dac butelka juz w szpitalu. Te chwile byly tak piekne, ze nie chcialam ich „psuc” butelka… Na druga dobe byl nawal, mleko lalo sie hektolitrami, pielegniarki kazaly przykladac torebki zaparzonej herbaty z szalwi ktore wstrzymuja laktacje, tak tez robilam lecz bez wiekszych sukcesow. Spytalam sie o laktator, zabronily i mowily ze pogorsze sytuacje a ja nie nadazalam wymieniac wkladek i koszul. Mala jak sie najadla to potrafila przespac 6 h i nie szlo jej dobudzic na nocne karmienie. Wrocilismy do domu. I bylo gorzej.. nawal mleczny nie ustepowal, przyczepila sie goraczka ponad 38’C plus corcia ktory mogla jesc co 10 min. Postanowilismy dac malej smoczka Lovi, no i… okazalo sie ze ma odruch wymiotny… kupilismy kolejne z innej firmy… nic… kolejne… i kolejne… zebym miala chwile wytchnienia a ona pospala dluzej niz 10min… i tak uzbieralo nam sie sztuk 10, a ona ni cholery… teraz ma 7 miesiecy i jedynie uzywa smoczka Lovi jako gryzaka,i ani mysli go zassac. Teraz to juz sie ciesze, ze jednak nie wziela, ale w tamtej chwili przez pierwsze 4 msc nie mialam czasu skorzystac z ubikacji 🙂 jakby tego bylo malo, okazalo sie ze butelki nie wezmie tez zadnej. I znow kupowanie kolejnych i znow arsenał 6 sztuk sie uzbieral. I nic. Smiejemy sie z mezem ze te wszystkie smoczki i butelki mozemy sprzedac na allegro z dopiskiem „nieuzywane” 😀 Walka trwa od urodzenia a mala ani mysli, dostaje szalu. Na szczescie karmie piersia bo nie wyobrazam sobie jakbym musiala zmuszac ja do butelki gdzie krzyk jest nie do opisania. Teraz uczymy sie niekapka, ale poki co bez efektow. Jest to piekne ale ciezkie. Od porodu walcze z brodawkami. Oczywiscie na poczatku bol niesamowity, maz robil za worek treningowy kiedy przystawialam mala do piersi. Tak zniosl dwa tyg. Pozniej wszystko minelo i bylo cudownie. Lecz przyszlo „piekne” upalne lato, gdziel corci chcialo sie non stop pic, moja laktacja nie unormowala sie wiec cieklo i cieklo a wkladki chlonely i jednoczesnie odparzaly piersi… wiec poszly w ruch masci… Maltan, Purelan, Bephanten… ten ostatni okazal sie zbawienny. Popekane brodawki pogoily sie i ten straszny bol ktory byl minal po raz kolejny. Karmie 7 msc, mleka nadal wiele wiec nie ma opcji zeby nie korzystac z wkladek, ktore nadal rujnuja moje piersci. Raz stan sie poprawia, raz pogarsza, zalezy od dnia ile malenstwu chce sie jesc. A wystarczylo zeby ktos przed porodem albo w szpitalu powiedzial zebym dala smoczka i swoje mleko w butelce i bylo by lzej. 🙂 dalismy rade! Jestem z Nas dumna! I oby to karmienie trwalo do momentu az moj slodziak przekona sie wkoncu do jakiejs z butelek 😀 pozdrawiam i zycze wytrwalosci bo pomimo bolu i cierpienia i tak jest pieknie 🙂

  295. Viola says:

    Witaj Moniko!
    po przeczytaniu tego tekstu, w oczach stanęły mi łzy, a to głównie dlatego że miałam wrażenie jakbym czytała swoją historię, choć moja znacznie świeższa, bo z przed zaledwie trzech miesięcy. Ta sama sytuacja spotkała i mnie, a trauma tycząca się karmienia nadal mi towarzyszy.
    Córcię karmię również lovi, daję jej ich smoczki, nawet stosowałam ich laktator i mogę tylko dodać że są to naprawdę dobre produkty. Jeśli nie wygram butelek to nic się nie stanie, po prostu chciałam się podzielić tym że mam podobne doświadczenie i wrażenie po stosowaniu ich butelek.
    Pozdrawiam serdecznie!

  296. Klaudia Kwaśniewska says:

    Moje początki karmienia były bardzo ciężkie i gdyby nie laktator Lovi nie wiem jakby się to skończyło dla moich piersi. Miałam cesarskie cięcie ponieważ podejrzewano u mojej córeczki wadę serca. Rodziłam więc w Łodzi w Matce Polce. Cesarskie cięcie przebiegło pomyślnie i teraz pojawi się kwestia smoczków. Oczywiście zakupiłam smoczki do wyprawki ale moja mama nagadała mi co ja wyprawiam że w szpitalu to mi nawet smoczka nie pozwolą. Więc nieświadoma (bo to mój pierwszy poród) wyjęłam smoczki z torby. Po porodzie moją córeczkę zabrano na oddział intensywnej terapii i Pani pielęgniarka natychmiast kazała przynieść smoczki. I nie moje drogie mamy to nic złego! Te dzieci które tam leżą mogą tylko na niedługo zobaczyć się ze swoją mamusią a przez właśnie tą potrzebę ssania potrzebują smoczka. Wtedy oto dzięki radą mojej mamy mój mąż musiał lecieć o godzinie 22 do apteki i prosić o smoczki.
    Druga sprawa to nawał pokarmowy jaki pojawił się po cesrace. Nie mogłam iść do dziecka i karmić piersią ale miałam przy sobie oczywiście laktator elektryczny lovi, którego nie oddałabym za milion złotych! Miałam tak okropny nawał, piersi tak bolały! A dzięki temu właśnie laktatorowi nie miałam zapalenia, zatorów… można było ustawić siłę ssania, lub zmienić na tryb ręczny. I dzięki temu mogłam odciągnąć pokarm do butelki i zanieść mojej córeczce mleczko od mamy.
    Przez to jak wszystko się potoczyło moja córcia nir chciała nawet po wyjściu ze szpitala jeść z piersi, ale dzięki temu że miałam laktator lovi mogłam odciągać pokarm i podawać jej przez butelkę.
    Tak więc jeżeli ktoś wypowiada się tak jak napisałaś tutaj to wiem że ten ktoś nie ma pojęcia o trudnym porodzie i trudnym karmieniu, a przecież mama stara się zrobić wszystko jak najlepiej dla swojego dzidziusia.
    Dziś moja córeczka ma roczek i je już mleczko modyfikowane, nadal z niezastąpionych butelek lovi. Jest zdrowa, silna, nie choruje. Smoczka bierze sporadycznie. Rozwija się fantastycznie, szybciej niż jej rówieśnicy. Dlatego też dziś wiem że wszystkie decyzje jakie podjęłam rok temu były właściwe. I laktator i butelka i smoczek!

  297. Kasia says:

    U mnie też nie było łatwo choć mama zostałam juz po 30 stce i uczęszczał do szkoły rodzenia. Na szczęście poród był szybki i bezproblemowy poza dość sporym nacieciem na które uparł się lekarz prowadzący. Niestety na początku nie miałam pokarmu wcale dopiero po 2 dniach walki udało się jednak cięcia miała ogromne problemy z ssanie piersi i skończyło się na butli i dokarmianie piersią. O to by jadła mój pokarm walczyłam do 7 miesiąca bo tak to można nazwać wówczas okazało się ze ma krótkie wedzidelko i dlatego miała taki duży problem. Nie zniechęcić nie to jednak by mieć drugie dziecko po roku i 3 miesiącach od urodzenia córci na świat przyszedł synek. Mając doświadczenia z pierwszym dzieckiem karmienie drugiego to była już latwizna. Synka chciałabym karmić najdłużej jak się da choć jest ciężko. Dwoje małych dzieci cały dom ba głowie wyzwanie nie lada, do tego nieprzespane noce. Synek niestety je za dwóch i nawet s nocy wstaje co 2 do 3h. Do tego córcia tez ostatnio budzi się i nie śpi w nocy. Jest ciężko i nie wiem jak długo pociągnę spać tylko po 3 4 godziny. Synkowi tez chciałabym zapewnić wszystko co najlepsze i taki zestaw bardzo by mi pomógł.

  298. Martina91sw says:

    Moje karmienie piersią pierwszej córki było bardzo trudne. Wcześniaki nawet takie które nie muszą leżeć w inkubatorze bardzo trudno się karmi piersią. Małe buźki mają problem z złapaniem sutka. U mnie wybawieniem okazały się nakładki na sutki i ogromna pomoc położnych. Z nakładkami jednak nie mogłyśmy się rozstać. Gdy kończyłam karmić piersią przerzuciłyśmy się na butelki lovi. Z drugim synem było jeszcze gorzej bo kolejny wcześniak. Intensywna terapia i inkubator pozwoliły jedynie na odciąganie pokarmu laktatorem co po cc w 34tyg było bardzo trudne, pokarmu niewiele, a laktator u mnie nie dał rady pobudzić laktacji na tyle by ją utrzymać. Syn po powrocie do domu dostał zestaw butelek Lovi bo tylko i wyłącznie do nich byłam najbardziej przekonana. Teraz ma 2m-ce i tylko z nich pije. Z smoczkami Lovi też się nie rozstajemy. I chociaż u mnie karmienie piersią nie trwało długo to i tak się cieszę że było.

  299. Agnieszka says:

    Początki karmienia wspominam ciężko ale z miłością. Miałam wycinanego guza z w wieku 16 lat i wtedy lekarz powiedział, że jak urodzę dziecko, nigdy nie będę karmiła piersią. I nadszedł dzień porodu. Dostałam gestozy i urodzilam miesiąc wcześniej. Urodziłam przez cc i mój syn był w inkubatorze. Powiedziałam sobie że musze walczyć o każda kroplę mleka. Przywieźli mi laktator i codziennie z bólem piersi i łzami w oczach przystawiałam laktator w systemie 77 55 33 min przy każdej piersi. Aż w końcu zobaczyłam tak wyczekiwane mleko które zamówiłam z wielką dumą do pielęgniarek które owe mleko podawały szczykawką. Gdy już miałam synusia przy sobie. Okazało się że nie ma siły ciągnąć mleka z piersi więc zaczęłam karmić go butelka a przykładanie do piersi traktowałam jako formę przytulania i bliskości jak również dostawał smoczka bardzo często żeby ćwiczył swoją determinacje. Aż w końcu po miesiącu przystawiony do piersi pił już sam. Dlatego laktator smoczek i dużo serca moim zdaniem jest bardzo potrzebne w szpitalnej wyprawce

  300. Patka says:

    Moje początki macierzyństwa dopiero się zaczną, bo Kacperek przyjdzie na świat 29 stycznia. Bardzo chcę karmić piersią, a cały czas słyszę o bólu sutków, którego strasznie zaczynam się bać. Słyszałam, że nakładki bardzo w tym pomagają, ale jak bardzo? Nigdy nie wpadłam na to, żeby pomóc sobie w taki sposób jak to Pani opisała – karmienie z butelki, ale własnym mlekiem ściągniętym laktatorem. Nikt nawet nie podsunął mi takiego pomysłu dzięki któremu zrobiło mi się troszkę lżej. Butelkę kupiłam – właśnie z LOVI tą najmniejszą, w razie czego (nigdy nie wiadomo, czy będę miała pokarm, a na ostatnią chwilę lecieć do sklepu nie będę), laktator w razie czego pożyczy bratowa, smoczek również czeka (wygrana w SMYKU – nigdy nie wiadomo kiedy się przyda), także jestem zwarta i gotowa na przyjęcie mojego Skarba na świat. Nie ukrywam, bo bardzo chciałabym mieć swój zestaw (jak chyba każda kobieta) z jednej firmy, szczególnie z LOVI. 🙂

  301. doris_ka says:

    Moja przygoda z karmieniem piersią nie zaczęła się zbyt pozytywnie. Gdy urodził się pierwszy synek, jak każda mama chciałam go karmić piersią. Niestety już w szpitalu pojawiły się problemy. Pomimo że miałam pokarm, to synuś nie potrafił go ze mnie wyciągnąć. Do tej pory nie wiem czy to ja go źle przystawiałam, czy on miał słaby odruch ssania, ale tamte wspomnienia zostaną ze mną na zawsze. Synuś niby ssał pierś, ale ja nie czułam, żeby cokolwiek z niej pił. Traktował ją raczej jak smoczek. W pierwszej dobie życia było ok, bo spał i spał, gdy się obudził wystarczyło mu że poczuł moją bliskość, przytulił się do piersi i spał dalej. Problemy pojawiły się w drugiej dobie. Synek cały czas był przy mojej piersi, gdy go próbowałam odstawiać to zaczynał płakać. Nie mogłam znieść widoku mojego tak bardzo płaczącego dziecka… Położna wzięła go żeby dać mu mleka z butelki, ale po chwili wróciła z nim i powiedziała, że nie chce pić. Ja próbowałam dalej. Poprosiłam męża by kupił laktator. Odciągnełam trochę pokarmu, podałam w butelce, a mały pił jak szalony. Cieszyłam się, że w końcu nie jest głodny. Położna poleciła mi kupić kapturki do karmienia, że niby lepiej, że dziecko bez problemu złapie i będzie ssać pierś. Spróbowałam i nic. Mały nie potrafił się napić, ja nie potrafiłam go przystawić? Co pojawiła się nowa położna, to dostawałam coraz to nowe, podobno lepsze rady… Próbowałam wszystkiego, a moje dziecko było głodne. Ja wpadałam w dołek, płakałam z bezsilności i bezradności. Musiałam pożyczyć mleko modyfikowane od innej mamy z sali, bo nie miałam swojego, a w szpitalu nie mieli (podobno) swojego. Czekałam aż w końcu wypuszczą nas do domu, bo pobyt w szpitalu źle na mnie działał. Położne próbowały mi pomóc, ale przecież nie będą siedzieć ze mną cały dzień. Trafiła się jedna prawdziwa położna, która w nocy słysząc mój płacz przysiadła się do mnie, wysłuchała i pocieszyła. Przyniosła butelkę, powiedziała jak karmić, potrafiła mnie zrozumieć… W końcu dotarliśmy do domu. Cieszyłam się, że będę mogła spokojnie próbować z naturalnym karmieniem, a w każdej chwili mogę podać butelkę i nikogo nie muszę o to prosić. Kolejne próby przystawiania, mąż raczej nie pomagał – ja chciałam karmić piersią, on nie mógł znieść płaczu synka. Postanowiłam odciągać mleko i podawać w butelce. Męczyłam się tak 3 miesiące! Tak! Męczyłam się, bo było mi źle – nie zawsze pokarmu starczało, co chwilę trzeba było odciągać, w nocy najpierw nakarmić odciągniętym mlekiem, a potem ściągnąć ile się da. Chodziłam zła, niewyspana, sfrustrowana. Aż w końcu powiedziałam dość! Po 3 miesiącach męczarni, przeszłam na mleko modyfikowane. W tym momencie dopiero zaczęłam cieszyć się macierzyństwem. Moje dziecko było wyspane i najedzone. Ja także zaczęłam się wysypiać i byłam w końcu szczęśliwa! Mimo moich obaw przejście na butelkę było najlepszą rzeczą jaką mogłam zrobić i żałuję, że zrobiłam to tak późno. Oczywiście gdy dowiedziałam się o drugiej ciąży od początku towarzyszył mi stres związany z karmieniem i z tym co przeszłam przy pierwszym dziecku. Na szczęście drugi synuś bez problemu załapał o co w tym wszystkim chodzi i obyło się bez takich przygód (córcia także ;)) Być może będzie nam dane i czwarte 🙂

  302. Joanna Matusiak says:

    U nas przy pierwszym dziecku jakoś to sprawniej przebiegało mimo poranionych sutków i nawału mlecznego… Przy drugim – czyli 4 miesiące temu, mimo iż mądrzejsza o doświadczenia było gorzej…. Spakowałam ze skbą do szpitala smoczek dynamiczny lovi 'na czarną godzinę’… Całe szczęście spakowałam…. Mały zaraz po tym jak przynieśli mi go na salę cały czas wisiał na cycu, bo pokarmu jak na lekarstwo.. Ssał
    do tego stopnia, że po 24 godz moje sutki były jedną wielką raną a sama myśl przystawienia małego do piersi wzbudzała we mnie chęć płaczu i ucieczki od karmienia piersią… Dawałam więc z początku smoczek 'na chwilowe zapchanie’ a mężowi kazałam kupić butelkę z cudownym smoczkiem od lovi, poprosiłam o laktator w szpitalu i małymi kroczkami uporałam się ze strachem przed bólem. Do tej pory dokarmiam małego butlą, bo niestety się nie najada mój głodomorek, ale całe szczęście kolekcja aktywne ssanie od Lovi nie zaburza nam rytmu ssania cycusia 🙂

  303. Roksana Gajewska says:

    Moje początki nie należały do łatwych. Tomus miał zapalenie płuc i leżał tydzień na oiomie. W tym czasie ja prowadziłam walkę o karmienie piersią. Laktatorem sciagalam pokarm co 3 godziny. Na początku chciałam się poddać bo nie miałam mleka Ale pewna położna powiedziała bardzo ważne slowa: nie ważne czym będziesz karmić, ważne ze kochasz małego. Od tego magicznego zdania wszystko się zaczęło, pokarmu przybywało i mały zaczął zdrowiec 🙂 karmiłam go odciagnietym mlekiem bo nie chciał złapać piersi, ale nie żałuję żadnej chwili. Teraz jest już zdrowym bardzo energicznym dwulatkiem i razem czekamy na jego malego brata 🙂

  304. nataliap206 says:

    Syn Filip nie umiał od początku załapać picia mleka z piersi,więc odciągałam moje mleko i podawałam mu butelką z moim mlekiem,butelkę mimo iż było ciężko bardzo polubił,także podawałam mu smoczka uspokajającego,jestem zadowolona z takiego przebiegu macieżyństwa mimo iż inni mnie potępiali i tak dałam radę,teraz córką stosuję podobną technikę,pierś i mleko odciągnięte przez butelkę oraz nie zapominany o smoczku

  305. sonia says:

    Wolałabym o tych „początkach” nie myśleć, ale krótko mówiąc mamy tę samą historię. Wiedząc wcześniej, że mój poród odbędzie się przez cc już na kilka tygodni przed martwiłam się co będzie jeśli zabraknie mi mleka. Laktator wszyscy odradzali…syn przez trzy tygodnie nie odzyskiwał wagi urodzeniowej, a ja modlilam się o każdą kroplę mleka, każdy gram na wadze…położne radziły tylko „jak najczęściej przystawiać”. Po miesiącu przeszłam na karmienie mieszane. Tym razem (już za trzy miesiące) zamierzam być przygotowana 🙂

  306. sonia says:

    Wolałabym o tych „początkach” nie myśleć, ale krótko mówiąc mamy tę samą historię. Wiedząc wcześniej, że mój poród odbędzie się przez cc już na kilka tygodni przed martwiłam się co będzie jeśli zabraknie mi mleka. Laktator wszyscy odradzali…syn przez trzy tygodnie nie odzyskiwał wagi urodzeniowej, a ja modlilam się o każdą kroplę mleka, każdy gram na wadze…położne radziły tylko „jak najczęściej przystawiać”. Po miesiącu przeszłam na karmienie mieszane. Tym razem (już za trzy miesiące) zamierzam być przygotowana 🙂

  307. MamaMayi says:

    Na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, bo jesteśmy jeszcze w dwupaku z Mayką ❤️ Mija właśnie 29 tydzień najcudowniejszego czasu w Moim i mojego partnera życiu, nie możemy doczekać się przyjścia na świat Naszej małej córeczki!! Oboje jesteśmy zdania, że nie istotne jest czy maluch je bezpośrednio z piersi czy też z butelki, najważniejsze aby było to naturalne mleko Mamy ? Powoli kompletujemy wyprawkę ale butelki i smoczki to jest to, czego nadal Nam brakuje! Dlatego wygrana w tym konkursie byłaby dla Nas idealna ?

  308. MamaMayi says:

    Na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, bo jesteśmy jeszcze w dwupaku z Mayką ❤️ Mija właśnie 29 tydzień najcudowniejszego czasu w Moim i mojego partnera życiu, nie możemy doczekać się przyjścia na świat Naszej małej córeczki!! Oboje jesteśmy zdania, że nie istotne jest czy maluch je bezpośrednio z piersi czy też z butelki, najważniejsze aby było to naturalne mleko Mamy ? Powoli kompletujemy wyprawkę ale butelki i smoczki to jest to, czego nadal Nam brakuje! Dlatego wygrana w tym konkursie byłaby dla Nas idealna ?

  309. MamaMayi says:

    Na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, bo jesteśmy jeszcze w dwupaku z Mayką ❤️ Mija właśnie 29 tydzień najcudowniejszego czasu w Moim i mojego partnera życiu, nie możemy doczekać się przyjścia na świat Naszej małej córeczki!! Oboje jesteśmy zdania, że nie istotne jest czy maluch je bezpośrednio z piersi czy też z butelki, najważniejsze aby było to naturalne mleko Mamy ? Powoli kompletujemy wyprawkę ale butelki i smoczki to jest to, czego nadal Nam brakuje! Dlatego wygrana w tym konkursie byłaby dla Nas idealna ? sara.kaminska@icloud.com

  310. MamaMayi says:

    Na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, bo jesteśmy jeszcze w dwupaku z Mayką ❤️ Mija właśnie 29 tydzień najcudowniejszego czasu w Moim i mojego partnera życiu, nie możemy doczekać się przyjścia na świat Naszej małej córeczki!! Oboje jesteśmy zdania, że nie istotne jest czy maluch je bezpośrednio z piersi czy też z butelki, najważniejsze aby było to naturalne mleko Mamy ? Powoli kompletujemy wyprawkę ale butelki i smoczki to jest to, czego nadal Nam brakuje! Dlatego wygrana w tym konkursie byłaby dla Nas idealna ? sara.kaminska@icloud.com

  311. Monika EM says:

    Antek średnio lubił smoczek jako uspokajacz, zdecydowanie bardziej upodobał sobie moją pierś – a to bywało bardzo uciążliwe. Do szpitala nie braliśmy smoczka, dopiero w domu dostał go pierwszy raz.

  312. Antek średnio lubił smoczek jako uspokajacz, zdecydowanie bardziej upodobał sobie moją pierś – a to bywało bardzo uciążliwe. Do szpitala nie braliśmy smoczka, dopiero w domu dostał go pierwszy raz.

  313. Nefertari says:

    Ps. A smoczek to największy pomocnik, jakiego mieliśmy z mężem! Dla córki już dawno kupiłam nowy – zamierzam go zabrać do szpitala. A niech mi ktoś coś powie!

  314. Nefertari says:

    Ps. A smoczek to największy pomocnik, jakiego mieliśmy z mężem! Dla córki już dawno kupiłam nowy – zamierzam go zabrać do szpitala. A niech mi ktoś coś powie!

  315. Nefertari says:

    Początki macierzyństwa po japońsku: jako-tako. Dużo czytałam, słuchałam, byłam też ciekawa „złych” historii, chłonęłam książki opisujące matkowanie „bez lukru” – czułam, że propaganda sukcesu i wspaniałości to jakiś kit, chciałam jak najwięcej wiedzieć o tym, jak jest „naprawdę”. Więc – można uznać – byłam jako tako przygotowana na to, co mnie czeka. Gotowa walczyć o swoje przekonania (np. powrót na uczelnię na ostatni rok, żeby zrobić magistra, nie karmić słodyczami jak najdłużej, nie kupować byle czego w ilości multum, a np. składać się na coś lepszego itp.). Niestety, jeśli chodzi o karmienie… Traumatycznych totalnie przeżyć może nie mam, ale swoje wycierpiałam, swoje wysłuchałam, łzy wylałam… Pierwsze, gdy jeszcze w ciąży padały pytania o studia. „No co ze studiami” – jeszcze mogłabym dodać „co z nimi poczniesz, dziewczyno, przecież dziecko w drodze”. Spokojnie odpowiadałam, że nic, że kończę, że po porodzie (koniec sierpnia) wracam na uczelnię, że będę mieć akurat miesiąc na wydobrzenie, a potem ostatni rok – a więc i dzień, maksymalnie dwa dni zajęć po 2 godzinki max. I szok części rodziny – że jak to?! Że ja dziecko będę ZOSTAWIAĆ, że SAMO będzie i moje ulubione: „A co z KARMIENIEM?!” Ja na to spokojnie, że piersią. No ale piersią na uczelni nie mogę – tłumaczą w nerwach, więc ja na spokojnie (choć już z igiełkami w tyłku), że odciągać będę. I zwykle jakoś rozmowa się rozchodziła, jakoś zamykałam wszystkim usta, jakoś przestawali dziadkowie czy ciocie naciskać, bo uparcie trwałam przy swoim i widzieli to, wiedzieli, że to nie praca na pełen etat, więc odpuszczali. Czasem szybciej, czasem dłużej trwało tłumaczenie, ale odpuszczali. Poza jedną rozmową z moim tatą, którą wspominam ciężko… Wypytywał o to samo – co z karmieniem, że jak odciągać, a co z bliskością matki… Ja na to, że przecież w każdy inny czas przy dziecku będę, że to tylko kilka godzin w tygodniu, że przecież mleko moje, nie modyfikowane. I dowiedziałam się wtedy – ten jeden raz to padło, potem nigdy nie wracaliśmy już do tej rozmowy, ale zapadło w pamięć i wtedy mocno to odczułam – że odmawiam swojemu dziecku zdrowej bliskości, pełnego rozwoju, że będzie w jakimś sensie gorsze, bo jedynie kiedy karmi się PIERSIĄ (już nawet nie o mleko matki chodzi, ale o dawanie własnego cyca), kiedy dziecko ma tę pierś w ustach, kiedy ciągnie suta, rozwija się prawidłowo, nerwy w mózgu rozrastają się jak trzeba, dziecko czuje się bezpiecznie i może w pełni rozkwitnąć. Bez cyca, nawet z moim mlekiem, ale bez tego pieprzonego, cholernego cyca i tej słodziaśnej bliskości, którą wtedy mamy oboje czuć – nie ma nic. Kiła i mogiła. Na mój – średni, ale nie miałam już siły – argument, że przecież znam kilka osób karmionych mlekiem modyfikowanym, na przykład, i dobrze się mają, że dzieci matek pracujących dobrze się mają, mój rodzic odpowiedział: „No tak, dzieci z domów dziecka też jakoś wyrastają na ludzi.” Wtedy nie wytrzymałam, wybiegłam z pokoju i się rozbeczałam. Bo wcześniej prosiłam kilka razy, by temat zakończyć, że studiów przerywać nie będę, więc nie ma sensu rozmowa, że już podjęłam decyzję, że ją przemyślałam, że maż mnie wspiera itd. A tutaj ignorowanie moich próśb i ciągnięcie tematu – bo przecież karmić piersią TRZEBA, więc muszę zostać przekonana, dla dobra wnuka oczywiście, bo tylko o to chodzi… Ech. Dopiero niedawno – po trzech latach – usłyszałam od taty, że głupio wtedy gadał, że teraz mnie rozumie, że podjęłam najlepszą z możliwych decyzji, że jest ze mnie dumny, z mojej wytrwałości i walki. I te słowa były jak balsam. Szkoda, że tak długo przychodzi nam czasem na nie czekać… Niemniej – nie dajmy się! Nigdy! Wiedzmy swoje, otoczenie albo się do tego przekona, albo nie, ale przynajmniej my będziemy szczęśliwe i spełnione – a to najważniejsze!
    A historia karmienia po porodzie? Już w szpitalu synkowi podali mleko modyfikowane, by był spokojny przez noc – bez mojej wiedzy, nie mówiąc o pytaniu o zgodę. I tak codziennie, rano znajdowałam w wózeczku butelkę z mlekiem, żeby i mnie do karmienia nim zachęcić (pewnie umowa z konkretną firmą). Kiedy po pierwszej nocy drugą miałam już spędzić z synkiem na sali, nie umiałam go przystawić na leżąco, więc wezwałam położną, by pokazała mi, jak go karmić w tej pozycji (było po 22, byłam padnięta, reszta kobitek na sali spała, nie chciałam przeszkadzać, chciałam napoić małego i usnąć z nim przyklejonym do piersi nawet) – ta, marudząc, kazała mi przejść na oddział noworodkowy. Tam kazała usiąść na krześle, dała na kolana fasolkę do karmienia, kazała małego przystawić i stwierdziła zadowolona: „I co, potrafi pani karmić przecież! O co chodzi?” O nic, westchnęłam. Z fasolką było wygodnie, więc stwierdziłam, że nakarmię synka i może na resztę nocy będzie spokój… W międzyczasie widziałam, jak się opiekują noworodkami… W swojej kanciapie oglądały „Mam talent” czy tam „X factor”, a dzieciaki budziły się, płakały, potem znów zasypiały… Po skończonym karmieniu wróciłam do „siebie”. Synek znów zaczął płakać, ja znów spróbowałam go przystawić na leżąco i znów nic… Zadzwoniłam po położną po raz kolejny – przyszła zdenerwowana, wzięła mi synka z hasłem, że pobudzę inne kobiety, więc ona lepiej weźmie go na oddział na noc, żeby był spokój. Bez żadnej chęci pomocy, bo przecież tłumaczyłam, żeby mi pokazała, jak karmić na leżąco… Nie oponowałam. Byłam zmęczona, nie miałam siły walczyć, wykłócać się. I tak ona była górą przecież – ja ledwo się ruszałam przez ranę po cc i ciągle podłączony do brzucha pojemnik na krew… Rano znów butelka w wózeczku, a przy wypisie w książeczce zdrowia podkreślone „karmienie naturalne” – bo taka polityka szpitala, przecież…
    W domu nieco lepiej, ale po tygodniu czy dwóch dostałam nawału mleka, piersi mi tak urosły i stwardniały, że o mało nie dostałam zapalenia. Mały nie chciał pić, nie umiał z tych sterczących kamieni, ja nie umiałam sprawić, by wypłynęło mleko (które ciągle się produkowało i zatrzymywało w cyckach). Pomogła położna środowiskowa, na siłę mi je odciągając rękami (nigdy nie zapomnę tego bólu – był potworny, płakałam, a mleko skapywało na tetrę). Miałam stan podgorączkowy, źle się czułam psychicznie i fizycznie… Pomogła kuzynka męża, pożyczając laktator – z jego pomocą, odciągając mleko i zbierając je do butelek – odzyskałam wiarę w to, że karmienie piersią może być do przeżycia (nie, nigdy nie uważałam, żeby to było jakieś magiczne czy niezwykłe – bolało, synek dziąsłami kąsał mi sutki, które niekiedy miałam poranione do krwi). Że mleko wychodzi, że młody pije, że ja już nie mam kamieni, a normalne piersi matki karmiącej. Po pół roku dałam sobie spokój, przerzucając się na modyfikowane. I nie żałuję. Nie musiałam – jak niektóre z kobitek w mojej rodzinie – wysłuchiwać od dwulatka, że chce piersi, że sam rozsiadał się na kolanach matki, obnażał jej piersi i wciskał sobie cyca do pyska. Było ciężko, ale nie żałuję swoich decyzji wówczas podjętych. Kierowałam się tym, co dyktowała mi intuicja, moje własne ciało. Mąż mnie wspierał, a reszta świata była zwyczajnie nie ważna. Zamierzam to podejście praktykować i teraz – przy drugim dziecku 😉

    • Monika Pełka says:

      U mnie karmienie przyszło naturalnie, po porodzie mały ssał przez półtorej godziny… Katorga zaczęła się na poporodowej kiedy nie umieliśmy się ze sibą porozumieć, ja nie umiałam go przystawić, on nie umiał złapać piersi.. Położne pomagały jak mogły, za to przeszkadzała moja teściowa, która wiedziała lepiej… Po powrocie do domu synek miał kilka epizodów ciągnięcia piersi przez pół dnia i całą noc.. Poranione brodawki najbardziej dały mi sie we znaki przy pierwszej kolce. Płakałam razem z małym, on z bólu brzucha, ja z krwi na piersiach… Po kilku dniach sciagania pokarmu laktatorem przeszło i mały mógł swobodnie jeść dalej. Karmiłam smyka 4 miesiące przy czym nigdy nie czułam jakiejś specjalnej magii z tym związanej. Po prostu był to dla mnie sposób na podawanie pokarmu, do tego sposób bardzo ograniczający mnie i sprawiający, że moje ciało nie należy do mnie, a właściwie do wszystkich, bo podczas karmienia rodzina nie zostawiała nas samych i mimo zamknoętych drzwi w pokoju ktoś zaglądał co chwila.. Szczerze, gdy maluch zaczynał się denerwować, bo mleko nie leciało z piersi, ja zaczęłam się cieszyć, bo w końcu będzie mógł go nakarmić ktoś inny niż ja. Oczywiście od początku pomagały nam butle Lovi aktywne ssanie. Wypróbowaliśmy kilkanaście marek butelek i różnych smoczków, ale wyłącznie te podpasowały małemu 🙂

  316. Nefertari says:

    Początki macierzyństwa po japońsku: jako-tako. Dużo czytałam, słuchałam, byłam też ciekawa „złych” historii, chłonęłam książki opisujące matkowanie „bez lukru” – czułam, że propaganda sukcesu i wspaniałości to jakiś kit, chciałam jak najwięcej wiedzieć o tym, jak jest „naprawdę”. Więc – można uznać – byłam jako tako przygotowana na to, co mnie czeka. Gotowa walczyć o swoje przekonania (np. powrót na uczelnię na ostatni rok, żeby zrobić magistra, nie karmić słodyczami jak najdłużej, nie kupować byle czego w ilości multum, a np. składać się na coś lepszego itp.). Niestety, jeśli chodzi o karmienie… Traumatycznych totalnie przeżyć może nie mam, ale swoje wycierpiałam, swoje wysłuchałam, łzy wylałam… Pierwsze, gdy jeszcze w ciąży padały pytania o studia. „No co ze studiami” – jeszcze mogłabym dodać „co z nimi poczniesz, dziewczyno, przecież dziecko w drodze”. Spokojnie odpowiadałam, że nic, że kończę, że po porodzie (koniec sierpnia) wracam na uczelnię, że będę mieć akurat miesiąc na wydobrzenie, a potem ostatni rok – a więc i dzień, maksymalnie dwa dni zajęć po 2 godzinki max. I szok części rodziny – że jak to?! Że ja dziecko będę ZOSTAWIAĆ, że SAMO będzie i moje ulubione: „A co z KARMIENIEM?!” Ja na to spokojnie, że piersią. No ale piersią na uczelni nie mogę – tłumaczą w nerwach, więc ja na spokojnie (choć już z igiełkami w tyłku), że odciągać będę. I zwykle jakoś rozmowa się rozchodziła, jakoś zamykałam wszystkim usta, jakoś przestawali dziadkowie czy ciocie naciskać, bo uparcie trwałam przy swoim i widzieli to, wiedzieli, że to nie praca na pełen etat, więc odpuszczali. Czasem szybciej, czasem dłużej trwało tłumaczenie, ale odpuszczali. Poza jedną rozmową z moim tatą, którą wspominam ciężko… Wypytywał o to samo – co z karmieniem, że jak odciągać, a co z bliskością matki… Ja na to, że przecież w każdy inny czas przy dziecku będę, że to tylko kilka godzin w tygodniu, że przecież mleko moje, nie modyfikowane. I dowiedziałam się wtedy – ten jeden raz to padło, potem nigdy nie wracaliśmy już do tej rozmowy, ale zapadło w pamięć i wtedy mocno to odczułam – że odmawiam swojemu dziecku zdrowej bliskości, pełnego rozwoju, że będzie w jakimś sensie gorsze, bo jedynie kiedy karmi się PIERSIĄ (już nawet nie o mleko matki chodzi, ale o dawanie własnego cyca), kiedy dziecko ma tę pierś w ustach, kiedy ciągnie suta, rozwija się prawidłowo, nerwy w mózgu rozrastają się jak trzeba, dziecko czuje się bezpiecznie i może w pełni rozkwitnąć. Bez cyca, nawet z moim mlekiem, ale bez tego pieprzonego, cholernego cyca i tej słodziaśnej bliskości, którą wtedy mamy oboje czuć – nie ma nic. Kiła i mogiła. Na mój – średni, ale nie miałam już siły – argument, że przecież znam kilka osób karmionych mlekiem modyfikowanym, na przykład, i dobrze się mają, że dzieci matek pracujących dobrze się mają, mój rodzic odpowiedział: „No tak, dzieci z domów dziecka też jakoś wyrastają na ludzi.” Wtedy nie wytrzymałam, wybiegłam z pokoju i się rozbeczałam. Bo wcześniej prosiłam kilka razy, by temat zakończyć, że studiów przerywać nie będę, więc nie ma sensu rozmowa, że już podjęłam decyzję, że ją przemyślałam, że maż mnie wspiera itd. A tutaj ignorowanie moich próśb i ciągnięcie tematu – bo przecież karmić piersią TRZEBA, więc muszę zostać przekonana, dla dobra wnuka oczywiście, bo tylko o to chodzi… Ech. Dopiero niedawno – po trzech latach – usłyszałam od taty, że głupio wtedy gadał, że teraz mnie rozumie, że podjęłam najlepszą z możliwych decyzji, że jest ze mnie dumny, z mojej wytrwałości i walki. I te słowa były jak balsam. Szkoda, że tak długo przychodzi nam czasem na nie czekać… Niemniej – nie dajmy się! Nigdy! Wiedzmy swoje, otoczenie albo się do tego przekona, albo nie, ale przynajmniej my będziemy szczęśliwe i spełnione – a to najważniejsze!
    A historia karmienia po porodzie? Już w szpitalu synkowi podali mleko modyfikowane, by był spokojny przez noc – bez mojej wiedzy, nie mówiąc o pytaniu o zgodę. I tak codziennie, rano znajdowałam w wózeczku butelkę z mlekiem, żeby i mnie do karmienia nim zachęcić (pewnie umowa z konkretną firmą). Kiedy po pierwszej nocy drugą miałam już spędzić z synkiem na sali, nie umiałam go przystawić na leżąco, więc wezwałam położną, by pokazała mi, jak go karmić w tej pozycji (było po 22, byłam padnięta, reszta kobitek na sali spała, nie chciałam przeszkadzać, chciałam napoić małego i usnąć z nim przyklejonym do piersi nawet) – ta, marudząc, kazała mi przejść na oddział noworodkowy. Tam kazała usiąść na krześle, dała na kolana fasolkę do karmienia, kazała małego przystawić i stwierdziła zadowolona: „I co, potrafi pani karmić przecież! O co chodzi?” O nic, westchnęłam. Z fasolką było wygodnie, więc stwierdziłam, że nakarmię synka i może na resztę nocy będzie spokój… W międzyczasie widziałam, jak się opiekują noworodkami… W swojej kanciapie oglądały „Mam talent” czy tam „X factor”, a dzieciaki budziły się, płakały, potem znów zasypiały… Po skończonym karmieniu wróciłam do „siebie”. Synek znów zaczął płakać, ja znów spróbowałam go przystawić na leżąco i znów nic… Zadzwoniłam po położną po raz kolejny – przyszła zdenerwowana, wzięła mi synka z hasłem, że pobudzę inne kobiety, więc ona lepiej weźmie go na oddział na noc, żeby był spokój. Bez żadnej chęci pomocy, bo przecież tłumaczyłam, żeby mi pokazała, jak karmić na leżąco… Nie oponowałam. Byłam zmęczona, nie miałam siły walczyć, wykłócać się. I tak ona była górą przecież – ja ledwo się ruszałam przez ranę po cc i ciągle podłączony do brzucha pojemnik na krew… Rano znów butelka w wózeczku, a przy wypisie w książeczce zdrowia podkreślone „karmienie naturalne” – bo taka polityka szpitala, przecież…
    W domu nieco lepiej, ale po tygodniu czy dwóch dostałam nawału mleka, piersi mi tak urosły i stwardniały, że o mało nie dostałam zapalenia. Mały nie chciał pić, nie umiał z tych sterczących kamieni, ja nie umiałam sprawić, by wypłynęło mleko (które ciągle się produkowało i zatrzymywało w cyckach). Pomogła położna środowiskowa, na siłę mi je odciągając rękami (nigdy nie zapomnę tego bólu – był potworny, płakałam, a mleko skapywało na tetrę). Miałam stan podgorączkowy, źle się czułam psychicznie i fizycznie… Pomogła kuzynka męża, pożyczając laktator – z jego pomocą, odciągając mleko i zbierając je do butelek – odzyskałam wiarę w to, że karmienie piersią może być do przeżycia (nie, nigdy nie uważałam, żeby to było jakieś magiczne czy niezwykłe – bolało, synek dziąsłami kąsał mi sutki, które niekiedy miałam poranione do krwi). Że mleko wychodzi, że młody pije, że ja już nie mam kamieni, a normalne piersi matki karmiącej. Po pół roku dałam sobie spokój, przerzucając się na modyfikowane. I nie żałuję. Nie musiałam – jak niektóre z kobitek w mojej rodzinie – wysłuchiwać od dwulatka, że chce piersi, że sam rozsiadał się na kolanach matki, obnażał jej piersi i wciskał sobie cyca do pyska. Było ciężko, ale nie żałuję swoich decyzji wówczas podjętych. Kierowałam się tym, co dyktowała mi intuicja, moje własne ciało. Mąż mnie wspierał, a reszta świata była zwyczajnie nie ważna. Zamierzam to podejście praktykować i teraz – przy drugim dziecku 😉

  317. kasia says:

    U nas karmienie za pierwszym razem bylo koszmarem. Malutka siedziala na cycu nonstop ale nie dlatego ze byla glodna lecz cierpiala na straszne kolki, doszly do tego poranione sutki,brak snu i mysli ze jestem zla matka. Wybawieniem stala sie butelka z Lovi. Sciagalam mleko z piersi i odkad mala zaczela pic z butelki uspokoila sie na tyle ze moglam wkoncu poczuc magie macierzynstwa. Z druga corka karmienie to bajka choc sa dni ze siedzi na cycu nonstop to wted dostaje smoczka z Lovi i spi lub sie bawi, i bardzo sie ciesze ze ktos wymysl smoczki

  318. Ola Machnikowska says:

    z córką wyglądało to podobnie jak u Ciebie… słowem koszmar 🙁 nie lubię do tego wracać, więc nie opiszę całej historii. Skończyło się tak że po trzech miesiącach pokarm zanikł.
    Z synkiem byłam mądrzejsza. Szybciej zaczęłam używać laktatora, dawałam smoczek (o tak, zła ze mnie matka!) i uwaga! podawałam mu mleko modyfikowane. Tak zrobiłam to, mimo że niektóre dziewczyny uważają że to największe zło. Ale byłam wyluzowana i dlatego wszystko się udało! Mały Teo ma 3 miesiące, mleko modyfikowane dostawał w szpitalu, a w domu zrobiłam mu pierwszej nocy 50 ml, żeby się przespać. Teraz „mały” Teo ma 8,5 kg, wychodzi poza siatkę centylową i to ja go tak wykarmiłam! Tylko dzięki temu że nie byłam tak zestresowana jak z córką. Słuchałam siebie, a nie wszystkich na około i się udało! A smoczków (LOVI, akurat teraz w wersji świątecznej) używamy cały czas, bo mały najchętniej wisiał by na piersi całą dobę 😉 Tobie też się uda, trzymam kciuki 🙂

  319. Ola Machnikowska says:

    z córką wyglądało to podobnie jak u Ciebie… słowem koszmar 🙁 nie lubię do tego wracać, więc nie opiszę całej historii. Skończyło się tak że po trzech miesiącach pokarm zanikł.
    Z synkiem byłam mądrzejsza. Szybciej zaczęłam używać laktatora, dawałam smoczek (o tak, zła ze mnie matka!) i uwaga! podawałam mu mleko modyfikowane. Tak zrobiłam to, mimo że niektóre dziewczyny uważają że to największe zło. Ale byłam wyluzowana i dlatego wszystko się udało! Mały Teo ma 3 miesiące, mleko modyfikowane dostawał w szpitalu, a w domu zrobiłam mu pierwszej nocy 50 ml, żeby się przespać. Teraz „mały” Teo ma 8,5 kg, wychodzi poza siatkę centylową i to ja go tak wykarmiłam! Tylko dzięki temu że nie byłam tak zestresowana jak z córką. Słuchałam siebie, a nie wszystkich na około i się udało! A smoczków (LOVI, akurat teraz w wersji świątecznej) używamy cały czas, bo mały najchętniej wisiał by na piersi całą dobę 😉 Tobie też się uda, trzymam kciuki 🙂

  320. Anuszka Szal says:

    Uwielbiam Twoje podejście i styl w jakim piszesz o spornych tematach! Brawo Ty!
    Urodziłam córeczkę sn i poród był cudowny, chwile po położnik pomogł przyłożyć mi młodą do piersi i . . . I to bylo pierwsze i ostatnie miłe przystawienie dziecka (bynajmniej w pierwszym tygodniu bo później było cudownie). Urodziłam rano, odwiedziny bliskich, wszystko ładnie pięknie, już w południe przyszła pielęgniarka z noworodków zajrzeć co słychać i zobaczyć jak idzie nam karmienie. Wtedy pierwszy raz usłyszałam „ma Pani smoczek dla córki? Bo może mieć Pani problem z jej silnym odruchem i potrzebą ssania”. No i miała kobiecina racje! Smoczek oczywiście wylądował w buzi jeszcze tego samego dnia i uratował moje piersi przed eksplodowaniem z natłoku pokarmu. Wieczorem pokarmu miałam już chyba tonę, a położna nie chciała mi dać laktatora by mi ulżyć tylko przyniosła LÓD! To był jakiś koszmar, płakałam całą noc i cały następny tydzień, krew się lała, mieszała z mlekiem, poprostu koszmar! Dobrze że w szpitalu byłyśmy tylko 3 dni. Po powrocie do domu w ruch od razu poszedł laktator, smoczek oczywiście od pierwszego dnia zaspokajał potrzeby bąbelka. Całkiem przez przypadek trafiliśmy na butelkę lovi (w prezencie dostaliśmy) i była cudownym i nieodzownym towarzyszem codzienności. Hania wypijała z niej mleko, które wcześniej odciągałam oraz wodę. Używałyśmy butelek lovi tak długo aż przestały być potrzebne. Kocham kocham je miłością bezgraniczną i za dwa miesiące jak urodzi się Leoś również postawimy na butelki Lovi dlatego miło było by je wygrać 🙂 smoczki Lovi już kupione i mam nadzieję, że będą zachwycać tak samo synka jak i mnie.
    PS: szklane butelki Lovi. . . Jeszcze w sklepie nie znalazłam ale oszalałam ze szczęścia jak o nich usłyszałam! !!! Totalny must have!!!!!

  321. Katie Andry says:

    Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, bo … jestem właśnie w „przededniu” mojego macierzyństwa – 30 tc. Stąd wszystkie sugestie co do wyprawki są mi niezwykle pomocne i za to bardzo dziękuję. I chociaż marzę o zestawie buteleczek, które na pewno by se przydały, chyba nie dam rady wymyślić nic mądrego.

  322. Katie Andry says:

    Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, bo … jestem właśnie w „przededniu” mojego macierzyństwa – 30 tc. Stąd wszystkie sugestie co do wyprawki są mi niezwykle pomocne i za to bardzo dziękuję. I chociaż marzę o zestawie buteleczek, które na pewno by se przydały, chyba nie dam rady wymyślić nic mądrego.

  323. Zuzia says:

    Ja dopiero za niedługo zostanę mamą po raz pierwszy. Bardzo chciałabym żeby ten pierwszy okres macierzyństwa zachęcał do mądrych działań. Mam już jeden smoczek i jedną butelkę, które spakowane czekają do szpitala. Uważam że najważniejsza jest bliskość matki z dzieckiem, zaspakajanie potrzeb, które ma maluszek i własna intuicja. Chciałabym karmić piersią od początku, ale wiem że czasami brak pokarmu, ból, nieudolne próby ssania dziecka, szybko powodują niechęć, stąd zamierzam próbować, a wyjdzie, jak wyjdzie.
    Wolę być „ubezpieczona” niż patrzeć na głodne dziecko karmione mlekiem MM (czyli w większości krowim).
    A nowa kolekcja balonowa lovi jest przeurocza 🙂

  324. Zuzia says:

    Ja dopiero za niedługo zostanę mamą po raz pierwszy. Bardzo chciałabym żeby ten pierwszy okres macierzyństwa zachęcał do mądrych działań. Mam już jeden smoczek i jedną butelkę, które spakowane czekają do szpitala. Uważam że najważniejsza jest bliskość matki z dzieckiem, zaspakajanie potrzeb, które ma maluszek i własna intuicja. Chciałabym karmić piersią od początku, ale wiem że czasami brak pokarmu, ból, nieudolne próby ssania dziecka, szybko powodują niechęć, stąd zamierzam próbować, a wyjdzie, jak wyjdzie.
    Wolę być „ubezpieczona” niż patrzeć na głodne dziecko karmione mlekiem MM (czyli w większości krowim).
    A nowa kolekcja balonowa lovi jest przeurocza 🙂

  325. Manuela Gołombowska says:

    Przeczytałam, popłakałam się, pomyślałam…i piszę 🙂

    Nie napiszę – „Miałam tak samo” – bo pomimo podobieństwa zdarzeń, każda kobieta (każda mama) jest inna i każda inaczej przeżywa swój „Dramat” karmienia piersią…

    Dziś, po ponad pięciu miesiącach od narodzin mojej wspaniałej córeczki, chyba nabrałam odwagi, by mówić (pisać) o moim „Dramacie” karmienia piersią. Tak! Dla mnie był to Dramat…
    Jak wiele Mam, idąc do szpitala byłam przeświadczona, że przez minimum pół roku będę karmić piersią…
    Przecież to tylko trzeba przystawić małą do piersi i już. Tak wtedy myślałam.
    Chciałam karmić piersią! Naprawdę chciałam!
    I nie jestem z tych, co będą na siłę przystawiać do piersi i potępiać mamy karmiące swoje maleństwa MM.

    Poród przebiegał bardzo miło. Miałam rewelacyjny Personel, dzięki któremu, całe 6 godzin pobytu na sali przedporodowej i porodówce minęły w spokojnej atmosferze, bez nerwów, strachu itp…

    Na sali poporodowej pielęgniarka przyłożyła mi córkę do piersi i poszła. Mała coś tam „się bawiła” piersią, ale powiedziano mi, że zapewne nie jest jeszcze głodna i, że wszystko jet w porządku.
    W takim też przeświadczeniu spędziłam pierwszą noc z córką.

    Mam 27 lat…I nie jestem znawcą – to mój pierwszy poród i moje pierwsze dziecko!!!

    Rano weszła na salę „pielęgniarka od laktacji” (dla mnie powinna nazywać się „od siedmiu boleści”)
    i na samym wstępie powiedziała: „Aaaa, to ta pani z problematycznymi piersiami…”. I wyszła…
    Zostałam sama z taką informacją, nie wiedząc o co chodziło tej pani.
    Po niej przeszło przez salę jeszcze kilka osób (wizyta w pełnym wydaniu: ze studentami itp.) i każdy to samo zdanie mówił, o to samo pytał – a ja tylko przytakiwałam, nie wiedząc co się dzieje. Nie umiałam nic mówić.
    Taka „kulka” w gardle…
    Potem były tylko łzy. Ze wstydu… Z bezradności…

    Próbowałam przystawiać córkę do piersi i myślałam, że pije (ssie).
    Widząc moje starania jedna kazała mi zacząć pić herbatkę (mąż poleciał i kupił), druga silikonowe nakładki na piersi (mąż znów poleciał kupić) trzecia kazała mi nie karmić przez osłonki… Wszystko na jednej zmianie, w odstępie kilku godzin.
    Walczyłam. – Nie! Walczyliśmy!!! MY – bo mąż wspierał mnie jak tylko mógł. Gdyby nie On, nie wiem jak by się skończyła cała ta historia.
    Mała zasnęła około 13:00 i spała…spała…spała…
    Ja zawstydzona, załamana nawet nie zauważyłam kiedy minęło 7 godzin jej snu (bez jedzenia) i tak o 20:00 mąż dał mi do zrozumienia, że coś jest nie tak. Poszedł po pielęgniarkę…i nastąpił przełom.
    Ktoś w końcu mi pomógł.
    Mała dostała MM, bo przez spadek glukozy była obawa o…straszne rzeczy, lepiej nie piszę.
    Ja dostałam laktator i zaczęłam odciągać pokarm.
    Ta Pani powiedziała mi też, że mój problem z karmieniem piersią wynika ze zbyt dużych i płaskich brodawek. Przynajmniej dowiedziałam się, o co tak na prawdę chodzi.
    Odciągałam pokarm i podawałam go córce w butelce.
    Dla mnie pierwsza butelka z moim pokarmem to był ogromny sukces. 🙂 Byłam dumna!

    Po powrocie do domu też odciągałam stale pokarm, jednocześnie próbując przystawiać córkę do piersi.
    I tu UWAGA!!!
    Odciągałam co 3 godziny ręcznym laktatorem Medeli- Lactaset. Kto taki posiada wie co to za hardkor…
    Po 3 tygodniach mąż zaopatrzył mnie w elektrykę. Było to dla mnie zbawieniem.
    Po dwóch miesiącach walki, córka złapała pierś i zaczęła ssać. Niestety tak zassała, że z bólu nie dałam rady. Zrezygnowałam z przystawiania ale dalej Mała piła moje mleko.
    W sumie odciągałam 3,5 miesiąca. Wraz z coraz mniejszą ilością mleka padła elektryka laktatora.
    To skłoniło mnie do przejścia na MM. Córka załapała „inne” mleko bez problemu.
    Mała jest zdrowa,uśmiechnięta i ma zawsze pełny brzuszek 🙂

    Dziękuję, Że mogłam się tu otworzyć i przelać moje bóle na „papier”.
    Czuję się bohaterką, że tyle wytrzymałam i tak długo walczyłam.
    I nie potępiam w żaden sposób mam, które od razu podają dziecku MM. Sama byłam bliska takiej decyzji.
    Tu winą obarczam personel – lenistwo tych pań (a może i brak ich odpowiedniego przygotowania).

    Wraz z mężem planujemy już następną pociechę 🙂
    Tym razem moja torba do szpitala będzie spakowana w nieco inny sposób. Według Mojej listy potrzeb.
    I na pewno będzie w niej laktator. Czas już szukać nowego 🙂

    Przepraszam za taki „słowotok”.
    Dziękuję raz jeszcze za Twoje słowa. One są i będą wsparciem dla wielu Mam.
    Pozdrawiam. 🙂

  326. Kinga G says:

    Wczoraj właśnie dokończyłam pakowanie torby do szpitala, oczekujemy na narodziny córeczki Poli 🙂 Chodzę jak parowóz, sapię i dyszę 😉 brzuch jest wielki jak arbuz i mimo, że do terminu zostało jeszcze kilkanaście dni, to już nie mogę się doczekać 🙂 Mam wiele obaw i wiem, że nasze życie ponownie przewróci się do góry nogami, a jednak chciałabym, aby mała była już z nami na świecie, strasznie się niecierpliwie. Cała ciąża minęła tak szybko, a wydawało się, że 9 m-cy to sporo czasu. W torbie do szpitala mam chyba wszystko, mąż się śmieje, że na dwutygodniowe wakacje zabierałam mniej 😉 Mam wspaniałego 7-letniego syna i myślałam, że już nie będę miała dzieci, ale udało się i tego szczęścia nie da się porównać z niczym innym 🙂 Cała rodzina cieszy się ogromnie i z niecierpliwością wyczekuje naszej kruszynki 🙂 Moje początki macierzyństwa i karmienia syna, przypominam sobie oglądając zdjęcia i filmy, bo minęło już sporo czasu, początki były ciężkie, szczególnie z karmieniem, ale wierzę, że teraz będzie dobrze i damy radę 🙂

  327. Ulula says:

    Miałam dwa totalnie różne początki karmienia i dwa razy zupełnie inaczej odnajdywałam się w roli mamy. Pierwsza córka, urodzona cztery lata temu, była zdrowym, donoszonym, słodkim bobasem. Bez problemu przystawiłam ją do piersi, nie miałam ani nawału, ani kłopotów z ilością mleka. Karmienie było czystą przyjemnością i trwało niemal trzy lata.
    Druga córka urodziła się miesiąc temu i nastawiona byłam na powtórkę. Ale zaczęły się schody. Mała piła krótko i dużo płakała, odrywała się od piersi z krzykiem. W czwartej dobie życia straciła bardzo dużo na wadze i dostała agresywnej żółtaczki. Jej stan się stopniowo pogarszał, a lekarze nie wiedzieli jak jej pomóc. W końcu padła diagnoza – galaktozemia. To jedna z niewielu chorób przy których bezwzględnie nie można karmić piersią. Nic o tym nie wiedziałam, nawet nie umiałam przyrządzić mieszanki…
    Wyższości mleka matki nad modyfikowanym nie da się podważyć, ale teraz, po miesiącu w nowej rzeczywistości, wiem już ze stuprocentową pewnością, że niezależnie od sposobu karmienia, można dać dziecku dokładnie tyle samo miłości i bliskości :).

  328. Ulula says:

    Miałam dwa totalnie różne początki karmienia i dwa razy zupełnie inaczej odnajdywałam się w roli mamy. Pierwsza córka, urodzona cztery lata temu, była zdrowym, donoszonym, słodkim bobasem. Bez problemu przystawiłam ją do piersi, nie miałam ani nawału, ani kłopotów z ilością mleka. Karmienie było czystą przyjemnością i trwało niemal trzy lata.
    Druga córka urodziła się miesiąc temu i nastawiona byłam na powtórkę. Ale zaczęły się schody. Mała piła krótko i dużo płakała, odrywała się od piersi z krzykiem. W czwartej dobie życia straciła bardzo dużo na wadze i dostała agresywnej żółtaczki. Jej stan się stopniowo pogarszał, a lekarze nie wiedzieli jak jej pomóc. W końcu padła diagnoza – galaktozemia. To jedna z niewielu chorób przy których bezwzględnie nie można karmić piersią. Nic o tym nie wiedziałam, nawet nie umiałam przyrządzić mieszanki…
    Wyższości mleka matki nad modyfikowanym nie da się podważyć, ale teraz, po miesiącu w nowej rzeczywistości, wiem już ze stuprocentową pewnością, że niezależnie od sposobu karmienia, można dać dziecku dokładnie tyle samo miłości i bliskości :).

  329. Klaudia says: